Kilka słów od Devereaux
Jak widać blog nie jest zawieszony, ani porzucony, nic z tych rzeczy. Po prostu ma bardzo leniwą, czasem zajętą, czasem mało kreatywną właścicielkę. Postanowiłam, że nie będę się ograniczać do kilku stron na rozdział, a po prostu napisze to, co chcę napisać, nieważne ile stron mi to zajmie... Ten rozdział ma 11 stron. Naprawdę, chociaż przy korekcie czytało mi się go bardzo szybko. Mam nadzieję, że Wy też go tak odczujecie. I mimo że nie dzieje się tutaj zbyt wiele rzeczy, nie ma wybuchów i pościgów, to chciałabym, żebyście zwrócili uwagę na relacje bohaterów, które staram się zaciskać, choć nie wiem, czy mi to wychodzi. Pod ostatnim rozdziałem było dużo komentarzy, wielu z Was także upominało się o nowy rozdział. Przyznam, że dodało mi to kopa, kiedy już się za pisanie zabrałam. To że ktoś prawdziwy tam jest i czeka na moje wypociny, jest motywujące, jak i zarazem nieco przytłaczające, ale hej! nie można mieć wszystkiego. Poza tym, jeśli chodzi o crossover, o którym pisałam na FB, to jeśli w ogóle się pojawi, to dopiero za jakiś czas, kiedy będę miała przynajmniej pół historii. To tyle.
Komentujcie, bo to naprawdę motywuje i zapraszam do czytania! I przepraszam, że musieliście czekać aż tak długo!
Syriusz jeszcze chwilę wpatrywał się w okienko, a raczej w
to, co było za nim. Nigdy nie chciał się narzucać Ruby, mimo że zawsze
wyglądało to odwrotnie. W głowie wymyślał kolejny scenariusz,
najodpowiedniejszy, aby do Cahan podejść. Chciał to zrobić, ale nic nie
przychodziło mu do głowy poza oklepanymi tekstami. Może to dlatego, że nie miał
humoru.
Mimo wszystko było mu szkoda Dorcas. Wiedział, że ją zranił
i nie czuł się z tym najlepiej. Z drugiej strony, cieszył się, że wreszcie
wszystko z nią sobie wyjaśnili. Zresztą, Meadowes wiedziała, na co się pisała.
Wszystkim wiadome było, że Syriusz nie był z żadną dziewczyną dłużej niż cztery
miesiące.
- Hm, to trochę przerażające. – Usłyszał za sobą znajomy
głos. Znajomy, lecz tak rzadko go słyszał. Był nawet troszeczkę podobny do jego
własnego. Syriusz odwrócił się powoli z pytającym wyrazem twarzy.
- Co takiego? – Uniósł jedną brew.
- Patrzysz się na nią już… trzecią minutę. – Regulus
spojrzał demonstracyjnie na zegarek, który wyjął z kieszeni swojej szaty.
Schował go, a ręce włożył do kieszeni ciemnych spodni. Syriusz zmierzył brata wzrokiem
od stóp do głów i zauważył, że obaj stali w tej samej pozycji. Syriusz szybko
chciał ją zmienić, chcąc zaprzeczyć jakiemukolwiek podejrzeniu, że byli choć
trochę do siebie podobni. Najwyraźniej Regulus myślał tak samo, bowiem szybko
skrzyżował ręce na piersi i oparł się ramieniem o gablotę z pucharami.
- Byłeś tu przez cały ten czas? – Mimowolnie także i Syriusz
przyjął pozycję obronną. Regulus uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie chciałem wam przeszkadzać. Zawsze tak beznadziejnie
radzisz sobie z kobietami? – zaśmiał się młodszy Black.
- Super, słyszałeś wszystko. Wspaniale – mruknął Syriusz i
za nic nie chciał pokazać swojego zawstydzenia. – Co ty w ogóle robisz w Izbie
Pamięci?
- Musiałem, hm, coś załatwić. – Regulus zignorował kolejne
pytające spojrzenie brata. Nie miał zamiaru mu się tłumaczyć. Nagle klasnął w
dłonie, przypominając sobie o czymś ważnym. – Hej, sto lat, bracie! – Uśmiechnął
się szeroko i rozłożył ręce zachęcająco. Bracia podeszli do siebie i nastąpiła
chwila, którą warto byłoby zapisać w kalendarzu, ponieważ zdarzała się ona raz
na kilka lat. Blackowie przytulili się, Regulus poklepał Syriusza po plecach,
aż w końcu tęsknie oderwali się od siebie. – Chciałem wczoraj użyć lustra, ale--
- Wiem. Twoi Ślizgońscy przyjaciele byli w pobliżu, a o
reputację trzeba przecież dbać, prawda? – głos Syriusza był przepełniony
emocjami, choć bardzo chciał okazać obojętność. Jednak życie z Syriuszem pod
jednym dachem nauczyło Regulusa, jak te emocje rozszyfrować. Wiedział, co
oznaczały pojedyncze gesty, jego mimika twarzy.
- Tutaj nie chodzi o reputację, tylko o coś bardziej
skomplikowanego, przecież wiesz.
- Nie wiem, bo nic nie chcesz mi na ten temat powiedzieć.
- Bo nie chcę cię w to mieszać.
Obaj starali się opanować. Musieli kontrolować ton swojego głosu,
nie tylko ze względu na to, że ktoś mógłby ich usłyszeć. Wystarczyłoby, żeby
tylko jeden z nich się uniósł, a kłótnia trwałaby w nieskończoność. A Regulus
był ostatnią osobą ze wspaniałego rodu Blacków, z którą Syriusz w miarę się
dogadywał i nie chciał tego zepsuć.
- Rodzice się do ciebie odezwali?
- A skąd. Nawet nie otrzymałem żadnego krzykacza, który
zwyzywałby mnie za to, że tak długo żyję i jak śmiałbym jeszcze nie umrzeć. Bo
życzeń to za nic bym się nie spodziewał. – Syriusz parsknął śmiechem.
- Do bani – krótko skomentował Regulus. – Dobra, na mnie
czas. Więc jeśli nie masz nic przeciwko, to wolałbym, żebyś wyszedł pierwszy. –
Dłonią wskazał drzwi wyjściowe. – Wiesz, nie możemy wyjść w tym samym czasie,
bo…
- Jasne – Syriusz zaśmiał się z przekąsem i pokręcił głową z
niedowierzaniem. – Jeszcze pomyślą, że jesteśmy parą i co wtedy? – zażartował,
lecz dokładnie wiedział, co miał na myśli Regulus. Powędrował w stronę drzwi i
z ręką na klamce odwrócił się jeszcze do brata. – Dzięki, Reg. – Młodszy Black
tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, a Syriusz zniknął za drzwiami.
Po lekcji eliksirów, na której profesor Slughorn opowiadał o
eliksirze postarzającym i sposobie jego przyrządzania, Huncwoci skierowali się
w stronę swojego drugiego ulubionego miejsca w Hogwarcie – kamiennej ławki w
rogu dziedzińca, skąd mieli widok na jego całość.
Dziedziniec był w kształcie kwadratu. Otaczały go ściany
korytarza szkolnego zrobione z brązowego kamienia. W całości były pokryte
wnękami na okna z ostrymi łukami i kolumnami w stylu gotyckim, w które można by
umieścić odpowiednie szyby czy też witraże, aczkolwiek tych tam nie było.
Ziemię w większości pokrywała zielona trawa, lecz jej „obramowanie”, które
oddzielało ją o metr od ściany, było z nieco ciemniejszego kamienia niż ściany.
Listopadowa pogoda dawała już o sobie znać. Huncwoci musieli
na siebie założyć coś grubszego niż sam mundurek szkolny. Syriusz zdecydował
się założyć swój sweter w czerwone i żółte poziome paski, w którym czasem grał
w Quidditcha. Na plecach miał swój numer gracza i nazwisko. James zarzucił na
siebie tylko zwykłą czerwoną bluzę, Remus czarny kardigan, a Peter poszedł w
ślady Blacka i założył sweter w barwach Gryffindoru oraz czarną szatę. Inni
uczniowie chodzili już nawet w szalikach, choć wcale nie było aż tak zimno. Z
powodu niskiej temperatury na zewnątrz było mniej osób niż zwykle, co Huncwotom
bardzo się podobało.
- Rozmawiałeś z Lily? – zaczął temat Remus. James westchnął
ciężko. Próbował się zmusić do rozmowy z rudowłosą, ale za każdym razem, gdy
chciał do niej podejść, jego nogi nie chciały się ruszać.
- Powiedzmy, że
jestem w trakcie przemyśleń na temat tego, co jej powiem – odpowiedział, co
wcale kłamstwem nie było. To że kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy, to
już co innego.
James zauważył powód, dla którego Lunatyk poruszył ten
temat. Naprzeciw nich po korytarzu szła Lily i Ruby. Rozmawiały przez jakiś
czas, aż Lily odłączyła się od Cahan i poszła w swoją stronę. Ruby, już
przebrana w ciepły sweter Gryffindoru, kroczyła w kierunku Huncwotów.
- Nie chcę się wtrącać, ale Evans właśnie idzie sama przez
korytarz, właśnie teraz masz świetną okazję, którą marnujesz, bo jeszcze tutaj
siedzisz – zauważył Syriusz, mówiąc coraz szybciej w zależności od tego, jak
blisko nich była Ruby. O ile Lily nic jej nie powiedziała o wczorajszym
wieczorze, to najprawdopodobniej nie wiedziała o całym zajściu między Jamesem a
Evans, a on nie chciał być znów tym, który się jej wygada.
- Więc się nie wtrącaj – spokojnym tonem odpowiedział mu Rogacz.
– Hej – Potter przywitał się uśmiechem z Ruby. Dziewczyna odwzajemniła gest i
usiadła na ławce na miejscu, które zwolnił jej Syriusz. Ten oparł się plecami o
kamienną ścianę, stojąc nieco bokiem do przyjaciół. Ta pozycja jednak podobała
mu się bardziej niż poprzednia, ponieważ lubił widzieć swojego rozmówcę. Bądź,
co bądź, kontakt wzrokowy był bardzo ważny do budowy jakiejkolwiek relacji, tak
przynajmniej uważał.
Remus właśnie rozmawiał z Ruby o jakiejś książce, o której
Black kompletnie nie słyszał, więc nie włączał się w rozmowę, tylko obserwował.
Syriusz lubił czasem poczytać, ale robił to głównie w domu, aby odciąć się od
swojej rodziny. I zwykle były to mugolskie książki fantastyczne, które musiał
ukrywać przed rodzicami, bowiem wszystko, co mugolskie nie było godne nawet
przelotnego spojrzenia wspaniałego rodu Black. Zauważył, że reszta także się
przysłuchiwała.
Zastanowił się, czy inni też zauważali perfekcję, jaką
emanowała Ruby. Syriusz nie mógł się oprzeć szerokiemu uśmiechowi Gryfonki i
temu zafascynowaniu w jej oczach, gdy rozmawiała na dogodny jej temat, jakim
były książki. Czy inni też to dostrzegali? Po kilku sekundach zbył tę myśl,
ponieważ gdy w końcu oderwał od Ruby spojrzenie, zobaczył, że tak naprawdę
każdy inny patrzył w innym kierunku, a jeśli już zerknęli na dwójkę
rozmawiających przyjaciół, to nikt nie zawiesił na nich wzroku na dłużej niż
kilka sekund.
- Gapisz się – szepnął mu James ledwie słyszalnie, aby nikt
inny poza Syriuszem tego nie usłyszał. A to że Rogacz siedział na brzegu ławki,
czyli najbliżej miejsca, w którym stał Łapa, nie utrudniło mu zadania. Jednak
dla niepoznaki Potter jeszcze kaszlnął cicho, tak na wszelki wypadek. Syriusz
spojrzał na Rogacza z uniesioną brwią i niemal niezauważalnym uśmiechem na
twarzy. W brązowych oczach Jamesa widać było nieukrywane politowanie i
rozbawienie. Ich mentalną rozmowę, a także standardową rozmowę Ruby i Lunatyka
przerwały trzy nastolatki, które przechodziły korytarzem.
- Wiecie, że Syriusz Black znów jest wolny?! – zapytała swoich
koleżanek podekscytowana dziewczyna. Syriusz słyszał je tuż obok siebie.
Przeszły jeszcze kawałek wolnym tempem, aż całkiem się zatrzymały. To chyba z tej ekscytacji, pomyślał
kpiąco Syriusz. Najwyraźniej nie zdawały sobie sprawy z obecności Huncwotów.
Wszyscy powstrzymywali się od śmiechu głośniejszego niż parsknięcie, chcąc podsłuchać
dalszej rozmowy. Łapa wciąż opierał się o ścianę, tym razem jednak ramieniem.
Tym sposobem miał widok na twarz jednej z dziewczyn, która robiła za jeden z wierzchołków
w powstałym trójkącie.
- Naprawdę? – niedowierzała – jak Syriusz sprytnie zauważył
po szaliku – Krukonka. Pozostałe dziewczyny, w tym główna plotkara, pochodziły
ze Slytherinu. Nie wiedział jednak, z którego były roku. – I zamierzasz coś
zrobić, Lena?
Syriusz ciągle zastanawiał się czy wysłuchiwać rozmowy
dalej, czy coś podziałać. Zdecydował się na to drugie.
- Właśnie, Lena. Zamierzasz? – przyłączył się do konwersacji
z szerokim, zalotnym uśmiechem na twarzy. Dziewczyna mogła go bez problemu
zobaczyć przez okno, zaraz po tym jak się odwróciła w jego stronę.
Była całkiem ładna, nie kojarzył jej z lekcji, więc musiała
być nieco młodsza lub rok starsza. Wyglądała na młodszą, więc na tę opcję
stawiał. Blondwłosa Lena wytrzeszczyła na niego swoje lodowato niebieskie oczy,
a jej blada skóra zaróżowiła się na policzkach. Próbowała coś odpowiedzieć, ale
wyraźnie się zawstydziła, więc mruknęła coś w odpowiedzi i odwróciła się na
pięcie, aby zaraz potem pognać przez korytarz. Koleżanki pobiegły za nią, a
Syriusz odwrócił się znów twarzą do przyjaciół. Zaśmiał się, ale nie tak głośno
jak James. Najwyraźniej bardzo go to rozbawiło, bardziej niż wszystkich.
- Przestań, przynajmniej się starała. – Ruby broniła Leny i
choć wcale jej nie znała, to wyobrażała sobie, co Ślizgonka mogła czuć. Mimo to
Cahan nie była zbyt przekonująca, skoro sama nie potrafiła ukryć uśmiechu. –
Zresztą nic nie mówiłeś, że nie jesteś już z Dorcas – Ruby zwróciła się do
Syriusza.
- A co miałem mówić? Wczoraj się pokłóciliśmy, dzisiaj
trzeba było dokończyć sprawy.
Ruby nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Syriusz
powiedział to jak taką zwyczajną błahostkę, jakby była to jego rutyna. Dalej
wielu rzeczy o nim nie wiedziała, ale wiedziała, że często zgrywał twardziela,
kiedy tak naprawdę buzowały w nim emocje. Dlatego wątpiła, aby i to było
błahostką, mimo tego, że Syriusz chciał za wszelką cenę sprawić, żeby właśnie
tak to wyglądało. Jak błahostka. Z drugiej strony wiedziała też, jakim dupkiem
potrafił być Black. Kto wie, może to naprawdę była jego rutyna.
James schylił się nad etażerką przy swoim łóżku. Swoją
drogą, był wdzięczny skrzatom domowym, za schludne zaścielenie posłania jego i
reszty współlokatorów. Pamiętał, w jakim stanie swój pokój zostawili i
wiedział, że gdyby nie skrzaty ich pokój wyglądałby jak wysypisko śmieci. Był
im też wdzięczny za to, że zawsze na etażerkach leżały podręczniki z lekcji, z
których mieli do zrobienia zadania domowe. W tym przypadku był to podręcznik do
lekcji Obrony przed czarną magią.
Chwycił ją pod pachą, a z szuflady wyjął nowe opakowanie
Fasolek Wszystkich Smaków. Po otworzeniu go szybko wybrał fasolki, których
dobrego smaku był pewien i całą ich garść wsypał do ust. Nawet jeśli trafiły mu
się fasolki o niefortunnym smaku, to zostały zdominowane przez te o owocowe i
na szczęście nie czuł zniesmaczenia. Teraz będzie mógł delektować się widokiem
zdegustowanego Syriusza, kiedy to James zaproponuje mu smakołyki. Jeden zero
dla Jamesa.
Kiedy już zamknął pudełko z fasolkami, aby te się nie
wysypały, James uniósł wzrok i rozejrzał się po pokoju, myśląc, czy czegoś nie
zapomniał.
Niefortunnie jego spojrzenie napotkało fotografię, wiszącą
na ścianie. Zdjęcie, na które kiedyś patrzył całymi dniami. Lily, czytająca
książkę w bibliotece szkolnej, raz po raz odgarniała z twarzy rude kosmyki
włosów. Lubił je, zawsze uważał, że wyglądała na nim naturalnie, niemal zbyt
pięknie. Dopiero kiedy zabrakło mu powietrza, uświadomił sobie, że wstrzymywał
oddech.
- A niech cię, Evans – mruknął do siebie z małym uśmiechem i
zerwał delikatnie zdjęcie ze ściany. Popatrzył na nie jeszcze przez kilka
sekund i włożył je między strony podręcznika.
Przed samym wyjściem z sypialni przypomniał sobie o jednej
rzeczy. Ważnej rzeczy, która niezmiernie poprawiłaby jego humor. Podszedł do
szafki nocnej Glizdogona i otworzył ją. Pospiesznie wyjął z niej fiolkę z
białym płynem w środku i duszkiem wypił jej zawartość.
Gdy tylko wyszedł z pokoju, eliksir już zaczynał działać, a
kac po urodzinach Syriusza poszedł w zapomnienie. Zdawał sobie sprawę, że nie było
to do końca uczciwe wobec reszty Huncwotów, ponieważ eliksir nie tylko należał
do Petera, ale też on sam chciał zdecydować, komu ten eliksir dać. James
pomyślał, że kac prędzej sam by mu przeszedł, zanim Glizdek by się zdecydował.
Mruknął pod nosem ciche no trudno i
pognał skocznym krokiem do Wielkiej Sali. Nareszcie światła żyrandoli mu nie
przeszkadzały, a śmiejący się ludzie na korytarzach, nie sprawiali mu ogromnego
bólu głowy.
Na Sali odszukał Huncwotów i usiadł obok Remusa, który
najwyraźniej był już w połowie tematu z podręcznika, który mieli przeczytać.
Syriusz i Peter, siedzący naprzeciwko nich, grali w karty, choć ani jeden z
nich nawet nie zabrał się za zadanie domowe.
James otworzył przed sobą podręcznik. Na jedną sekundę
wysunęło się z niego zdjęcie Lily i zanim Potter zdążył je schować, już
znalazło się w dłoniach Syriusza. Jego ciemne oczy wpatrywały się przez chwilę
w fotografię. James spodziewał się jakiegoś ciętego komentarza, ten jednak nie
nadszedł. Syriusz oddał Potterowi jego własność.
- Czyli się poddajesz? – zapytał Łapa i rzucił kolejną kartę
na stos między nim a Peterem.
- Co? – James zmarszczył brwi, jednak sekundę później
zrozumiał, o czym mówił jego przyjaciel. – Oczywiście, że nie – automatycznie
zaprzeczył. Do tej pory sam nie wiedział, co robić wobec Lily. Teraz
odpowiedział tak odruchowo, że wszystko stało się dla niego jasne.
Nie mógł się w tym momencie poddać. Nie bez powodu zabiegał
o Lily Evans od sześciu lat. Miałby porzucić wszystkie plany, tylko dlatego, że
raz nie udało mu się jej pocałować? Przez te sześć lat nawet nie był z nią tak
blisko jak wczoraj i wtedy się nie poddał. Czemu miałby to zrobić teraz?
Powinien się cieszyć, że do prawie-pocałunku w ogóle doszło. Umówisz się ze mną, Evans?, pytał tyle
razy, że mógłby wyryć to sobie na nagrobku.
Zastanowił się, gdzie podział się stary Potter. Ten gnojek,
który był tak bezpośredni, że aż bezczelny. Być może nikt za nim nie tęsknił,
lecz sam Rogacz tęsknił za jego odwagą i czas najwyższy nastąpił, aby tę odwagę
przywrócić. James zauważył, że Syriusz mówił coś do niego już od dłuższego
czasu, ale ten tak się zamyślił, że nie słyszał ani słowa.
- Porozmawiam z nią – postanowił nagle, co sprawiło, że Łapa
uciął w środku zdania i nie mówił nic więcej, a Remus i Peter spojrzeli na
niego badawczo. – Serio, porozmawiam. Muszę sobie przemyśleć, co dokładnie
powiem i mam nadzieję, że nie pogorszę sprawy jeszcze bardziej.
- Nie ma problemu! – Syriusz odrzucił karty na bok i
radośnie klasnął w dłonie.
Zwinnie przeskoczył nad stołem i usiadł na nim, kładąc nogi
na ławce między Remusem a Potterem. Machnął swoją różdżką tak szybko, że nikt
tego prawie nie zauważył, dopóki na głowie Remusa nie pojawiła się opaska do
włosów z czerwoną kokardką.
- Rogaczu, wyobraź sobie, że to Luniaczek jest Lily.
- Co do Merlina? – Lupin pomacał kokardkę ze zmieszanym
spojrzeniem.
- Lily nie ma takiej opaski, a poza tym, wybacz mi, Lunio,
ale nie jesteś w moim typ—
- Cśś, tutaj już nie ma Lunia, Potter. Jest Lily, która
kupiła sobie nową opaskę. – Black wywrócił oczami. – Spotykasz ją na korytarzu.
Co jej powiesz?
Z jakiegoś dziwnego powodu Syriusz zawsze był
podekscytowany, kiedy miał wpływ na czyjeś życie miłosne. Tak było i tym razem.
Z zapałem inicjował rozmowę Jamesa i sztucznej Lily.
- Hm, okej. Ekhm… - James odchrząknął i poprawił kaptur
swojej bluzy. Odruchowo rozczochrał dłonią kruczoczarne włosy i poprawił
okulary na nosie. Bardzo chciał zobaczyć swoją lubą na miejscu Remusa, ale
opaska na włosy nie spełniała do końca swojej roli. Tak czy inaczej, starał się
kontynuować. – Lily, czy możemy pogadać?
- Jasne, James – odparł Remus nienaturalnie wysokim głosem.
Peter nie mógł wytrzymać ze śmiechu, musiał więc zakryć usta dłonią, aby nie
wybuchnąć i nie przerwać farsy.
- Ale jesteście beznadziejni… - Łapa był tak zażenowany, że
ukrył twarz w dłoniach. – Po pierwsze, James, nie pytaj jej, czy możecie
pogadać. Stawiam na to, że ona zawsze coś wymyśli i będzie chciała uciec.
Zamiast tego oznajmij jej to, że chcesz porozmawiać. Po drugie, Lily nie zwraca
się do Rogacza per James, jeśli jest na niego zła, ale per Potter. – Westchnął
głośno i ciężko. Syriusz nachylił się nad Remusem i zdjął mu opaskę z głowy i
założył ją na swoją czuprynę. – Jesteś mało wiarygodną Lily. Pozwól, że ja nią
będę. – Wydawało się, że James wolał się śmiać z Blacka, aniżeli „ćwiczyć”
swoje spotkanie z Evans, więc tym razem to Syriusz zaczął. – Och, cześć, Potter
– on również użył wysokiego tonu.
- Cześć, Lily. Słuchaj, chciałbym porozmawiać.
- Nie mam wiele czasu, muszę odrobić lekcje, do tego
obowiązki prefekta, sam wiesz…
- Och, w porządku. Innym razem. – James nawet uśmiechnął się
delikatnie i przez krótką chwilę potrafił wyobrazić sobie na miejscu Syriusza
Lily. Usłyszał klnącego pod nosem Syriusza.
- Zamierzasz z nią w końcu porozmawiać czy poczekasz do
końca szkoły i jeszcze kilka lat, aż sowa zrzuci ci zaproszenie na ślub panny
Evans z szanownym panem Smarkeusem? – zapytał dobitnie już zmęczony sytuacją
Syriusz. Zrezygnowany Łapa ściągnął ponownie opaskę ze swojej głowy i oddał ją
Jamesowi. Jakby ta sprawiała, że noszący momentalnie zmieniał się w rudowłosą
dziewczynę. Teraz, kiedy James o tym pomyślał, wpadł na to, że ten pomysł był
wart miliony galeonów.
- Ty będziesz Evans, ja będę tobą. Taki marny żywot mi
przypadł… - skomentował cicho. Zanim zaczął, ściągnął jeszcze z nosa Jamesa
kwadratowe okulary i założył je na siebie. Musiał zsunąć kontakty na czubek
nosa, ponieważ zbyt mocne szkła rozmazywały mu obraz. James pomyślał, że jego
przyjaciel przypominał McGonagall. – Lily, zaczekaj. – Syriusz chwycił Jamesa
za dłoń, jakby dopiero złapał go… ją na korytarzu. – Cześć. Słuchaj, chcę
pogadać. – Rzucił przyjacielowi jeden z tych czarujących półuśmiechów. James
chciał coś powiedzieć, ale Syriusz natychmiast mu przerwał. Rogacz zdążył
jedynie otworzyć usta. – Wiem, że jesteś pewnie zawalona robotą i że musisz
odrobić pracę domową co najmniej dwa tygodnie na zapas, ale daj mi mówić. Jeśli
nie chcesz, ty nie musisz mówić nic. – James naprawdę się poddał temu
błagalnemu spojrzeniu, którym obdarzył go Black. Wciąż nie puścił dłoni Rogacza,
a drugą ręką udawał, że odgarniał z twarzy rude kosmyki dziewczyny. Tylko że w
przypadku Jamesa nie było co odgarniać, więc w rezultacie Syriusz tylko smagnął
delikatnie Pottera po twarzy. Rogacz postanowił to przerwać.
- Dobra, rozumiem! Wystarczy, bo jeszcze się w tobie
zakocham, Łapo – James zaśmiał się i odzyskał swoje okulary z nosa Blacka.
Zanim je założył, wytarł ich szkiełka materiałem bluzy. Prawie zapomniał o
opasce, którą miał na głowie. Rzucił ją na stół. – Dużo kontaktu wzrokowego i
fizycznego, przejść do sedna, nie dać sobie przerwać i nie dać jej uciec.
Załapałem.
James podziękował Blackowi, choć sam nie wiedział, ile z
nowo pozyskanej wiedzy wykorzysta. Jeśli chodziło o rozmowy z Lily, to ten
zawsze wolałby pozostać sobą, aniżeli zachowaniem podchodzić bardziej pod
Syriusza.
Mimo że chciał wrócić, a właściwie dopiero zacząć odrabiać
pracę domową, to zwyczajnie nie potrafił się skupić. Syriusz wciąż siedział na
stole, grzebiąc w paczce Fasolek Wszystkich Smaków w poszukiwaniu takich, które
nie wyglądały jak wymiociny. Te były najgorsze.
James schował zdjęcie Lily z powrotem do podręcznika i
dołączył do rozmowy Remusa i Petera o legendarnej Komnacie Tajemnic, która
ponoć została otwarta nie aż tak dawno temu.
- A co cię to tak interesuje, Glizdek? – zapytał
podejrzliwie, ale także żartobliwie James.
- Nie interesuje… Po prostu Jęcząca Marta ostatnio o tym
mówiła, więc zastanowiło mnie to. – Peter wzruszył ramionami i wyjął z kieszeni
spodni czekoladowego batonika. James postanowił nie drążyć tematu.
Nagle Wielką Salę wypełniły sowy. Wlatywały przez okna i
zaczarowany sufit jedna po drugiej, aż były ich dziesiątki. Każda miała list w
dziobie lub przywiązany do nóżki. Większe paczki trzymały w szponach. Sowia poczta!, ktoś krzyknął
podekscytowany. Wszyscy obecni na Sali uczniowie patrzyli nad siebie i wzrokiem
śledzili sowy. Wzdłuż stołów pospadały listy, paczki i gazety.
Syriusz otrzymał kolejny numer miesięcznika „Dla gracza
Quidditcha”, a James „Vox Quidditch”. Później i tak wymieniali się gazetami, po
ich przeczytaniu. Oprócz tego zrzucono Potterowi list od rodziców, a Black
niespodziewanie dostał kopertę od wuja Alfrada. Gdy tylko ją otworzył, koperta
wyleciała mu z rąk i przeczytała swoją zawartość na głos, a były nią życzenia
urodzinowe. Następnie wybuchła, tworząc kolorowe confetti. To były jedyne
życzenia jakie Syriusz dostał od rodziny, poza tymi od Rega. Peter również
dostał list, a Remus już wziął się za czytanie artykułu z pierwszej strony
Proroka Codziennego.
- Coś ciekawego, Lunatyku? – zapytał Peter, widząc, z jaką
zaintrygowaną miną Remus śledził tekst.
- Chyba muszę porozmawiać z Ruby – oznajmił pustym, nieco
poddenerwowanym tonem, nie odrywając oczu od gazety. Ten ton zaniepokoił
Huncwotów.
Ruby siedziała w Wielkiej Sali przy stole Gryfonów, jednak
postanowiła trzymać się całkiem daleko od Huncwotów, których mogła zobaczyć
kątem oka, siedzących w oddali. Spodziewała się listu, a ten chciała otworzyć w
samotności. Ucieszyła się, gdy sowa podleciała do Ruby i zrzuciła kopertę
prawie pod jej nos. Ruby złamała czerwoną pieczęć i wyjęła list. Ledwie zdążyła
rozwinąć pergamin i przeczytać pierwsze zdanie, gdy za swoimi plecami usłyszała
znajome głosy, które z każdą sekundą wydawały się być coraz bliżej. To Remus i
Syriusz sprzeczali się o coś. Usiedli po obu jej stronach, Ruby była teraz
między nimi. Żadnej drogi ucieczki,
pomyślała.
- Och, piszecie do siebie listy, jak słodko – skomentował
złośliwie Black. Zdążył tylko przez sekundę rzucić okiem na list, który
trzymała Ruby, zanim zgięła go w pół. Sekunda wystarczyła, aby zauważył podpis
u samego dołu pergaminu. Gabriel. Normalnie poczułby się… urażony, lecz w
tamtym momencie liczyło się tylko to, aby odwieść Remusa od jego planu. A
przynajmniej chciałby go trochę zmodyfikować, żeby był choć trochę delikatniejszy.
Syriusz spojrzał na Ruby, która właśnie piorunowała go wzrokiem. – Widzisz,
jaka jest szczęśliwa, Remusie? Może by tak--
Ruby zdała sobie sprawę, że odkąd dostała kopertę w swoje
ręce, mimowolnie na jej twarzy pojawił się uśmiech i utrzymywał się do chwili,
gdy Syriusz zwrócił się do Remusa. Wtedy ogarnęło ją podejrzenie i uśmiech
spełznął niemal natychmiastowo.
- Powinna wiedzieć, Łapo
– spławił go Remus.
- Co się dzieje? – Zmarszczyła brwi.
- Miałaś ostatnio jakiś kontakt z rodzicami?
- Nie pisaliśmy od jakiegoś czasu… C-co się stało, Remusie?
Lupin rozłożył Proroka Codziennego przed twarzą Ruby.
Zdezorientowana zaczęła czytać.
Najpierw rzucił jej się w
oczy krzykliwy nagłówek: Śmierciożercy
napadli na ulicę Pokątną! Następnie zwróciła uwagę na zdjęcia. Nie było ich
wiele, zaledwie dwa. Na z nich jedynym ukazano kogoś leżącego na noszach, które
wlatywały do ambulansu. Pracownik zamknął jego drzwi, na których ukazała się
różdżka skrzyżowana z kością. Ambulans odjechał, niestety nie było widać, kogo
ze sobą zabrał. Drugie zdjęcie przedstawiało jedną z alejek, gdzie stali
poturbowani ludzie, którzy znaleźli się w złym miejscu o złej porze. Zajmowali
się nimi sanitariusze.
Ruby przeszła do tekstu, choć
prawie w ogóle nie mogła się na nim skupić. Pamiętała tylko tyle, że napadli na
sklep Ollivandera, skąd zabrano sporo asortymentu, a sam właściciel został
potraktowany Cruciatusem. Ponoć zabrano go do szpitala św. Munga, lecz nic
poważnego się mu nie stało. Dalej przeczytała, że Śmierciożercy poszukiwali
czegoś w pobliskich aptekach. Wtedy Ruby wstrzymała oddech. Na ulicy Pokątnej
były tylko dwie apteki. Apteka Sluga i Jiggera oraz apteka Pod Hiopogryfem,
która należała do Gordona Cahana, ojca Ruby. Artykuł nie mówił wiele, poza tym,
że właściciele obu aptek zostali znalezieni porażeni klątwą petryficusa.
Przyznali także, że zostali poddani działaniu zaklęcia Imperius, które
pozwalało rzucającemu przejąć kontrolę nad ciałem ofiary. Jednak żaden z nich
nie pamiętał, czego chcieli od nich Śmierciożercy. Prorok nie mógł podać wielu
informacji, napisano jednak, że ojciec Ruby aktualnie przebywał w szpitalu św.
Munga i być może okazała trochę samolubności, ale tylko ta informacja ją
obchodziła. Nawet nie przeczytała artykułu do końca.
Łzy, które stanęły w jej
oczach, rozmazały jej cały obraz, więc po prostu odrzuciła od siebie gazetę.
Szybko mrugała, chcąc pozbyć się łez. Nie chciała okazywać słabości. Nie w Wielkiej
Sali, nie przy wszystkich. Gwałtownie wstała, aż zakręciło się jej w głowie.
Syriusz uratował ją przed utratą równowagi. Ruszyła przed siebie.
- Ruby, gdzie idziesz? –
dopytywał Remus, próbując dotrzymać jej kroku. Przekroczyła tylko próg Wielkiej
Sali, gdy Lupin złapał ją za rękę.
- Mam list do napisania –
powiedziała cicho i szybko, bowiem wiedziała, że przy dłuższym zdaniu załamałby
się jej głos. Wyrwała się przyjacielowi z uścisku.
- Jeśli potrzebujesz
porozmawiać…
Ruby pokręciła głową i
zakryła dłonią usta, byle nie ukazać drżącej wargi, a przy okazji ją przed tym
powstrzymać. Szybko otarła łzy, które jednak pojawiały się w coraz większej
ilości, w miarę jak zbliżała się do swojego dormitorium. Z każdym kolejnym
krokiem miała wrażenie, że jej nogi stawały się coraz cięższe. Jakby brodziła w
głębokim błocie.
Gdy tylko zatrzasnęła za sobą
drzwi od sypialni i zobaczyła, że ta była pusta, chwyciła się za czubek głowy,
zatapiając palce w brązowych włosach. I pozwoliła sobie na wypuszczenie z
siebie emocji, które popłynęły istnym wodospadem. Wszystko z nim w porządku, powtarzała sobie i skuliła się przy
podłodze. Nie mogę ponownie stracić
kolejnej drogiej mi osoby. Nie znów i nie w ten sposób.
Zajęło jej to kilka minut,
nim doszła do siebie. Wstała z kucek i podeszła do swojej szafki nocnej. Wyjęła
z niej pergamin i pióro z atramentem. Usiadła na swoim łóżku i napisała list z
miękkim materacem jako podkładką, co sprawiło, że list nie wyglądał zbyt
estetycznie. Ale Ruby nie bardzo się tym przejmowała i gdy tylko skończyła
zadawać pytania odnośnie stanu ojca, wykonała szybki podpis i desperackim
krokiem powędrowała do Sowiarni.
Przepychała się między
uczniami na schodach i korytarzach. Niektórzy nawet rzucili w jej stronę
niemiłe słowa, lecz Ruby ich nie słyszała. Była ogłuszona własnym celem i
myślami z nim związanymi. Nie miała pojęcia, czego Śmierciożercy mieliby szukać
u jej ojca. I do czego potrzebowali tyle różdżek?
W Sowiarni było jak zawsze
zimno i ponuro. Nic dziwnego, skoro w oknach nie było żadnych szyb. Na poziomie
Ruby znajdowały się może cztery sowy. Wyżej, bo Sowiarnia miała co najmniej
trzy piętra wysokości, było ich więcej, ale Ruby nie widziała żadnego sensu w
wybrzydzaniu w sowach, więc podeszła do pierwszej lepszej.
- Och, Ruby – usłyszała za
sobą głębokie westchnienie. Ledwie zdążyła się odwrócić, a Heli już zarzuciła
ramiona na jej szyję. – Czytałam Proroka – powiedziała cicho, nie wypuszczając
Ruby z objęć. Wciąż trzymając list w drżących dłoniach, Ruby odwzajemniła
uścisk. Tego potrzebowała, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. – Jak się
czujesz?
Ruby otworzyła usta, ale nie
wydobył się z nich żaden dźwięk, poza szlochem. Nie potrafiła się powstrzymać i
mimowolnie wybuchła płaczem. Przyległa mocniej do przyjaciółki, zwilżając łzami
jej zielone włosy, opadające na ramię. W jej ramionach Ruby czuła się
najbezpieczniej i chciałaby pozostać tak jak najdłużej. Heli powoli głaskała
włosy Ruby, co bardzo ją uspokajało.
- Będzie dobrze…
Nawet nie chciałaby sobie
wyobrazić, jakby to było, gdyby straciła kiedyś Heli.
Syriusz martwił się o Ruby.
Nie chciał zrzucać na nią tamtej informacji o jej ojcu, chciał zrobić to
bardziej delikatniej. Wieczorem Cahan siedziała już od dłuższego czasu w swoim pokoju,
a jak twierdziła Modliszka – Ruby ma się dobrze, chciała pobyć sama w spokoju i
ciszy. Tylko tyle musiał wiedzieć i miał wielką nadzieję, że Heli go nie
okłamała, ponieważ nie miał czasu na wydobywanie z niej więcej informacji.
Musiał postawić się na swoim
szlabanie, którym McGonagall ukarała go za nauczenie ptaka mówić Smarkeus cuchnie. Tak jakby się z tym
nie zgadzała.
Zarzucił na sweter czarną
skórzaną kurtkę i wyszedł z Hogwartu, tak jak kazała mu profesor McGonagall. Kilkoro
uczniów już czekało przed chatką Hagrida na odbycie szlabanu.
- Tak żem się zastanawiał,
kiedy wy huncwoci w końcu do mnie przyjdziecie! Ach, tak… Sto lat, Syriusz! –
Syriusz usłyszał za sobą radosny chrapliwy głos z charakterystycznym akcentem.
Odwrócił się z uśmiechem i zobaczył Hagrida, który schodził właśnie ze schodków
przy swojej chatce. Podziękował mu za pamięć o jego urodzinach, czego naprawdę
się nie spodziewał.
Rzeczywiście, w ciągu roku
szkolnego Huncwoci nie widzieli się zbyt często z Hagridem, ale Syriusz
widział, że Hagrid nic się nie zmienił.
Hagrid był półolbrzymem i
choć Syriusz również był wysoki, to Hagrid przewyższał go wzrostem o dobre kilka
stóp. Właściwie przewyższał go o kilka stóp wzdłuż i wszerz. Na głowie miał
burzę długich, ciemnych, kręconych włosów, które, opadając wzdłuż jego pulchnej
twarzy, w pewien sposób łączyły się z długą ciemną brodą. Gajowy Hogwartu miał
na sobie stary płaszcz, sięgający mu do kostek.
- Już myślałem, że zapomnieliście
o starym gajowym. No ale co zrobisz, pewnie macie pełno roboty w tej szkole. A
mówiłem profesorowi Dumbledore’owi, że za dużo na was zrzuca. – Uśmiechnięty poklepał
się po odstającym brzuchu. – Najpierw nauka, potem Zakon Feniksa… Gdyby kto
mnie pytał, to jesteście jeszcze zbyt mło—
- Zakon Feniksa? – przerwał mu
Syriusz zdezorientowany. Nigdy wcześniej o tym nie słyszał. – Czym jest Zakon
Feniksa, Hagridzie? – Gajowy popatrzył na Blacka przymrużonymi oczami.
- Cholibka, mam za długi
język – mruknął i odwrócił się w stronę pozostałych uczniów. – Czy to już
wszyscy? Ach, no dobrze… - Podszedł kaczym krokiem bliżej Zakazanego Lasu. –
Dziś musimy pójść do Zakazanego Lasu. – Syriusz usłyszał zarówno przestraszone,
jak i podekscytowane głosy drugorocznych Ślizgonów. Wcześniej tego nie
zauważył, ale na szlabanie pojawiła się także blondwłosa Ślizgonka o imieniu
Lena, a także Lily Evans we własnej osobie. To było zaskakujące odkrycie. –
Zakazany Las jest pełen niebezpiecznych stworzeń, to prawda. Ale one są zwykle
w ciemnej części lasu. Broń Merlinie, nie wolno wam zapuszczać się zbyt daleko –
pogroził im palcem. - Szukamy małego centaura. To takie pół ludzie, pół konie –
wyjaśnił młodszym uczniom. – Odłączył się od stada i to my musimy pomóc go
znaleźć. Podzielimy się na grupy. Kiedy już coś znajdziecie, wystarczy, że
wystrzelicie w górę z różdżki snop iskier, o-o właśnie tak. - Polecił dłonią
zademonstrowanie tego Lily. Rudowłosa skierowała różdżkę ku niebu, skąd
wystrzeliły iskry, podobne do fajerwerków. – Ja wezmę młodszych, a panienka
Evans… no cóż, resztę. No to w drogę. – Zanim Hagrid ruszył przed siebie w głąb
lasu, wręczył Syriuszowi lampę naftową. Krzyknął do swoich młodych Ślizgonów,
aby trzymali się blisko i zniknęli za drzewami. To Lily przypadło zadanie
przewodnika, jak wywnioskował Syriusz po słowach Hagrida, więc to ona szła
przodem.
- Och, po prostu cudnie… -
mruknął z przekąsem Syriusz. Chciał żeby Lily to usłyszała. Jeśli mógł w jakiś
sposób pomóc Jamesowi, to zawsze potrafił wykorzystać okazję. Jego plan powiódł
się.
- Jakiś problem, Black? –
zapytała Lily, siląc się na uprzejmy ton.
- Oprócz tego, że po
Zakazanym Lesie prowadzi nas największy tchórz w historii Hogwartu, to nie,
wszystko jest… hm, cudnie. – Spojrzał na Lenę, która trzymała się blisko niego
głównie ze względu na to, że to on trzymał światło, i uśmiechnął się do niej
delikatnie. Speszyła się.
- Słucham? – Lily rzuciła mu
ostre spojrzenie zza swojego ramienia, nie przerywała jednak marszu naprzód.
- Słyszałaś. No bo nie
wmówisz mi, że wcale nie unikałaś przez cały dzień Jamesa. A kto tak robi? Na
pewno nie prawowity Gryfon. – Postanowił poszarpać trochę jej ambicje i dumę.
Zdawał sobie sprawę, że być może nie był to najlepszy krok, ale jeśli mogło to zadziałać
w jakikolwiek sposób, to był skłonny zaryzykować. – Poza tym, co panna Evans robi
na szlabanie i to jeszcze bez pomocy Huncwotów?
- Panna Evans jest prefektem
i musi się zajmować niedorozwiniętym Syriuszem Blackiem, który z jakiegoś powodu
musi ciągle wszystkich obrażać, za co dostaje szlabany, na których ja muszę
być, bo jestem na tyle miła, że gdy nauczyciel mnie o coś prosi, to to
wykonuję. – Syriusz słyszał, że ze wszystkich sił Lily próbowała mówić
spokojnym tonem, co nie bardzo jej wychodziło, ponieważ podnosiła go z każdym
kolejnym słowem.
- Hm, jesteś na tyle miła czy nie masz odwagi, aby
odmówić? – Uniósł jedną brew. Lily zatrzymała się gwałtownie i odwróciła się
twarzą do Leny i Syriusza. Blondynka ani razu się nie odezwała, najwyraźniej nie
chciała się wtrącać w ich wymianę zdań. Stała na uboczu. A Lily była zła i
Syriusz mógł to zobaczyć w jej zielonych oczach.
- Jeszcze jedno słowo, Black
i przysięgam…
- Co, rzucisz na mnie urok? Nie
boisz się konsekwencji? – Z uśmiechem
ją prowokował i sam nie wiedział czemu, ale nie potrafił przestać. Nie kiedy
zobaczył, że jego słowa wpływają na Lily i wzrastały szanse na to, że w końcu
coś wskóra.
Zwątpił w siebie, gdy Evans
uderzyła go w twarz. Lena stłumiła pisk, zasłaniając usta dłońmi. Lily nie spoliczkowała
go, ale użyła pięści. Co prawda nie miało to porównania do uderzenia, którym
obdarzył go rano James i po którym nadal nosił na sobie ślad na rozciętej
wardze. Uderzenie Lily było… cóż, słabe. Chociaż ona sama chwyciła się za dłoń,
co nieco przeklinając z bólu.
- Bijesz jak baba – zaśmiał się
cicho Syriusz i gdy tylko krótko rozmasował kość policzkową, w którą wycelowała
Lily, już prawie zapomniał, że w ogóle to zrobiła. Nic już po uderzeniu nie
czuł.
- Jestem babą! – krzyknęła
Evans, wciąż trzymając się za pięść. – Cholera…
- Możecie przestać, proszę? –
wtrąciła się Lena cichym głosem. Lily westchnęła ciężko i znów ruszyła przed
siebie z różdżką i aktywowanym zaklęciem Lumos,
które dawało światło.
- Przejdź do sedna, Black –
mruknęła zrezygnowana. Nie wiedział, dlaczego chciała go słuchać dalej, ale Syriusz
bardzo ucieszył się z tego powodu. Być może oberwał nie na darmo.
- Proszę bardzo. Myślę, że
chcesz być szczęśliwa i oboje wiemy, jak mogłabyś to osiągnąć… z kim mogłabyś
to osiągnąć. Jednak boisz się, że ludzie będą cię za to oceniać, a w szczególności
ta jedna osoba z wiecznie tłustymi włosami, która traktuje cię jak śmiecia, gdy
tylko za bardzo zaprzyjaźnisz się z nami, Huncwotami. Może boisz się, że go
stracisz, ale czy warto sobie odmawiać szczęścia tylko dlatego, że czegoś się
boisz?
Między nimi nastała cisza
przez dłuższy czas. Lily w żaden sposób nie skomentowała tego, co powiedział
Syriusz. Przynajmniej nie na głos. Nagle rozbłysnęło niedaleko nich czerwone światło.
Równocześnie spojrzeli na niebo i ujrzeli na nim czerwone iskry posłane przez
drugą grupę. Musieli znaleźć już centaura.
- Wracamy – postanowiła cicho
Lily, a reszta posłuchała jej polecenia.
W myślach sprzeczała się
wciąż ze sobą. Jedna jej strona uważała, że Syriusz miał rację. Druga strona, bardziej
uparta, chciała się wszystkiego wyprzeć. Wiedziała jednak, że wypieranie swoich
uczuć nie miało żadnego sensu.
Biedna Ruby D:
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że panna Evans przejrzy na oczy :/
Jak zawsze wieczorem tu zerkam i z nadzieją patrzę czy coś wstawiłaś. Już miałam zamknąć kartę, kiedy patrzę a tu 17 rozdział. Prawie skakałam ze szczęścia:)
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, to nawet jeśli nie miałaś weny, to i tak wyszedł Ci cudny :)
Nie mogę się doczekać rozdziału 18, mam nadzieję że będzie szybciej niż nasza upragniona 17 :)
Pozdrawiam!
Nareszcie *.* juz traciłam nadzieję
OdpowiedzUsuńRozdział piękny tyle emocji ^^
Dużo weny i do następnego
Cudownie piszesz!Przeczytałam całego bloga na dwa razy i blaaaagam o wiecej
OdpowiedzUsuńJa też błagam o więcej! :)
OdpowiedzUsuńI jak ja przeżyje bez ciagu dalszego : ((
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńRozdział taki jak zawsze (nie będę ciagle mowić, że cudowny). James może w końcu pogada z Lily. Mam nadzieje, że tacie Ruby nic nie będzie...
OdpowiedzUsuńDobra opinia wyrażona, więc może po prostu życzę przypływu weny i to jak najszybciej. Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział...
Przeczytałam wszystkie 17 rozdziałów w 3 dni ☺Wszystkie postacie mają dokładnie takie charaktery jak w HP,chociaż w książkach nie lubiłam Jamesa a tutaj jakoś mnie tak nie denerwuje...no i miło jest czytać o Remusie:) Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy się wciągnęłam chciałam juz czytać rozdział 18, a ty go nie ma :( aż 3 razy sprawdzalam czy na pewno, wiec życzę jak najwięcej weny w jak najkrótszym czasie, bo już nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńJuz sie nie moge doczekac kolejnego rozdzialu,wczesniejsze pochlonelam w jedno popoludnie! Weny zycze :D
OdpowiedzUsuńJuz sie nie moge doczekac kolejnego rozdzialu,wczesniejsze pochlonelam w jedno popoludnie! Weny zycze :D
OdpowiedzUsuńKiedy pojawi się nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że niedługo pojawi się coś nowego, bo nie mogę się doczekać! Weny życzę
OdpowiedzUsuńSzkoda że wieje tu taką pustką, całkiem lubiłam te opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam do tego momentu w sumie w jeden dzień XD ale ze mnie mistrz, a z ciebie dobra pisarka XDDDDD
OdpowiedzUsuńbyłam gotowa nakrzyczeć na Syriusza why on nie pobiegł za Ruby i jej nie przytulił :CCCCCCCCC to sad i wgl :C