WAŻNE SŁOWA - KLIKNIJ
Nie wiem, ile osób wie, że w te ramki się klika. W każdym razie, na samym początku chciałabym powiedzieć, że ta historia NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z OBECNYM OPOWIADANIEM, jest to taki one-shot, o którym w następnych rozdziałach nie będzie nic. To co wydarzyło się tutaj, nie dzieje się w rozdziałach! To bardzo ważne.
Teraz, chcę Wam życzyć wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, ponieważ nie wiem, czy do Sylwestra pojawi się tutaj coś nowego. Chciałam opublikować rozdział dawno temu, ale nie miałam czasu, musiałam pomagać mamie. Dlatego mówię - możliwe, że coś będzie, ale nie obiecuję. Wracając do życzeń... Życzę Wam wytrwałości z moim blogiem, wiary, że w końcu otrzymacie list z Hogwartu (ja otrzymałam swój wczoraj <3), żeby Wasze ulubione postacie nie umierały (nieco nierealne ;-;) i żebyście spotkali swoje celebrity-crush i w ogóle, czego sobie byście nie wymarzyli!
I tak na koniec, chciałabym też Wam powiedzieć o świetnym huncwockim blogu, który nie ma tyle uwagi, na jaką zasługuje. Błękitna Pełnia jest świetną historią i zdecydowanie powinniście to "obczaić". Tak tylko mówię.
Zapraszam do czytania i komentowania, bo to BARDZO motywuje do pracy!
Stojąc
przed drzwiami domu Petunia machała ręką i uśmiechała się, aż
zabolała ją twarz. Wpatrywała się za znikającą za zakrętem
sylwetką samochodu, a gdy wzrokiem już do niego nie sięgała, z
ulgą pozbyła się uśmiechu, który powoli przekształcał się w
grymas. Zadowolona weszła z powrotem do domu. Rozejrzała się po
pokoju. Przed nią piętrzyły się schody z ciemnego drewna
prowadzące w górę. Po lewej stronie schodów przez łuk drzwiowy
można było przejść do kuchni. Z niej wydobywał się aromat
pieczonego ciasta. Petunia kilka minut temu włożyła do piekarnika
dwie blaszki z ciastkami z cynamonem. Wciągnęła jeszcze raz
powietrze, aby delektować się zapachem. Z zachwytu aż uniosła się
na palcach u stóp. Natomiast po prawej stronie znajdował się
salon. Nie był oddzielony od przedpokoju (w którym właśnie stała
Petunia) ani ścianą, ani drzwiami czy łukiem. Ściany pomalowane
były białą farbą, choć i tak większą ich powierzchnię
zasłaniały meblościanki z jasnego drewna. To, kamienny kominek,
przy którym stały dwa brązowe fotele i kanapa dla trzech osób
oraz duży czerwony dywan leżący na jasnych panelach sprawiały, że
pokój był przytulny i przyjemnie się w nim przebywało. Kilka
metrów przed kominkiem na stoliku stał mały telewizor, a na nim
odtwarzacz kaset VHS. W rogu nieopodal telewizora stała prawdziwa
choinka. W bombkach odbijało się światło lampek świątecznych, a
srebrny łańcuch oplatający drzewko sprawiał wrażenie śniegu.
Pod choinką stały już prezenty zapakowane w papier świąteczny.
Rodzina Evans wyglądała na rodzinę zamożną, choć wcale taka nie
była.
Petunia
uwielbiała święta. Obróciła się na pięcie, a za nią do kuchni
podążyła jej kremowa sukienka. Petunia zajrzała do piekarnika i z
uśmiechem stwierdziła, że ciasteczka już się rumienią. Uśmiech
spełznął jej z twarzy, gdy usłyszała zbliżające się po
schodach kroki. No
tak,
pomyślała. Tak się wciągnęła w tę świąteczną atmosferę, że
zapomniała o swojej młodszej siostrze. Siostrze wariatce.
Lily weszła do kuchni i usiadła przy wysepce z blatu.
-
Co tak ładnie pachnie? - usiłowała zacząć rozmowę Lily.
Podparła
łokcie o blat i odgarnęła rude włosy z twarzy. Na sobie miała
jasną beżową koszulę z białym kołnierzykiem i mankietami i
zwykłe jeansy. Patrzyła na swoją o dwa lata starszą siostrę
przez swoje zielone oczy. Wychodziło na to, że podobne były tylko
w kolorze tęczówek.
-
Przecież wiesz, że piekę ciastka - odparła sucho blondynka.
Chwyciła pierwszą lepszą gazetę z przepisami ze stołu i udała,
że pogłębiła się w lekturze. Chciała tylko uniknąć rozmowy z
Lily. Rudowłosa jednak przez ten czas nie zniechęcała się i
patrzyła na siostrę. Petunia zerknęła na nią z ukosa.
-
Coś byś chciała? - uniosła brwi.
-
Pamiętasz, że przyjeżdżają dziś do mnie przyjaciele, tak? -
Lily włożyła dłonie między uda. Ona również nie lubiła
rozmawiać z siostrą, ale była do tego bardziej skłonna niż
Petunia. Zagryzła dolną wargę.
-
Mam nadzieję, że pamiętasz, że to ja tutaj rządzę, kiedy
rodzice są u wujostwa. - Petunia jedną dłoń oparła o biodro, a
drugą o krawędź stołu. Chciała wyglądać na pewną siebie.
Utrzymywała z Lily kontakt wzrokowy. - To znaczy, że nie piśniesz
rodzicom słowa o Vernonie. Inaczej powiem im, że nakryłam ciebie i
tego dziwaka...
-
Vernon przychodzi? - przerwała jej Lily. - I rodzice o tym nie
wiedzą? Dlaczego? - Lily zmarszczyła brwi, a Petunia zacisnęła
wargi, tak że ułożyły się w cienką linię. Przybrała obronną
pozę.
-
Ktoś musi mi pomóc w pilnowaniu ciebie i... - Szukała
odpowiedniego słowa.
Petunia
nie lubiła czarodziejów, gardziła nimi i wymyśliła na nich tyle
nieprzyjaznych epitetów, że czasem nie wiedziała, który z nich
wybrać. Lily zawsze denerwowało to, że wypowiadała to z taką...
odrazą. Nigdy nie nazywała jej magicznych przyjaciół po imieniu,
jakby nie chciała się przyznać, że w ogóle zna ich imiona. A
znała.
W
dzieciństwie Evansówny były blisko siebie, bawiły się razem i
kochały się. Do czasu aż Lily dowiedziała się o tym, że jest
czarodziejką. Zaprosili ją do szkoły Magii i Czarodziejstwa w
Hogwarcie, gdzie czuła się lepiej niż w domu. Rodzice byli z niej
tacy dumni, że Petunia poczuła się odtrącona. Miała nadzieję,
że nikt nie wiedział o tym, jak sama wysyłała listy do Hogwartu z
prośbą o przyjęcie. Szkoła jednak wielokrotnie odmawiała,
ponieważ Petunia nie posiada żadnych zdolności magicznych. Kiedy
pogodziła się z tym faktem, zaczęła obrażać Lily i jej
zdolności. Od tamtego czasu uważa ją i jej pokrewnych za dziwaków,
wariatów, którzy powinni pracować w cyrku lub w innych podobnych
temu instytucjach.
Zanim
więc Petunia wymyśliła odpowiednie określenie na Jamesa Pottera,
po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Obie powędrowały do nich z
nadzieją, że za nimi zastaną osoby, których oczekują. Przez
chwilę przepychały się do klamki, aż dotknęły jej razem i razem
otworzyły drzwi. Lily wywróciła oczami, a cała radość uleciała
z niej jak z balona. Najpierw zobaczyła odstający brzuch, a dopiero
później Vernona. Uczesał i ubrał się schludnie. Wręczył
Petunii bukiet kwiatów, a ona ucałowała go w policzek. Zaprosiła
go do środka, a on przyjął zaproszenie. Petunia była tak
zapatrzona w ukochanego, że to Lily musiała zamknąć za nimi
drzwi. Do tego jednak nie doszło. Zanim je zamknęła, poczuła
przeszkodę. Zobaczyła, że to czyjaś dłoń pcha drzwi w jej
stronę, aby z powrotem je otworzyła. Po dłoni, najpierw w oczy
rzucił jej odstający brzuch, a dopiero później... twarz Vernona.
Lily otworzyła usta ze zdziwienia. Przyszedł do nich drugi chłopak
Petunii. Wszedł do środka bez zaproszenia, a gdy Petunia zobaczyła
sobowtóra przez łuk w kuchni, omal nie zemdlała. Lily nawet nie
próbowała zamknąć drzwi, a przez próg wszedł następny Vernon.
Za nim jeszcze jeden. I następny. Różnili się tylko ubiorem i
małymi szczegółami Jeden miał na karku czarną skórzaną kurtkę,
drugi czerwoną bluzę z kapturem, trzeci miał bliznę na policzku i
ciemny płaszcz zarzucony na plecy, a czwarty nosił grubą niebieską
kurtkę zimową. Oryginalny Vernon (tak się Lily wydawało, że był
to ten prawdziwy) złapał się za klatkę piersiową i otworzył
szeroko oczy. Nie wiedział jak zareagować. Ostatnia do rezydencji
Evansów weszła niska brunetka w szarym płaszczu. Kręciła głową
z dezaprobatą, ale i z uśmiechem. Podczas gdy każdy Vernon
próbował przekonać Petunię, że jest tym prawdziwym, Lily
przywitała się z brunetką uściskiem.
-
Ruby, dobrze, że przyszłaś- powiedziała Lily. - Kto wpadł na ten
głupi pomysł? - zapytała. Zanim ta zdążyła odpowiedzieć,
najwyraźniej eliksir Wielosokowy, który pozwalał przybrać dowolną
postać, przestał działać, bowiem twarze czterech z pięciu
Vernonów zaczęły się przekształcać, ich włosy zmieniły kolor,
a ich sylwetki wyszczupliły się. Bardzo. Petunia opadła na
krzesło, a jeden jedyny Vernon Dursley zaczął wachlować jej twarz
gazetą.
-
Merlinie, to okropne nie widzieć swoich własnych stóp! - zawołał
Syriusz klepiąc się po swoim już płaskim i wyrzeźbionym brzuchu,
a wszyscy zawtórowali mu śmiechem. Wszyscy oprócz mugolów.
Petunia wydawała się być poruszona tym bardziej niż biedny
Dursley. Gdy ta ochłonęła nieco, zliczyła gości Lily, którzy
zdążyli już zdjąć ubrania wierzchnie.
-
Pięciu! Matulu, ich jest pięciu... Niech tylko rodzice się o tym
dowiedzą. - Petunia wstała z krzesła.
-
Petuniu, rodzice wiedzą ilu mam gości i w pełni się na to
zgodzili. Może czas ich odpowiednio przyjąć. - Posłała siostrze
porozumiewawcze spojrzenie. Chciała, aby ta zaproponowała im coś
do picia lub do jedzenia, ale nic takiego się nie stało. Nie po
wejściu, jakie zaprezentowali Huncwoci.
-
Mówiłaś, że przyjdą znajomi, a nie cały cyrk! - krzyknęła
Petunia. Lily wciągnęła powietrze do płuc, ale zapomniała, że
jej znajomi
mają wielki dystans do siebie. Syriusz podszedł do siostry Lily.
-
Tuniu - spojrzał jej głęboko w oczy. - będziemy grzeczni,
obiecuję. - Opuszkiem palca dotknął jej policzka i odgarnął z
niego blond kosmyka z powrotem do całej reszty fryzury Petunii. Ona
miała włosy sięgające do ramion, lekko pokręcone, ale ułożone
porządnie. Vernon, gdy to zobaczył, wystąpił na przód, ale Black
natychmiast się cofnął z figlarnym uśmieszkiem. Uniósł dłonie,
jakby się poddawał. Lily pociągnęła go w swoją stronę za białą
koszulkę z czerwonymi rękawami. Nie chciała, aby popsuł wszystko
jeszcze bardziej. O dziwo, Petunia teraz wydawała się bardziej
spokojna. Mimo wszystko, nie zamierzała być miła i na pięcie
odwróciła się do kuchni.
-
Przynieśliśmy sernik z czekoladą - poinformował Lily Remus.
Trzymał w obu dłoniach prostokątną blaszkę z ciastem. - Gdzie
położyć?
Lily
odebrała od niego jedzenie i wyniosła je do kuchni. Wróciła, aby
zapytać, czy chcą coś do picia. Zobaczyła, że przyjaciele już
się rozsiedli w salonie i zaczęli oglądać zdjęcia w ramkach, na
których Lily była jeszcze małym dzieckiem. Niestety musiała
ponownie wrócić do kuchni, aby przygotować cztery herbaty.
Właściwie to pięć, bo sama też chciała. Wzięła talerzyk i
pokroiła na niego kilka kawałków sernika. Oprócz tego do salonu
zaniosła kupne ciastka, ponieważ te, które robiła Petunia
przypaliły się i siostra zaczęła robić nową porcję.
-
Byłaś takim słodkim dzieckiem. Co się teraz stało? - zapytał
James z poważną miną, ale roześmiał się, kiedy został uderzony
w ramię przez Lily.
-
Poznałam ciebie, to się stało.
-
Wyglądasz cudownie - spojrzał jej prosto w oczy. Nie mógł się
powstrzymać. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją
delikatnie. Usłyszał cichy gwizd Syriusza, ale nic sobie z tego nie
robił.
-
Więc co będziemy dzisiaj robić? - zaczął Peter i sięgnął po
ciastko. Siedział na jednym z foteli. Na drugim siedział Syriusz, a
na kanapie ścisnęli się Ruby, Remus, James i Lily.
-
Mam na kasecie Czarne
święta,
możemy obejrzeć. Potem będziemy tutaj raczej nocować, bo mój
pokój jest za ciasny na nas wszystkich. Przyniosę koce i w ogóle.
Może w coś pogramy później?
-
Wybacz, ale... na czym? Na ka-czym? - dopytywał Peter.
-
Na kasecie. - Lily najpierw pomyślała, że chłopak jest nieco
przygłupi, ale potem zobaczyła, że wszyscy mają takie niemrawe
miny jak Pettigrew i to wtedy przypomniała sobie, że telewizor i
wszystko z nim związane jest raczej nowością dla czarodziejów. -
Ludzie nagrywają pewne sceny, takie jak nasze ruchome zdjęcia,
tylko że dłuższe. Układają to w spójną historię, co nazywamy
filmem. Potem zgrywa się to na takie dyski, jak kasety i można
obejrzeć to w telewizorze. - Czuła się głupio tłumacząc prawie
dorosłym ludziom, czym jest film.
-
Hm, wydaje się ciekawe - skomentował Syriusz. - Czego wy mugole nie
wymyślicie... A kiedy prezenty? - wyszczerzył zęby w uśmiechu i
ukradkiem spojrzał na Ruby.
Gdy
nastał wieczór, Lily przyniosła wszystkim po poduszce, ale miała
tylko trzy koce, więc wszyscy leżeli obok siebie. W kominku
rozpalony był ogień, co utrzymywało w pomieszczeniu odpowiednią
temperaturę, dlatego nikomu nie było zimno. Odsunęli wszelkie
meble na bok, aby zrobić miejsce na środku pokoju, gdzie
rozścielili swoje wspólne "posłanie". Jeden koc robił
za prześcieradło, więc musieli sobie radzić z dwoma przykryciami.
Lily
zrobiła dwie miski popcornu, zwinęła z kuchni trochę ciastek bez
wiedzy Petunii, zrobiła dzbanek ciepłej herbaty oraz dzbanek kakao
(którym Huncwoci byli zachwyceni) i uznała, że byli gotowi na
seans. Zgasiła duże światło. Ich jedynym oświetleniem były
lampki na choince i światło ognia z kominka. Zanim Lily włożyła
kasetę do odtwarzacza, wytłumaczyła wszystkim, czym jest horror.
Wszyscy dziarsko oznajmili, że nie boją się oglądać takich
filmów, zwłaszcza, że nic z tego nie wydarzyło się naprawdę.
Lily więc wepchnęła kasetę VHS do odtwarzacza i wyszukała sobie
miejsce obok Jamesa.
Usiadła
po jego lewej stronie, ponieważ po prawej leżał Peter razem z nimi
pod jednym kocem. Następnie kolejno obok Lily leżeli Remus, Ruby i
Syriusz. Z początku w trakcie filmu każdy komentował niewiarygodną
fabułę, później jednak wszyscy zamilkli, w miarę jak wciągali
się bardziej w fabułę.
Akcja
rozgrywała się w żeńskim akademiku, gdzie panował okres
przedświąteczny. Nagle zaczęły znikać dziewczyny, aż zadzwonił
telefon, w którym poinformowano je, że ktoś zamierza zabić je
wszystkie. Przy każdym zabójstwie Ruby mimowolnie zaciskała swoją
dłoń na dłoni Syriusza. Któregoś razu złapała go i już nie
puściła do końca filmu. Nawet kiedy w filmie występowały tak
śmieszne sceny, że zaśmiewała się z nich z Remusem.
-
One umierają praktycznie przed ich nosem i one tego nie widzą? -
dziwiła się.
Mimo
wszystko klimat filmu był odpowiedni i wywarł na nich całkiem
dobre wrażenie. Gdy ten się skończył, Peter prędko włączył
światła. Już wyobrażał sobie, że zabójca idzie po niego, a
chłopak miał całkiem dobrą wyobraźnię. W każdym cieniu widział
błyszczące ostrze noża.
-
W święta oglądają horrory! Niedopuszczalne! - oburzyła się
Petunia. - I jeszcze ci dziwacy zjedli moje ciastka - westchnęła i
zrezygnowana usiadła na krzesło przy blacie w kuchni. Każdego roku
to ona odpowiada za świąteczne wypieki i słodycze, miały one
starczyć do końca świąt. W radiu rozbrzmiewały kolędy i
świąteczne przeboje. Gdyby nie grupa wariatów w jej salonie,
czułaby się jak w niebie. Nagle przypomniała sobie o czymś
ważnym. O czymś, co zniszczyłoby całą atmosferę świąt, gdyby
wciąż o tym nie pamiętała.
-
Nie zawiesiliśmy lampek na zewnątrz domu! - Usłyszeli spanikowany
głos siostry Lily dochodzący z kuchni. Lily również wyprostowała
gwałtownie plecy i otworzyła szeroko oczy.
-
To naprawdę tak ważne? - zapytał Remus. W jego domu obchodzono
Boże Narodzenie, ale tylko okazjonalnie dekorowano do tego dom. A
przynajmniej jego dom, ponieważ kiedy wyjeżdżali na święta do
rodziny, ich domy całe się świeciły. Remus nigdy nie rozumiał
tej całej awantury z powodu Bożego Narodzenia. Ludzie dekorowali
domy, lecz dekoracje pozostawały tylko na kilka dni. I po co to
zamieszanie?
-
Remusie, to jest bardzo ważne. Za dwa dni Wigilia, a za sześć dni
zostaną wręczone nagrody za najładniej udekorowany dom w
sąsiedztwie. Oczywiście, że to ważne! Musimy to zrobić teraz.
Ruby
wyjrzała przez okno.
-
Ale jest ciemno. I pada śnieg...
-
To nic - stwierdziła Lily. Pociągnęła Jamesa za ramię, aby
zszedł z nią do piwnicy po lampki choinkowe. Potter nie był
zbytnio skory do pomocy, ale później się poddał i poszedł z
rudowłosą.
Tymczasem
Petunia wciąż rozmyślała, co powinna zrobić w związku z brakiem
dekoracji, gdy w wejściu do kuchni zjawiła się Lily z Jamesem i
oznajmili, że się tym zajmą. Petunia miała dużo wątpliwości co
do ich pomysłu. Jak oni zamierzali powiesić te lampki, kiedy kilka
miesięcy temu zepsuła im się drabina, a drugiej nie mieli? Wkrótce
cała piątka zarzuciła na siebie kurtki i wyszli na zewnątrz.
James i Syriusz nieśli dwa duże kartony z ozdobami.
-
Evans, będziesz miała najpiękniejszy dom w całej okolicy -
obiecał jej Syriusz. Lily z radością zaklaskała i uśmiechnęła
się. Nie mogła sobie wyobrazić kreatywniejszej ekipy do
dekorowania domu.
-
Lumos - szepnął Remus. Z końca jego różdżki zaświeciło
się światełko, oświetlając twarz Lupina. - To od czego
zaczynamy?
-
Myślę, że może od przyczepienia tego Mikołaja - odpowiedziała
Lily i założyła dłonie na biodra. - Tylko jak...
-
O tutaj? - zawołał James.
Lily
spojrzała w jego kierunku. Potter unosił nad sobą różdżkę, a
figurka Świętego Mikołaja latała w powietrzu tuż przy końcu
dachu. James zaczepił drabinkę, po której wspinał się Mikołaj o
czubek trójkątnego dachu. Lily już otworzyła usta, aby coś
powiedzieć, ale przerwał jej wybuch śmiechu Remusa, Petera i Ruby.
Ruda odwróciła się w ich stronę.
-
Ha-ha, śmieszne. Moglibyście mnie... roz... - Syriusz szarpał się
z lampkami choinkowymi. Najwyraźniej nastolatkowie użyli jakiegoś
zaklęcia, które związało Blacka i nie dawało mu się rozplątać
z lampek. Co więcej, one świeciły, choć wcale nie były
podłączone do prądu. W końcu Remus chwycił się za brzuch, który
rozbolał go od śmiechu, machnął różdżką, a światełka opadły
bezwładnie na śnieg, uwalniając Blacka.
-
To że skończyliście siedemnaście lat, nie znaczy, że możecie
używać czarów kiedy chcecie! - pouczyła ich Lily.
-
To właśnie to znaczy - odpowiedzieli wszyscy chórem. Evans
westchnęła zrezygnowana.
Nagle
rozległa się muzyka pianina. Przyjaciele spojrzeli na siebie
zdezorientowani. Przez okno Ruby zobaczyła, że w salonie siedzi
teraz Vernon i wygrywa kolędy. Petunia stała niedaleko jego, a Ruby
aż podskoczyła spłoszona, gdy Petunia zauważyła ją za szybą.
Blondynka posłała jej surowe spojrzenie, jakby ta nakryła ich na
czymś intymnym.
-
Twoja siostra potrafi być przerażająca - powiedziała Ruby do
Lily.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo - przytaknęła Lily.
Chłopcy
wspólnie używali zaklęcia lewitacji na światełkach, aby zawiesić
je na krawędziach dachu. Później sprawili, że od czubka dachu po
pochyłej powierzchni w dół zwisały białe lampki, co wyglądało
z daleka jak świecący śnieg. Lily się to spodobało. Łańcuchami
ozdobiła parapety pod oknami, a na płotku wokół domu również
rozwiesili lampki.
Lily
nie miała kaptura w kurtce, gdy śnieg rozpadał się na dobre.
Spojrzała na Ruby, która też nie miała nakrycia głowy i chciała
zaproponować jej wejście do środka, ale jak zauważyła, Cahan
poradziła sobie z tym problemem. Za nią stał Syriusz, który był
od Ruby o co najmniej głowę wyższy. Rozpiął swoją kurtkę i
otoczył nią głowę Ruby, tak, że na jej głowie nie gromadził
się śnieg.
Lily
uśmiechnęła się mimowolnie. Musiała przyznać, że pomimo wielu
różnic, Ruby i Syriusz pasowali do siebie jak ulał. Nie byli oni
nawet ze sobą, ale Lily mogła z łatwością przewidzieć ich
dalsze relacje.
Gdy
skończyli dekorować dom, wyszli przed niego i ustawili się w
szeregu. Objęli wzrokiem całą rezydencję, która przez te
wszystkie lampki była zapewne widoczna z drugiego końca miasta.
Syriusz spełnił swoją obietnicę. Dom wyglądał świetnie.
Zmarznięci
weszli z powrotem do środka. Zrobili sobie ciepłe kakao i po kolei
szli wziąć ciepły prysznic. Już w piżamach siedzieli na kocach i
jedli ciastka, popijając je kakao. Zgasili światła, więc znów
jedynym oświetleniem była choinka. Oglądali przez chwilę jakąś
nudną bajkę o świętach, ale nie minęło dużo czasu, jak wszyscy
zasnęli.
Gdy
zasypiali, spali niemal obok siebie. Rankiem obudzili się dosłownie
na sobie. Syriusz i James przybrali pozycję łyżeczek
(Syriusz był mniejszą łyżeczką). Na piersi Remusa leżała głowa
Ruby, a na jego brzuchu wylegiwała się Lily. Peter spał na
kanapie. Nikt nie wiedział, jak Pettigrew się tam znalazł,
ponieważ zasypiał obok Ruby, a i on sam nie pamiętał chwili, w
której się tam przeniósł.
Rodzice
Lily mieli przyjechać w południe. Czarodzieje nie chcieli im
zawadzać, więc gdy Remus obudził się jako pierwszy, obudził od
razu wszystkich. Zanim jednak doszedł do Jamesa i Syriusza, wyjął
ze swojej torby aparat i zrobił im zdjęcie.
Po
śniadaniu ubrali się i przeszli do prezentów, które kupili sobie
nawzajem. Były to drobne upominki, typu limitowane karty z
czekoladowych żab, które Ruby kupiła Peterowi lub zębate frisbee
od Remusa dla Syriusza. Lily podarowała Jamesowi unikatowe zdjęcie
z autografem Ścigającego z jego ulubionej drużyny Quidditcha.
Potter wyglądał jak szczęśliwy piesek.
Wszyscy
rozdali sobie prezenty, ale Syriusz zostawił jeden na koniec.
Podszedł do Ruby, która stała obok choinki. Spojrzał jej prosto w
oczy i uśmiechnął się czarująco. W dłoniach trzymał średniej
wielkości prostokątne pudełko zapakowane w zielony papier
prezentowy. Było zapakowane nieco niezdarnie, papier był trochę
pognieciony i podarty, ale Ruby doceniła jego chęci. Syriusz
wręczył jej pudełko.
-
Dla ciebie - powiedział. Ruby zaczęła odpakowywać prezent. -
Pomimo tych wszystkich lat nieodwzajemnionej nienawiści, mam
nadzieję, że choć na święta możemy zapomnieć o tych złych
wspomnieniach i skupić się na tych dobrych. - Syriusz przegryzł
wargę. Bardzo chciał zobaczyć reakcję Ruby. Miał nadzieję, że
jeszcze pamiętała. Gdy dziewczyna pozbyła się papieru, uniosła
wieczko pudełka, ale nie spojrzała jeszcze, co było w środku.
-
Nie nienawidziłam cię, Syriuszu. Działałeś mi na nerwy, ale nie
była to nienawiść - uśmiechnęła się. Jedyne co zdążyła
zobaczyć to, to że Syriusz kupił jej czerwoną koszulkę.
Przerwała odpakowywanie prezentu, kiedy oboje usłyszeli dziwny
dźwięk dochodzący z niedaleka. Brzmiało to trochę jak drapanie
się jakiegoś zwierzęcia lub rozwijającego się papierka.
Zlokalizowali źródło dźwięku i równocześnie spojrzeli nad
swoje głowy. Sufit był zaczarowany. Pomiędzy Ruby a Syriuszem
rozrosła się niewielka zielona roślinka z czerwonymi pąkami.
Jemioła. Ruby wyglądała na zakłopotaną.
-
Mówią, że zignorowanie tradycji przynosi pecha - zaczął Black i
nerwowo podrapał się po karku.
Ruby
otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale nie mogła wymyślić
żadnej wymówki. Na Merlina, nie chciała mieć wymówek. Zacisnęła
dłonie na materiale koszulki, chcąc dodać sobie odwagi. Pudełko
po odzieży spadło na podłogę, a gdy Ruby chciała zacząć
działać, odruchowo zamknęła oczy. Na swoich ustach
niespodziewanie poczuła miękkie wargi Syriusza. Uniósł jej
podbródek. Zauważył, że Ruby wcale się nie opiera, więc
pogłębił pocałunek. Dziewczyna musiała się podeprzeć o jego
ramię, ponieważ poczuła, jak uginały się pod nią kolana.
Pocałunek był krótki, ale jednak idealny. Zamrugała szybko i
zarumieniła się, gdy ich usta się rozstały. Nie wiedząc, co ze
sobą zrobić, zerknęła na koszulkę. Nadruk na niej mówił: Mój
chłopak jest Pałkarzem. Roześmiała się.
Pamiętała,
pomyślał Syriusz z zadowoleniem.
Cudowna miniaturka, ja ze swoją dałam ciała, ponieważ mój Word nawalił, za Twoja to popis stulecia :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie przedstawione święta u Evansów :D Irytowałam mnie postawa Petuni, za to Lilka była kochana. Brakowało mi Remusa, a to jeden z moich ukochanych huncwotów :) za to sen Jamesa i Syriego na łyżeczkę podbił moje serce, tak samo jak koszulka "mój chłopak jest pałkarzem" :D Oczywiście nie można zapomnieć o 5 Vernonach, co na 1000% było pomysłem Blacka :D
Co do życzeń to na tą końcówkę świąt życzę Ci dużo szczęścia i spóźnionych prezentów. Po za tym na nowy rok chcę Ci życzyć, szczęścia, zdrowia, miłości, piękności i pieniędzy bo ich nigdy za dużo :D
Pozdrawiam i jeszcze weny życzę :)
Uszanowanie, Frank ;)
OdpowiedzUsuńWybacz mi nieobecność. Szczerze, przeczytałam miniaturkę w dniu "wydania", ale niestety na moim telefonie, z którego nie da się komentować, nie wiem, czemu.
Spóźnione życzonka świąteczne, wybacz, widzę, że kolejna notka, zaraz ją czytnę. Ale wpierw:
Szczęścia, zdrowia, dużo weny, Huncwotów, przyjaciół, śniegu i tego, co najlepsze. Dziękujemy za życzenia. Są piękne *ociera łzę*
A co do Błękitnej Pełni, ja też wchodzę od dawna ;)
Dobra. Komencik.
Cóż... Petunia niezbyt się ucieszyła, hm? Nie dziwię się. A Vernon... Biedny, głupi prosiak. Eh.
Opisy <3 Tyle opisóóów <3333 Wyobraziłam sobie ich dom ;3
Lily chciałaby jakoś nawiązać kontakt z Petunią, zaprzyjaźnić się, ale starsza siostra na to nie pozwala. Ja myślę, że cieszyłabym się szczęściem siostry.
Sprytny ten pomysł z Eliksirem Wielosokowym. Chłopaki mądre, tylko głupio wykorzystują swoje mózgi (dobra, oprócz Pete'a)
Ha, rozpoznałam kto jest kto xD
Ruby! Lubię ją xD
Cyrk... No, Huncwoci to taki mini-cyrk, ale da się ich lubić xD
Syrrriusz, taki łomantyszny... Vernon, taki żażdroszny xD
No tak, mała Liluś była taaaka słodka... Jak wszyscy z miasta wyjechali xDD
Nigdy nie lubiłam Jily, ale tutaj to takie... Leciutkie. Podoba mi się ^^
Na ka-czym? Franku, wytłumaczyłbyś mi, co to ta kapjeta? xDD
Czego my mugole nie wymyślimy, no właśnie... Chcę mugolską teleportację! xD
Horrory... Niech obejrzą "Morderczą Oponę" XDD Osobiście nie widziałam, ale podobno... xD
Zaraz. Oni jedli kupne ciastka, a nie te Petunii O.o Mi się coś chyba pomieszało xD
Wow, konkurs taki ważny xD Chłopacy pomocni ;P
"- To że skończyliście siedemnaście lat, nie znaczy, że możecie używać czarów kiedy chcecie! - pouczyła ich Lily.
- To właśnie to znaczy - odpowiedzieli wszyscy chórem. Evans westchnęła zrezygnowana." - To mnie rozwaliło xD Lily nie kapuje NIC xD
Wyobraziłam sobie takie błyskawice z oczu Petunii xDDD
Prawda. eR and eS - para idełalna xD (nie, oni nie są idealni. Oni są IDEŁALNI XD)
Remus okupowany, Syriusz i James... Bezcenny widok ;P
Prezenciki... Jemioła, łomanysznie... A koszulką Syriusz po prostu podbił moje serce. Tak, ja też to pamiętam, Ruby!
No dobra, KUNIC.
Pozdrawiam, lecę czytać dalej ^^
~Chomik
Skomentuję miniaturkę na miniaturkowym blogu http://myslodsiewnia-devereaux.blogspot.com/2014/12/swieta-z-huncwotami.html :)
OdpowiedzUsuńgenialne, Petunia wnerwiająca, Huncwoci jak zwykle śmieszni, a Lily i Ruby...po prostu cudowne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Chociaż czytam to w marcu, to poczułam taką świąteczną atmosferę. Tak bardzo mi się spodobało, że zerknę na resztę bloga. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI zapraszam na blog dla potterheads
gnebiwtryskinapokatnej.blogspot.com
Hej :) Czy mogę opublikować to w mojej "Kronice Huncwotow" która tworzę ?
OdpowiedzUsuń