Kilka słów od Devereaux
Zakończyłam ten rozdział nieco wcześniej niż chciałam, ale ma on już 12 stron, więc pomyślałam, że nie powinniście dłużej czekać. Zakładając, że ktoś tu jeszcze jest...
A tak w ogóle, to zaczęłam niedawno pisać sobie w zeszycie inne opowiadanie i chciałabym zapytać, czy ktoś tutaj lubi Percy'ego Jacksona? :D
Ach, i było to dosyć dawno, ale jeżeli chcielibyście przeczytać ocenę mojego bloga, to zapraszam: szlafrok-smierciozercy
I uwaga! DANSE MACABRO, jeżeli to czytasz, to powiedz mi, dlaczego skasowałaś bloga? ;___;
Syriuszowi wydawało się, że zasnął tylko na chwilę, góra dwie godziny, ot co. Kiedy się obudził nie miał ochoty wstawać. Uświadomił sobie, że wciąż leży z Ruby, więc przytulił ją i wciągnął nosem powietrze, czując słodki zapach dziewczyny. Cieszył się chwilą. Zmusił się do uniesienia powiek, co było niewątpliwie trudnym zadaniem. Mając przed oczami rozmazany obraz rozejrzał się po pokoju. Wszyscy spali, czasem przez portret Grubej Damy przechodził jakiś uczeń. W mundurku szkolnym. Cholera, zaklął w myślach. Po co uczeń wychodziłby z pokoju wspólnego w środku nocy ubrany w mundurek? To się nie trzymało kupy. Wzrokiem szukał zegarka i zauważył go na ręce Remusa, która zwisała z fotelu. Musiał się dobrze przyjrzeć, żeby zanotować w głowie umiejscowienie poszczególnych wskazówek.
- Hej, Ruby - szepnął, a ta mruknęła coś nieprzytomnie. Nie chciał jej budzić. Wyglądała tak słodko, kiedy spała. Jasne kosmyki włosów opadały na jej twarz, a ta pozbawiona emocji przypominała oblicze anioła. Och, jakie to ckliwe. No i ciągle leżała u jego boku, a to mu się podobało najbardziej. - Ruby, wstawaj - powiedział głośniej. Ruszył ramieniem, żeby rozbudzić dziewczynę.
- Co jest? - zapytała i przetarła oczy wierzchem dłoni.
Syriusz zdjął koc ze swoich kolan, który zauważył dopiero teraz. Domowe skrzaty nie nudziły się w nocy i przykryły każdego z osobna kocami. Prawie każdego z osobna, ponieważ Peter i James leżeli tak blisko siebie, że skrzaty obdarzyły tę dwójkę tylko jedną narzutą. Potter trzymał ramię na plecach Petera. Syriusz parsknąłby śmiechem, gdyby nie był tak zaspany i zmęczony.
- Wstawajcie wszyscy, gumochłony! - Huncwot zaklaskał głośno trzy razy, aż nawet Ruby się wzdrygnęła. Metoda Blacka zadziałała i wszyscy obudzili się. Prawie wszyscy, bo Petera musiał trącić nogą. Uczniowie zaczęli bełkotać coś o tym, jak bardzo Syriusz jest nienormalny, a James nawet powyzywał go od idiotów i użył zdumiewających określeń. Nikt najwyraźniej nie zwrócił uwagi, że arystokrata wyzwał ich od obślizgłych, niewiele przydających się, brązowych glist.
- Potter, podziękujesz mi później. Może bardziej ruszy was fakt, że jest prawie dziesiąta!
- Dziesiąta?! - pisnęła Lily. - O nie, nie, nie... - powtarzała. Zerwała się z kanapy jak oparzona i zaczęła pośpiesznie zbierać swoje rzeczy. - Na Merlina, dziesiąta! Ominęły nas dwie lekcje eliksirów! - histeryzowała.
Reszta zerwała się nagle i także zaczęli sprzątać po sobie, jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego, że są spóźnieni.
Remus nie czuł się najlepiej. Był niewyspany, bolały go kości i wydawało mu się, że ma gorączkę. Czas odwiedzić panią Pomfrey, pomyślał. Spojrzał na niezadowolone miny przyjaciół. Wszyscy woleliby jeszcze pospać, nie dało się tego ukryć... tak jak włoskiego wąsa na twarzy Ruby. Był wielce zdziwiony, kiedy go zauważył. Nie wiedział czy to zwidy spowodowane zmęczeniem czy raczej efekt znudzenia Syriusza. Łapa najwyraźniej spostrzegł zdumienie Lupina i przyłożył palec wskazujący do swoich ust, nakazując mu ciszę. Remus pokręcił głową z niedowierzaniem i uśmiechem na twarzy, ale nie wspomniał Ruby o prezencie Huncwota. Machnięciem różdżki Lunatyk pozbierał swoje rzeczy.
- Czemu nikt nas nie obudził? - zapytał Peter. Słuszne pytanie, pomyślał Lupin. Powinna to zrobić chociażby McGonagall, która co noc odwiedza pokój wspólny Gryfonów, żeby zapobiec sytuacjom takim jak ta.
- Może myśleli, że robimy sobie wolne czy coś - wybełkotał James.
- Ja i wagary? Czyś ty oszalał, Potter?! - oburzyła się Lily i biegiem skierowała się do swojej sypialni.
Huncwoci nie bardzo przejmowali się spóźnieniem. Ba, zdarzało im się to cały czas, czasem nawet robili to specjalnie, ponieważ mieli "ważniejsze sprawy na głowie" - tak się zawsze tłumaczyli.
Remusowi zakręciło się w głowie.
- Dobrze się czujesz, Lunio? - zaniepokoił się Syriusz.
- Nie - odparł szczerze. - Chyba całkiem odpuszczę sobie dzisiejsze lekcje.
- Pff, szczęściarz - parsknął Peter. Remus pomyślał, że likantropia nie czyni z niego największego szczęściarza pod słońcem i zrobiłby wszystko, żeby nie zmieniać się co pełnię, ale to raczej było niemożliwe. Jedyne co mógł robić, aby złagodzić objawy wilkołactwa to zażycie Wywaru Tojadowego. A to już robił przez tydzień, czyli tak jak trzeba.
- Odprowadzić cię do skrzydła szpitalnego? - zapytała Ruby.
- Nie, dam sobie radę - odparł. Nie lubił, kiedy wszyscy mu współczuli z powodu swojej choroby. No i nie chciał, żeby Ruby szła z tymi wąsami przez cały korytarz Hogwartu. Opuścił pokój wspólny, machając im na odchodne.
Ruby zabrała swoją książkę z Transmutacji, wcisnęła ją pod pachę i ruszyła do dormitorium dziewczyn. Black zerknął na jej włosy, które przybrały już swój naturalny kolor.
Kiedy Huncwoci zebrali się mentalnie do opuszczenia pokoju, przez dziurę za portretem Grubej Damy przelazło co najmniej tuzin uczniów. Już od minuty rozbrzmiewał dzwon, oznajmiający koniec lekcji, a zgodnie z planem Huncwotów, mieli teraz godzinną przerwę.
- Hej, Dorcas! - zawołał Syriusz, gdy zauważył ją wśród tłumu uczniów. Podszedł do niej.
- Nie było cię na dwóch pierwszych lekcjach. - Zaznaczyła chłodno. Żadnego "cześć", "co u ciebie?". Nic.
- Tsaa, trochę nam się pospało. - Uśmiechnął się uwodzicielsko. - Co u ciebie?
- Hm, dobrze. Choć zastanawia mnie, dlaczego akurat teraz cię to obchodzi? - Zmarszczyła brwi, oczekując odpowiedzi.
- Co masz na myśli? - Wzruszył ramionami.
- Na przykład, wczoraj nie byłeś mną w ogóle zainteresowany. Nie zapytałeś jak mi minął dzień, ba, rozmawialiśmy może dwa razy. Chociaż nie wiem czy beztrosko rzucone "cześć" na korytarzu liczy się jako rozmowa. Syriusz, muszę wiedzieć, czy ty mnie w ogóle bierzesz na poważnie? - zapytała, patrząc mu w oczy.
- No tak - odpowiedział, nieco zbyt obojętnym tonem jak na gentlemana przystało. Nie był nawet pewien czy mówił prawdę. Zbyt często udzielał odpowiedzi na takie pytania, dlatego ta nasuwała mu się automatycznie.
Lubił Dorcas. Była ładna. Nie była głupia, ale do Lily jej daleko. Czasem udało jej się opowiedzieć jakiś żart. I... To w zasadzie wszystko co o niej wiedział. Aż zrobiło mu się wstyd. Ale tylko na sekundę.
- Wczoraj skupiłem się na nauce - Gdyby któryś z Huncwotów to usłyszał, zapłakałby ze śmiechu. - ale masz rację, powinienem przynajmniej z tobą porozmawiać. Przepraszam. - Przechylił nieco głowę na bok i spojrzał na brunetkę swoimi maślanymi oczami. Wszyscy temu ulegali, a szczególnie kobiety.
- Okej - westchnęła. - Po prostu nie lubię, kiedy ktoś o mnie zapomina - powiedziała.
- To się nie powtórzy - obiecał z półuśmiechem na twarzy. - Muszę iść do sypialni ogarnąć się. Zobaczymy się na lunchu?
- Jasne. - Wraz z uśmiechem na jej twarzy widniały teraz dołeczki w policzkach. Syriusz chciał po prostu odwrócić się i iść do dormitorium, lecz Dorcas pociągnęła go za rękę i pocałowała w usta. Był zaskoczony, ale powędrował po schodach nie okazując tego.
Znalazł drzwi od swojej sypialni i przekroczył jej próg. Gdyby był jakąś słodką uczennicą, na pewno zacząłby piszczeć z podniecenia, bowiem, gdy tylko wszedł do środka, jego oczom okazał się prawie nagi Potter (no i mniej atrakcyjny Peter bez koszulki).
- Zakryj dupsko, James - rzucił Syriusz.
- Ciesz się widokiem. - James zaczął tańczyć jakiś dziwny taniec, który polegał głównie na kręceniu tyłkiem w stronę Syriusza. Jak dobrze, że ma na sobie bokserki, pomyślał z ulgą.
Lily biegała po całej sypialni w poszukiwaniu poszczególnych części mundurka i z sekundy na sekundę panikowała coraz bardziej. Jak mogła się dopuścić do takiego spóźnienia? To było niewybaczalne.
- Pewnie dostaniemy szlaban. Na gacie Merlina, na pewno dostaniemy szlaban! - krzyczała panosząc się po pokoju. - Boże, Ruby! Ja nigdy nie miałam szlabanu! - jęknęła zrozpaczona.
Ruby stała przed lustrem.
- A ja nigdy nie miałam wąsów! - krzyknęła ze złością. Namoczyła dłoń wodą i próbowała zetrzeć atrament ze swojej twarzy, ale nic z tego. Użyła nawet mydła, a rysunek tylko pobladł niezauważalnie. - Zabiję go!
Wydawało się, że Lily nie słucha współlokatorki.
- A co jeżeli zabiorą mi odznakę prefekta? - Oczy rudowłosej rozszerzyły się, a ta stanęła w miejscu osłupiała. - Prefekt nie może się spóźniać! To prefekt budzi zaspanych uczniów! Prefekt powinien dawać przykład! Nie zniosę tego, jeżeli zabiorą mi odznakę... - Wyglądała jakby miała się zaraz popłakać.
- Daj spokój, Lily. Nikt ci nic nie odbierze. - Ruby starała się uspokoić Rudą. - Prawdopodobnie dadzą nam szlaban, to wszystko. Weź się w garść i powiedz mi jak mogę usunąć to coś z twarzy, proszę. - Spojrzała na nią błagalnie.
- Tergeo zadziała? Nie chcę ci zrobić krzywdy, Ruby.
- Zrób cokolwiek! Nie mam ochoty paradować po korytarzu z zarostem na twarzy!
- Dobra, ale nie ruszaj się - ostrzegła ją Evans. Chwyciła swoją różdżkę z łóżka i wycelowała nią w Ruby. Zastanawiała się, czy są jakieś lepsze zaklęcia na narysowane wąsy, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Machnęła lekko różdżką i wypowiedziała zaklęcie czyszczące, mając nadzieję, że zadziała. Ruby szybko odwróciła się do lustra, chcąc zobaczyć efekty.
- Uwielbiam cię. - Uśmiechnęła się, kiedy po atramencie nie było śladu.
- Nie ma za co. - Lily wzruszyła ramionami, jakby to było nic, ale w duchu była z siebie dumna. Zerknęła na zegarek i znów zaczęła panikować.
Ruby ubrała mundurek i rozczesała ciemne włosy. Kiedy się ubierała, na swoim barku zauważyła kolejny rysunek autorstwa Blacka, ale już nie miała czasu na jego usunięcie. Wzięła ze sobą tylko pióro, ponieważ zostały jej dwie godziny Transmutacji, a przed Zaklęciami miała przerwę, więc miała czas przygotować się później na ostatnią z lekcji.
Na schodach minęła się z Dorcas, która wrogim wzrokiem zmierzyła ją od stóp po czubek głowy. Ruby poczuła się co najmniej dziwnie. Czy Meadowes była na nią zła? Za co? Za to, że spała na ramieniu Syriusza? Przecież to był czysty przypadek, że jej głowa opadła właśnie na niego! Naprawdę, nie chciała tego, ale tak wyszło. Nie było jej marzeniem zasnąć w objęciach Syriusza.
Ruby postanowiła, że najpierw odwiedzi Remusa w skrzydle szpitalnym. Zostało jej jeszcze pół godziny przerwy. Zeszła na trzecie piętro i skierowała się w stronę drzwi do miejsca pracy pani Pomfrey. Kiedy tylko weszła do pokoju, zobaczyła Lupina po swojej prawej stronie w łóżku. Leżał i czytał książkę. Na szafce nocnej obok posłania stała szklanka z tajemniczym niebieskim napojem. Zapewne jakiś specjał pielęgniarki.
Usiadła na krześle obok łóżka Remusa i przywitała się z nim. Co prawda widziała się z nim zaledwie kilkadziesiąt minut temu, ale martwiła się o chłopaka. Zawsze kiedy on przeżywał te swoje wilcze syndromy, ona przeżywała je razem z nim. Nie dosłownie, oczywiście, ale mentalnie.
- Jak się czujesz, Lunatyku? - zapytała troskliwie.
- Nie najlepiej, ale też nie najgorzej - oparł. - Pani Pomfrey podała mi jeden z tych swoich cudacznych napojów i gorączka nieco mi spadła. - Remus otworzył szufladę w szafce obok i wyjął dwa batoniki czekoladowe. - Trzymaj. - Jednego wręczył Ruby. Wydawało się, że na widok jedzenia jej żołądek podskoczył radośnie i chciwie zaburczał. Gryfonka przyjęła przekąskę bez słowa protestu. Odwinęła papierek i zaczęła konsumować słodycz.
- Dzięki - mruknęła z pełną buzią. - To... Kiedy będzie ten czas? - dopytywała.
- Jutro, najprawdopodobniej. Pojutrze powinienem wrócić do szkoły, jeżeli wszystko pójdzie gładko. - Podrapał się po karku.
- Mogę cię o coś zapytać? - Zmarszczyła brwi. Remus kiwnął twierdząco głową. - Czy wszyscy Huncwoci wiedzą o twoim wilkołactwie? - przyciszyła nieco głos, aby pozostali chorzy na sali nie słyszeli ich rozmowy.
- Tak, czemu mieliby nie wiedzieć? Zresztą, bardzo mnie wspierają, bez nich pewnie nie byłbym w stanie przetrwać aż do teraz. Czemu pytasz?
- Ach, byłam tylko ciekawa - odpowiedziała. - No i nie chciałam się wygadać kiedyś przed nimi. - Uśmiechnęła się półgębkiem. Rozmawiali jeszcze chwilę o zwykłych błahostkach i o karze, którą wymierzy im McGonagall, a zrobi to na pewno.
- Ruby, nie powinnaś iść na lekcję? - zapytał, zerkając na zegarek. - Nie żebym cię wyganiał, tak tylko...
- Nie, masz rację. - Wzięła do ręki swoje pióro i wstała z krzesła. - Zdrowiej, Lunio. - Puściła mu perskie oczko i popędziła na lekcje.
W pokoju Huncwotów panował zamęt, choć w sypialni były tylko trzy osoby. Na podłodze leżało pełno ubrań. James desperacko szukał czystej białej koszuli, a w jej poszukiwaniu grzebał w kufrze, wyrzucając z niego wszystko inne co koszulą nie było. W rezultacie przy łóżku Rogacza leżała ogromna ściana z odzieży. Jęknął zrezygnowany, kiedy opróżnił cały kufer. Peter zaproponował Potterowi swoją koszulę, ale ta była o kilka rozmiarów za duża na niego, aż w końcu Syriusz użyczył mu swojej.
- Normalnie nie przejmowałbym się tym, ale trzeba porządnie wyglądać, żeby McGonagall nie była taka surowa, no nie? - wyjaśnił i ubrał szybko całość mundurka.
Peter czekał cierpliwie na przyjaciół. Stresował się przed sprawdzianem. Niewiele wiadomości zapamiętał z poprzedniego wieczoru. Zadowoliłby się nawet Nędznym. Otworzył podręcznik i zaczął czytać, podczas gdy Syriusz zakładał na siebie śnieżnobiałą koszulę.
- Idziemy do Remusa, misiaczki? - zapytał.
- Chyba nie mamy na to czasu. - James wsunął na nos prostokątne okulary. Uważał, że wyglądał w nich na mądrzejszego. - Jak tam ramię, Syriusz?
- Zdrowe, chyba. W każdym razie już nie boli.
Black próbował zawiązać krawat, ale zegar za pięć minut miał wybić południe, a pod presją chłopak nie sprawował się dobrze. Ręce trzęsły się mu, dlatego szybko poddał się i czerwono-złoty krawat zwisał mu swobodnie z ramion. Chwycił pióro i buteleczkę z atramentem, ale nie bardzo miał gdzie to włożyć. To Remus zawsze chował im takie rzeczy do torby, a książki nosił pod pachą lub wcale. Zauważył, że reszta Huncwotów ma taki sam problem. Łapa westchnął i włożył rzeczy do kieszeni. Swoją drogą, koszuli też nie włożył do spodni. To co James mówił o porządnym wyglądzie?
Wychodząc, zerknął w lustro, wiszące na lewo od drzwi jakby była to niezbędna czynność. Za nim z pokoju wygramolił się Potter, a potem Pettigrew.
Minęli się ze szkolnym woźnym, który oznajmił Syriuszowi, że jeszcze się zobaczą za ten ostatni numer, a oni przyspieszyli kroku. Nie mieli ochoty być powieszonymi za ręce na żylandorze. Kiedy weszli do klasy, ta była już zapełniona uczniami, a profesor siedziała przy swoim biurku. Skarciła ich wzrokiem, ale nic nie powiedziała, ponieważ nie spóźnili się. Dzwon na lekcję zaczął dopiero bić. Rogacz wyszczerzył się do niej olśniewająco, ale McGonagall nie odwzajemniła gestu.
James zajął swoje stałe miejsce, podobnie jak Peter, ale Syriusz stanął przed wyborem: miejsce obok Dorcas, Jamesa czy Ruby? Lunatyka nie było, dlatego obok Ruby nikt nie siedział. Dorcas robiła mu już miejsce, jakby była pewna, że usiądzie z nią. Cóż, w końcu to jego "dziewczyna"... A obok Jamesa zawsze siedział Syriusz. Był jednak przekonany, że Potter niewiele umie na sprawdzian, Dorcas tym bardziej. Zwykle przed nim siedział Remus i mógł zaglądać czasem do jego pergaminu, ale teraz nie było takiej możliwości.
- Czy pan Black raczy zająć jeszcze dziś swoje miejsce? - profesor uniosła brwi, marszcząc czoło. Nie wiedział jak długo stał pomiędzy dwoma rzędami ławek. Skierował się w stronę Jamesa. - Nie ukrywam, że wolałabym mieć pana w ławce z przodu. - Pomarszczoną dłonią wskazała miejsce obok Ruby. Czy ta kobieta miała coś niepomarszczonego? Wolał o tym nie myśleć.
- Wedle pani woli. - Uśmiechnął się czarująco do nauczycielki i zajął wskazane miejsce. Do Ruby również się uśmiechnął, a ta jęknęła cicho niezadowolona. - Ej, znowu się nie lubimy? - wyszeptał.
- Po prostu siedź cicho.
McGonagall przypomniała im zasady panujące podczas pisania sprawdzianu i machnęła różdżką, a zwoje pergaminów poleciały w stronę uczniów.
Po okropnych dwóch godzinach szóstoklasiści opuścili klasę z nieskrywaną ulgą. Nawet Lily powiedziała, że pytania były trudne! Syriusz odpowiedział na zaledwie sześć pytań, a wszystkich było dwanaście. Jest szansa, że choć połowę z tego miał dobrze. Sytuacja u Jamesa wyglądała mniej więcej tak samo. Ruby zapamiętała zadziwiająco dużo ze swojej nauki, ale i tak była pewna, że ćwierć miała źle. Lily chwaliła się, że odpowiedziała na wszystkie pytania. Peter szedł załamany.
- To było straszne! - Przeżywał i zaczął wymieniać numery pytań, na które odpowiedzi miał źle. Było ich sporo. Z kieszeni wyjął czekoladowego batonika i pochłonął go w całości za jednym razem. Chwilę później wyjął drugiego, ale jadł go już wolniej.
- Ej, a Mc-
- Mogę prosić waszą piątkę? - odezwała się za ich plecami profesor McGonagall. A Syriusz właśnie miał mówić o tym czy nauczycielka zapomniała o wymierzeniu im kary. Na swoje nieszczęście nie odeszli daleko od klasy Transmutacji.
Niby ich poprosiła, ale i tak wszyscy wiedzieli, że był to rozkaz. Potulnie podeszli do niej.
- Nie zostaniemy wyrzuceni, prawda? - Oczy Petera były wielkości ciastek, które obecnie trzymał w dłoni.
- Macie racjonalne wytłumaczenie na swoją nieobecność na poprzednich lekcjach? - zapytała, splatając swoje dłonie i opuszczając je swobodnie. Jej wzrok był tak naglący, że nikt nie mógłby okłamać tej kobiety.
- My... zaspaliśmy, pani profesor - wydukała Lily.
- Panno Evans, na pani się zawiodłam. - Pokręciła głową z dezaprobatą. - Niestety, jak się pewnie spodziewacie, muszę was należycie ukarać. Gryffindor traci trzydzieści punktów za każde z was. Dodatkowo, każde z was będzie pomagać profesor Trelawney w tym, o co was poprosi przez dwa dni. Następne dwa dni pomagacie panu woźnemu. W tym wypadku macie zakaz wyjazdu do Hogsmeade do soboty. Szlaban zaczyna się o szóstej po południu. Wszystko jasne? - Uniosła brwi, a cała piątka pokiwała zgodnie głowami. Minerwa zacisnęła jeszcze wargi i odeszła.
- To się nie powtórzy! - krzyknęła jeszcze Ruby. Kiedy nauczycielka oddaliła się, Syriusz westchnął ciężko.
- Przyrodzenie Merlina, szlaban z Pringlem? Przecież on mnie zabije! - Przetarł twarz dłońmi.
- Łapo, ja też nie mam z nim świetnych stosunków - dodał James.
- Dobra, nie marudźcie. Nie wiem jak wy, ale jest pora lunchu, a ja umieram z głodu, więc nie zamierzam marnować tej przerwy. Idziecie ze mną? - zapytała Ruby.
- O tak! - Ochoczo przytaknął Peter, pożerając kolejne ciastko. - Jestem głodny jak... Ech, sam nie wiem. Chciałem być zabawny...
I skierowali się do kuchni obok pokoju wspólnego Puchonów, a następnie na błonia. Usiedli w cieniu drzewa przy jeziorze. Pogoda była ładna. Było ciepło i świeciło słońce, a wiele uczniów z tego korzystało. Kilkanaście grup ludzi zajmowało trawnik, ciesząc się dobrą pogodą. Do piątki przyłączyła się Heliotropa z czego Syriusz nie był zadowolony. Jakoś nie przepadał za nią.
- Po co tu przyszłaś, Modliszko? - zapytał nieuprzejmie.
- Na pewno nie do ciebie, Black. - Usiadła obok Ruby. - Gdzież ty się podziewała? Chciałam ci przekazać baaaardzo ważną wiadomość, ale nigdzie cię nie było!
Ruby wiedziała, że Heli przez "baaaardzo ważną wiadomość" miała na myśli całkowitą błahostkę.
- Tak trochę nam się zaspało na lekcje - wyjaśniła. - Co to za ważna wiadomość?
- W zasadzie to nie wiem czy ci mówić. Chyba zrobię ci niespodziankę. - Zielonowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Do sedna, Chwaście. - Popędził ją Syriusz złośliwie.
- Nie mów tak do mnie!
- Wybacz, ale na twoim imieniu idzie sobie połamać język.
James parsknął śmiechem.
- Lepiej idź do swojej dziewczyny, Black.
Syriusz zacisnął szczękę. Powinien spędzać czas z Dorcas, a mimo to wolał wylegiwać się pod drzewem z przyjaciółmi. I Heliotropą.
- Dorcas! - zawołał. Siedziała przy ławce kilkanaście metrów od nich i pisała coś na pergaminie. Obejrzała się, a Syriusz machnął do niej, aby się do nich przyłączyła. Uśmiechnęła się i zaczęła iść w ich stronę.
Ruby spojrzała gniewnie na Heli. Nie miała nic do Dorcas, ale czuła, że ich relacje nie będą zbyt dobre. Wnioskowała to po nienawistnym spojrzeniu, które dziewczyna posłała jej dzisiaj rano. Dorcas pocałowała Syriusza na powitanie, a Ruby ugryzła tosta, aby inni nie zauważyli jak to się skrzywiła.
Nie była zazdrosna, skądże. Po prostu nie lubiła, kiedy ludzie okazywali sobie publicznie uczucia, na prawdę. Syriusz wyglądał na zmieszanego, jakby nie chciał, żeby Ruby dowiedziała się, że Black ma dziewczynę.
Do diaska, przecież nie była z porcelany, nie była też jego byłą dziewczyną, żeby Syriusz musiał się krępować!
Huncwot i Meadowes rozmawiali o teście z Transmutacji. James i Peter rozmawiali o swoim szlabanie i już planowali psikusy dla szkolnego woźnego.
- Bardzo dojrzałe, Potter - zagadnęła Lily.
- Zostawiłem twojego psiapsióła w spokoju, odpuść mi trochę, kochanie. - Uśmiechnął się i przeczesał palcami swoją czuprynę. Lily już miała coś powiedzieć na określenie Snape'a jako "psiapsiół", ale James jej przerwał. - Pięknie dzisiaj wyglądasz, Evans. - Spojrzał jej w oczy. Lily prawie się uśmiechnęła.
- Oooooch - skomentowała głośno Heli, a Ruby zaśmiała się, choć nie do końca wiedziała z czego. Chyba z prostolinijnego zachowania przyjaciółki. Ona nie wstydziłaby się nawet powiedzieć Voldemortowi, że jego kapcie są niemodne. Taka już była. Z drugiej strony, Ruby pomyślała o Syriuszu. James to wbrew pozorom, przeciwieństwo Blacka. W każdym razie w życiu uczuciowym. James podkochiwał się w jednej dziewczynie, uparcie dążył do tego, żeby zdobyć Lily. A Syriusz? Syriusz nie wiedział czego chciał. Wszędzie szukał miłości, jakby miał nadzieję, że w końcu natknie się na tę jedyną. Ence pence, w której ręce.
Jedli swoje śniadanie podczas lunchu i rozmawiali na wiele tematów. W końcu Huncwoci stwierdzili, że pora odwiedzić Lupina i zabrali się do niego. Na szczęście Dorcas poszła z nimi. Nikt nie chciał sobie wyobrażać, jak niezręcznie mogłoby być między nią a pozostałymi dziewczynami.
Po lekcji zaklęć uczniowie mieli wolny czas już do końca dnia. Oprócz Huncwotów, Lily Evans i Ruby Cahan. Remusowi udało się uniknąć szlabanu od McGonagall, ponieważ leżał w szpitalu, czekając na pełnię.
Profesor Sybilla Trelawney była nową nauczycielką wróżbiarstwa w Hogwarcie. Swoją pracę zaczęła dopiero od tego roku szkolnego, a więc tylko chętni szóstoklasiści chodzili na jej zajęcia. A nikt z ukaranych nie był chętny. Wszyscy myśleli, że szlaban u Trelawney będzie jednym z luźniejszych. Mylili się.
Nauczycielka kazała im wyczyścić wszystkie filiżanki, talerzyki i kule różnego rodzaju, a tego było całkiem sporo. Oczywiście musieli to zrobić bez używania swoich różdżek. W filiżankach było pełno fusów i jakichś zaschniętych substancji. Jedną filiżankę profesorka wypłukała i umyła sama, mówiąc, że fusy w niej wskazywały zły omen. Ehe, wszyscy już słyszeli różne historie o tym, że nauczycielka każdemu przepowiada śmierć. Talerzyki w zasadzie były czyste. Były to tylko podkładki pod filiżanki i inne pierdoły, a kule trzeba było dokładnie wytrzeć, ponieważ nawet najmniejsza skaza może zmienić odczyt obrazu przyszłości, cytując panią Sybillę.
Peter ciągle kichał od kurzu, który zasiadał na stolikach. Klasa nie była ogromnych rozmiarów, ale nie była też mała. Okrągłe stoliki, przy których siedzieli uczniowie w parach lub w trójkach były na zaokrąglonym podwyższeniu, stopniowo każdy rząd był wyżej. Peter mył podłogę i zmieniał obrusy na stolikach. Na drugim końcu klasy stała szafka z naczyniami i kolejna szafka z wyposażeniem do wróżbiarstwa. Na zapleczu był kran, którym zajmował się Syriusz, myjąc filiżanki. Talerzami nikt się nie zajmował, Trelawney i tak nie zauważy, że nikt ich nie umył, ponieważ bardziej czyste nie mogły być. Lily pomagała mu i wycierała mokre naczynia. Ruby zajmowała się czyszczeniem kul z Jamesem. Zabawa była przednia. James upierał się, że widzi majestatycznego pegaza w każdej kuli, ale Ruby patrzyła na niego z powątpiewaniem. Ruby wydawało się, że dym wewnątrz kuli układał się w księżyc, ale nie przywiązała do tego szczególnej uwagi.
Lily natomiast zaglądała niemal do każdej filiżanki, zanim podała ją Syriuszowi, ponieważ chciała z ciekawości zobaczyć czy gdzieś z fusów rzeczywiście układa się ponurak. Z wróżbiarstwa nie była najlepsza, ale nic kształtem nie przypominało jej ponuraka. Ani trochę.
- Nie cierpiałem wróżbiarstwa. - Wyznał jej Syriusz. - Nigdy nic nie widziałem w tych zasranych fusach. Patrz, to wygląda mi na kółko. - Pokazał Lily wnętrze błękitnej filiżanki. - Nie wiem jakim cudem poprzedni nauczyciel mógłby powiedzieć, że to słońce czy księżyc w pełni.
- Mnie się wydaje, że każdy widzi to co powinien widzieć. Ty mogłeś widzieć słońce, on mógł widzieć księżyc. Ty powiesz, że to kółko, on powie, że to kwadrat. Zależy kto patrzy.
- To wtedy bez sensu jest przepowiadanie przyszłości komuś, jak te "słynne wróżbitki" mugolki...
- Syriusz, musiałbyś pogadać o tym z Destiny, ona się na tym zna. Ja na nic ci się nie przydam. - Zbyła go. - Swoją drogą, ja widzę tutaj księżyc.
Szlaban nie był zbyt ekscytujący. Skończyli go późnym wieczorem, niemal o północy, za co profesor Trelawney przepraszała ich w kółko za przetrzymanie. Syriusz spojrzał na Jamesa i Petera, którzy najwyraźniej zapomnieli o tym, że była pełnia. W połowie drogi do Wieży Gryfonów Black zatrzymał się.
- Chłopaki, chyba mieliśmy coś zrobić, nie? - zasugerował. - No wiecie, to takie ważne...
- Ach! No tak! - Jako pierwszy załapał James. - Chodź, Glizdek. Dziewczyny chyba dojdą same do sypialni? - Zwrócił się do płci pięknej. Lily i Ruby popatrzyły po sobie zdezorientowane.
- Niezbyt to szarmanckie z waszej strony - parsknęła Ruby.
- Zwariowaliście?! Już dawno jest cisza nocna, powinniście być w łóżkach!
- Lily, słodkości moje, mogłabyś nie panikować? Damy sobie radę. - Zapewnił ją Potter, po czym skinął głową do Huncwotów i pobiegli w stronę przeciwną do dormitoriów. Lily była oburzona, ale to pewnie nie dlatego na jej twarzy zagościł rumieniec.
- Wyobrażasz to sobie? Co oni znowu knują? - dopytywała, kiedy weszły do pokoju wspólnego. - Jestem prefektem, powinnam była ich zatrzymać...
- Lily, cokolwiek oni kombinują, to nie chcę o tym wiedzieć. W końcu to Huncwoci.
James wyjął z tylnej kieszeni spodni kawałek papieru, a Syriusz wciągnął różdżkę. Wypowiedział te słowa, które tak bardzo lubił wypowiadać, dotykając pergaminu różdżką: - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Na pergaminie natychmiast zaczęły pojawiać się kształty i litery. Na wierzchu u szczytu pierwszej strony pojawił się napis: Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić Mapę Huncwotów.
Syriusz zawsze był dumny z siebie i swoich przyjaciół, kiedy czytał to zdanie. Stopniowo pojawiające się linie łączyły się i krzyżowały, tworząc zarys budynku. Każdy podpisany imieniem i nazwiskiem kształt oznaczał jakiegoś człowieka na terenie Hogwartu, dzięki czemu Huncwoci często unikali kłopotów. Kiedy robili coś niedozwolonego po prostu patrzyli na mapę czy ktoś akurat szedł w ich kierunku. O mapie wiedziała tylko ich czwórka, no i może Lily się czegoś domyślała.
Huncwoci zobaczyli, że nikt akurat nie strzeże korytarza, na którym się znajdowali i śmiało popędzili na błonia. W tym samym momencie, kiedy przybierali swoją inną formę usłyszeli długie wycie. Mugol pomyślałby, że to ujadanie psa, ale oni wiedzieli, że to nie pies. To wilkołak, a konkretniej - ich przyjaciel. Popatrzyli na siebie porozumiewawczo i pobiegli w stronę Bijącej Wierzby.
Chłopcy następnego dnia byli wykończeni. Wyglądali na niewyspanych, na ciele mieli kilka zadrapań. Nikt nie pytał o ich pochodzenie, ale Ruby się odważyła, podczas drugiego dnia szlabanu u profesor Trelawney.
Układała książki alfabetycznie według nazwy na półkę nauczycielki, kiedy podszedł do niej Syriusz. Na początku nawet go nie zauważyła, dopiero kiedy wziął jedną książkę ze stolika i przeczytał na głos tytuł:
- Oczy zwierciadłem duszy. - Podał ją Ruby, aby ułożyła ją na miejscu. - Cóż, jeżeli to prawda, to twoja dusza jest najpiękniejsza na świecie. - Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się zalotnie. Ruby uniosła brwi w zdziwieniu, a zaraz po tym wybuchnęła śmiechem. Syriusz wyglądał na zdezorientowanego. - Powiedziałem coś zabawnego?
- Nie, skądże. Powiedz to Dorcas, na pewno się jej spodoba. - Próbowała być poważna, ale te zaloty całkiem ją rozbawiły.
- Ale ten komplement dotyczy tylko ciebie, Ruby. Jestem całkiem szczery. Wiesz, wypadałoby przyjąć mój komplement, bo się obrażę. - Udawał nadąsanego.
- Dobra, ale muszę cię o coś zapytać. - Odgarnęła włosy z twarzy. - Ale musisz odpowiedzieć szczerze.
- Muszę? Wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał. - Uśmiechnął się szarmancko.
- Tsa, właśnie to zrobiłeś. Mniejsza o to. Chciałam zapytać, o to co robiłeś zeszłej nocy? Co wy wszyscy robiliście? I dlaczego jesteście cali podrapani? - ściszyła głos do szeptu. W klasie była też nauczycielka, reszta ukaranych przyjaciół i dwie osoby, które miały do pani profesor jakąś sprawę.
- Hm, jeśli naprawdę chcesz wiedzieć... Ej, czekaj. Co ja będę z tego miał? - Zagryzł dolną wargę.
Między nimi wywiązała się dyskusja, na temat bezinteresowności i koleżeńskości, aż w końcu Syriusz odpuścił (po zaciętych negocjacjach gdzie miał dostać pocałunek, choć ostatecznie nie wynegocjował nic).
Schylił się do Ruby i wyszeptał nad uchem:
- Lunio.
Ruby zmarszczyła brwi, a Black odszedł uśmiechając się, zostawiając ją samą z domysłami.
Słowo Lunio to zdrobnienie od Lunatyk, a Lunatyk to pseudonim Remusa. Tyle wiedziała. Nie wiedziała tylko co Remus miał wspólnego z nocnym zajęciem Huncwotów, ponieważ w nocy była pełnia, a Lupin, zgodnie z koleją rzeczy, przemienił się w wilkołaka. Co do tego nie miała wątpliwości.
Zaraz po lekcji zaklęć, kiedy nastąpiła przerwa, Ruby natknęła się na korytarzu na Huncwotów (tym razem w całym składzie). Remus miał na twarzy kilka zadrapań, co jej nie dziwiło. Zaskoczona była tylko tym, że pozostała trójka także miała gdzieniegdzie poranioną twarz czy inne widoczne miejsca. Mimo to nie podeszła do nich ani też nikt jej nie zawołał. Na początku miała taki zamiar, ale kiedy podeszła do nich Dorcas coś automatycznie jej powiedziało, aby trzymać się jak najdalej. Może to był ten ostrzegawczy wzrok... Sama nie wiedziała.
Dzisiejszy szlaban miał się odbyć u szkolnego woźnego - Apolliona Pringle'a. Wbrew pozorom Huncwoci bardzo go lubili. Lubili jego brak poczucia humoru, lubili go denerwować, a co najważniejsze - lubili robić mu żarty i obserwować jego reakcję, dlatego czekali tylko na odpowiednią okazję. Woźny skonfiskował wszystkim różdżki i wszelkie słodycze, łajnobomby, fałszoskopy i inne rzeczy mieszczące się (jakimś cudem) w kieszeniach chłopców, po czym zlecił im wysprzątanie łazienki prefektów. Huncwoci byli w niej tylko kilka razy, nie licząc Remusa, więc za każdym razem budziła w nich podziw.
Po środku wielkiego pomieszczenia mieściła się wanna wielkości basenu, przy której był szeroki wybór kranów. Po odkręceniu wybranego kurka z kranu wylatywał kolorowy płyn do kąpieli o wspaniałym zapachu. Na ścianie widniał piękny witraż z postacią syreny. Tym razem jednak wanna nie była napełniona wodą, za to ukarani uczniowie musieli ją wyczyścić. Błędem woźnego było to, że zostawił ich w łazience samych.
James upewnił się, że drzwi są zamknięte, a Syriusz wykonał jakiś gest ręką i woda z kranów wypłynęła gwałtownie. Ze wszystkich kranów.
- To chyba nie jest dobry pomysł. - Peter pokręcił głową.
- Popieram - powiedziała szybko Lily. - Na Merlina, wyrzucą nas z tej szkoły, jeśli się dowiedzą!
- Jeśli się dowiedzą. A chyba nikt z nas tego nie chce, prawda? - James uśmiechnął się do niej łobuzersko i ściągnął z siebie koszulkę. Rzucił ją pod ścianę.
- Co jeśli ktoś wejdzie?
- Trzeba znać hasło, żeby tutaj wejść. Poza tym, nie robimy niczego złego. Jesteśmy w towarzystwie prefekta i byłego prefekta. - Spojrzał na Remusa, który opierał się plecami o ścianę.
- Po pierwsze, oprócz mnie jest jeszcze co najmniej siedem osób, które znają hasło, bo nie tylko ja jestem w tej szkole prefektem. Po drugie, moja obecność niczego nie zmienia, w dalszym ciągu nie powinniście tego robić!
- Przestań panikować, Evans. - James chwycił ją za ramiona i spojrzał w oczy. - Mamy czas do dziesiątej wieczorem, a do tego są jeszcze cztery godziny. Zresztą, ta wanna jest czyściutka! Pringle nawet nie zauważy, że jej nie posprzątaliśmy, bo tutaj nie ma co sprzątać. - Zaczął rozpinać pasek u spodni.
- Nie zamierzam brać w tym udziału.
- Ja też nie. - Do protestu Lily dołączyła Ruby, a zaraz potem Peter, który najwyraźniej nie miał ochoty się rozbierać.
Cała trójka usiadła przy ścianie tuż obok ubrań reszty. Huncwoci natomiast nie mieli nic przeciwko kąpieli i już siedzieli w ciepłej wodzie. Po całym pomieszczeniu latały bąbelki. Ruby zauważyła na plecach Jamesa kilka zadrapań, u Syriusza też, o Remusie już nie wspominając. Wstała i podeszła do Syriusza. Uklęknęła przy jego głowie, choć był odwrócony do niej tyłem.
- O co ci wtedy chodziło? - zapytała półszeptem. Odwrócił się teraz do niej twarzą, ramiona oparł o podłogę, a głowę podparł brodą na swoich przedramionach.
- Kiedy? - Cieszył się ogromnie, z tego że nareszcie mógł porozmawiać z Ruby jak kolega z kolegą. Wolałby inaczej, każdy chyba domyśla się jak, ale wiedział, że tak się szybko nie stanie. No i większość kontaktów z Ruby uniemożliwiała mu Dorcas, która była wiecznie zazdrosna. Nie była dla niej wredna i vice versa, ale po prostu wolał nie rozmawiać z tymi dwiema osobami naraz.
- Wiesz kiedy. Kiedy mówiłeś Lunio. Ciągle myślę o czym wtedy myślałeś, ale moje wszystkie przypuszczenia nie mają sensu.
- Powiem ci jak do nas dołączysz - skłamał, uśmiechając się szeroko. Ruby zmrużyła oczy.
- Nie ma mowy.
Syriusz rozejrzał się po reszcie towarzystwa. James i Remus siedzieli prawie w rogu naprzeciwko nich, więc oni nie mogli ich podsłuchać. Lily i Peter także siedzieli w odległości kilku metrów, dlatego ich też wykluczył.
- A powiedz mi, jakie miałaś przypuszczenia, kochanie? - Uniósł brwi.
- Nie mów tak do mnie.
- Pff, nie układaj mi życia - parsknął. Ruby wywróciła oczami.
- Nieważne. Kontynuując, wiem, że Lunio to Lunatyk, a ten z kolei to Remus. Wiem, że w nocy miał ten swój "czas", ale chyba nawet wy nie jesteście tacy głupi, żeby iść z nim.
- A czemu tak myślisz? To znaczy, nie potwierdzam ani nie zaprzeczam, po prostu jestem ciekawy.
- Przecież wiesz, że wilkołaki są agresywne wobec ludzi. Nawet jeżeli wypił eliksir Tojadowy, to nie znaczy, że nie straci kontroli nad sobą...
- No właśnie. Wobec ludzi...
- Łapko, o czym tak sobie szepczecie? - zawołał James, a wtedy Ruby pojęła. Może nie do końca, ale czuła, że była coraz bliżej rozwiązania. Rozszerzyła oczy ze zdumienia i wtedy Syriusz wykorzystał okazję. Chwycił ją szybko za nadgarstek i, zanim zdążyła się połapać, już była w wodzie.
Remus rzucił się szybko w jej stronę, ponieważ przypomniał sobie bardzo ważny fakt z życia Ruby, a tam gdzie stał Syriusz wanna była najgłębsza. James przytrzymał go za ramię, najwyraźniej sądząc, że Lupin chciał zepsuć chwilę Syriusza i Ruby.
- Ona nie umie pływać! - krzyknął.
Syriusz nie dosłyszał całego zdania, ale domyślił się dalszej treści, kiedy Ruby wciąż się miotała w wodzie. Równie szybko jak znalazła się w wodzie, tak szybko Syriusz ją wynurzył. Obejmował ją w talii i trzymał przy sobie. Ruby zaczerpnęła haust powietrza. Kiedy otrzymała wystarczającą ilość tlenu do płuc zaczęła go wyzywać. Jej włosy robiły się coraz ciemniejsze, co uznał za zły znak.
- Ej, uspokój się - powiedział spokojnym tonem.
- Dupek! Puść mnie! - Uderzyła go pięścią w tors.
- Wiesz, to chyba nie jest dobry pomysł. - Chciał odgarnąć jej włosy z twarzy, ale odtrąciła jego dłoń.
- Przysuń mnie do krawędzi - powiedziała ostrym tonem.
- Ale tak miło nam się gawędzi... - zaczął, ale Ruby spiorunowała go wzrokiem. Podsunął ją do krawędzi wanny, a ona usiadła na niej i chwyciła ręcznik..
- Hmm, "wcale nie kąpaliśmy się w wannie, po prostu w łazience padał deszcz"! - skomentowała swoje mokre ubrania i wyobraziła sobie jak tłumaczą wszystko woźnemu.
Syriusz patrzył na nią z rozbawieniem i wcale tego nie ukrywał. Starała się osuszyć ręcznikiem swoje włosy, dlatego później na głowie miała istny nieład. Ale Syriusz uznał, że wygląda jeszcze piękniej niż zawsze.
- Nie umiesz pływać? - W dalszym ciągu uśmiechał się.
- Bystrzak z ciebie, Black. - Zarumieniła się. - Idź do diabła... Wytłumacz mi, co jest tutaj tą zabawną częścią, że się tak szczerzysz?
- Ładnie wyglądasz, Cahan. - Wymsknęło mu się. Miał zamiar powiedzieć jej, to co ona powiedziała mu kiedy mu dokuczała we wtorkowy wieczór, czyli "śmiesznie wyglądasz", ale nie mógł się na to zdobyć. Po prostu poddał się emocjom. Podrapał się po karku nerwowo. Zauważył, że jej włosy pojaśniały, nieco bardziej od ich naturalnego koloru. Kopnęła w wodę, chlapiąc Syriusza po twarzy, ale był prawie pewien, że dostrzegł półuśmiech gdy odchodziła.
Ruby postanowiła, że najpierw odwiedzi Remusa w skrzydle szpitalnym. Zostało jej jeszcze pół godziny przerwy. Zeszła na trzecie piętro i skierowała się w stronę drzwi do miejsca pracy pani Pomfrey. Kiedy tylko weszła do pokoju, zobaczyła Lupina po swojej prawej stronie w łóżku. Leżał i czytał książkę. Na szafce nocnej obok posłania stała szklanka z tajemniczym niebieskim napojem. Zapewne jakiś specjał pielęgniarki.
Usiadła na krześle obok łóżka Remusa i przywitała się z nim. Co prawda widziała się z nim zaledwie kilkadziesiąt minut temu, ale martwiła się o chłopaka. Zawsze kiedy on przeżywał te swoje wilcze syndromy, ona przeżywała je razem z nim. Nie dosłownie, oczywiście, ale mentalnie.
- Jak się czujesz, Lunatyku? - zapytała troskliwie.
- Nie najlepiej, ale też nie najgorzej - oparł. - Pani Pomfrey podała mi jeden z tych swoich cudacznych napojów i gorączka nieco mi spadła. - Remus otworzył szufladę w szafce obok i wyjął dwa batoniki czekoladowe. - Trzymaj. - Jednego wręczył Ruby. Wydawało się, że na widok jedzenia jej żołądek podskoczył radośnie i chciwie zaburczał. Gryfonka przyjęła przekąskę bez słowa protestu. Odwinęła papierek i zaczęła konsumować słodycz.
- Dzięki - mruknęła z pełną buzią. - To... Kiedy będzie ten czas? - dopytywała.
- Jutro, najprawdopodobniej. Pojutrze powinienem wrócić do szkoły, jeżeli wszystko pójdzie gładko. - Podrapał się po karku.
- Mogę cię o coś zapytać? - Zmarszczyła brwi. Remus kiwnął twierdząco głową. - Czy wszyscy Huncwoci wiedzą o twoim wilkołactwie? - przyciszyła nieco głos, aby pozostali chorzy na sali nie słyszeli ich rozmowy.
- Tak, czemu mieliby nie wiedzieć? Zresztą, bardzo mnie wspierają, bez nich pewnie nie byłbym w stanie przetrwać aż do teraz. Czemu pytasz?
- Ach, byłam tylko ciekawa - odpowiedziała. - No i nie chciałam się wygadać kiedyś przed nimi. - Uśmiechnęła się półgębkiem. Rozmawiali jeszcze chwilę o zwykłych błahostkach i o karze, którą wymierzy im McGonagall, a zrobi to na pewno.
- Ruby, nie powinnaś iść na lekcję? - zapytał, zerkając na zegarek. - Nie żebym cię wyganiał, tak tylko...
- Nie, masz rację. - Wzięła do ręki swoje pióro i wstała z krzesła. - Zdrowiej, Lunio. - Puściła mu perskie oczko i popędziła na lekcje.
W pokoju Huncwotów panował zamęt, choć w sypialni były tylko trzy osoby. Na podłodze leżało pełno ubrań. James desperacko szukał czystej białej koszuli, a w jej poszukiwaniu grzebał w kufrze, wyrzucając z niego wszystko inne co koszulą nie było. W rezultacie przy łóżku Rogacza leżała ogromna ściana z odzieży. Jęknął zrezygnowany, kiedy opróżnił cały kufer. Peter zaproponował Potterowi swoją koszulę, ale ta była o kilka rozmiarów za duża na niego, aż w końcu Syriusz użyczył mu swojej.
- Normalnie nie przejmowałbym się tym, ale trzeba porządnie wyglądać, żeby McGonagall nie była taka surowa, no nie? - wyjaśnił i ubrał szybko całość mundurka.
Peter czekał cierpliwie na przyjaciół. Stresował się przed sprawdzianem. Niewiele wiadomości zapamiętał z poprzedniego wieczoru. Zadowoliłby się nawet Nędznym. Otworzył podręcznik i zaczął czytać, podczas gdy Syriusz zakładał na siebie śnieżnobiałą koszulę.
- Idziemy do Remusa, misiaczki? - zapytał.
- Chyba nie mamy na to czasu. - James wsunął na nos prostokątne okulary. Uważał, że wyglądał w nich na mądrzejszego. - Jak tam ramię, Syriusz?
- Zdrowe, chyba. W każdym razie już nie boli.
Black próbował zawiązać krawat, ale zegar za pięć minut miał wybić południe, a pod presją chłopak nie sprawował się dobrze. Ręce trzęsły się mu, dlatego szybko poddał się i czerwono-złoty krawat zwisał mu swobodnie z ramion. Chwycił pióro i buteleczkę z atramentem, ale nie bardzo miał gdzie to włożyć. To Remus zawsze chował im takie rzeczy do torby, a książki nosił pod pachą lub wcale. Zauważył, że reszta Huncwotów ma taki sam problem. Łapa westchnął i włożył rzeczy do kieszeni. Swoją drogą, koszuli też nie włożył do spodni. To co James mówił o porządnym wyglądzie?
Wychodząc, zerknął w lustro, wiszące na lewo od drzwi jakby była to niezbędna czynność. Za nim z pokoju wygramolił się Potter, a potem Pettigrew.
Minęli się ze szkolnym woźnym, który oznajmił Syriuszowi, że jeszcze się zobaczą za ten ostatni numer, a oni przyspieszyli kroku. Nie mieli ochoty być powieszonymi za ręce na żylandorze. Kiedy weszli do klasy, ta była już zapełniona uczniami, a profesor siedziała przy swoim biurku. Skarciła ich wzrokiem, ale nic nie powiedziała, ponieważ nie spóźnili się. Dzwon na lekcję zaczął dopiero bić. Rogacz wyszczerzył się do niej olśniewająco, ale McGonagall nie odwzajemniła gestu.
James zajął swoje stałe miejsce, podobnie jak Peter, ale Syriusz stanął przed wyborem: miejsce obok Dorcas, Jamesa czy Ruby? Lunatyka nie było, dlatego obok Ruby nikt nie siedział. Dorcas robiła mu już miejsce, jakby była pewna, że usiądzie z nią. Cóż, w końcu to jego "dziewczyna"... A obok Jamesa zawsze siedział Syriusz. Był jednak przekonany, że Potter niewiele umie na sprawdzian, Dorcas tym bardziej. Zwykle przed nim siedział Remus i mógł zaglądać czasem do jego pergaminu, ale teraz nie było takiej możliwości.
- Czy pan Black raczy zająć jeszcze dziś swoje miejsce? - profesor uniosła brwi, marszcząc czoło. Nie wiedział jak długo stał pomiędzy dwoma rzędami ławek. Skierował się w stronę Jamesa. - Nie ukrywam, że wolałabym mieć pana w ławce z przodu. - Pomarszczoną dłonią wskazała miejsce obok Ruby. Czy ta kobieta miała coś niepomarszczonego? Wolał o tym nie myśleć.
- Wedle pani woli. - Uśmiechnął się czarująco do nauczycielki i zajął wskazane miejsce. Do Ruby również się uśmiechnął, a ta jęknęła cicho niezadowolona. - Ej, znowu się nie lubimy? - wyszeptał.
- Po prostu siedź cicho.
McGonagall przypomniała im zasady panujące podczas pisania sprawdzianu i machnęła różdżką, a zwoje pergaminów poleciały w stronę uczniów.
Po okropnych dwóch godzinach szóstoklasiści opuścili klasę z nieskrywaną ulgą. Nawet Lily powiedziała, że pytania były trudne! Syriusz odpowiedział na zaledwie sześć pytań, a wszystkich było dwanaście. Jest szansa, że choć połowę z tego miał dobrze. Sytuacja u Jamesa wyglądała mniej więcej tak samo. Ruby zapamiętała zadziwiająco dużo ze swojej nauki, ale i tak była pewna, że ćwierć miała źle. Lily chwaliła się, że odpowiedziała na wszystkie pytania. Peter szedł załamany.
- To było straszne! - Przeżywał i zaczął wymieniać numery pytań, na które odpowiedzi miał źle. Było ich sporo. Z kieszeni wyjął czekoladowego batonika i pochłonął go w całości za jednym razem. Chwilę później wyjął drugiego, ale jadł go już wolniej.
- Ej, a Mc-
- Mogę prosić waszą piątkę? - odezwała się za ich plecami profesor McGonagall. A Syriusz właśnie miał mówić o tym czy nauczycielka zapomniała o wymierzeniu im kary. Na swoje nieszczęście nie odeszli daleko od klasy Transmutacji.
Niby ich poprosiła, ale i tak wszyscy wiedzieli, że był to rozkaz. Potulnie podeszli do niej.
- Nie zostaniemy wyrzuceni, prawda? - Oczy Petera były wielkości ciastek, które obecnie trzymał w dłoni.
- Macie racjonalne wytłumaczenie na swoją nieobecność na poprzednich lekcjach? - zapytała, splatając swoje dłonie i opuszczając je swobodnie. Jej wzrok był tak naglący, że nikt nie mógłby okłamać tej kobiety.
- My... zaspaliśmy, pani profesor - wydukała Lily.
- Panno Evans, na pani się zawiodłam. - Pokręciła głową z dezaprobatą. - Niestety, jak się pewnie spodziewacie, muszę was należycie ukarać. Gryffindor traci trzydzieści punktów za każde z was. Dodatkowo, każde z was będzie pomagać profesor Trelawney w tym, o co was poprosi przez dwa dni. Następne dwa dni pomagacie panu woźnemu. W tym wypadku macie zakaz wyjazdu do Hogsmeade do soboty. Szlaban zaczyna się o szóstej po południu. Wszystko jasne? - Uniosła brwi, a cała piątka pokiwała zgodnie głowami. Minerwa zacisnęła jeszcze wargi i odeszła.
- To się nie powtórzy! - krzyknęła jeszcze Ruby. Kiedy nauczycielka oddaliła się, Syriusz westchnął ciężko.
- Przyrodzenie Merlina, szlaban z Pringlem? Przecież on mnie zabije! - Przetarł twarz dłońmi.
- Łapo, ja też nie mam z nim świetnych stosunków - dodał James.
- Dobra, nie marudźcie. Nie wiem jak wy, ale jest pora lunchu, a ja umieram z głodu, więc nie zamierzam marnować tej przerwy. Idziecie ze mną? - zapytała Ruby.
- O tak! - Ochoczo przytaknął Peter, pożerając kolejne ciastko. - Jestem głodny jak... Ech, sam nie wiem. Chciałem być zabawny...
I skierowali się do kuchni obok pokoju wspólnego Puchonów, a następnie na błonia. Usiedli w cieniu drzewa przy jeziorze. Pogoda była ładna. Było ciepło i świeciło słońce, a wiele uczniów z tego korzystało. Kilkanaście grup ludzi zajmowało trawnik, ciesząc się dobrą pogodą. Do piątki przyłączyła się Heliotropa z czego Syriusz nie był zadowolony. Jakoś nie przepadał za nią.
- Po co tu przyszłaś, Modliszko? - zapytał nieuprzejmie.
- Na pewno nie do ciebie, Black. - Usiadła obok Ruby. - Gdzież ty się podziewała? Chciałam ci przekazać baaaardzo ważną wiadomość, ale nigdzie cię nie było!
Ruby wiedziała, że Heli przez "baaaardzo ważną wiadomość" miała na myśli całkowitą błahostkę.
- Tak trochę nam się zaspało na lekcje - wyjaśniła. - Co to za ważna wiadomość?
- W zasadzie to nie wiem czy ci mówić. Chyba zrobię ci niespodziankę. - Zielonowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Do sedna, Chwaście. - Popędził ją Syriusz złośliwie.
- Nie mów tak do mnie!
- Wybacz, ale na twoim imieniu idzie sobie połamać język.
James parsknął śmiechem.
- Lepiej idź do swojej dziewczyny, Black.
Syriusz zacisnął szczękę. Powinien spędzać czas z Dorcas, a mimo to wolał wylegiwać się pod drzewem z przyjaciółmi. I Heliotropą.
- Dorcas! - zawołał. Siedziała przy ławce kilkanaście metrów od nich i pisała coś na pergaminie. Obejrzała się, a Syriusz machnął do niej, aby się do nich przyłączyła. Uśmiechnęła się i zaczęła iść w ich stronę.
Ruby spojrzała gniewnie na Heli. Nie miała nic do Dorcas, ale czuła, że ich relacje nie będą zbyt dobre. Wnioskowała to po nienawistnym spojrzeniu, które dziewczyna posłała jej dzisiaj rano. Dorcas pocałowała Syriusza na powitanie, a Ruby ugryzła tosta, aby inni nie zauważyli jak to się skrzywiła.
Nie była zazdrosna, skądże. Po prostu nie lubiła, kiedy ludzie okazywali sobie publicznie uczucia, na prawdę. Syriusz wyglądał na zmieszanego, jakby nie chciał, żeby Ruby dowiedziała się, że Black ma dziewczynę.
Do diaska, przecież nie była z porcelany, nie była też jego byłą dziewczyną, żeby Syriusz musiał się krępować!
Huncwot i Meadowes rozmawiali o teście z Transmutacji. James i Peter rozmawiali o swoim szlabanie i już planowali psikusy dla szkolnego woźnego.
- Bardzo dojrzałe, Potter - zagadnęła Lily.
- Zostawiłem twojego psiapsióła w spokoju, odpuść mi trochę, kochanie. - Uśmiechnął się i przeczesał palcami swoją czuprynę. Lily już miała coś powiedzieć na określenie Snape'a jako "psiapsiół", ale James jej przerwał. - Pięknie dzisiaj wyglądasz, Evans. - Spojrzał jej w oczy. Lily prawie się uśmiechnęła.
- Oooooch - skomentowała głośno Heli, a Ruby zaśmiała się, choć nie do końca wiedziała z czego. Chyba z prostolinijnego zachowania przyjaciółki. Ona nie wstydziłaby się nawet powiedzieć Voldemortowi, że jego kapcie są niemodne. Taka już była. Z drugiej strony, Ruby pomyślała o Syriuszu. James to wbrew pozorom, przeciwieństwo Blacka. W każdym razie w życiu uczuciowym. James podkochiwał się w jednej dziewczynie, uparcie dążył do tego, żeby zdobyć Lily. A Syriusz? Syriusz nie wiedział czego chciał. Wszędzie szukał miłości, jakby miał nadzieję, że w końcu natknie się na tę jedyną. Ence pence, w której ręce.
Jedli swoje śniadanie podczas lunchu i rozmawiali na wiele tematów. W końcu Huncwoci stwierdzili, że pora odwiedzić Lupina i zabrali się do niego. Na szczęście Dorcas poszła z nimi. Nikt nie chciał sobie wyobrażać, jak niezręcznie mogłoby być między nią a pozostałymi dziewczynami.
Po lekcji zaklęć uczniowie mieli wolny czas już do końca dnia. Oprócz Huncwotów, Lily Evans i Ruby Cahan. Remusowi udało się uniknąć szlabanu od McGonagall, ponieważ leżał w szpitalu, czekając na pełnię.
Profesor Sybilla Trelawney była nową nauczycielką wróżbiarstwa w Hogwarcie. Swoją pracę zaczęła dopiero od tego roku szkolnego, a więc tylko chętni szóstoklasiści chodzili na jej zajęcia. A nikt z ukaranych nie był chętny. Wszyscy myśleli, że szlaban u Trelawney będzie jednym z luźniejszych. Mylili się.
Nauczycielka kazała im wyczyścić wszystkie filiżanki, talerzyki i kule różnego rodzaju, a tego było całkiem sporo. Oczywiście musieli to zrobić bez używania swoich różdżek. W filiżankach było pełno fusów i jakichś zaschniętych substancji. Jedną filiżankę profesorka wypłukała i umyła sama, mówiąc, że fusy w niej wskazywały zły omen. Ehe, wszyscy już słyszeli różne historie o tym, że nauczycielka każdemu przepowiada śmierć. Talerzyki w zasadzie były czyste. Były to tylko podkładki pod filiżanki i inne pierdoły, a kule trzeba było dokładnie wytrzeć, ponieważ nawet najmniejsza skaza może zmienić odczyt obrazu przyszłości, cytując panią Sybillę.
Peter ciągle kichał od kurzu, który zasiadał na stolikach. Klasa nie była ogromnych rozmiarów, ale nie była też mała. Okrągłe stoliki, przy których siedzieli uczniowie w parach lub w trójkach były na zaokrąglonym podwyższeniu, stopniowo każdy rząd był wyżej. Peter mył podłogę i zmieniał obrusy na stolikach. Na drugim końcu klasy stała szafka z naczyniami i kolejna szafka z wyposażeniem do wróżbiarstwa. Na zapleczu był kran, którym zajmował się Syriusz, myjąc filiżanki. Talerzami nikt się nie zajmował, Trelawney i tak nie zauważy, że nikt ich nie umył, ponieważ bardziej czyste nie mogły być. Lily pomagała mu i wycierała mokre naczynia. Ruby zajmowała się czyszczeniem kul z Jamesem. Zabawa była przednia. James upierał się, że widzi majestatycznego pegaza w każdej kuli, ale Ruby patrzyła na niego z powątpiewaniem. Ruby wydawało się, że dym wewnątrz kuli układał się w księżyc, ale nie przywiązała do tego szczególnej uwagi.
Lily natomiast zaglądała niemal do każdej filiżanki, zanim podała ją Syriuszowi, ponieważ chciała z ciekawości zobaczyć czy gdzieś z fusów rzeczywiście układa się ponurak. Z wróżbiarstwa nie była najlepsza, ale nic kształtem nie przypominało jej ponuraka. Ani trochę.
- Nie cierpiałem wróżbiarstwa. - Wyznał jej Syriusz. - Nigdy nic nie widziałem w tych zasranych fusach. Patrz, to wygląda mi na kółko. - Pokazał Lily wnętrze błękitnej filiżanki. - Nie wiem jakim cudem poprzedni nauczyciel mógłby powiedzieć, że to słońce czy księżyc w pełni.
- Mnie się wydaje, że każdy widzi to co powinien widzieć. Ty mogłeś widzieć słońce, on mógł widzieć księżyc. Ty powiesz, że to kółko, on powie, że to kwadrat. Zależy kto patrzy.
- To wtedy bez sensu jest przepowiadanie przyszłości komuś, jak te "słynne wróżbitki" mugolki...
- Syriusz, musiałbyś pogadać o tym z Destiny, ona się na tym zna. Ja na nic ci się nie przydam. - Zbyła go. - Swoją drogą, ja widzę tutaj księżyc.
Szlaban nie był zbyt ekscytujący. Skończyli go późnym wieczorem, niemal o północy, za co profesor Trelawney przepraszała ich w kółko za przetrzymanie. Syriusz spojrzał na Jamesa i Petera, którzy najwyraźniej zapomnieli o tym, że była pełnia. W połowie drogi do Wieży Gryfonów Black zatrzymał się.
- Chłopaki, chyba mieliśmy coś zrobić, nie? - zasugerował. - No wiecie, to takie ważne...
- Ach! No tak! - Jako pierwszy załapał James. - Chodź, Glizdek. Dziewczyny chyba dojdą same do sypialni? - Zwrócił się do płci pięknej. Lily i Ruby popatrzyły po sobie zdezorientowane.
- Niezbyt to szarmanckie z waszej strony - parsknęła Ruby.
- Zwariowaliście?! Już dawno jest cisza nocna, powinniście być w łóżkach!
- Lily, słodkości moje, mogłabyś nie panikować? Damy sobie radę. - Zapewnił ją Potter, po czym skinął głową do Huncwotów i pobiegli w stronę przeciwną do dormitoriów. Lily była oburzona, ale to pewnie nie dlatego na jej twarzy zagościł rumieniec.
- Wyobrażasz to sobie? Co oni znowu knują? - dopytywała, kiedy weszły do pokoju wspólnego. - Jestem prefektem, powinnam była ich zatrzymać...
- Lily, cokolwiek oni kombinują, to nie chcę o tym wiedzieć. W końcu to Huncwoci.
James wyjął z tylnej kieszeni spodni kawałek papieru, a Syriusz wciągnął różdżkę. Wypowiedział te słowa, które tak bardzo lubił wypowiadać, dotykając pergaminu różdżką: - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Na pergaminie natychmiast zaczęły pojawiać się kształty i litery. Na wierzchu u szczytu pierwszej strony pojawił się napis: Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić Mapę Huncwotów.
Syriusz zawsze był dumny z siebie i swoich przyjaciół, kiedy czytał to zdanie. Stopniowo pojawiające się linie łączyły się i krzyżowały, tworząc zarys budynku. Każdy podpisany imieniem i nazwiskiem kształt oznaczał jakiegoś człowieka na terenie Hogwartu, dzięki czemu Huncwoci często unikali kłopotów. Kiedy robili coś niedozwolonego po prostu patrzyli na mapę czy ktoś akurat szedł w ich kierunku. O mapie wiedziała tylko ich czwórka, no i może Lily się czegoś domyślała.
Huncwoci zobaczyli, że nikt akurat nie strzeże korytarza, na którym się znajdowali i śmiało popędzili na błonia. W tym samym momencie, kiedy przybierali swoją inną formę usłyszeli długie wycie. Mugol pomyślałby, że to ujadanie psa, ale oni wiedzieli, że to nie pies. To wilkołak, a konkretniej - ich przyjaciel. Popatrzyli na siebie porozumiewawczo i pobiegli w stronę Bijącej Wierzby.
Chłopcy następnego dnia byli wykończeni. Wyglądali na niewyspanych, na ciele mieli kilka zadrapań. Nikt nie pytał o ich pochodzenie, ale Ruby się odważyła, podczas drugiego dnia szlabanu u profesor Trelawney.
Układała książki alfabetycznie według nazwy na półkę nauczycielki, kiedy podszedł do niej Syriusz. Na początku nawet go nie zauważyła, dopiero kiedy wziął jedną książkę ze stolika i przeczytał na głos tytuł:
- Oczy zwierciadłem duszy. - Podał ją Ruby, aby ułożyła ją na miejscu. - Cóż, jeżeli to prawda, to twoja dusza jest najpiękniejsza na świecie. - Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się zalotnie. Ruby uniosła brwi w zdziwieniu, a zaraz po tym wybuchnęła śmiechem. Syriusz wyglądał na zdezorientowanego. - Powiedziałem coś zabawnego?
- Nie, skądże. Powiedz to Dorcas, na pewno się jej spodoba. - Próbowała być poważna, ale te zaloty całkiem ją rozbawiły.
- Ale ten komplement dotyczy tylko ciebie, Ruby. Jestem całkiem szczery. Wiesz, wypadałoby przyjąć mój komplement, bo się obrażę. - Udawał nadąsanego.
- Dobra, ale muszę cię o coś zapytać. - Odgarnęła włosy z twarzy. - Ale musisz odpowiedzieć szczerze.
- Muszę? Wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał. - Uśmiechnął się szarmancko.
- Tsa, właśnie to zrobiłeś. Mniejsza o to. Chciałam zapytać, o to co robiłeś zeszłej nocy? Co wy wszyscy robiliście? I dlaczego jesteście cali podrapani? - ściszyła głos do szeptu. W klasie była też nauczycielka, reszta ukaranych przyjaciół i dwie osoby, które miały do pani profesor jakąś sprawę.
- Hm, jeśli naprawdę chcesz wiedzieć... Ej, czekaj. Co ja będę z tego miał? - Zagryzł dolną wargę.
Między nimi wywiązała się dyskusja, na temat bezinteresowności i koleżeńskości, aż w końcu Syriusz odpuścił (po zaciętych negocjacjach gdzie miał dostać pocałunek, choć ostatecznie nie wynegocjował nic).
Schylił się do Ruby i wyszeptał nad uchem:
- Lunio.
Ruby zmarszczyła brwi, a Black odszedł uśmiechając się, zostawiając ją samą z domysłami.
Słowo Lunio to zdrobnienie od Lunatyk, a Lunatyk to pseudonim Remusa. Tyle wiedziała. Nie wiedziała tylko co Remus miał wspólnego z nocnym zajęciem Huncwotów, ponieważ w nocy była pełnia, a Lupin, zgodnie z koleją rzeczy, przemienił się w wilkołaka. Co do tego nie miała wątpliwości.
Zaraz po lekcji zaklęć, kiedy nastąpiła przerwa, Ruby natknęła się na korytarzu na Huncwotów (tym razem w całym składzie). Remus miał na twarzy kilka zadrapań, co jej nie dziwiło. Zaskoczona była tylko tym, że pozostała trójka także miała gdzieniegdzie poranioną twarz czy inne widoczne miejsca. Mimo to nie podeszła do nich ani też nikt jej nie zawołał. Na początku miała taki zamiar, ale kiedy podeszła do nich Dorcas coś automatycznie jej powiedziało, aby trzymać się jak najdalej. Może to był ten ostrzegawczy wzrok... Sama nie wiedziała.
Dzisiejszy szlaban miał się odbyć u szkolnego woźnego - Apolliona Pringle'a. Wbrew pozorom Huncwoci bardzo go lubili. Lubili jego brak poczucia humoru, lubili go denerwować, a co najważniejsze - lubili robić mu żarty i obserwować jego reakcję, dlatego czekali tylko na odpowiednią okazję. Woźny skonfiskował wszystkim różdżki i wszelkie słodycze, łajnobomby, fałszoskopy i inne rzeczy mieszczące się (jakimś cudem) w kieszeniach chłopców, po czym zlecił im wysprzątanie łazienki prefektów. Huncwoci byli w niej tylko kilka razy, nie licząc Remusa, więc za każdym razem budziła w nich podziw.
Po środku wielkiego pomieszczenia mieściła się wanna wielkości basenu, przy której był szeroki wybór kranów. Po odkręceniu wybranego kurka z kranu wylatywał kolorowy płyn do kąpieli o wspaniałym zapachu. Na ścianie widniał piękny witraż z postacią syreny. Tym razem jednak wanna nie była napełniona wodą, za to ukarani uczniowie musieli ją wyczyścić. Błędem woźnego było to, że zostawił ich w łazience samych.
James upewnił się, że drzwi są zamknięte, a Syriusz wykonał jakiś gest ręką i woda z kranów wypłynęła gwałtownie. Ze wszystkich kranów.
- To chyba nie jest dobry pomysł. - Peter pokręcił głową.
- Popieram - powiedziała szybko Lily. - Na Merlina, wyrzucą nas z tej szkoły, jeśli się dowiedzą!
- Jeśli się dowiedzą. A chyba nikt z nas tego nie chce, prawda? - James uśmiechnął się do niej łobuzersko i ściągnął z siebie koszulkę. Rzucił ją pod ścianę.
- Co jeśli ktoś wejdzie?
- Trzeba znać hasło, żeby tutaj wejść. Poza tym, nie robimy niczego złego. Jesteśmy w towarzystwie prefekta i byłego prefekta. - Spojrzał na Remusa, który opierał się plecami o ścianę.
- Po pierwsze, oprócz mnie jest jeszcze co najmniej siedem osób, które znają hasło, bo nie tylko ja jestem w tej szkole prefektem. Po drugie, moja obecność niczego nie zmienia, w dalszym ciągu nie powinniście tego robić!
- Przestań panikować, Evans. - James chwycił ją za ramiona i spojrzał w oczy. - Mamy czas do dziesiątej wieczorem, a do tego są jeszcze cztery godziny. Zresztą, ta wanna jest czyściutka! Pringle nawet nie zauważy, że jej nie posprzątaliśmy, bo tutaj nie ma co sprzątać. - Zaczął rozpinać pasek u spodni.
- Nie zamierzam brać w tym udziału.
- Ja też nie. - Do protestu Lily dołączyła Ruby, a zaraz potem Peter, który najwyraźniej nie miał ochoty się rozbierać.
Cała trójka usiadła przy ścianie tuż obok ubrań reszty. Huncwoci natomiast nie mieli nic przeciwko kąpieli i już siedzieli w ciepłej wodzie. Po całym pomieszczeniu latały bąbelki. Ruby zauważyła na plecach Jamesa kilka zadrapań, u Syriusza też, o Remusie już nie wspominając. Wstała i podeszła do Syriusza. Uklęknęła przy jego głowie, choć był odwrócony do niej tyłem.
- O co ci wtedy chodziło? - zapytała półszeptem. Odwrócił się teraz do niej twarzą, ramiona oparł o podłogę, a głowę podparł brodą na swoich przedramionach.
- Kiedy? - Cieszył się ogromnie, z tego że nareszcie mógł porozmawiać z Ruby jak kolega z kolegą. Wolałby inaczej, każdy chyba domyśla się jak, ale wiedział, że tak się szybko nie stanie. No i większość kontaktów z Ruby uniemożliwiała mu Dorcas, która była wiecznie zazdrosna. Nie była dla niej wredna i vice versa, ale po prostu wolał nie rozmawiać z tymi dwiema osobami naraz.
- Wiesz kiedy. Kiedy mówiłeś Lunio. Ciągle myślę o czym wtedy myślałeś, ale moje wszystkie przypuszczenia nie mają sensu.
- Powiem ci jak do nas dołączysz - skłamał, uśmiechając się szeroko. Ruby zmrużyła oczy.
- Nie ma mowy.
Syriusz rozejrzał się po reszcie towarzystwa. James i Remus siedzieli prawie w rogu naprzeciwko nich, więc oni nie mogli ich podsłuchać. Lily i Peter także siedzieli w odległości kilku metrów, dlatego ich też wykluczył.
- A powiedz mi, jakie miałaś przypuszczenia, kochanie? - Uniósł brwi.
- Nie mów tak do mnie.
- Pff, nie układaj mi życia - parsknął. Ruby wywróciła oczami.
- Nieważne. Kontynuując, wiem, że Lunio to Lunatyk, a ten z kolei to Remus. Wiem, że w nocy miał ten swój "czas", ale chyba nawet wy nie jesteście tacy głupi, żeby iść z nim.
- A czemu tak myślisz? To znaczy, nie potwierdzam ani nie zaprzeczam, po prostu jestem ciekawy.
- Przecież wiesz, że wilkołaki są agresywne wobec ludzi. Nawet jeżeli wypił eliksir Tojadowy, to nie znaczy, że nie straci kontroli nad sobą...
- No właśnie. Wobec ludzi...
- Łapko, o czym tak sobie szepczecie? - zawołał James, a wtedy Ruby pojęła. Może nie do końca, ale czuła, że była coraz bliżej rozwiązania. Rozszerzyła oczy ze zdumienia i wtedy Syriusz wykorzystał okazję. Chwycił ją szybko za nadgarstek i, zanim zdążyła się połapać, już była w wodzie.
Remus rzucił się szybko w jej stronę, ponieważ przypomniał sobie bardzo ważny fakt z życia Ruby, a tam gdzie stał Syriusz wanna była najgłębsza. James przytrzymał go za ramię, najwyraźniej sądząc, że Lupin chciał zepsuć chwilę Syriusza i Ruby.
- Ona nie umie pływać! - krzyknął.
Syriusz nie dosłyszał całego zdania, ale domyślił się dalszej treści, kiedy Ruby wciąż się miotała w wodzie. Równie szybko jak znalazła się w wodzie, tak szybko Syriusz ją wynurzył. Obejmował ją w talii i trzymał przy sobie. Ruby zaczerpnęła haust powietrza. Kiedy otrzymała wystarczającą ilość tlenu do płuc zaczęła go wyzywać. Jej włosy robiły się coraz ciemniejsze, co uznał za zły znak.
- Ej, uspokój się - powiedział spokojnym tonem.
- Dupek! Puść mnie! - Uderzyła go pięścią w tors.
- Wiesz, to chyba nie jest dobry pomysł. - Chciał odgarnąć jej włosy z twarzy, ale odtrąciła jego dłoń.
- Przysuń mnie do krawędzi - powiedziała ostrym tonem.
- Ale tak miło nam się gawędzi... - zaczął, ale Ruby spiorunowała go wzrokiem. Podsunął ją do krawędzi wanny, a ona usiadła na niej i chwyciła ręcznik..
- Hmm, "wcale nie kąpaliśmy się w wannie, po prostu w łazience padał deszcz"! - skomentowała swoje mokre ubrania i wyobraziła sobie jak tłumaczą wszystko woźnemu.
Syriusz patrzył na nią z rozbawieniem i wcale tego nie ukrywał. Starała się osuszyć ręcznikiem swoje włosy, dlatego później na głowie miała istny nieład. Ale Syriusz uznał, że wygląda jeszcze piękniej niż zawsze.
- Nie umiesz pływać? - W dalszym ciągu uśmiechał się.
- Bystrzak z ciebie, Black. - Zarumieniła się. - Idź do diabła... Wytłumacz mi, co jest tutaj tą zabawną częścią, że się tak szczerzysz?
- Ładnie wyglądasz, Cahan. - Wymsknęło mu się. Miał zamiar powiedzieć jej, to co ona powiedziała mu kiedy mu dokuczała we wtorkowy wieczór, czyli "śmiesznie wyglądasz", ale nie mógł się na to zdobyć. Po prostu poddał się emocjom. Podrapał się po karku nerwowo. Zauważył, że jej włosy pojaśniały, nieco bardziej od ich naturalnego koloru. Kopnęła w wodę, chlapiąc Syriusza po twarzy, ale był prawie pewien, że dostrzegł półuśmiech gdy odchodziła.
Jeju, super. Apropos tego pytania to ja Perciego uwielbiam
OdpowiedzUsuń♥ z braku czasu czytałam prawie cały dzień ;) najlepsza końcówka! ta cała kąpiel i sprzeczki Ruby i Syriusza - KOCHAM!
OdpowiedzUsuń~Cherry Blossom
Swietny rozdzial i cudowny pomysl na bloga! Bede wchodzic czesciej ;) Czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie! Blog jest swiezy, wiec rozdzial mozliwe, ze nie jest najlepszy, ale..
:D
OdpowiedzUsuńZainspirowało nas! :>
OdpowiedzUsuńGood Job!
Zapraszamy do nas.
http://themaraudersnightwriters.blogspot.com/
Cudowne to było :D Łapa jest najcudowniejszy, choć mógłby odpuścić sobie tą drugą
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Cudowny rozdział, Łapa jak zwykle słodki, tylko z tą Dorcas mnie denerwuje. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńSerio kocham to XD <3 i Syriusz z Ruby... mój ulubiony ship XDD
OdpowiedzUsuń