24.12.2014

Święta z Huncwotami

WAŻNE SŁOWA - KLIKNIJ
Nie wiem, ile osób wie, że w te ramki się klika. W każdym razie, na samym początku chciałabym powiedzieć, że ta historia NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z OBECNYM OPOWIADANIEM, jest to taki one-shot, o którym w następnych rozdziałach nie będzie nic. To co wydarzyło się tutaj, nie dzieje się w rozdziałach! To bardzo ważne. Teraz, chcę Wam życzyć wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, ponieważ nie wiem, czy do Sylwestra pojawi się tutaj coś nowego. Chciałam opublikować rozdział dawno temu, ale nie miałam czasu, musiałam pomagać mamie. Dlatego mówię - możliwe, że coś będzie, ale nie obiecuję. Wracając do życzeń... Życzę Wam wytrwałości z moim blogiem, wiary, że w końcu otrzymacie list z Hogwartu (ja otrzymałam swój wczoraj <3), żeby Wasze ulubione postacie nie umierały (nieco nierealne ;-;) i żebyście spotkali swoje celebrity-crush i w ogóle, czego sobie byście nie wymarzyli! I tak na koniec, chciałabym też Wam powiedzieć o świetnym huncwockim blogu, który nie ma tyle uwagi, na jaką zasługuje. Błękitna Pełnia jest świetną historią i zdecydowanie powinniście to "obczaić". Tak tylko mówię. Zapraszam do czytania i komentowania, bo to BARDZO motywuje do pracy!

Stojąc przed drzwiami domu Petunia machała ręką i uśmiechała się, aż zabolała ją twarz. Wpatrywała się za znikającą za zakrętem sylwetką samochodu, a gdy wzrokiem już do niego nie sięgała, z ulgą pozbyła się uśmiechu, który powoli przekształcał się w grymas. Zadowolona weszła z powrotem do domu. Rozejrzała się po pokoju. Przed nią piętrzyły się schody z ciemnego drewna prowadzące w górę. Po lewej stronie schodów przez łuk drzwiowy można było przejść do kuchni. Z niej wydobywał się aromat pieczonego ciasta. Petunia kilka minut temu włożyła do piekarnika dwie blaszki z ciastkami z cynamonem. Wciągnęła jeszcze raz powietrze, aby delektować się zapachem. Z zachwytu aż uniosła się na palcach u stóp. Natomiast po prawej stronie znajdował się salon. Nie był oddzielony od przedpokoju (w którym właśnie stała Petunia) ani ścianą, ani drzwiami czy łukiem. Ściany pomalowane były białą farbą, choć i tak większą ich powierzchnię zasłaniały meblościanki z jasnego drewna. To, kamienny kominek, przy którym stały dwa brązowe fotele i kanapa dla trzech osób oraz duży czerwony dywan leżący na jasnych panelach sprawiały, że pokój był przytulny i przyjemnie się w nim przebywało. Kilka metrów przed kominkiem na stoliku stał mały telewizor, a na nim odtwarzacz kaset VHS. W rogu nieopodal telewizora stała prawdziwa choinka. W bombkach odbijało się światło lampek świątecznych, a srebrny łańcuch oplatający drzewko sprawiał wrażenie śniegu. Pod choinką stały już prezenty zapakowane w papier świąteczny. Rodzina Evans wyglądała na rodzinę zamożną, choć wcale taka nie była.
Petunia uwielbiała święta. Obróciła się na pięcie, a za nią do kuchni podążyła jej kremowa sukienka. Petunia zajrzała do piekarnika i z uśmiechem stwierdziła, że ciasteczka już się rumienią. Uśmiech spełznął jej z twarzy, gdy usłyszała zbliżające się po schodach kroki. No tak, pomyślała. Tak się wciągnęła w tę świąteczną atmosferę, że zapomniała o swojej młodszej siostrze. Siostrze wariatce. Lily weszła do kuchni i usiadła przy wysepce z blatu.
- Co tak ładnie pachnie? - usiłowała zacząć rozmowę Lily.
Podparła łokcie o blat i odgarnęła rude włosy z twarzy. Na sobie miała jasną beżową koszulę z białym kołnierzykiem i mankietami i zwykłe jeansy. Patrzyła na swoją o dwa lata starszą siostrę przez swoje zielone oczy. Wychodziło na to, że podobne były tylko w kolorze tęczówek.
- Przecież wiesz, że piekę ciastka - odparła sucho blondynka. Chwyciła pierwszą lepszą gazetę z przepisami ze stołu i udała, że pogłębiła się w lekturze. Chciała tylko uniknąć rozmowy z Lily. Rudowłosa jednak przez ten czas nie zniechęcała się i patrzyła na siostrę. Petunia zerknęła na nią z ukosa.
- Coś byś chciała? - uniosła brwi.
- Pamiętasz, że przyjeżdżają dziś do mnie przyjaciele, tak? - Lily włożyła dłonie między uda. Ona również nie lubiła rozmawiać z siostrą, ale była do tego bardziej skłonna niż Petunia. Zagryzła dolną wargę.
- Mam nadzieję, że pamiętasz, że to ja tutaj rządzę, kiedy rodzice są u wujostwa. - Petunia jedną dłoń oparła o biodro, a drugą o krawędź stołu. Chciała wyglądać na pewną siebie. Utrzymywała z Lily kontakt wzrokowy. - To znaczy, że nie piśniesz rodzicom słowa o Vernonie. Inaczej powiem im, że nakryłam ciebie i tego dziwaka...
- Vernon przychodzi? - przerwała jej Lily. - I rodzice o tym nie wiedzą? Dlaczego? - Lily zmarszczyła brwi, a Petunia zacisnęła wargi, tak że ułożyły się w cienką linię. Przybrała obronną pozę.
- Ktoś musi mi pomóc w pilnowaniu ciebie i... - Szukała odpowiedniego słowa.
Petunia nie lubiła czarodziejów, gardziła nimi i wymyśliła na nich tyle nieprzyjaznych epitetów, że czasem nie wiedziała, który z nich wybrać. Lily zawsze denerwowało to, że wypowiadała to z taką... odrazą. Nigdy nie nazywała jej magicznych przyjaciół po imieniu, jakby nie chciała się przyznać, że w ogóle zna ich imiona. A znała.
W dzieciństwie Evansówny były blisko siebie, bawiły się razem i kochały się. Do czasu aż Lily dowiedziała się o tym, że jest czarodziejką. Zaprosili ją do szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, gdzie czuła się lepiej niż w domu. Rodzice byli z niej tacy dumni, że Petunia poczuła się odtrącona. Miała nadzieję, że nikt nie wiedział o tym, jak sama wysyłała listy do Hogwartu z prośbą o przyjęcie. Szkoła jednak wielokrotnie odmawiała, ponieważ Petunia nie posiada żadnych zdolności magicznych. Kiedy pogodziła się z tym faktem, zaczęła obrażać Lily i jej zdolności. Od tamtego czasu uważa ją i jej pokrewnych za dziwaków, wariatów, którzy powinni pracować w cyrku lub w innych podobnych temu instytucjach.
Zanim więc Petunia wymyśliła odpowiednie określenie na Jamesa Pottera, po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Obie powędrowały do nich z nadzieją, że za nimi zastaną osoby, których oczekują. Przez chwilę przepychały się do klamki, aż dotknęły jej razem i razem otworzyły drzwi. Lily wywróciła oczami, a cała radość uleciała z niej jak z balona. Najpierw zobaczyła odstający brzuch, a dopiero później Vernona. Uczesał i ubrał się schludnie. Wręczył Petunii bukiet kwiatów, a ona ucałowała go w policzek. Zaprosiła go do środka, a on przyjął zaproszenie. Petunia była tak zapatrzona w ukochanego, że to Lily musiała zamknąć za nimi drzwi. Do tego jednak nie doszło. Zanim je zamknęła, poczuła przeszkodę. Zobaczyła, że to czyjaś dłoń pcha drzwi w jej stronę, aby z powrotem je otworzyła. Po dłoni, najpierw w oczy rzucił jej odstający brzuch, a dopiero później... twarz Vernona. Lily otworzyła usta ze zdziwienia. Przyszedł do nich drugi chłopak Petunii. Wszedł do środka bez zaproszenia, a gdy Petunia zobaczyła sobowtóra przez łuk w kuchni, omal nie zemdlała. Lily nawet nie próbowała zamknąć drzwi, a przez próg wszedł następny Vernon. Za nim jeszcze jeden. I następny. Różnili się tylko ubiorem i małymi szczegółami Jeden miał na karku czarną skórzaną kurtkę, drugi czerwoną bluzę z kapturem, trzeci miał bliznę na policzku i ciemny płaszcz zarzucony na plecy, a czwarty nosił grubą niebieską kurtkę zimową. Oryginalny Vernon (tak się Lily wydawało, że był to ten prawdziwy) złapał się za klatkę piersiową i otworzył szeroko oczy. Nie wiedział jak zareagować. Ostatnia do rezydencji Evansów weszła niska brunetka w szarym płaszczu. Kręciła głową z dezaprobatą, ale i z uśmiechem. Podczas gdy każdy Vernon próbował przekonać Petunię, że jest tym prawdziwym, Lily przywitała się z brunetką uściskiem.
- Ruby, dobrze, że przyszłaś- powiedziała Lily. - Kto wpadł na ten głupi pomysł? - zapytała. Zanim ta zdążyła odpowiedzieć, najwyraźniej eliksir Wielosokowy, który pozwalał przybrać dowolną postać, przestał działać, bowiem twarze czterech z pięciu Vernonów zaczęły się przekształcać, ich włosy zmieniły kolor, a ich sylwetki wyszczupliły się. Bardzo. Petunia opadła na krzesło, a jeden jedyny Vernon Dursley zaczął wachlować jej twarz gazetą.
- Merlinie, to okropne nie widzieć swoich własnych stóp! - zawołał Syriusz klepiąc się po swoim już płaskim i wyrzeźbionym brzuchu, a wszyscy zawtórowali mu śmiechem. Wszyscy oprócz mugolów. Petunia wydawała się być poruszona tym bardziej niż biedny Dursley. Gdy ta ochłonęła nieco, zliczyła gości Lily, którzy zdążyli już zdjąć ubrania wierzchnie.
- Pięciu! Matulu, ich jest pięciu... Niech tylko rodzice się o tym dowiedzą. - Petunia wstała z krzesła.
- Petuniu, rodzice wiedzą ilu mam gości i w pełni się na to zgodzili. Może czas ich odpowiednio przyjąć. - Posłała siostrze porozumiewawcze spojrzenie. Chciała, aby ta zaproponowała im coś do picia lub do jedzenia, ale nic takiego się nie stało. Nie po wejściu, jakie zaprezentowali Huncwoci.
- Mówiłaś, że przyjdą znajomi, a nie cały cyrk! - krzyknęła Petunia. Lily wciągnęła powietrze do płuc, ale zapomniała, że jej znajomi mają wielki dystans do siebie. Syriusz podszedł do siostry Lily.
- Tuniu - spojrzał jej głęboko w oczy. - będziemy grzeczni, obiecuję. - Opuszkiem palca dotknął jej policzka i odgarnął z niego blond kosmyka z powrotem do całej reszty fryzury Petunii. Ona miała włosy sięgające do ramion, lekko pokręcone, ale ułożone porządnie. Vernon, gdy to zobaczył, wystąpił na przód, ale Black natychmiast się cofnął z figlarnym uśmieszkiem. Uniósł dłonie, jakby się poddawał. Lily pociągnęła go w swoją stronę za białą koszulkę z czerwonymi rękawami. Nie chciała, aby popsuł wszystko jeszcze bardziej. O dziwo, Petunia teraz wydawała się bardziej spokojna. Mimo wszystko, nie zamierzała być miła i na pięcie odwróciła się do kuchni.
- Przynieśliśmy sernik z czekoladą - poinformował Lily Remus. Trzymał w obu dłoniach prostokątną blaszkę z ciastem. - Gdzie położyć?
Lily odebrała od niego jedzenie i wyniosła je do kuchni. Wróciła, aby zapytać, czy chcą coś do picia. Zobaczyła, że przyjaciele już się rozsiedli w salonie i zaczęli oglądać zdjęcia w ramkach, na których Lily była jeszcze małym dzieckiem. Niestety musiała ponownie wrócić do kuchni, aby przygotować cztery herbaty. Właściwie to pięć, bo sama też chciała. Wzięła talerzyk i pokroiła na niego kilka kawałków sernika. Oprócz tego do salonu zaniosła kupne ciastka, ponieważ te, które robiła Petunia przypaliły się i siostra zaczęła robić nową porcję.


- Byłaś takim słodkim dzieckiem. Co się teraz stało? - zapytał James z poważną miną, ale roześmiał się, kiedy został uderzony w ramię przez Lily.
- Poznałam ciebie, to się stało.
- Wyglądasz cudownie - spojrzał jej prosto w oczy. Nie mógł się powstrzymać. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją delikatnie. Usłyszał cichy gwizd Syriusza, ale nic sobie z tego nie robił.
- Więc co będziemy dzisiaj robić? - zaczął Peter i sięgnął po ciastko. Siedział na jednym z foteli. Na drugim siedział Syriusz, a na kanapie ścisnęli się Ruby, Remus, James i Lily.
- Mam na kasecie Czarne święta, możemy obejrzeć. Potem będziemy tutaj raczej nocować, bo mój pokój jest za ciasny na nas wszystkich. Przyniosę koce i w ogóle. Może w coś pogramy później?
- Wybacz, ale... na czym? Na ka-czym? - dopytywał Peter.
- Na kasecie. - Lily najpierw pomyślała, że chłopak jest nieco przygłupi, ale potem zobaczyła, że wszyscy mają takie niemrawe miny jak Pettigrew i to wtedy przypomniała sobie, że telewizor i wszystko z nim związane jest raczej nowością dla czarodziejów. - Ludzie nagrywają pewne sceny, takie jak nasze ruchome zdjęcia, tylko że dłuższe. Układają to w spójną historię, co nazywamy filmem. Potem zgrywa się to na takie dyski, jak kasety i można obejrzeć to w telewizorze. - Czuła się głupio tłumacząc prawie dorosłym ludziom, czym jest film.
- Hm, wydaje się ciekawe - skomentował Syriusz. - Czego wy mugole nie wymyślicie... A kiedy prezenty? - wyszczerzył zęby w uśmiechu i ukradkiem spojrzał na Ruby.


Gdy nastał wieczór, Lily przyniosła wszystkim po poduszce, ale miała tylko trzy koce, więc wszyscy leżeli obok siebie. W kominku rozpalony był ogień, co utrzymywało w pomieszczeniu odpowiednią temperaturę, dlatego nikomu nie było zimno. Odsunęli wszelkie meble na bok, aby zrobić miejsce na środku pokoju, gdzie rozścielili swoje wspólne "posłanie". Jeden koc robił za prześcieradło, więc musieli sobie radzić z dwoma przykryciami.
Lily zrobiła dwie miski popcornu, zwinęła z kuchni trochę ciastek bez wiedzy Petunii, zrobiła dzbanek ciepłej herbaty oraz dzbanek kakao (którym Huncwoci byli zachwyceni) i uznała, że byli gotowi na seans. Zgasiła duże światło. Ich jedynym oświetleniem były lampki na choince i światło ognia z kominka. Zanim Lily włożyła kasetę do odtwarzacza, wytłumaczyła wszystkim, czym jest horror. Wszyscy dziarsko oznajmili, że nie boją się oglądać takich filmów, zwłaszcza, że nic z tego nie wydarzyło się naprawdę. Lily więc wepchnęła kasetę VHS do odtwarzacza i wyszukała sobie miejsce obok Jamesa.
Usiadła po jego lewej stronie, ponieważ po prawej leżał Peter razem z nimi pod jednym kocem. Następnie kolejno obok Lily leżeli Remus, Ruby i Syriusz. Z początku w trakcie filmu każdy komentował niewiarygodną fabułę, później jednak wszyscy zamilkli, w miarę jak wciągali się bardziej w fabułę.
Akcja rozgrywała się w żeńskim akademiku, gdzie panował okres przedświąteczny. Nagle zaczęły znikać dziewczyny, aż zadzwonił telefon, w którym poinformowano je, że ktoś zamierza zabić je wszystkie. Przy każdym zabójstwie Ruby mimowolnie zaciskała swoją dłoń na dłoni Syriusza. Któregoś razu złapała go i już nie puściła do końca filmu. Nawet kiedy w filmie występowały tak śmieszne sceny, że zaśmiewała się z nich z Remusem.
- One umierają praktycznie przed ich nosem i one tego nie widzą? - dziwiła się.
Mimo wszystko klimat filmu był odpowiedni i wywarł na nich całkiem dobre wrażenie. Gdy ten się skończył, Peter prędko włączył światła. Już wyobrażał sobie, że zabójca idzie po niego, a chłopak miał całkiem dobrą wyobraźnię. W każdym cieniu widział błyszczące ostrze noża.


- W święta oglądają horrory! Niedopuszczalne! - oburzyła się Petunia. - I jeszcze ci dziwacy zjedli moje ciastka - westchnęła i zrezygnowana usiadła na krzesło przy blacie w kuchni. Każdego roku to ona odpowiada za świąteczne wypieki i słodycze, miały one starczyć do końca świąt. W radiu rozbrzmiewały kolędy i świąteczne przeboje. Gdyby nie grupa wariatów w jej salonie, czułaby się jak w niebie. Nagle przypomniała sobie o czymś ważnym. O czymś, co zniszczyłoby całą atmosferę świąt, gdyby wciąż o tym nie pamiętała.
- Nie zawiesiliśmy lampek na zewnątrz domu! - Usłyszeli spanikowany głos siostry Lily dochodzący z kuchni. Lily również wyprostowała gwałtownie plecy i otworzyła szeroko oczy.
- To naprawdę tak ważne? - zapytał Remus. W jego domu obchodzono Boże Narodzenie, ale tylko okazjonalnie dekorowano do tego dom. A przynajmniej jego dom, ponieważ kiedy wyjeżdżali na święta do rodziny, ich domy całe się świeciły. Remus nigdy nie rozumiał tej całej awantury z powodu Bożego Narodzenia. Ludzie dekorowali domy, lecz dekoracje pozostawały tylko na kilka dni. I po co to zamieszanie?
- Remusie, to jest bardzo ważne. Za dwa dni Wigilia, a za sześć dni zostaną wręczone nagrody za najładniej udekorowany dom w sąsiedztwie. Oczywiście, że to ważne! Musimy to zrobić teraz.
Ruby wyjrzała przez okno.
- Ale jest ciemno. I pada śnieg...
- To nic - stwierdziła Lily. Pociągnęła Jamesa za ramię, aby zszedł z nią do piwnicy po lampki choinkowe. Potter nie był zbytnio skory do pomocy, ale później się poddał i poszedł z rudowłosą.
Tymczasem Petunia wciąż rozmyślała, co powinna zrobić w związku z brakiem dekoracji, gdy w wejściu do kuchni zjawiła się Lily z Jamesem i oznajmili, że się tym zajmą. Petunia miała dużo wątpliwości co do ich pomysłu. Jak oni zamierzali powiesić te lampki, kiedy kilka miesięcy temu zepsuła im się drabina, a drugiej nie mieli? Wkrótce cała piątka zarzuciła na siebie kurtki i wyszli na zewnątrz. James i Syriusz nieśli dwa duże kartony z ozdobami.
- Evans, będziesz miała najpiękniejszy dom w całej okolicy - obiecał jej Syriusz. Lily z radością zaklaskała i uśmiechnęła się. Nie mogła sobie wyobrazić kreatywniejszej ekipy do dekorowania domu.
- Lumos - szepnął Remus. Z końca jego różdżki zaświeciło się światełko, oświetlając twarz Lupina. - To od czego zaczynamy?
- Myślę, że może od przyczepienia tego Mikołaja - odpowiedziała Lily i założyła dłonie na biodra. - Tylko jak...
- O tutaj? - zawołał James.
Lily spojrzała w jego kierunku. Potter unosił nad sobą różdżkę, a figurka Świętego Mikołaja latała w powietrzu tuż przy końcu dachu. James zaczepił drabinkę, po której wspinał się Mikołaj o czubek trójkątnego dachu. Lily już otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale przerwał jej wybuch śmiechu Remusa, Petera i Ruby. Ruda odwróciła się w ich stronę.
- Ha-ha, śmieszne. Moglibyście mnie... roz... - Syriusz szarpał się z lampkami choinkowymi. Najwyraźniej nastolatkowie użyli jakiegoś zaklęcia, które związało Blacka i nie dawało mu się rozplątać z lampek. Co więcej, one świeciły, choć wcale nie były podłączone do prądu. W końcu Remus chwycił się za brzuch, który rozbolał go od śmiechu, machnął różdżką, a światełka opadły bezwładnie na śnieg, uwalniając Blacka.
- To że skończyliście siedemnaście lat, nie znaczy, że możecie używać czarów kiedy chcecie! - pouczyła ich Lily.
- To właśnie to znaczy - odpowiedzieli wszyscy chórem. Evans westchnęła zrezygnowana.
Nagle rozległa się muzyka pianina. Przyjaciele spojrzeli na siebie zdezorientowani. Przez okno Ruby zobaczyła, że w salonie siedzi teraz Vernon i wygrywa kolędy. Petunia stała niedaleko jego, a Ruby aż podskoczyła spłoszona, gdy Petunia zauważyła ją za szybą. Blondynka posłała jej surowe spojrzenie, jakby ta nakryła ich na czymś intymnym.
- Twoja siostra potrafi być przerażająca - powiedziała Ruby do Lily.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - przytaknęła Lily.
Chłopcy wspólnie używali zaklęcia lewitacji na światełkach, aby zawiesić je na krawędziach dachu. Później sprawili, że od czubka dachu po pochyłej powierzchni w dół zwisały białe lampki, co wyglądało z daleka jak świecący śnieg. Lily się to spodobało. Łańcuchami ozdobiła parapety pod oknami, a na płotku wokół domu również rozwiesili lampki.
Lily nie miała kaptura w kurtce, gdy śnieg rozpadał się na dobre. Spojrzała na Ruby, która też nie miała nakrycia głowy i chciała zaproponować jej wejście do środka, ale jak zauważyła, Cahan poradziła sobie z tym problemem. Za nią stał Syriusz, który był od Ruby o co najmniej głowę wyższy. Rozpiął swoją kurtkę i otoczył nią głowę Ruby, tak, że na jej głowie nie gromadził się śnieg.
Lily uśmiechnęła się mimowolnie. Musiała przyznać, że pomimo wielu różnic, Ruby i Syriusz pasowali do siebie jak ulał. Nie byli oni nawet ze sobą, ale Lily mogła z łatwością przewidzieć ich dalsze relacje.
Gdy skończyli dekorować dom, wyszli przed niego i ustawili się w szeregu. Objęli wzrokiem całą rezydencję, która przez te wszystkie lampki była zapewne widoczna z drugiego końca miasta. Syriusz spełnił swoją obietnicę. Dom wyglądał świetnie.
Zmarznięci weszli z powrotem do środka. Zrobili sobie ciepłe kakao i po kolei szli wziąć ciepły prysznic. Już w piżamach siedzieli na kocach i jedli ciastka, popijając je kakao. Zgasili światła, więc znów jedynym oświetleniem była choinka. Oglądali przez chwilę jakąś nudną bajkę o świętach, ale nie minęło dużo czasu, jak wszyscy zasnęli.


Gdy zasypiali, spali niemal obok siebie. Rankiem obudzili się dosłownie na sobie. Syriusz i James przybrali pozycję łyżeczek (Syriusz był mniejszą łyżeczką). Na piersi Remusa leżała głowa Ruby, a na jego brzuchu wylegiwała się Lily. Peter spał na kanapie. Nikt nie wiedział, jak Pettigrew się tam znalazł, ponieważ zasypiał obok Ruby, a i on sam nie pamiętał chwili, w której się tam przeniósł.
Rodzice Lily mieli przyjechać w południe. Czarodzieje nie chcieli im zawadzać, więc gdy Remus obudził się jako pierwszy, obudził od razu wszystkich. Zanim jednak doszedł do Jamesa i Syriusza, wyjął ze swojej torby aparat i zrobił im zdjęcie.
Po śniadaniu ubrali się i przeszli do prezentów, które kupili sobie nawzajem. Były to drobne upominki, typu limitowane karty z czekoladowych żab, które Ruby kupiła Peterowi lub zębate frisbee od Remusa dla Syriusza. Lily podarowała Jamesowi unikatowe zdjęcie z autografem Ścigającego z jego ulubionej drużyny Quidditcha. Potter wyglądał jak szczęśliwy piesek.
Wszyscy rozdali sobie prezenty, ale Syriusz zostawił jeden na koniec. Podszedł do Ruby, która stała obok choinki. Spojrzał jej prosto w oczy i uśmiechnął się czarująco. W dłoniach trzymał średniej wielkości prostokątne pudełko zapakowane w zielony papier prezentowy. Było zapakowane nieco niezdarnie, papier był trochę pognieciony i podarty, ale Ruby doceniła jego chęci. Syriusz wręczył jej pudełko.
- Dla ciebie - powiedział. Ruby zaczęła odpakowywać prezent. - Pomimo tych wszystkich lat nieodwzajemnionej nienawiści, mam nadzieję, że choć na święta możemy zapomnieć o tych złych wspomnieniach i skupić się na tych dobrych. - Syriusz przegryzł wargę. Bardzo chciał zobaczyć reakcję Ruby. Miał nadzieję, że jeszcze pamiętała. Gdy dziewczyna pozbyła się papieru, uniosła wieczko pudełka, ale nie spojrzała jeszcze, co było w środku.
- Nie nienawidziłam cię, Syriuszu. Działałeś mi na nerwy, ale nie była to nienawiść - uśmiechnęła się. Jedyne co zdążyła zobaczyć to, to że Syriusz kupił jej czerwoną koszulkę. Przerwała odpakowywanie prezentu, kiedy oboje usłyszeli dziwny dźwięk dochodzący z niedaleka. Brzmiało to trochę jak drapanie się jakiegoś zwierzęcia lub rozwijającego się papierka. Zlokalizowali źródło dźwięku i równocześnie spojrzeli nad swoje głowy. Sufit był zaczarowany. Pomiędzy Ruby a Syriuszem rozrosła się niewielka zielona roślinka z czerwonymi pąkami. Jemioła. Ruby wyglądała na zakłopotaną.
- Mówią, że zignorowanie tradycji przynosi pecha - zaczął Black i nerwowo podrapał się po karku.
Ruby otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale nie mogła wymyślić żadnej wymówki. Na Merlina, nie chciała mieć wymówek. Zacisnęła dłonie na materiale koszulki, chcąc dodać sobie odwagi. Pudełko po odzieży spadło na podłogę, a gdy Ruby chciała zacząć działać, odruchowo zamknęła oczy. Na swoich ustach niespodziewanie poczuła miękkie wargi Syriusza. Uniósł jej podbródek. Zauważył, że Ruby wcale się nie opiera, więc pogłębił pocałunek. Dziewczyna musiała się podeprzeć o jego ramię, ponieważ poczuła, jak uginały się pod nią kolana. Pocałunek był krótki, ale jednak idealny. Zamrugała szybko i zarumieniła się, gdy ich usta się rozstały. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, zerknęła na koszulkę. Nadruk na niej mówił: Mój chłopak jest Pałkarzem. Roześmiała się.
Pamiętała, pomyślał Syriusz z zadowoleniem.

6 komentarzy:

  1. Cudowna miniaturka, ja ze swoją dałam ciała, ponieważ mój Word nawalił, za Twoja to popis stulecia :D
    Bardzo fajnie przedstawione święta u Evansów :D Irytowałam mnie postawa Petuni, za to Lilka była kochana. Brakowało mi Remusa, a to jeden z moich ukochanych huncwotów :) za to sen Jamesa i Syriego na łyżeczkę podbił moje serce, tak samo jak koszulka "mój chłopak jest pałkarzem" :D Oczywiście nie można zapomnieć o 5 Vernonach, co na 1000% było pomysłem Blacka :D
    Co do życzeń to na tą końcówkę świąt życzę Ci dużo szczęścia i spóźnionych prezentów. Po za tym na nowy rok chcę Ci życzyć, szczęścia, zdrowia, miłości, piękności i pieniędzy bo ich nigdy za dużo :D
    Pozdrawiam i jeszcze weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uszanowanie, Frank ;)
    Wybacz mi nieobecność. Szczerze, przeczytałam miniaturkę w dniu "wydania", ale niestety na moim telefonie, z którego nie da się komentować, nie wiem, czemu.
    Spóźnione życzonka świąteczne, wybacz, widzę, że kolejna notka, zaraz ją czytnę. Ale wpierw:
    Szczęścia, zdrowia, dużo weny, Huncwotów, przyjaciół, śniegu i tego, co najlepsze. Dziękujemy za życzenia. Są piękne *ociera łzę*
    A co do Błękitnej Pełni, ja też wchodzę od dawna ;)
    Dobra. Komencik.
    Cóż... Petunia niezbyt się ucieszyła, hm? Nie dziwię się. A Vernon... Biedny, głupi prosiak. Eh.
    Opisy <3 Tyle opisóóów <3333 Wyobraziłam sobie ich dom ;3
    Lily chciałaby jakoś nawiązać kontakt z Petunią, zaprzyjaźnić się, ale starsza siostra na to nie pozwala. Ja myślę, że cieszyłabym się szczęściem siostry.
    Sprytny ten pomysł z Eliksirem Wielosokowym. Chłopaki mądre, tylko głupio wykorzystują swoje mózgi (dobra, oprócz Pete'a)
    Ha, rozpoznałam kto jest kto xD
    Ruby! Lubię ją xD
    Cyrk... No, Huncwoci to taki mini-cyrk, ale da się ich lubić xD
    Syrrriusz, taki łomantyszny... Vernon, taki żażdroszny xD
    No tak, mała Liluś była taaaka słodka... Jak wszyscy z miasta wyjechali xDD
    Nigdy nie lubiłam Jily, ale tutaj to takie... Leciutkie. Podoba mi się ^^
    Na ka-czym? Franku, wytłumaczyłbyś mi, co to ta kapjeta? xDD
    Czego my mugole nie wymyślimy, no właśnie... Chcę mugolską teleportację! xD
    Horrory... Niech obejrzą "Morderczą Oponę" XDD Osobiście nie widziałam, ale podobno... xD
    Zaraz. Oni jedli kupne ciastka, a nie te Petunii O.o Mi się coś chyba pomieszało xD
    Wow, konkurs taki ważny xD Chłopacy pomocni ;P
    "- To że skończyliście siedemnaście lat, nie znaczy, że możecie używać czarów kiedy chcecie! - pouczyła ich Lily.
    - To właśnie to znaczy - odpowiedzieli wszyscy chórem. Evans westchnęła zrezygnowana." - To mnie rozwaliło xD Lily nie kapuje NIC xD
    Wyobraziłam sobie takie błyskawice z oczu Petunii xDDD
    Prawda. eR and eS - para idełalna xD (nie, oni nie są idealni. Oni są IDEŁALNI XD)
    Remus okupowany, Syriusz i James... Bezcenny widok ;P
    Prezenciki... Jemioła, łomanysznie... A koszulką Syriusz po prostu podbił moje serce. Tak, ja też to pamiętam, Ruby!
    No dobra, KUNIC.
    Pozdrawiam, lecę czytać dalej ^^
    ~Chomik

    OdpowiedzUsuń
  3. Skomentuję miniaturkę na miniaturkowym blogu http://myslodsiewnia-devereaux.blogspot.com/2014/12/swieta-z-huncwotami.html :)

    OdpowiedzUsuń
  4. genialne, Petunia wnerwiająca, Huncwoci jak zwykle śmieszni, a Lily i Ruby...po prostu cudowne.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chociaż czytam to w marcu, to poczułam taką świąteczną atmosferę. Tak bardzo mi się spodobało, że zerknę na resztę bloga. :) Pozdrawiam

    I zapraszam na blog dla potterheads
    gnebiwtryskinapokatnej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :) Czy mogę opublikować to w mojej "Kronice Huncwotow" która tworzę ?

    OdpowiedzUsuń