6.09.2014

Rozdział 12 - Konkurencja

Kilka słów od Devereaux

Oto jest! Zaledwie półtora miesiąca oczekiwania i już jest nowy rozdział! Jest też nowy szablon, nowe zakładki i nowe gify bohaterów, nowy tytuł bloga i superhipermegaekstracool ramka na ukrytą wiadomość! Czyż to nie wspaniałe? Jest tez NOWY BLOG, na którym możecie przeczytać miniaturki mojego autorstwa! A, i jest jeszcze nowa zakładka Sala Wejściowa, czyli po prostu strona główna. Tyle nowości, zupełnie za darmo! A, przypomnę jeszcze o moim profilu na Google+, gdzie aktywnie dodaję wpisy dotyczące (i też nie) opowiadania, więc polecam dodać do obserwowanych (gadżet jest na samym dole blogu). A jak tam wy się macie? Jak tam nowy rok szkolny? Opowiedzcie mi, wyraźcie swoją opinię na temat rozdziału i odświeżonego wyglądu bloga w komentarzach. A teraz zapraszam do czytania!

Dyrektor wskazał go dłonią. Filch usiłował się uśmiechnąć, ale ta próba spowodowała na jego twarzy tylko niezręczny grymas. Rozglądał się po uczniach takim wzrokiem, jakby myślał o sposobach wymierzanej kary. Argus Filch nie miał przyjemnej twarzy.
- Proszę was o należyty jemu szacunek, a także o nie sprawianie mu żadnych kłopotów w pracy. - Kontynuował i spojrzał na miejsce, gdzie siedzieli Huncwoci. Cała czwórka uśmiechnęła się szeroko, pozorując grzecznych uczniów. James posłał dyrektorowi buziaka.
Niektórzy zaczęli niezręcznie klaskać na powitanie nowego woźnego, potem dołączyła się cała sala. Wszyscy myśleli, że może nie będzie taki zły jak Pringle, choć pozory temu przeczyły. Nowy pracownik zarumienił się na twarzy, pewnie onieśmielony takim śmiałym powitaniem. Po chwili uczniowie wrócili do swojego śniadania.
Po jedzeniu Huncwoci i Ruby wpadli jeszcze do swoich dormitoriów po kurtki, ponieważ na dworze się ochłodziło, a potem, grupą składającą się z sześciu osób, wyszli do Hogsmeade. Heliotropa dołączyła się, ku niezadowoleniu Blacka.
Tak jak planowali, najpierw zajrzeli do Pubu pod Trzema Miotłami. Peter zamówił po kremowym piwie dla każdego.
- Nie ma chyba nic lepszego niż piwo po ciężko przepracowanym tygodniu - westchnął James po pierwszym łyku.
- Napój bogów - poparł go Syriusz.
- Przecież wy tylko odrabialiście szlaban, to nie mogło być aż tak męczące? - zdziwiła się Heli.
- Odrabialiśmy go przez tydzień. Rozumiesz? Tydzień z tymi idiotami. - Ruby ukryła twarz w dłoniach zażenowana.
- Ej, nie udawaj, że ci się nie podobało. - Syriusz uśmiechnął się szelmowsko.
- Hm, nie bardzo podobało mi się to, kiedy tonęłam. Ale wiesz, to nic ważnego - udała obojętną i wzruszyła ramionami. Jej głos przesączony był sarkazmem.
- Wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie. - Uśmiech spełznął z jego twarzy. Black wciąż czuł się nieco winny za ten incydent, ale nie żałował ze względu na to, co stało się później. - Zresztą, każdy marzy o takim seksownym ratowniku jak ja.
Ruby parsknęła śmiechem, ale nie komentowała tego. Po trzech kremowych piwach zdecydowali, że pójdą przejść się po sklepach. Obowiązkowo zajrzeli do Miodowego Królestwa, skąd każdy wyszedł z torbą pełną słodyczy. Odwiedzili też sklep z rzeczami do Quidditcha.
- Ruby, wyglądałabyś w tym świetnie - powiedział Syriusz. Z wieszaka z ubraniami zdjął granatową koszulkę. Na przodzie widniał napis Mój chłopak jest pałkarzem. Gdy tylko go przeczytała, spojrzała z politowaniem na wyszczerzonego Blacka. Chciała rzucić uwagę, że nie tylko on z całego Hogwartu był pałkarzem, ale przeszkodziła jej w tym Heliotropa.
- Muszę iść...
- Gdzie? - zainteresowała się Ruby.
- Hm, do Sowiej Poczty i w ogóle.
- Nie możesz poczekać chwilę? Pójdziemy z tobą - zachęcała.
- Niee, muszę iść teraz. Ale możemy się spotkać za jakieś pół godziny pod sklepem Gladraga? - Heli odgarnęła zielone włosy z twarzy. - Sama. Bez Blacka - zaznaczyła.
- Nie wiem co kombinujesz, ale niech ci będzie - Ruby zmrużyła oczy. Zadowolona przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko i wyszła ze sklepu.
- Gdzie poszła Modliszka? - dopytywał Black. Ruby nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami. - Taka szkoda... - powiedział, ale w jego głosie nie było słychać żalu. Black nie lubił Heli. Jej entuzjazm i ekscytacja działała mu na nerwy. - To kupujesz tę koszulkę? - powrócił do tematu. Ruby spojrzała na niego spod byka. Syriusz odwiesił ubranie zrezygnowany.
Ruby pilnowała czasu, bo była całkiem ciekawa, co też zielonowłosa dla niej szykowała. Może wyolbrzymiała sprawę i Heli chciała po prostu spędzić z nią samotnie czas, ale ona znała swoją przyjaciółkę. Gdyby tak było, zwyczajnie by jej o tym powiedziała .
Po kilku minutach wyszli ze sklepu. Syriusz wyposażył się w koszulkę portugalskiej drużyny Quidditcha, Armad z Bragi. Zawsze podziwiał pałkarzy tej drużyny i właśnie opowiadał Peterowi przebieg ich najlepszego meczu. Ruby też nie mogła się powstrzymać i razem z Remusem kupili sobie koszulki Goblinów z Grodziska. Gadżety z tej polskiej drużyny były raczej ciężko dostępne ze względu na popularność ich szukającego, Józefa Wrońskiego. James zakupił lepsze rękawice do grania. Takich samych używał Fabius Watkins, ścigający Srok z Montrose. Potter od zawsze admirował tego człowieka i odkąd zobaczył te rękawice na wystawie, od razu zaczął oszczędzać na nie galeony. Peter nie był wielkim fanem Quidditcha, dlatego nie kupił sobie nic, poza czekoladową miotełką.
Następnym przystankiem była księgarnia Półka Paisleya. Chłopcy trochę marudzili, ale za namową Remusa i Ruby w końcu przekroczyli próg sklepu. Księgarnia nie była duża, ale za to przytulna. Na środku pomieszczenia leżał brzydki dywan w kwiatowy wzór. Po lewej i po prawej stronie pod ścianą stały regały, tworząc półkola. Także regały służyły jako ściany oddzielające od siebie inne działy literatury.
Ruby od razu wiedziała gdzie podejść. Od jakiegoś czasu chciała kupić sobie egzemplarz Bracia Krwi: Moje życie wśród wampirów i Mugole, którzy zauważyli. Bardziej zależało jej na tej pierwszej książce, bo została wydana całkiem niedawno.
Podeszła do regału z nowościami, ale nie widziała na nim upragnionej książki. Już nieco zrezygnowana zajrzała jeszcze na półki oznaczone Biografie i historyczne. Stanęła na palcach, żeby zdjąć czerwoną książkę ze złoconym tytułem na grzbiecie. Chwilę później w swoich rękach trzymała egzemplarz o mugolach. Bez dłuższego zastanawiania, skierowała się do kasy. Nagle poczuła całkiem mocne uderzenie w plecy. Książki upadły z hukiem na podłogę. Ale to nie były jej książki. 
- Cholerny dywan! - usłyszała za sobą. - Na Merlina, wszystko w porządku? - Ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Odwróciła się, chcąc zobaczyć mówcę. Był to całkiem młody mężczyzna z odrobiną zarostu na twarzy, ale nie kojarzyła go z Hogwartu. Uśmiechnęła się, potaknęła i uklęknęła, żeby pomóc mu zbierać książki z ziemi.
- Już widzę kto mi zabrał książkę sprzed nosa - zażartowała, trzymając w dłoni Braci Krwi i podała mu ją. Chłopak patrzył na powieść przez chwilę, jakby się wahał, ale koniec końców wyciągnął po nią dłoń. Robił całkiem spore zakupy, bo na podłodze leżało ponad pięć tomów.
Jak już mu pomogła, Ruby poszła do kasy i kupiła swoją zdobycz. Była zaskoczona, kiedy zobaczyła Syriusza za sobą w kolejce. Oczywiście, Black nie czytał nic ambitnego. Kupił sobie Przewodnik po Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Kiedy wyszli z księgarni, Syriusz zaczął swoją gadkę.
- Co się tam stało z tym kolesiem? - Wyjął ze swojej torby długą, czerwoną żelkę i włożył do ust.
- Potknął się o dywan.
- Boli cię coś? Widziałem, jak książki uderzyły cię w plecy.
Ruby spojrzała na niego zdziwiona. Syriusz naprawdę brzmiał na zmartwionego.
- Wszystko w porządku, Syriuszu.
- Ale wiesz... Jak coś, to mogę ci zrobić świetny masaż - uśmiechnął się figlarnie i uniósł brwi. W tym samym momencie objął ją ramieniem za szyję.
- Chyba nie skorzystam - pokręciła głową i strąciła jego ramię.
- Ej, idziemy do Zonka? - zawołał Remus.
- Jeszcze pytasz, Lunatyku? Przecież to nasz obowiązek! - ucieszył się James i prawie natychmiast tam powędrowali. Huncwoci już w drodze sporządzali listę tego, co mają kupić. Były na niej łajnobomby, cukierki powodujące przeróżne rzeczy, fałszywe znicze i inne produkty, których nie potrafiła zapamiętać. Ruby nie zamierzała towarzyszyć im w sklepie, ale ten znajdował się obok Gladraga, gdzie miała spotkać się z Heliotropą. Przy progu drzwi Zonka Ruby oznajmiła Remusowi, że umówiła się z przyjaciółką i niestety musi ich zostawić.
- Lepiej idź, zanim Łapa cię dopadnie, bo wtedy pewnie będzie chciał iść z tobą - zaśmiał się.
Ruby kiwnęła mu na pożegnanie głową i skierowała się do rozwidlenia ścieżki. Przy nim, po lewej stronie stał sklep Gladraga, a za zakrętem w lewo ciągnęła się kolejna linia domów i sklepów. Znajdowała się tam, między innymi, Kawiarnia Pani Puddifoot.
Stanęła pod ścianą sklepu odzieżowego i czekała. Nie spędziła samotnie długiego czasu, bo zza drzwi Gladraga wyszła Heliotropa. Ruby najpierw zobaczyła jej zielone włosy, a zaraz za nią dwie inne czupryny. Nie rozpoznała twarzy jej towarzyszy. Gdy Heli tylko ją zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko ukazując dołeczki w policzkach. Jednego chłopaka pociągnęła za rękę, idąc w stronę Ruby.
- Ruby, jesteś! Pamiętasz, jak ci mówiłam o moich wakacjach w Paryżu? - Gryfonka potwierdziła kiwnięciem głową. - Poznaj Pietro. - Spojrzała na chłopaka, którego trzymała za rękę.
Pietro był blondynem i musiała przyznać, że był całkiem przystojny. Francuz miał szeroką szczękę i dosyć ostre rysy twarzy. Włosy były krótko przystrzyżone i uniesione w górę. Wysokie kości policzkowe sprawiały wrażenie arystokraty, a pełne wargi wykrzywione w uśmiechu nieźle prezentowały rząd białych, równych zębów. Typowy dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach. Nic dodać, nic ująć.
- A to jest Gabriel. - Wskazała na bruneta za nimi. Do tej pory miał opuszczony wzrok, a w dłoniach trzymał kawałek papieru, który najwyraźniej uważnie czytał. Uniósł głowę, kiedy usłyszał swoje imię i spojrzał na Ruby.
Gabriel miał bardziej kwadratowy kształt głowy niż jego przyjaciel, a także delikatniejsze rysy, choć nadal był nieprzyzwoicie przystojny. Szeroką szczękę pokrywał jednodniowy zarost. Dolna warga była nieco pełniejsza od górnej, a kiedy się uśmiechał, uśmiechały się też jego duże, brązowe oczy. Kości policzkowe były wyraźne, ale nie aż tak wydatne jak u Pietro. Włosy ułożył w najzwyklejszą krótką fryzurę, podnosząc przód nieznacznie, aby kosmyki włosów nie opadały mu na czoło. Pomyślała o tych wszystkich komplementach z jakimi Heli opisywała swoich nowych kolegów i wyglądało na to, że wcale nie przesadzała.
- Gabriel - przedstawił się. Z jego ust wydobył się głos z bardzo silnym brytyjskim akcentem. Ruby zdziwiła się trochę, ponieważ z tego co pamiętała, Heliotropa Gabriela poznała też we Francji i ostatnie czego się spodziewała, to akcent brytyjski. Nie pytała o to jednak, tylko pośpiesznie uścisnęła dłoń, którą Gabriel do niej wyciągnął  i sama się przedstawiła. Zauważyła, że nieco za długo mu się przyglądała i chłopak wisiał z wyciągniętą ręką. - My się chyba już spotkaliśmy. - Spojrzał na nią, mrużąc oczy.
- Ach, tak. W księgarni? - Rozluźnili uścisk dłoni, a Gabriel nie uwolnił jej tak od razu. Ich ręce stopniowo wycofywały się, aż w końcu opuszki palców chłopaka i Ruby dotknęły się po raz ostatni i rozstały ze sobą.
- Tak, w księgarni - przytaknął, wciąż uśmiechając się do niej. Ruby nie miała nic przeciwko temu. Jego uśmiech był całkiem przyjemny dla oczu. - Tak czy inaczej, miło mi. Mam nadzieję, że plecy nie bolą.
Heli przestała słuchać. Zauważyła po przeciwnej stronie, jak drzwi jednego ze sklepów otwierają się, a z niego wyszedł Pettigrew. Była pewna, że zaraz wyjdzie reszta Huncwotów, dlatego popędziła przyjaciół do ruchu. Nie chciała, żeby przybłąkał się do nich chociażby jeden z nich. Kiedy skręcili w lewo, Ruby zrozumiała, co jej przyjaciółka ma zamiar zrobić. Wyparowała na przód i pociągnęła zielonowłosą za ramię nieco na bok, aby żaden z chłopców nie mógł usłyszeć.
- I jak wrażenia? - zapytała Heli uśmiechnięta od ucha do ucha. Była bardzo zadowolona z siebie.
- Co ty planujesz, Heli? Bo jeżeli to jest to co myślę, że jest, to ja się nie zgadzam - wyszeptała Ruby, ignorując wcześniejsze pytanie.
- Ruby, chcę tylko wypić kawę z tobą i z kolegami. Mogłabyś się tak nie buntować? Nie rozmawiałyśmy prawie cały tydzień. Zaszczycisz mnie godzinką lub dwoma? - spojrzała na nią błagalnie. Wtedy Heli zrozumiała, że już ją ma i rozpromieniła się.
- Niech ci będzie. Ale nawet nie próbuj mnie z nikim swatać, jasne? - Pogroziła jej palcem. Puchonka mruknęła coś pod nosem, co zabrzmiało dla Ruby jak czuję, że nie będę musiała i dołączyły do reszty.
I tak jak Ruby się spodziewała, Heliotropa prowadziła ich do Herbaciarni Pani Puddifoot. Było w niej tylko kilka osób, które nawet nie zwracały na nich uwagi. Ruby odetchnęła z ulgą i przypomniała sobie, że to obecność Syriusza jest powodem, dla którego wszyscy zawsze się na nią patrzyli. Ale jego tutaj nie było i mogła choć przez chwilę żyć normalnie.
Usiedli przy większym stoliku w kącie lokalu. Zdjęli kurtki, powiesili je na oparciach krzeseł i wzięli do rąk menu. Pietro i Gabriel zamówili sobie kawę crème, typowo francuską. Ruby wzięła Latte, a Heli dla odmiany zamówiła sobie herbatę. Kelnerka odeszła z zapisanym zamówieniem.
- Więc, co wy tutaj robicie? - zaczęła rozmowę Ruby.
- Pamiętasz jak kilka dni temu mówiłam ci o niespodziance? - napomknęła Heliotropa. - Właśnie o to mi chodziło.
Szczerze mówiąc, Ruby dawno zapomniała o tamtej rozmowie, ale teraz doskonale ją pamiętała. Puchonka była wtedy taka podekscytowana, a ona sama nie rozmyślała nad tym.
- Pietro ciągnęło do swojej dziewczyny, a ja stęskniłem się za Londynem - wyjaśnił Gabriel, który siedział naprzeciwko niej.
- Stęskniłeś się? - zmarszczyła brwi.
- Kiedyś mieszkałem tutaj. Nie jestem Francuzem, jak Pietro. Ale więcej rodziny mam we Francji niż w Anglii.
- Tak myślałam, że masz brytyjski akcent. Ale chyba nie chodziłeś tutaj do szkoły? - Odgarnęła włosy z twarzy. W tym samym momencie Mathilda przyniosła ich zamówienia. Do każdej kawy dołączony był kawałek ciasta, na koszt firmy.
- Do Hogwartu chodziłem przez niecały rok. Potem moja mama zmarła i z ojcem przeprowadziliśmy się do babci, do Paryża. I chodziłem tam do szkoły. - Ruby nie chciała mówić, jak przykro jej jest z powodu śmierci jego matki. Sama nienawidziła, gdy słyszała podobne słowa od obcych ludzi na temat jej siostry. Zwyczajnie wiedziała, że wcale nie było im przykro. Dlatego Ruby, nieco zdezorientowana, zapytała ile Gabriel ma lat. Powiedział, że dwadzieścia.
O tym Heliotropa chyba zapomniała jej powiedzieć. Jasne, wspominała, że Pietro jest starszy. Ale o ile dobrze pamiętała, mówiła, że dzieli ich tylko rok. Nie mówiła o wieku Gabriela. Niby jej to nie przeszkadzało, ale zaraz potem skarciła się w myślach. Nie przeszkadza ci, bo wcale nie zamierzasz angażować się w związki. Zresztą, nawet gdyby, cztery lata to wcale nie tak dużo. Nie, nie ma żadnego „nawet gdyby”, Ruby. Ogarnij się.
- A gdzie się zatrzymaliście?
- Pierwszą noc spędziliśmy w Dziurawym Kotle, ale teraz znaleźliśmy całkiem ładny mugolski hotel. Zamierzamy tam zostać, dopóki nie znajdziemy jakiegoś mieszkania na czynsz.
- Czyli zostajecie na dłużej?
- Pietro chciałby zostać do stycznia. Rodzice Heli zaprosili nas na święta, ale jeszcze nie wiadomo czy do tego dojdzie.
- To ciasto jest pyszne! - skomentował głośno Pietro, jeszcze przeżuwając deser.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na niego, po czym obsługa wybuchnęła gromkim śmiechem. Kelnerka zawołała wesoło, że to ich domowe i wszystkie oklaski powinny powędrować do pani Puddifoot, właścicielki.
- To właśnie lubię w Anglii - wyznał Pietro. - Wszyscy tutaj są tacy otwarci, a Francuzi nie wyściubiają nosa nawet w tak drobne sprawy, jak czyjaś opinia o cieście.
Pietro już zaplanował, że do hotelu zabierze ze sobą całą blachę wypieków pani Puddifoot. Tymczasem Heliotropa odkryła, że jej ciasto ma w sobie inne owoce niż były w deserze jej chłopaka. Wyszło na to, że Pietro miał truskawki, Gabriel maliny, Heli jabłko, a Ruby gruszkę. Ruby uwielbiała maliny.

- To co, wracamy do Trzech Mioteł? - zaproponował James po zakupach u Zonka i Gladraga.
- Ja muszę jeszcze kupić nowe pióro i atrament - powiedział Peter.
Zanim zaczął się rok szkolny Peter kupił trzy pióra. Do tego czasu jedno zgubił, drugie wpadło mu przez przypadek do kociołka z eliksirem, a w drugim stępiła się końcówka, przez co litery wyglądały na zbyt grube, a miejscami nawet nieczytelne.
Huncwoci więc poszli razem z nim do sklepu Scrivenshafta, który mieścił się prawie na obrzeżach wioski. Po zakręcie w lewo przy rozwidleniu ścieżki, wystarczyło iść ciągle do przodu. Sklep z piórami znajdował się po lewej stronie drogi, prawie naprzeciwko Herbaciarni Pani Puddifoot.
- Lunio, może pójdziemy na romantyczną randkę do Puddifoot, co ty na to? - Syriusz uśmiechnął się do Remusa, udając, że go podrywa.
- Z tobą, Łapo, to ja poszedłbym na koniec świata - odparł równie przekonująco, po czym roześmiali się głośno.
- Pff. Chodź, Peter... My... kupimy sobie romantyczny atrament do pióra, co ty na no? - James udał obrażonego i zazdrosnego. Zamachnął głową, wyobrażając sobie, że zarzuca długimi włosami i objął Glizdogona za szyję. Razem weszli do sklepu i zostawili pozostałą dwójkę na zewnątrz.
Syriusz i Remus czekali cierpliwie na powrót reszty Huncwotów. Oparli się plecami o ścianę lokalu Scrivenshafta. Syriusz przypomniał sobie spotkanie z Ruby u Puddifoot i uśmiechnął się mimowolnie. To wtedy otworzyła się przed nim. Wspomnienie było tak realne, że przez chwilę miał wrażenie jakby Ruby naprawdę tam siedziała. Chwila. Black zmrużył powieki.
- To mówiłeś, że gdzie Ruby poszła? - zapytał ostrożnie, wciąż wpatrując się w okno herbaciarni.
- Nie pytałem. Powiedziała, że umówiła się z Heli. A co? - Blondyn spojrzał na skupioną twarz Blacka i powędrował za jego spojrzeniem. Lupin mógł zobaczyć tył brązowej czupryny i pół twarzy towarzyszki chłopaka. Trochę zasłaniała ją ręką, którą podpierała głowę, ale po samych oczach Remus mógł stwierdzić, że ta kobieta to Ruby. A chłopak właśnie pakował w jej usta widelec z nałożonym jedzeniem. Gest, który jeszcze wczoraj tak denerwował ją i Remusa.
- Jednak pójdziemy na tę romantyczną randkę.

Ruby nie chciała żeby to się stało, naprawdę. Gabriel zwyczajnie zaproponował jej, żeby spróbowała jego ciasta i zanim zdążyła chwycić za swój widelec, Gabriel chciał częstować ją ze swojego. Odmówienie w takiej sytuacji było by bardzo... niezręczne. Ciasto jednak rzeczywiście było pyszne. Wyznała, że gdyby mogła, to jadłaby maliny przez całe swoje życie.
Gabriel z uśmiechem zamienił ich talerze, więc Ruby mogła jeść malinowe ciasto całkiem sama. Tak, samolubnie, ale jakie dobre. Uznała to za miły gest z jego strony. Uniosła filiżankę z kawą, żeby upić łyk.
- Och, nie - usłyszała nieszczęśliwy głos Heli. Spojrzała na nią pytająco, a zielonowłosa wpatrywała się w stronę drzwi. Ruby powędrowała tam wzrokiem i zakrztusiła się. Do herbaciarni weszła czwórka chłopaków, uśmiechniętych od ucha do ucha. Chłopcy nie wiedzieli o co im chodziło.
- O! Co za zbieg okoliczności! - Syriusz wydawał się być zdziwiony. Huncwoci podeszli do ich stolika. Ruby zażenowana ukryła twarz w dłoniach.
- Możemy się przysiąść? - zapytał James, ale tylko dla pozorów, bowiem, nie czekając na odpowiedź, Gryfoni już brali wolne krzesła z pobliskich stolików i dołączali się do stolika dziewczyn. Oczywiście Syriusz zajął miejsce najbliżej Ruby, to ustalił z chłopakami zanim weszli do lokalu. Cudem, wszyscy pomieścili się przy jednym stole.
- Syriusz - przedstawił się i podał swoją dłoń nieznajomym. Podobnie zrobili wszyscy inni, przez co jedyne, co dziewczyny miały przed oczami to zbiorowisko wyciągniętych ku sobie rąk.
- Gabriel. - Brunet uścisnął dłoń Blacka. Syriusz starał się nie okazywać tego, jak bardzo zdziwił się, usłyszawszy to imię. Zacisnął szczękę.
Przez sekundę wystraszył się, że będzie miał zawał, bo zabolało go coś w sercu. Potrzebował trochę czasu, żeby zdać sobie sprawę z tego, że to była zazdrość. A więc Modliszka dopięła swego, pomyślał.

Na szczęście, niecałą godzinę później należało wracać do Hogwartu i ta cała błazenada dobiegła końca. Gabriel i Pietro odprowadzili ich do Trzech Mioteł, bo zaledwie kilka metrów dalej spotykali się wszyscy uczniowie. Huncwoci, a zwłaszcza Syriusz i Remus nie opuszczali ich na krok. Gabriel nie przejmował się nimi. Zaczął szukać czegoś w swojej torbie na zakupy. Tak, jak każdy myślący czarodziej, rzucił na swoją torbę zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, które pozwalało na schowanie wielu rzeczy w małej torbie.
- O, znalazłem. To dla ciebie. - Ruby spojrzała na to, co trzymał w dłoniach i uśmiechnęła się. Gabriel chciał jej oddać swój egzemplarz Braci Krwi.
- Nie mogę tego wziąć. Książka jest twoja, ty za nią zapłaciłeś.
- Gdyby było inaczej, to nie byłby prezent. - Starał się ją przekonać. - Chciałem ci ją dać tak czy inaczej, ale ledwo ją kupiłem, a ciebie w księgarni już nie było. Weź, to rekompensata - uśmiechnął się zachęcająco. - Proszę?
- Jest przeklęta czy coś w tym stylu? - Spojrzała na niego powątpiewająco.
- Merlinie, myślałem, że się nie domyślisz... - Zrobił zawiedzioną minę. Ruby roześmiała się i przyjęła prezent.
- Dziękuję - powiedziała i przytuliła go delikatnie. Gabriel wzrostem był troszeczkę niższy od Syriusza, ale niewiele to pomagało. Objęła go tylko jednym ramieniem, bo w drugiej dłoni trzymała zakupy. To samo zrobił brunet. Nie trwało to zbyt długo ani zbyt krótko, taki zwykły przyjacielski uścisk.
Pożegnała się z nim i dołączyła do grupy uczniów, którzy już zaczynali powoli wracać do Hogwartu. Ruby obejrzała się jeszcze, chcąc wypatrzyć czy idzie już Heli, ale widziała, że jeszcze żegnała się z Pietro. Żegnała się, czyli namiętnie całowała się z nim. Obok nich stał Gabriel, który wychwycił jej spojrzenie. Drapał się po karku i nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Widać było, że czuł się niezręcznie.
- Udam, że tego nie widziałem - powiedział Syriusz, patrząc przed siebie. Przez chwilę zapomniała, że Black jej towarzyszył.
- Czego?
- Tych ostatnich dwóch minut - jego głos wydawał się spokojny, ale w środku buzował. Ruby usłyszała za sobą szybkie kroki. Domyśliła się, że to Heli dobiegała do nich. - Nie no, nie mogę! Mi zajęło to kilka tygodni, a ten koleś daje ci książkę i już zasłużył na przytulanie się? - W sekundę ze spokojnego tonu, przeszedł na pełen oburzenia. - Cholera, kupię ci całą księgarnię, jeśli za każdą książkę w niej zawartą, raz mnie przytulisz!
Ruby była szczerze zdziwiona, ale jednocześnie próbowała powstrzymać uśmiech wpełzający na jej twarz. Nie bardzo jej to wychodziło, bo mimo tego, że zaciskała wargi, jej kąciki ust unosiły się i Syriusz zauważył to.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał już mniej oburzony. Ruby stwierdziła, że nie ma sensu się więcej maskować, więc pozwoliła sobie na szeroki uśmiech. Na policzkach zawitał delikatny rumieniec.
- Z niczego. - Pokręciła głową. - Żart mi się przypomniał - skłamała.
- Powiedziałem coś zabawnego?
- Po prostu... - Przegryzła dolną wargę. - Aż tak jesteś zazdrosny? Nawet o głupie-
- Tak, jestem. - Jego ton teraz był już całkiem spokojny.
- Chciałabym zauważyć, że to ty jesteś w związku, nie ja.
Syriusz zastanowił się nad tym przez chwilę. Czy to było w porządku w stosunku do Dorcas? Ten „związek” wydarzył się tak szybko, że przez chwilę nawet nie wiedział, kiedy przestał być singlem. Lubił ją, ale to nie było nawet zbliżone do tego, co czuł do Ruby. Nawet nie wiedział gdzie Dorcas się podziewała, a gdy Ruby była chociażby kilka metrów od niego, niemal od razu czuł potrzebę „odnalezienia” jej. Wiedział, że chwilowo nie miał u niej szans, ale starał się. I wiedział tylko, że tak szybko nie przestanie.

Następnego dnia, nikt nie chciał się spóźnić na transmutację. Pomimo tego, że odrobili szlaban za swoje poprzednie czterogodzinne spóźnienie, McGonagall ostrzegła ich, że nie chcieliby tego robić ponownie. I rzeczywiście nie chcieli.
Lily zjadła śniadanie w mgnieniu oka i od razu poszła do dormitorium po książki na lekcję. W drzwiach do Wielkiej Sali minęła się z Huncwotami, którzy dopiero na to śniadanie szli. James przywitał się z nią, ale ona tylko niewyraźnie coś mruknęła w odpowiedzi.
- Czy ona dalej jest na mnie zła za to, co zrobiliśmy Pringle'owi? - zdziwił się Potter i zmierzwił swoje ciemne włosy.
- Kto tam wie te kobiety... - westchnął Syriusz. We czwórkę zajęli miejsce przy stole.
- O, czyżby problemy w związku? - zaśmiał się Peter.
- Nie - zaprzeczył przedłużając ostatnią samogłoskę. - Po prostu ta Cahan-
Nie zdążył dokończyć zdania, jak poczuł uderzenie w tył swojej głowy. Nie było zbyt mocne, ale mógł powiedzieć, że ani trochę nie bolało.
- Nie mów o mnie za moimi plecami. Co ta Cahan? - Odwrócił się i zobaczył Ruby z rękami opartymi o biodra. Patrzyła na niego wyczekująco.
- Ta Cahan, to wygląda po prostu olśniewająco - uśmiechnął się szeroko. Była ubrana w zwykły mundurek szkolny, jednak dziś nie założyła na siebie tego ciemnego sweterka. Brązowe włosy opadały jej na ramiona, a jedyny makijaż, na jaki dziś się zdecydowała, to pomalowane rzęsy. Dlatego spojrzała na Blacka z powątpiewaniem, bo wiedziała, że zdecydowanie nie to chciał powiedzieć. - I bylibyśmy wielce szczęśliwi, mając cię przy naszym stole - brnął dalej.
- Niezłe wybrnięcie - skomentował Remus i wziął wielki kęs kanapki.
Ruby wywróciła oczami. Syriusz przesunął się w bok, robiąc jej miejsce obok siebie. Chcąc nie chcąc, usiadła obok.
- Mogę tylko zapytać, dlaczego byliście wczoraj takimi idiotami? - Położyła sobie na talerz ostatniego cynamonowego tosta. Cała czwórka wiedziała o jaki moment chodziło Ruby.
- Cóż... Muszę wiedzieć z kim umawia się moja BFF. - Zaśmiał się Remus i napił się ze swojej szklanki.
- Ja muszę znać swoją konkurencję. - Podczas gdy Ruby patrzyła się z oburzeniem na Remusa, Syriusz wziął gryza jej tosta, po czym odłożył go na talerz. Ruby w ostatniej chwili zauważyła to i uderzyła go pięścią w ramię. Zbyt lekko, żeby go to zabolało.
- Gdyby to była Lily, zrobiłbym to samo - wyznał James.
- Eee... Pewnie pobiliby mnie i zamknęli w lochach gdybym tego nie zrobił - powiedział Peter z całkiem poważną twarzą. Ruby przeraziła się nieco, że Peter mówi całkiem serio, ale ten potem roześmiał się i żartował sobie z jej reakcji. Nigdy nie słyszała, żeby Pettigrew śmiał się tak głośno. W międzyczasie, Syriusz znów próbował podkraść Ruby jedzenie. Uderzyła go w dłoń.
- Zostaw mojego tosta!
- To bardzo dobry tost! Nie zauważyłem ich tam wcześniej. - Zrobił zawiedzioną minę. Zwykle, magicznym sposobem, pojawiłoby się na stole ich co najmniej tuzin, ale do lekcji (a tym samym końcem śniadania) pozostało dwadzieścia minut, dlatego jedzenie powoli przestawało się pojawiać.
Ruby wzięła książki ze sobą, więc nie musiała wracać do dormitorium, w przeciwieństwie do Huncwotów. Skierowała się od razu do klasy transmutacji, gdzie swoje miejsca zajmowało już kilkoro uczniów. Między innymi Lily, która zachłannie czytała swój podręcznik.
Ruby usiadła na swoje miejsce. Wkrótce dołączył do niej Remus, a za nimi usiedli Syriusz i James. Gdy zegar wybił godzinę dziewiątą, a wszyscy uczniowie byli już w sali, po schodkach prowadzących na podest nauczyciela, wbiegł kot. Stawiając krok na ostatnim z nich, zaczął rosnąć, aż przybrał postać profesor McGonagall.
Ta sztuczka nigdy się nie nudziła uczniom. Wciąż w tle słychać było westchnienia podziwu. Ruby oparła głowę na nadgarstku i zastanowiła się, jak to jest być animagiem. Czy to boli jak się zmieniasz? Z pewnością było to trudne do opanowania, ale pomyślała z ciekawością, jakim zwierzęciem byłaby ona sama. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała, ale teraz, gdy o tym myślała wydawało się to całkiem fajną opcją. Może szwendałaby się nocami po Hogwarcie i nikt nie zdawałby sobie z tego sprawy? Może nawet dorównałaby Huncwotom wiedzą o tajnych przejściach szkoły... Może mogłaby wymykać się ze szkoły nocą, całkiem niezauważona. Zerknęła ukradkiem na Remusa, który dokładnie przysłuchiwał się słowom McGonagall. Ruby była zbyt zajęta rozmyślaniem, ale kiedy chciała przestać, do jej głowy zawitał kolejny pomysł. Szaleńczy pomysł. Co jeśli w postaci animaga, mogłaby towarzyszyć Remusowi podczas pełni?
- Panno Cahan. - Ruby poderwała głowę.
- Tak? - Serce przyśpieszyło jej ze zdenerwowania. Przecież w ogóle nie słuchała o czym mówiła profesor! Przełknęła nerwowo ślinę, próbując przypomnieć sobie o czym rozmawiali na poprzedniej lekcji.
- Powyżej Oczekiwań, brawo. - McGonagall podłożyła jej pod nos kawałek pergaminu. Ruby przyjrzała się jemu i z ulgą stwierdziła, że nauczycielka rozdawała im ich ostatni sprawdzian. - Jak na razie, pani i panu Blackowi opłaciła się nocna nauka - uśmiechnęła się delikatnie. Tak delikatnie, że niemal niezauważalnie, ale jednak. Kontynuowała rozdawanie prac.
Ruby odwróciła się do Syriusza. Uniósł brwi.
- Jak widać, pracujemy razem całkiem dobrze - wyszeptał zadowolony.
- Co dostałeś?
- Zadowalający - uniósł głowę dumnie.
Gdy Ruby odwracała się z powrotem twarzą do nauczyciela, przez sekundę widziała piorunującą ją wzrokiem Dorcas, która siedziała w środkowym rzędzie. Nocna nauka z Blackiem chyba dała jej do myślenia.

Po drugiej po południu, Huncwoci, Ruby i Heliotropa usiedli pod drzewem przy jeziorze z widokiem na stadion Quidditcha. Jedli lunch. Jak na końcówkę września, a początek jesieni, na dworze było całkiem gorąco. Jeszcze dzień wcześniej musieli nosić kurtki, a teraz rozpinali koszule.
- Zaraz się roztopię - powiedziała Ruby i rozłożyła się na trawie w cieniu.
- I my mamy mieć w tym trening, Rogaczu? - jęknął Syriusz i zdjął z siebie koszulę. Pod spodem miał tylko biały podkoszulek.
- Nie mieliśmy treningu już od dłuższego czasu, przyda nam się chociaż jeden. Nie marudź. Chodź, pójdziemy się przebrać.
Syriusz westchnął ciężko, ale wstał, mrucząc coś pod nosem. Razem z Jamesem poszli do swojego dormitorium. Po drodze Black jęczał coś jeszcze o pogodzie, że mu się nie chce i tak dalej, ale James przestał słuchać już dawno temu. Weszli do swojej sypialni i wyjęli stroje do Quidditcha.
Popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Nie ma mowy, żeby ubrali te długie spodnie i jeszcze ochraniacze na to.
- Wiesz... To tylko trening. - James wzruszył ramionami i wrzucił spodnie z powrotem do kufra. Zamiast nich wyjął spodenki sięgające do kolan, to samo zrobił Syriusz.
- Ostatnim razem, kiedy tak powiedziałem, zrobiłeś mi cały wykład o tym, jak ważne jest ćwiczenie gry w prawidłowym stroju.
- Dobra, cicho tam. Weź zwykłą koszulkę i spodenki. Tym razem zrobię wyjątek - uśmiechnął się i pokręcił głową. - Czasami gadam głupoty, ale zawsze jest w nich choć trochę racji.
- To jest głupota, bo to zdanie nie ma najmniejszego sensu.
- A od kiedy ty jesteś taki mądry?
Syriusz zdjął podkoszulek i rzucił go na swoje łóżko. Przebrał się w czerwony t-shirt, z którego poodcinał rękawy i w zwykłe żółte spodenki, sięgające do kolan. W końcu to barwy Gryffindoru. Potter ubrał się całkiem podobnie, ale oprócz tego założył też rękawice. Wzięli ze sobą swój sprzęt do Quidditcha i ruszyli na boisko.

Nie nazywano by ich Huncwotami, gdyby na to nie zasłużyli. James z łobuzerskim uśmieszkiem zaproponował Syriuszowi wyścig. Kto pierwszy doleci na miotle z siódmego piętra do szatni przy boisku będzie mógł "rzucić wyzwanie" drugiemu i nikt nie może odmówić wykonania zadania. Zaznaczyli jednak, że należy przelecieć przez Salę Wejściową, aby nikt nie oszukiwał i nie użył okna.

- Jesteś pewien, Rogaczu? Mam szybszą miotłę, możesz tego pożałować.
- Dasz mi pięć sekund przewagi. - James już przekładał nogę nad swoją miotłą.
- Trzy i ani chwili dłużej - targował się Black. - I żadnych ukrytych przejść. - Usiadł na miotle, zacisnął na niej dłonie i pozwolił Jamesowi wyruszyć pierwszemu. W myślach odliczył trzy sekundy i wyrwał do przodu. Już sam początek nie był prosty, bowiem musieli zlecieć z krętych schodów, którymi wchodziło się do Wieży Gryffindoru. Po mniej więcej trzydziestu sekundach Syriusz siedział Jamesowi na ogonie. Gdy przelecieli obok Flitwicka, nauczyciel okręcił się wokół własnej osi przez podmuch wiatru spowodowany szybkością Huncwotów. Wszyscy oglądali się za nimi, gdy wlecieli na błonia. James zauważył, że Syriusz był z nim prawie na równi.
- O, cholibka. Jak Gabriel dostał się na teren Hogwartu?! - Potter wskazał mu ruchem głowy miejsce, w którym poprzednio siedzieli z dziewczynami. Jego zasadzka zadziałała i Syriusz zwolnił od razu, aby przyjrzeć się sytuacji. Gdy Potter był już kilka metrów przed Blackiem, ten ocknął się i przyśpieszył. Jednak z ulgą stwierdził, że na błoniach nie widział żadnego Francuza. Wiatr targał mu włosy i ubrania, ale było to dosyć przyjemne, zważywszy na panujący gorąc. James natomiast był wniebowzięty, kochał wiatr.
Potter wleciał za materiał pokrywający konstrukcję przy boisku. Tam właśnie były szatnie. Od środka przypominało to kilkuosobowy namiot. Przy drewnianej podpierającej kolumnie stała zielona tablica. Na niej, już trwale, rozrysowane było boisko Quidditcha. Drużyny mogły rozpisywać swoją strategie, pozycje. Niektórzy wykorzystywali ją też do własnych celów i kredą wypisywali i rysowali najróżniejsze rzeczy.
W szatni siedziało już kilka osób. Spojrzeli na Jamesa zdziwieni przez jego nagłe przybycie. Syriusz zawitał kilka sekund później i ledwo wyhamował, nie chcąc wpaść na przyjaciela.
- Oszukiwałeś. - Syriusz zsiadł z miotły i przeczesał palcami włosy. Nie powiedział tego oskarżycielsko, czy z pretensjami. Gdyby to Syriusz prowadził i doganiałby go James, zrobiłby dokładnie to samo.
- No, może trochę. - Wzruszył ramionami. - Ale wygrałem, a to zn-
- Potter! - usłyszał wołanie i po chwili zobaczył zdenerwowanego Doriana Dulutha.
- Jakiś problem? - Spojrzał na niego pytająco.
- Nawet całkiem spory. Na boisku trenują już Krukoni. Mają zezwolenie od Flitwicka.
- Co?! - Potter nie mógł uwierzyć własnym uszom.
Zacisnął dłonie w pięści i stanowczym krokiem wyszedł na boisko. Jego drużyna podążyła za nim. I rzeczywiście. Na środku boiska przy skrzyni z piłkami stał Frank Fitzgerald, kapitan drużyny Ravenclaw. Był już gotów wypuszczać kafle.
- Frank! - krzyknął James. Chłopak o blond czuprynie odwrócił się w stronę drużyny Gryfonów.
- Och. Cześć, James. Co wy tutaj robicie? - Oparł dłonie o biodra.
- Zabawne, bo miałem pytać o to samo. Zarezerwowaliśmy boisko już kilka dni temu.
- Jeśli chcesz to pokażemy ci zezwolenie. Zresztą nasz trening jest nieco ważniejszy niż wasz, bo to nie wy gracie mecz za niecałe dwa tygodnie, ale my.
- W nosie gargulca mam wasze zezwolenie, my byliśmy pierwsi! - dołączyła do dyskusji Anastazja.
- Nie wciągaj w to gargulców, Leon. Nie chcieliśmy wam robić niczego na złość, nie wiedzieliśmy, że wy tutaj będziecie. Podejdźmy do tego racjonalnie - zaczął, a słysząc to Potter przewrócił oczami. Oto włącza się Krukoński instynkt Fitzgeralda. - Możemy zagrać krótki mecz, taki dla praktyki. I my i wy sobie poćwiczycie. Albo pół godziny my ćwiczymy w powietrzu, wy robicie sobie jakieś ćwiczenia na ziemi, a potem się zmienimy. Co wy na to?
Chcąc nie chcąc Gryfoni przystali na drugą opcję. Nie tylko James i Syriusz nie założyli pełnego stroju do gry, ale ku ich zdziwieniu zaledwie dwie czy trzy osoby założyły na siebie wszystkie szaty. Jednak nawet te osoby, gdy zobaczyły, że kapitan zezwala tym razem na nieregulaminowy strój, ściągnęły ciążące im rzeczy. I właśnie z powodu niepełnego ubioru mecz towarzyski byłby zbyt niebezpieczny, dlatego odrzucili tę propozycję.
Potter nie bardzo wiedział, co jego drużyna miała ćwiczyć bez mioteł. Kazał im przebiec kilka kółek wokół boiska. Oprócz tego pałkarze musieli wyćwiczyć swoje mięśnie u rąk, dlatego wykonywali pompki. Obrońcom pomógł ćwiczyć refleks, jednak zamiast używać kaflów posłużyli się niewielką kulą iskier z różdżki. Gdy obrońca dotykał prowizorycznej piłki, iskry znikały na znak udanej obrony. Ścigający używali różdżek żeby kontrolować kulę i rzucali nią w stronę obrońcy. Nie byłoby tak źle, gdyby nie musieli tyle biegać.
Nie odzwierciedlało to prawdziwego treningu w powietrzu, ale James bardzo chciał żeby ten się jednak odbył. Chociaż w małym stopniu. Z zazdrością i poirytowaniem spojrzał na grających Krukonów. Westchnął i podszedł do pałkarzy rozciągających się na poboczu boiska.
- Hej. - James klepnął Syriusza w plecy, a drugą dłonią złapał za ramię Doriana. - Mam sprawę do was. Wiecie, chciałbym uniknąć połamanych kości na następnym meczu.
Syriusz i Dorian spojrzeli się na siebie. Syriusz próbował wyczytać z twarzy Dulutha o czym chłopak myślał, ale długo nie musiał się zastanawiać, bo ten przemówił:
- Dopóki Black nie ma problemów do mnie, dopóty ja nie mam problemów do niego. - Wzruszył ramionami.
- Okej, fajnie. Ja już dopilnuję, żeby nie miał do ciebie problemów – spojrzał porozumiewawczo na Syriusza, a on wywrócił oczami. James jeszcze raz poklepał ich po plecach i odbiegł truchtem do reszty ścigających.
Black schylił się w ćwiczeniu rozciągającym, tak aby mógł dotknąć dłońmi ziemi u swoich stóp. Kiedy tylko się podniósł w kilka metrów od siebie zobaczył uśmiechniętą Dorcas z koleżankami. Zawołała go i pomachała. Syriusz podszedł do niej, zamienili kilka słów, powiedział, że musi wracać do treningu, a Dorcas pocałowała go krótko. Jej koleżanki zapiszczały podekscytowane, a Syriusz wrócił na swoje poprzednie miejsce. Stał odwrócony plecami do swoich „fanek”
- Ruby już ci się znudziła, Black? – zagadał kpiąco Dorian.
- Nigdy – pokręcił głową. – Nie łudź się, Duluth. To ciebie nie widziałem w pobliżu. – Zaczął rozciągać ramiona, przyciągając do brody wyprostowaną w łokciu kończynę.
- Ale jeszcze zobaczysz. – Dorian mrugnął do niego i przygotował się do robienia pompek. Wtedy Syriusz pomyślał o tym całym Gabrielu. W nim widział zagrożenie, nie w Dorianie. Zacisnął wargi i usiadł na trawie obok Gryfona.
- Lepiej się pospiesz, bo z czasem twoje szanse maleją. – Dorian spojrzał na niego pytająco. – Do akcji wkracza trzeci. Gabriel Jakiśtam. – Oplótł kolana ramionami.
- Mhm – mruknął i przerwał robienie pompek. – Nie mówiłbyś mi tego, gdyby był on zagrożeniem tylko dla mnie. Czyli ty też masz w tym jakiś interes – spojrzał na Blacka. – Albo… zagraża też tobie. – Bardziej stwierdził niż zapytał. Kiedy zobaczył oznaki wahania na twarzy Huncwota, roześmiał się. – A niech mnie. Niemożliwe stało się możliwe. Ktoś jest lepszy od Syriusza Blacka – pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nieważne. Chodzi mi o to, że razem możemy skierować go na inny tor…

Ruby, Heliotropa, Remus i Peter wciąż siedzieli pod drzewem na błoniach. Właśnie przebiegła obok nich grupka podekscytowanych dziewczyn, które piskiem rozmawiały o tym, że Syriusz Black biega po boisku bez koszulki. Szybkim krokiem zmierzały właśnie w kierunku boiska od Quidditcha.
- Nie chcesz popatrzeć, Ruby? – nabijał się Lupin.
- Nie bardzo. Jestem pewna, że jego fanki mu wystarczą. Chyba że ty chcesz, Remusie? – zapytała z całkowitą powagą.
- Wiecie, on tak naprawdę nie lubi tej całej „sławy” – zaczął Peter. – Powiedział mi kiedyś, że wolałby być zwyczajnym chłopakiem niż tym, kto ciągle przyciąga uwagę.
- Syriusz Black tak ci powiedział? – zdziwiła się Heliotropa. – Ten Syriusz Black?
- Tak. Co prawda po kilku ognistych, ale powiedział. – Wyjął z kieszeni spodni czekoladowego batonika i zaczął go rozpakowywać.
- Kto go tam wie… - mruknęła Ruby i zaczęła podnosić się z ziemi.
- Och, czyli jednak idziesz pooglądać półnagiego Blacka? – Heli spojrzała na nią z nadzieją w oczach.
- Heli, twoje spojrzenie mnie martwi, ale nie. Nie idę oglądać półnagiego Blacka i miejmy nadzieję, że nigdy nie będę musiała tego robić. Idę do skrzydła szpitalnego, dziś pomagam pani Pomfrey.
Pożegnała się z przyjaciółmi i poszła prosto do Hogwartu. Na odchodne usłyszała jeszcze słowa Heli: Każdy chce zobaczyć dobre mięśnie!
Minęło kilka minut, jak znalazła się w skrzydle szpitalnym. Przywitała się z pielęgniarką i oczekiwała na jej polecenia. Dziś nie było wielu uczniów wymagających pomocy, jedynie chłopak z gorączką i dziewczyna, która naciągnęła sobie ścięgno podczas treningu. Ruby dowiedziała się od niej, że aktualnie dzielili boisko z Gryfonami, a ona dzielnie obroniła swoją przyjaciółkę z drużyny Griffindoru przed nadlatującym na nią tłuczkiem, choć grała na całkiem innej pozycji. Pani Pomfrey dała Ruby magiczną maść, aby rozsmarowała Krukonce na ramieniu. Wykonała polecenie, a ból dziewczyny od razu zniknął. Niestety była to końcówka maści i pielęgniarka wysłała po nią (i przy okazji wszystkie inne kończące się zasoby) Cahan, do profesora Slughorna.
Dlatego Gryfonka zeszła do lochów, tam gdzie odbywały się lekcje eliksirów i gdzie spodziewała się zastać profesora. I rzeczywiście, Ślimak tam był, tyle że nie sam. Po lekcjach w określone dni, odbywały się zajęcia dodatkowe z eliksirów. Nie chodziło na nie dużo ludzi. W tamtym momencie, w klasie przebywało około sześciu uczniów. W oczy rzuciły jej się rude włosy.
- W czym mogę pomóc, panno Cahan? Bo z pewnością nie przyszła pani na zajęcia dodatkowe? – uśmiechnął się szeroko Slughorn.
- Pani Pomfrey kończą się eliksiry. Mam zapisane, czego potrzebuje. – Podała mu kawałek pergaminu. Nauczyciel założył okulary i wziął listę od Ruby. Zmarszczył brwi, próbując się rozczytać.
- Poczekaj, proszę, chwilkę – powiedział i małymi krokami wyszedł z klasy, wciąż wpatrując się w pergamin.
Ruby westchnęła i oparła się biodrem o biurko nauczyciela. Nie chciała się patrzeć na uczniów zajmujących stanowiska, bo nie chciała nawiązać niezręcznego kontaktu wzrokowego z Lily. Ciekawość jednak zwyciężyła i po kilkunastu sekundach wpatrywania się w podłogę, szybko rozejrzała się po klasie. Przy kociołkach napotkała Destiny - największą plotkarę Hogwartu-, Chimerę, która posłała jej groźne spojrzenie, Franka Longbottoma, Milesa Murraya i Lily. Oprócz nich, po klasie ciągle chodziła dwójka uczniów – Severus Snape i Regulus Black. Oni niewątpliwie pomagali całej reszcie. Regulus spojrzał na nią i uśmiechnął się półgębkiem. Ruby nie wiedziała, jak zareagować, dlatego nieśmiało odwzajemniła gest i opuściła wzrok. Nie chciała mieć kolejnego Blacka na głowie. Severus zdecydowanie częściej zatrzymywał się przy stanowisku Lily.
Po chwili Slughorn wrócił z kociołkiem pełnym flaszek z eliksirami.
- Jest tutaj wszystko, prócz eliksiru Szkiele-Wzro. Powiedz pani Pomfrey, że będzie dopiero jutro po południu. – Wręczył Cahan ciemny kocioł. – Czy znajdzie się gentleman, który pomoże panience Cahan? – zwrócił się do klasy. Ruby otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale już zgłosił się ochotnik.
- Dam sobie radę, dziękuję. – Pośpiesznie chwyciła kociołek w obie dłonie.
- Nalegam. – Regulus spojrzał na nią swoimi szarymi oczami.
Uniósł brwi wyczekująco i wyciągnął ku niej dłoń, aby przejąć trzymany ciężar. Nawet nie czekał, aż ta odda mu go sama. Chwycił za rączkę, opuszkami palców muskając jej dłoń. To spowodowało, że szybko się wycofała. Za jego plecami natknęła się na spojrzenie Lily, pełne rozbawienia. Ciekawe co ją tak rozśmieszyło, pomyślała. Ruby i Regulus wyszli z klasy.
- Na pierwsze czy na trzecie piętro? – zapytał, kiedy opuścili lochy.
- Trzecie. Naprawdę, nie musisz. Mogę rzucić zaklęcie na kocioł, przez co będzie lekki. A ty możesz wrócić do uczenia młodych umysłów. – Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z twarzy. Weszli po schodach.
- Tylko im pomagam, nic wielkiego. – Wzruszył ramionami. – Poza tym, używanie czarów poza lekcjami jest wielce niewskazane – powiedział, imitując cienki głos Flitwicka, nauczyciela zaklęć. Ruby powstrzymała się od śmiechu.
- Pomocny z ciebie chłopak, Black. – Poczuła się dziwnie, zwracając się do kogoś per Black, nie widząc przed sobą figlarnego uśmiechu Syriusza.
- Cóż… My, Blackowie, jesteśmy urodzonymi gentlemanami. – Ukłonił się niezbyt nisko.
- Z pewnością – mruknęła nie do końca przekonana.
Dotarli na trzecie piętro i skręcili w korytarz prowadzący do drzwi lecznicy.
- Już wiem, czemu Syriusz ciągle o tobie mówi.
- A mówi? – zmarszczyła brwi. Poczuła jak rumienią się jej policzki. – Nie widziałam jeszcze, żebyście ze sobą rozmawiali.
- Ale rozmawiamy, mamy swoje sposoby. Wiesz, on nie jest taki zły, za jakiego go masz – uśmiechnął się tajemniczo. Wtedy dostrzegła między nimi wszelkie podobieństwo. Syriusz błyszczał bardzo podobnym lub nawet tym samym uśmiechem. Regulus postawił kociołek na podłodze, kiedy zatrzymali się przed drzwiami do izby.
- Więc… Powiesz mi czemu o mnie mówi? – Ruby spojrzała na niego zachęcająco.
- Wybacz, obowiązki wzywają. – Włożył ręce do kieszeni spodni. - Muszę wracać do uczenia młodych umysłów. – Zachował poważną minę. Ruby wywróciła oczami i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Trzymaj się, Ruby – pożegnał się i odwrócił na pięcie.

Kilka godzin później Ruby zawitała w bibliotece. McGonagall zadała im małą pracę domową i choć Gryfonka nie miała jutro w planie transmutacji, postanowiła zrobić zadanie. Następnego dnia miała zielarstwo, a Sprout zawsze zadaje opisówki, dlatego dla świętego spokoju, zabrała się za pisanie.
Rozsiadła się przy stoliku pod ścianą. Czuła się nieco nieswojo, bo znajdowała się nieopodal miejsca, w którym całowała się z Blackiem. We śnie, oczywiście. Zerknęła na regały, a jej umysł zaczęły zalewać wspomnienia. To, z kolei, przypomniało jej o kolejnej ważnej sprawie. Szybko odpędziła niechciane myśli.
Ułożyła pergamin i podręcznik na biurku, zaznaczając, że to miejsce jest zajęte, i poszła szukać książki. Myśląc ważna sprawa, miała na myśli jej teorię o Huncwotach jako animagach, na którą wpadła dziś na lekcji. Przez cały dzień starała się odganiać te myśli, ale w końcu się poddała. O animagach uczyli się na trzecim roku, ale wielu rzeczy nie pamiętała lub też nie mogła zrozumieć w tak młodym wieku. Dlatego ściągnęła z regału Poradnik transmutacji dla zaawansowanych, a potem zapytała bibliotekarkę o egzemplarz Transmutacji współczesnej, w którym poruszają kwestię animagii. Wróciła do swojego biurka ze wszystkim czego potrzebowała. Pergamin przeznaczony na pracę domową odgarnęła na bok.
W Poradniku nie znalazła niczego, czego by już nie wiedziała. Sięgnęła po magazyn Transmutacji współczesnej, bo to tam redakcja porusza nietypowe tematy, niweluje plotki lub stwarza nowe. Bibliotekarka znalazła dla niej tylko trzy artykuły na temat animagów. Zaczęła czytać.

Zdolność zmiany swojej postaci w animaga wymaga niemałych umiejętności transmutacyjnych. Aby opanować tę zdolność w całości, należy uzbroić się w cierpliwość, wiedzę i przygotować się na dużo praktyki, jak i niepowodzeń. (…) Różnica między transmutacją a zmianą w animaga jest taka, że to drugie nie wymaga żadnych zaklęć, uroków lub różdżek. Animag może przyjąć formę zwierzęcia, kiedy tylko zechce. Jest to umiejętność, nie zaklęcie, której może się nauczyć każdy wprawiony czarodziej. Animagowie, w formie zwierzęcej, potrafią komunikować się z innymi zwierzętami lub z ludźmi w nie zmienionymi. (…) należy jednak zaznaczyć, że lykantropia, metemorfomagia czy wile, to nie animagia!

Ruby siedziała z szeroko otwartymi oczami. Przegryzała dolną wargę ze zdenerwowania. Czy to możliwe, żeby Huncwoci bawili się w takie rzeczy? Co prawda, chłopcy nie byli głupi, przez co Ruby wcale nie wątpiła w tę możliwość. Teraz, miało to przynajmniej jakiś sens. Syriusz wielokrotnie dawał jej wskazówki, a one idealnie pasowały do teorii Cahan.
Schowała swój pergamin i kałamarz z piórem do torby na ramię, zamknęła książki i nawet nie pofatygowała się, żeby odłożyć je na miejsce. Jej mózg myślał teraz tylko o jednym, dlatego nieświadomie minęła chamsko Dorcas, która chciała z nią porozmawiać. Dopiero po kilku sekundach zdała sobie z tego sprawę, ale nie wróciła się. Szybkim krokiem opuściła bibliotekę i popędziła do Wieży Gryffindoru.
Pośpiesznie powiedziała Grubej Damie hasło, a kiedy przeszła przez dziurę w ścianie, skręciła w lewo, nie w prawo. Kilka osób siedzących na kanapie w pokoju wspólnym popatrzyło za nią zdziwionym spojrzeniem, ale Ruby się nie zatrzymywała. Weszła po schodach, przeszła przez prosty korytarz i zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami, na których trwale wyryte były słowa: Glizdogon, Lunatyk, Łapa, Rogacz. Odetchnęła głęboko i zapukała trzy razy w drzwi. W progu stanął Peter. 
- Och, Ruby – niemal wykrzyczał. Za jego plecami rozległy się gwałtowne szmery i szuranie. Kilka przedmiotów zrobiło hałas, upadając na podłogę. Usłyszała też przeklinającego Jamesa. – Co ty tutaj robisz? – Zmniejszył rozwartość drzwi, a ciałem zasłonił resztę widoku na sypialnię. Uśmiechnął się niezręcznie. – Syriusz się kąpie – poinformował ją. Ruby zmarszczyła brwi.
- Nie przyszłam do Syriusza – odparła niemal z odrazą. Zastanowiła się, dlaczego przyszło to Glizdkowi do głowy. – Przyszłam do was wszystkich, bo…
- Możesz ją wpuścić! – krzyknął Remus. Peter otworzył drzwi na oścież i zaprosił ją do środka ruchem dłoni. Zamknął za nią drzwi.
Sypialnia Huncwotów nie należała do najczystszych. Na podłodze leżały przybory do pisania, ubrania i inne tajemnicze przedmioty. Razem zgarnęli je wszystkie na jedną kupkę, pod ścianę. Na ich stolikach nocnych leżało pełno kartek i książek. Pościel na łóżkach była rozkopana.
- Co tam, Cahan? – zapytał James, który siedział na krześle przy biurku. Ruby otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale wtedy z łazienki wyszedł Syriusz, owinięty w pasie ręcznikiem. Innym mierzwił mokre włosy, a drugą ręką poruszał w ustach szczoteczką do zębów. Przez pastę wypełniającą jego jamę ustną, nie mógł się uśmiechnąć, dlatego tylko kiwnął jej głową. Ruby zawiesiła przez chwilę wzrok na jego mięśniach brzucha i nawet zrozumiała, dlaczego dziewczyny na błoniach były tak podekscytowane Blackiem bez koszulki. Było na co patrzeć.
Syriusz zauważył, że Ruby przygląda się mu i jego ego wzrosło. Co więcej, poczuł jak rumieni się delikatnie, ale miał nadzieję, że nikt tego nie spostrzeże.
- Halo, Ruby. Też tutaj jesteśmy – zaśmiał się Remus. Dziewczyna uroczo speszyła się, ale przypomniała sobie, po co do nich przyszła.
- Ja… Um… Chciałam z wami pogadać. Dręczyło mnie to od kilku dni, aż dzisiaj wpadłam na coś, co choć w połowie musi być prawdą! – Nieco podekscytowana gestykulowała rękami. Nie bardzo wiedziała, jak im to wszystko powiedzieć, dlatego zdecydowała się na prościznę. Odgarnęła z twarzy włosy i zwilżyła wargi. Wszyscy wpatrywali się w nią zaintrygowani. – Jesteście animagami!

9 komentarzy:

  1. Strasznie Cie przepraszam! przeczytałam to już w sobotę wieczorem, a komentuję dopiero dzisiaj.... wiem jestem okropna.
    Jednak muszę powiedzieć, że rozdział mnie po prostu zauroczył i powalił długością :D
    Jest po prostu świetny, nawet polubiłam tego całego Gabriela :) po za tym kocham te imie :D Łapa mnie tu lekko wkurzał, ale tylko lekko :) za to Regulus zaintrygował, jeszcze w żadnym ficku jaki czytałam nie miał on jakiejś większej roli, więc sama wzmianka o nim mnie tu zaskakuje i pozytywnie :)
    Pozdrawiam i dalszej weny życzę :)
    PS. Jeszcze raz przepraszam :D
    PPS. Nie wiem jak tu może nie być innych komentarzy.... co się z tymi ludźmi dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało, przecież ;x
      Mam nadzieję, że powalił długością pozytywnie? (ma tylko 1 stronę więcej niż zwykle, czyli 13). Regulus pojawił się dosyć niespodziewanie, po prostu sam wskoczył mi do głowy, a gdybym mogła napisać to opowiadanie od nowa, to z pewnością dodałabym do całej historii więcej drugiego Blacka.
      Co do komentarzy, to pewnie nikt nie spodziewał się rozdziału tak wcześnie XD Poza tym, mam całkiem sporo odwiedzin i założę się, że choć jedna osoba odwiedzająca przeczytała rozdział... No trudno. Nie liczy się ilość, a jakość komentarzy c:
      Pozdrawiam i wzajemnie!

      Usuń
  2. Zawstydzona, padam na kolana, pokornym głosem błagając o litość...
    Wiele razy odwiedziłam Twojego bloga, uparcie maltretując przycisk odświeżania i kiedy trafiłam na nowy rozdział, tuż po opublikowaniu obiecywałam sobie - skomentuję potem. Niestety, to potem nigdy nie nastąpiło i tak o to doszliśmy do 12 rozdziału, więc wreszcie zdobyłam się na odwagę/znalazłam chwilę czasu/nie mam migreny i KOMENTUJĘ!
    A więc... khm... khm... Proszę o kilka minut uwagi! Czy wszyscy dobrze mnie słyszą? (mam nadzieję, że nie, bo będę strasznie bredzić - z góry przepraszam!)
    Remus cudowny jak zawsze, nie ważne, że w tym rozdziale jest go tyle co kot napłakał (znalazłam błąd - "umawia się z mojA bff"). Kocham Lupina całym sercem i za takiego przyjaciela dałabym się pokroić (tych wyzywających od ździr mam serdecznie dosyć!). Straszliwie zazdroszczę go Ruby.
    Cóż, Syriusz wpadł i nie zostaje mi nic innego od zaśpiewania głośno "Love is all we need". I mimo że w tym opowiadaniu go lubię, na miejscu Ruby wybrałbym Gabriela (czy to nie jest cudowne imię dla mężczyzny życia?).
    Argus Filch - stęskniłam się za starym, poczciwym staruszkiem ;)
    Regulus - po Remusie i Jamesie to miłość mojego życia. Co z tego, że zarówno w książce, jak i tutaj jest go tak mało. To postać z ogromnym potencjałem i mam nadzieję, że odpowiednio w nią "zainwestujesz"!
    Ruby zaczyna z grubej rury. Szanuję takich ludzi, bo ja... no cóż... Ciekawi mnie jak potoczy się wątek z animagią. W tej chwili odzywa się moja pesymistyczna część osobowości, więc nie ręczę za siebie: zginie próbując się przemienić, Syriusz sobie tego nie wybaczy, nie będzie mógł jej wspominać i zakarzę innym wypowiadania przy nim jej nazwiska. Koniec czarnowidztwa (jest takie słowo?)!
    13 stron w Wordzie? Wow, też bym tak chciała :) nie mogłę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że nie każesz nam tak długo czekać na nowy rozdział, bo jestem ciekawa reakcji Huncwotów :)
    Odcinek bardzo mi się podoba, błędów nie zauważyłam. Jedyne do czego mogę się przyczepić to Remus, a raczej jego brak (ale nie przejmuj się, zawsze jest mi go mało)!
    WIĘCEJ REMUSA, WIĘCEJ REMUSA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam ten komentarz co najmniej 4 razy i za każdym cieszyłam się jak głupia. Dziękuję za wszystkie miłe słowa :3 I cieszę się, że w końcu zdecydowałaś się opublikować komentarz, który zresztą baardzo mnie zmotywował.
      Napisanie tych 13 stron trochę zajmuje, m.in. dlatego tak rzadko pojawia się rozdział. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie lepiej pisać krótsze i publikować je szybciej... Pomyślę jeszcze.
      Pozdrawiam i zapraszam w przyszłości do komentowania! Nie gryzę :D

      Usuń
  3. Rozdział świetny. Masz super talent. Bardzo wciągnęła mnie ta historia i czekam niecierpliwie na następny rozdział ;). A tak na marginesie to na http://nocni-huncwoci.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero dzisiaj nadrabia czytanie z całeego tygodnia(jak zauważyłaś pewnie) :D
    No genialny jest ten rozdział. ciekawe czy Ruby też będzie animagiem! ciekawe jak zareagują chłopcy! ciekawe jak spławią gabriela!(swoją drogą genialne imie!-i nie dlatego, ze ja tak mam xD ) chce tych "francuzów" u siebie w pokoju na jakiś czas! 8) pliss xD

    no nwm co jeszcze ...
    aa kolejny black! :D
    super!

    pozdrowioonka i całuski!!

    Cherry Blossom
    (gumisiek98)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + POLECAM WAM ZAJRZEĆ NA TEGO BLOGA Z DOPISKU! WARTO! :D
      Ciekawe zmiany w bohaterach ;) Kocham Andrew Garfielda <3

      Usuń
  5. Masz talent. Rozdział jest naprawdę dobry :D
    Super, Mega, Hiper :3 Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A więc tak sobie pomyślałam, że może by tak zostawić ślad swojej obecności i oto jest. Koniec niezaprzeczalnie był świetny. Remus ( DAJ MI WIĘCEJ REMUSA! ) <3 Czekam na następny rozdział. (Tylko proszę pisz szybko bo znajdę cię i nie będzie miło.)

    Pozdrawiam ♥
    Itilien (Olga Hopkins pod inną nazwą)

    OdpowiedzUsuń