Całkiem sporo słów od Devereaux
Ach, no i zaleca się zajrzenie do zakładki Czarodzieje->Ruby Cahan, ponieważ zmieniłam to i owo.
Miało być przed świętami, ale jeden dzień nie miałam internetu, w Wigilię nie było mnie w ogóle w domu, aż do pierwszej w nocy, a dalej to po prostu wziął mnie leń i maniaczyłam w Simsy. Rozdział nie jest poprawiony, nie mam siły tego chłamu czytać od początku. Przepraszam :c Ale ładna, okrągła data od -ostatniego rozdziału - 2 miesiące równo. Nie wiem czy mam się z czego cieszyć, no ale zawsze coś.
Przypominam, że na Adriannę mówiono Chimera. Just sayin'. I proszę mi wytknąć wszelkie błędy, nawet te najdrobniejsze, ponieważ rozdział był pisany w naprawdę różnyyyyych odstępach czasowych i mogłam się pogubić. I gdyby ktoś się zastanawiał po co wprowadziłam te istoty do opowiadania, to powiem, że trzeba przyspieszyć akcję i będzie to potrzebne na później. Zapraszam do komentowania, to motywuje!
Syriuszowi aż zrobiło się gorąco pod wpływem bólu jakiego przed chwilą zaznał. Niewątpliwie co najmniej połowa Hogwartu usłyszała tenże krzyk. Huncwot zamrugał kilka razy i poczuł, że odpływa, ale nagle to uczucie minęło. Nie kontaktując jeszcze, rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby zapomniał gdzie jest.
- Daj...
- Zamknij się i się nie ruszaj - przerwała mu Ruby, a ten z niemałym przerażeniem na nią spojrzał. - Muszę ci usztywnić ramię i usunąć siniaki - wyjaśniła. Gryfonce nadal brzęczało w uszach, od krzyku Syriusza, mimo to próbowała się skupić.
Delikatnie przyłożyła dłoń do miejsca złamania i zaczęła mamrotać pod nosem odpowiednie formuły leczące.
- Nigdy nie dotykałaś mnie taką czułością - zauważył złośliwie Syriusz z figlarnym uśmiechem na twarzy.
- Nie przyzwyczajaj się - odparła i kontynuowała swoje poprzednie zajęcie. Co jakiś czas poruszała ręką o kilka milimetrów na boki, a sińce robiły się coraz mniej wyraziste.
Syriusz ponownie chciał coś wtrącić od siebie, ale Remus go powstrzymał, mówiąc aby nie rozpraszał Ruby. Dziewczyna w końcu odetchnęła głęboko i zdjęła swoje ręce z ciała Blacka.
Syriusz usiadł i spojrzał na swoje ramię.
- Wow! Znaczy... Nie potrzebowałaś do tego różdżki? - Huncwot był szczerze zdziwiony. Z jego wyrazu twarzy można było odczytać, że Ruby mu zaimponowała. - Ruby... Czemu nie czuję ramienia? - zmartwił się.
- To niedługo minie. Masz usztywnione - powiedziała i przysunęła się bliżej Syriusza, a ten nawet nie protestował. Następnie wyciągnęła w jego stronę dłoń i odsunęła włosy z czoła, aby zbadać jego temperaturę ciała. - Merlinie, jesteś gorący!
- Powiedz mi coś czego nie wiem - ponownie się uśmiechnął zalotnie, a brunetka posłała mu spojrzenie tak chłodne, że Syriuszowi odechciało się żarcików.
- Masz gorączkę, Black. Musisz zostać tutaj na noc - odsunęła się i rozejrzała się po sali, sprawdzając czy pani Pomfrey już wróciła.
- Głupoty gadasz, czuję się dobrze - burknął i usiłował wstać z łóżka o własnych siłach.
Przez pierwsze kilka sekund, towarzysze byliby skłonni Syriuszowi uwierzyć, lecz gdy schylił się po koszulkę, która spadła z posłania, chłopak zachwiał się i omal nie wylądował twarzą na podłodze. Właściwie, gdyby nie Remus, Ruby musiałaby prawdopodobnie ponownie nastawiać bark Blackowi. Łapę ogarnęły mdłości.
- Przyniosę ci rzeczy z dormitorium - mruknął Remus i skierował przyjaciela z powrotem na łóżko. Czarnowłosy westchnął bezradnie usiadł na brzegu materaca.
Ruby usiadła na krześle przy biurku należącym do szkolnej pielęgniarki. Syriusz położył się na boku i wtulił się w poduszkę. Gryfonka pomyślała, że Huncwot w tym momencie wyglądał tak bezbronnie. Jeszcze chwilę wcześniej upierał się, że nic mu nie jest, a teraz wyglądał na zbyt chorego, aby chociażby się ruszyć, lecz aż tak chory nie był. To tylko gorączka.
- Panie Syriuszu Black! - po skrzydle szpitalnym poniósł się krzyk, aż Dorcas podskoczyła z zaskoczenia. Drzwi trzasnęły za profesor McGonagall, a ta niczym się nie przejmując, podeszła do łóżka Syriusza. Spojrzał na nią ze strachem, a gdy ta otworzyła usta, prawdopodobnie znów chcąc krzyczeć, po sali rozległ się kolejny wrzask. Tym razem brzmiało to nieco desperacko.
- Syriusz! Łapo! Łapko, Łapuńciu, Łapeczko! - do posłania chorego podbiegł nie kto inny, jak James Potter. - Wszystko w porządku, stary? Co ty tutaj robisz? - panikował.
- Potter, zamilcz! - uciszyła go McGonagall. - Coś ty sobie myślał, Black?! Jak my teraz wygramy mecze Quidditcha?
- Ekhym - James odchrząknął głośno, co nie uszło uwadze kobiety. - Czuję się urażony, pani profesor - skrzyżował ramiona na piersi. Opiekunka Gryffindoru nawet nie zareagowała.
- Kiedy to się stało? To przez Dulutha? Przez ten tłuczek? - dopytywała, a Syriusz ledwo zauważalnie kiwnął głową.
- Nic wielkiego... - mruknął.
- Grałeś z takimi obrażeniami?! - profesor ponownie oburzyła się. - Miałeś jakiekolwiek pojęcie, jak to się mogło dla ciebie skończyć?
- Ależ proszę tak nie krzyczeć, pani Minerwo - pouczył ją James, a ona spiorunowała go wzrokiem, jednakże mówiła już ciszej.
- Na następnym meczu nie grasz, Black - pogroziła mu palcem i opuściła skrzydło.
Wszyscy popatrzyli po sobie zdziwieni zachowaniem opiekunki ich domu, ale nikt się nie odzywał. Do pomieszczenia weszła pani Pomfrey. Ruby zdała jej cały raport z pracy nad Blackiem i skierowała się w stronę drzwi, mając na celu wyjście do dormitorium, ale Syriusz zawołał ją. Niechętnie odwróciła głowę w jego stronę.
- Nie zostaniesz? - spojrzał na nią i zrobił maślane oczy.
- Po co? - odparła.
- Ruby - jęknął. - Ja tutaj cierpię, posiedź ze mną - prosił. - No dajesz, chociaż chwilkę - przekonywał.
Brunetka głośno westchnęła i usiadła na krześle obok Pottera przy łóżku Blacka. Następnie doszli do nich Peter i Remus. Chłopcy głośno się śmiali, żartowali i planowali zasadzki na innych uczniów, aby ich użyć kiedy Syriusz będzie już zdrowy. Ruby czuła się tam nieco zbędna, choć Syriusz co jakiś czas zerkał na nią. Właściwie to niemal cały czas na nią patrzył i czasami opuszczał wzrok na innych, ale nawet się do niej nie odzywał.
Zastanawiała się czy wstać i wyjść, ale wtedy Remus zadał jej pytanie.
- To wy już się nie rzucacie na siebie? - zastanawiał się i poprawił okulary na nosie.
- Pytasz czy jesteśmy kwita? - dopytywała, a ten kiwnął głową. - Tak, chyba tak...
- Czyli jedyne co musiałem zrobić, to dać ci sprawić mi ból? - Syriusz zmarszczył czoło. Ruby głośno zaprotestowała. - Och, przyznaj, że sprawiło ci to satysfakcję - uśmiechnął się półgębkiem.
- Chciałam tobie tylko pomóc - wytłumaczyła się. - Ale tak, nieco sprawiło - przyznała i uśmiechnęła się delikatnie.
Syriusz nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł uwierzyć, że nareszcie się do niego uśmiechnęła od tak długiego czasu. Może ten złamany obojczyk nie był wcale taki najgorszy? Gdyby nie on... Nie. Gdyby nie Remus, nie byłoby tutaj Syriusza i nie rozmawiałby, jak równy z równym, z Ruby. Musiał mu później podziękować. W każdym razie, przez ten uśmiech jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Syriusz! - usłyszeli obcy głos z oddali. - Kocham cię! - dodała, bo na pewno była to kobieta.
Wszyscy zebrani odwrócili się w stronę dobiegającego głosu i ujrzeli niemałą gromadkę uczennic Hogwartu przy drzwiach skrzydła szpitalnego. Adoratorki machały Syriuszowi, trzepotały do niego rzęsami lub robiły inne zalotne gesty. Huncwot westchnął i wywrócił oczyma. Ruby pokręciła głową z niedowierzaniem, a James i Remus unieśli wysoko brwi w zdziwieniu.
- Panie Black, czy mógłby pan podzielić swych odwiedzających na nieco mniejsze grupki osób? Byłabym wdzięczna - zaproponowała pani Pomfrey i podeszła do zebranych dziewczyn, próbując je przegonić.
- Nie idziesz porozdawać autografów? - Ruby parsknęła śmiechem.
- Nieee, im chyba już rozdałem - odpowiedział z cwanym uśmieszkiem Syriusz, choć dziewczyna odpowiedzi wcale nie oczekiwała.
Przyjaciele posiedzieli przy Syriuszu trochę czasu, aż pielęgniarka oznajmiła im, iż godziny odwiedzin się skończyły. James poklepał go przyjacielsko po zdrowym ramieniu, Black posłał Ruby kolejne perskie oczko, a Remus tylko pożegnalnie się do niego uśmiechnął i życzył szybkiego powrotu do zdrowia.
Kolejnego dnia Gryfoni mieli praktycznie wolny dzień. Zajęcia zaczynały się dopiero o dziesiątej rano Zielarstwem. Na tej lekcji, jedyne co uczniowie musieli zrobić, to wycisnąć sok z Tykwobulwy do słoika i zapełnić go w połowie. Ruby poradziła sobie z tym zadaniem w kilkanaście minut. Po lekcji z profesor Sprout nastąpiła kolejna godzinna przerwa i zbliżały się dwie godziny Obrony Przed Czarną Magią.
Ruby przesiedziała przerwę z Lily i Heliotropą, które niemal cały czas sobie dogryzały z niewiadomego dla brunetki powodu. Być może Heli była zazdrosna o Evans? Tego Ruby nie wiedziała. Później doszedł do nich Remus i Potter, od których dowiedziały się, iż Syriusz ubolewa nad omijającymi go lekcjami OPCM.
- Tsaa, ubolewa... W tym momencie pewnie zarywa do Dorcas - zażartował James, za co dostał dyskretnego kuksańca w bok od Lupina. Cahan parsknęła śmiechem i w duchu przyznała Potterowi rację. Znała Syriusza i jeżeli nieopodal niego była piękna kobieta, ten nie mógł się oprzeć i nie powiedzieć jej komplementu. To była zarówno zaleta, jak i wada, ponieważ często robił to ze zwykłej uprzejmości, a wiele dziewczyn uznawało to za zaloty i w błyskawicznym tempie się w nim zakochiwały.
Oczywiście nie miała nic przeciwko temu, żeby Black umawiał się z innymi. Wręcz przeciwnie. Uważała, że nawet powinien to robić, ponieważ może dzięki temu mogłaby nareszcie się od niego uwolnić.
Najwyraźniej dwójka Huncwotów myślała inaczej, ponieważ "dyskretnie" obserwowali reakcję Ruby.
Obrony Przed Czarną Magią uczyła profesor Galatea Merrythought. Zwykle była to bardzo miła kobieta, aczkolwiek jeżeli ktoś jej zalazł pod skórę, robiło się nieprzyjemnie.
- Witam moich małych Hogwartczyków! Jak się dzisiaj czujecie? - zapytała, ale nie czekała na odpowiedź i po kilku sekundach kontynuowała. - To dobrze. Dziś w Proroku Codziennym mogliście zauważyć pewien interesujący artykuł. Otóż kilka dni temu w jakimś domu doszło do morderstwa, prawdopodobnie dokonanego przez popleczników Sami-Wiecie-Kogo poprzez zaklęcie Collardo. Zaklęcie bardzo czarnomagiczne. Powoduje ono duszenie się przeciwnika. Zostałam poproszona przez dyrektora, aby nauczyć was chronić się przed tym zaklęciem, co robię bardzo niechętnie. Obyście nigdy nie musieli go używać w codziennym życiu - westchnęła profesor. Zaklęciem przywołała człekopodobną istotę. Nie był to prawdziwy człowiek i zwykle po trzech minutach rozpływał się w powietrzu. Zresztą, tak naprawdę jedynie kształt ciała był podobny do człowieka, ponieważ przywołany przez Merrythought był stworzony z gałęzi drzew, choć te stworzenia mogą być zrobione z ognia, ziemi, kamieni i tak dalej. - Kto wie, co to jest? - zapytała profesor wskazując na "osobę" po swojej lewej stronie. Ruby wiedziała, aczkolwiek ręka Lily wyskoczyła w górę z prędkością pocisku, również tak szybko z jej ust wypłynęła odpowiedź.
- Jest to stworzenie, które powinno bronić przywołującego na krótki okres czasu przed wrogami. Chociaż tak naprawdę nie jest to stworzenie, ani człowiek czy zwierzę, a jedynie iluzja - wypaliła Lily.
- Dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru. Dziś nauczycie się przywoływać Salvora. Zwany także Ratującym - tłumaczyła profesor i przechadzała się w tę i z powrotem, a za nią latał Salvor, jak balon z helem na sznurku. - Jak wspomniała panna Evans, jest to iluzja. Ale bardzo potężna i przydatna. Niektórzy z was myślą pewnie, że iluzja to coś, co nie jest w stanie nas skrzywdzić, ponieważ nie jest prawdziwe. Otóż po części jest to prawdą, a po części nie. Salvor to wyjątek. Kiedy przeciwnik rzuca w ciebie nawet śmiercionośne zaklęcie, Salvor może je wchłonąć i ciebie uchronić. Nie bez powodu mówi się na niego Ratujący. Wiecie co to Patronus, prawda? Salvor to coś podobnego, aczkolwiek wchłania on zaklęcia, a nie przegania dementorów. Nie możecie się spodziewać, że po przywołaniu Ratującego wasz przeciwnik zostanie przegoniony, choć wielu czarodziei po prostu się ich boi. Formuła zaklęcia brzmi następująco: Räddamig. Powtórzcie - cała klasa zabrzmiała chórem ćwicząc wymowę zaklęcia. - Dobrze. Jak już opanujecie wzywanie Salvora, zajmiemy się bronieniem przed uduszeniem. Zajdźcie sobie nieco miejsca i do dzieła!
Remus zerknął na Ruby i podszedł do niej.
- Czy ta szkoła już całkiem zwariowała? - zapytał. - Uczyć nas takich rzeczy?
- Nareszcie coś, co nam się przyda w życiu - odpowiedziała dziewczyna. - Do dzieła, Luniaczku - uśmiechnęła się zachęcając go do przywoływania.
Lily machała różdżką, wypowiadała zaklęcie na wszelkie różne sposoby, ale ani śladu po Salvorze. Niewiele rzeczy sprawiało jej trudności, ale żeby przywoływanie? Przecież to proste! Karciła się w myślach. Lupinowi, ku zdziwieniu, szło nieco lepiej niż Evans. Huncwot zastanawiał się, czy to może przez to, że James stał obok rudowłosej i obejmował jakąś dziewczynę, pokazując jej jak ruszać różdżką, choć on sam nie miał pojęcia. Z różdżki Remusa wyleciała mała, zielona smuga dymu, ale to wszystko. Spróbujmy jeszcze ra..., pomyślał i nagle za jego plecami pomieszczenie rozjaśniło ogromna kula światła.
Pani profesor gwałtownie odwróciła swoje spojrzenie w tamtą stronę, a to co ujrzała było nie do wiary. Uczniowie jęknęli przerażeni.
Niemal na środku sali stał Salvor. W ogniu. Nie, on nie był w ogniu. On był ognistą postacią, która na dodatek miotała płomieniami, który na dodatek ranił. Biurko w rogu sali stanęło w płomieniach, a Salvor gniewnie lustrował wszystkich spojrzeniem gotowy do ataku.
Nauczycielka natychmiast otrząsnęła się z szoku, wypowiedziała kilka zaklęć i ugasiła pożar, a jednym machnięciem ręki otworzyła wszystkie okna na oścież, aby dym z sali wyleciał. Nieuważny Frank Longbottom dostał kantem ramy okna w tył głowy.
- Kto jest za to odpowiedzialny?! - zapytała kobieta rozglądając się po uczniach i próbując przekrzyczeć gwar zdziwionych nastolatków.
Zielone oczy Ruby wielkości galeona wciąż wpatrywały się w istotę na środku klasy. Różdżka wypadła jej z dłoni lądując z łoskotem na marmurowej podłodze. Wszyscy na nią patrzyli, a Salvor rozpłynął się w powietrzu, zostawiając za sobą czerwoną smugę dymu.
Kolejną godzinę lekcyjną Ruby Cahan spędziła w gabinecie Albusa Dumbledore'a.
- Panna Ruby Shay Cahan, zgadza się? - dyrektor poprawił okulary na nosie witając Gryfonkę w swoim gabinecie. Dziewczyna nieśmiało pokiwała głową. Dumbledore wskazał jej krzesło przed swoim biurkiem, na które usiadła. Dyrektor zasiadł naprzeciw niej. - Słyszałem o pewnym... incydencie na lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Profesor Merrythought opowiedziała mi wszystko co widziała. Ponoć uczyliście się wzywania Salvora, tak? - Ruby ponownie pokiwała głową. - To była wasza pierwsza lekcja o tym, tak? - kiwnięcie głową. - A ty, po zaledwie kilku próbach, przywołałaś Salvora Ognia? - profesor uniósł wysoko siwe, krzaczaste brwi marszcząc już pomarszczone czoło. - Niesamowite! - zaśmiał się wesoło. - Imponujące! Wiesz, Ruby... O Salvorach Ognia słyszałem kilka razy, bardzo rzadkie zjawisko. Znam tylko dwie, teraz już trzy, osoby potrafiące przywołać takiego ratującego. Mnie oraz samego Toma Riddle'a. - Gdy dyrektor wypowiedział to imię, Ruby drgnęła.
- To znaczy, że jesteśmy... - chciała zapytać, ale Dumbledore jej przerwał.
- Rodziną? Och, nie! Istnieją Salvorzy Ognia, Wody, Ziemi i Powietrza. Cztery żywioły. Tylko potężny czarodziej lub ten o silnym charakterze, zdeterminowany, potrafi przywołać Salvora Ognia, czy innego żywiołu. Lub w chwili zagrożenia życia.
- Dobrze, ale... Dlaczego mnie pan wezwał do siebie? Chyba nie muszę teraz zbawiać świata, prawda? - zaśmiała się nerwowo, przerażona tą wizją.
- Skądże - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Wezwałem cię, Ruby, ponieważ chciałem, żebyś była świadoma mocy jaka w tobie drzemie. Będą cię teraz wytykać palcami, ale wiedz, że to żaden wstyd, ale powód do dumy. Kiedyś ktoś może potrzebować twojej pomocy i nie zawahaj się tego użyć.
- Dlaczego najfajniejsze lekcje zawsze mnie omijają? - zezłościł się Syriusz leżący w łóżku w skrzydle szpitalnym. Po lekcji przyjaciele prawie natychmiast go odwiedzili, żeby zdać mu relacje. A było co opowiadać. Pożar na lekcji OPCM? Salvor rzucający ogniem? Takie rzeczy nie działy cię codziennie. - Pani Pomfrey, jestem zdrowy jak ryba! Powinienem już dawno stąd wyjść - poskarżył się.
Kobieta podeszła do niego, sprawdziła jego temperaturę, ramię i wymamrotała kilka zaklęć.
- Miałam cię zwolnić wieczorem, ale jak sobie chcesz. Ubierz się w normalne ciuchy i możesz iść. Lepiej jeszcze nie idź na lekcje, odpoczywaj i się nie przemęczaj. I zero gry w Quidditcha! - zabroniła. Syriusz uradowany zrzucił z siebie kołdrę. Nałożył na siebie jeansy i koszulkę, ponieważ pod pościelą siedział w samych bokserkach, co było nieco niestosowne, ale to Syriusz Black.
Kiedy był już w nienagannym stanie, co do ubioru, wyszedł szybkim krokiem ze skrzydła prosto na dziedziniec szkolny. Reszta Huncwotów pognała za nim.
Gdy tylko opuścił zamek oślepiły go promienie słońca, więc zmrużył oczy. Usłyszał wzdychania kobiet, typu "Och, to Syriusz Black!" lub "Black nareszcie zdrowy", od innych kumpli. Miał ochotę pochwalić ich spostrzegawczość, ale powstrzymywał się. Skierował się w stronę jeziora, gdzie, jak miał nadzieję, spotka Ruby. Dlatego też nie zdziwił się zbytnio, kiedy ją tam zastał. Siedziała z tą zielonowłosą dziewuchą, której Syriusz jakoś zwyczajnie nie trawił. Usiadł po turecku obok Cahan na trawie. Dopiero kiedy jego przyjaciele zrobili to samo, zdał sobie sprawę z ich obecności.
- Nie ma mnie jeden dzień... Jeden dzień! A ty już tak szalejesz, Cahan? - zapytał głośno, nie dbając o to, że przerywa dziewczynom rozmowę.
- Czyli plotki szybko się rozchodzą... - mruknęła Ruby niezadowolona.
- Nie wiem czy dobrze słyszałem... Wyczarowałaś kompletnego, ognistego Salvora? - uniósł brwi wielce zdziwiony.
- Tak, Black, dobrze słyszałeś - odpowiedziała za nią Modliszka jadowitym tonem.
- Nie pytałem się cie...
- Przestańcie. - Przerwała im Ruby. - Nie wiem czym wszyscy się tak podniecają! - jej ramiona opadły bezradnie. - To że jedno zaklęcie wyszło mi nieco inaczej niż reszcie uczniów, nie znaczy że jestem jakaś inna.
- Inaczej niż reszcie uczniów? - zacytował James. - Prawie podpaliłaś klasę!
- I nie mam pojęcia jak to zrobiłam. Po prostu stało się, ile można się nad tym rozczulać... - oparła głowę o ramię przyjaciółki. Była zmęczona ciągłym tłumaczeniem, jak to się stało, dlaczego i po co. Z godziny na godzinę stała się nagle popularniejsza z powodu jednego głupiego zaklęcia. Nieznajomi podchodzili do niej i przedstawiali się albo wypytywali o szczegóły. Znaleźli się też tacy, co pytali o czym rozmawiała z Dumbledorem, a to już było przegięcie.
Syriusz zrozumiał, że o więcej pytać nie należało. Interesowało go to ogromnie, ale wolał się nie narażać Ruby.
Nastała niezręczna cisza, którą przerwało krótkie "cześć" wypowiedziane tonem lizusa przez Adriannę Villmington. Cała paczka chórem odpowiedziała zgodne "odczep się".
- Cóż, chciałam tylko cię przeprosić, Ruby - uśmiechnęła się sztucznie ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Gryfonka spojrzała na nią podejrzliwie. - No wiesz, że traktowałam cię tak nieuprzejmie - zamrugała szybko. Jej ton był nienaturalnie sympatyczny, a to już denerwowało samo w sobie. Jeszcze to jak ruszała głową i brwiami podczas mówienia... Nawet Remus miał ochotę roztrzaskać jej czaszkę o pobliską skałę.
Krukonka, jakby czekała na przyjęcie przeprosin, stała przed nimi ściskając książki z dłoniach i milcząc. Ruby zastanowiła się przez chwilę, co Villmington do tego skłoniło, ale długo myśleć nie musiała.
- Aha. Możesz już iść - zgryźliwie odparła. Urażona Adrianna odeszła nie mogąc uwierzyć, że nie ulegli jej pięknemu uśmiechowi.
- Co w nią wstąpiło? - zastanowił się na głos Peter.
- Przecież to jasne, Glizdek - parsknął Syriusz. - Oczywiste, że ona się Ruby zwyczajnie boi - wyjaśnił, a dziewczyna wcale się nie zdziwiła, ponieważ myślała dokładnie tak samo. Reszta, natomiast, najwyraźniej na to nie wpadła, ponieważ obrzucili Blacka zaskoczonymi spojrzeniami. - Wie, że Cahan jest w stanie wyczarować coś potężnego, więc chce mieć z nią dobre stosunki, żeby nie wykorzystała tego przeciwko Chimerze.
- Nie mam zamiaru krzywdzić ludzi - oburzyła się Ruby.
- Nie mówię, że chcesz, tylko że masz taką możliwość.
Po terenie Hogwartu rozległ się donośny odgłos dzwonu, który oznaczał koniec przerwy i kolejną lekcję. Wszyscy wstali z trawnika i byli gotowi do rozejścia się. Ruby westchnęła.
- Mam tylko nadzieję, że nie napiszą o mnie w Proroku Codziennym - zażartowała. - Kto idzie na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami? - zapytała, ponieważ jakoś nie miała ochoty iść samotnie przed Zakazany Las.
- Mogę cię odprowadzić - uśmiechnął się szarmancko Syriusz i nawet nie czekał na zgodę, a stanął obok dziewczyny. Na jego towarzystwo także nie miała chęci, ale chyba lepsze to niż nic. Chyba.
Huncwoci zaśmiali się z upartości przyjaciela i powędrowali z Heliotropą z powrotem do zamku. Błonia powoli opustoszały, większość uczniów poszła na lekcje, inni ich już nie mieli.
- Więc - rozmowę zaczął Syriusz. - My już jesteśmy okej? - nieco zestresowany nie potrafił dobrać słów.
- Tak myślę. Chyba jesteśmy okej - zaśmiała się cicho.
- To dobrze - wyraźnie uradowany i z ulgą uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Dobrze... - mruknął jeszcze sam do siebie. - Możemy zacząć od nowa, czy coś? To znaczy... Mieliśmy zły początek. Po co komu te wszystkie spięcia, które mieliśmy, nie? - oblizał spierzchnięte wargi.
- Jasne, czemu nie - odpowiedziała. - Ale Syriusz... - zaczęła i przegryzła dolną wargę szukając odpowiednich słów, aby go nie urazić. - Nie spodziewaj się zbyt wiele.
Przed nimi stała już grupka uczniów o różnych przynależnościach do domów, dzięki czemu zauważyli, że już byli na miejscu. Lecz nauczyciela wciąż nie było widać, więc mieli nieco czasu dla siebie.
- Co masz na myśli? - zmarszczył brwi. Ruby kilka razy otwierała usta, chcąc coś powiedzieć, a zaraz po tym je zamykała, sądząc, że powinna ująć to inaczej.
- Ja... Nie wiem co planu... Ech, po prostu chcę, żebyś zdawał sobie sprawę, że z tego nic nie będzie. W sensie, że ze mnie i z ciebie. Nie chcę, żebyś oczekiwał czegoś wielkiego, bo jedyne na co mogę się zdobyć z tobą to przyjaźń.
Syriusz stał przed nią nieco osłupiały, ale szybko się otrząsnął i wykrztusił:
- No spoko.
Od dalszej rozmowy uratował go profesor Silwamus Kittleburn, który nareszcie przybył na lekcje. Na ramieniu miał przewieszoną torbę wielkości klatki dla kota przykrytą cienkim kocem. Uczniom, którzy na jego lekcje nie uczęszczali, kazał się wynieść, więc Syriusz powędrował zamyślony z powrotem w stronę jeziora.
- Zostali sami swoi? - zapytał profesor i rozglądnął się po twarzach uczniów. - Więc chodźmy nieco dalej w las, bo Ignis czuje się tam lepiej - wyjaśnił wesoło i poszedł przodem, a za nim podążyli zainteresowani uczniowie.
Kiedy dotarli na miejsce, w którym zwykle przesiadywali na takich lekcjach, hogwartczycy rozsiedli się na skałach i ziemi. Ruby usiadła na ściętym pniu drzewa.
Nauczyciel zdjął koc z klatki i otworzył ją, wkładając do środka przedramię. Gdy je wyjął, nastolatkowie westchnęli z zachwytem. Na jego ręce siedział mały, zielony smoczek, który ziewał sennie.
- To co widzicie, moi kochani, to smok Walijski Zielony. Mój stary znajomy, który pracuje w rezerwacie smoków, pozwolił mi go wam pokazać. To jeden z najłagodniejszych gatunków. Otwórzcie proszę zeszyty i notujcie - polecił. U pana Kittleburna rzadkością było zdobycie punktów dla swojego domu. Prawdopodobnie była to jedyna lekcja, na której Lily nie mogła się popisać. Profesor pytał uczniów tylko jeżeli jemu samemu nie chciało się dyktować informacji, a tym razem tak nie było. Uczniowie z pośpiechem notowali każde jego słowo, ponieważ on wcale nie miał zamiaru mówić wolniej ani się powtarzać. - Ministerstwo Magii klasyfikuje smoki jako groźne, choć zdolny czarodziej dałby sobie radę, lecz dyrektor Dumbledore nie zezwolił na sprowadzenie dorosłego smoka do szkoły, pomimo tego iż smoki Zielone Walijskie są niezwykle przyjaźnie nastawione do człowieka. Żywią się jedynie mięsem innych mniejszych zwierząt, takich jak owce i im podobne. Z tego powodu, jeżeli go nie rozdrażnicie, to nie macie się czego bać. A drażnienie smoka to najgłupsza rzecz jaką możecie zrobić - uprzedził.
- Można go pogłaskać? - zawołała jakaś dziewczyna z tłumu.
- Wy nie możecie, choć ogółem jest to możliwe - odparł zgryźliwie. Profesor nie lubił kiedy ktoś mu przerywał. - Smok to nie pupilek, którego trzyma się w domu na kanapie. Jego ciało pokrywają łuski, twarde jak stal, więc głaskanie go to nie najlepszy pomysł, zwłaszcza, że można poważnie poranić sobie dłoń. Wracając... Szacunek i sympatia smoka to rzecz bardzo silna. Okazuje on ją poprzez dotknięcie. Nie liczy się, jeżeli to wy go dotkniecie lub jeżeli podczas walki on dotknie was. Wtedy krąży za wami całkiem inna aura. Jeżeli natomiast smok was polubi i spotkacie innego gada, może on wyczuć to "błogosławieństwo".W sytuacji kiedy jakieś zwierzę zechce was pożreć, oczywiście nie życzę tego nikomu, dzięki błogosławieństwu może zaniechać ataku. Bardzo przydatna rzecz, ale pamiętajcie, że nie zawsze działa. Jeżeli smok was dotknie, to nie znaczy, że jesteście nieśmiertelni i możecie pchać się w paszczę każdego potwora. Dlatego teraz pozwolę Ignis wzlecieć nad wasze głowy i dotknąć któregoś z was. Warto wspomnieć, że krzyczenie i nawoływanie typu "Ignis, do mnie" nigdy nie skutkuje. Nigdy - pogroził im palcem. - Kogo smoczyca wybierze, to tylko jej decyzja i nie zależy to od żadnego z was. Ach, no i logicznie rzecz biorąc, nie musi wybierać nikogo. Miałem już takie klasy. Więc bez stresu i siedzieć mi tu spokojnie.
Profesor uniósł przedramię, na którym przesiadywał smok. Gad o zielonych łuskach rozłożył skrzydła i wzniósł się w powietrze. Wszyscy jakby wstrzymali oddech bacznie obserwując Ignis. Ruby modliła się w duchu, aby zwierzę nie podleciało do niej. Skromna osoba Ruby nie potrzebowała więcej rozgłosu wśród uczniów Hogwartu. Powiecie: dlaczego? Fajnie jest być popularnym! Otóż nie.
Dziewczyna Syriusza Blacka, Obfita Cahan nie jest już taka obfita, jej siostrę zabili śmierciożercy, Dorian i Syriusz toczą o nią walkę, uczennica miotająca ogniem, nowa "psiapsióła" Lily Evans, ćwierć metamorfomaga... Naprawdę, wiele rzeczy już zdążyła usłyszeć. Błogosławieństwo smoka, to coś bez czego mogła żyć dalej. A nawet chciała.
Z tego powodu odetchnęła z nieskrywaną ulgą, kiedy gad spoczął na kolanach Alicji. Ta nieśmiało pogłaskała go, pomimo przestróg nauczyciela i stwór ponownie znalazł się nad ich głowami.
Ruby zerknęła na zegarek na nadgarstku kolegi obok, sprawdzając godzinę. Zostało zaledwie dziesięć minut lekcji. Westchnęła i zamknęła zeszyt, bo nie spodziewała się dalszych notatek. Tak bardzo była skupiona na tej czynności, że drgnęła zaskoczona, gdy na swoich zgarbionych plecach poczuła niemały ciężar. Wszystkie oczy zebranych były zwrócone na ciemnowłosą, a ona już wiedziała co się stało. Odczuwała delikatne ukłucia, które zwykle towarzyszyły jej, kiedy kot wspinał się po jej plecach, lecz tym razem to nie była Shadow. Ignis trąciła Ruby wilgotnym nosem w policzek. Dziewczyna jęknęła ledwo słyszalnie i zirytowana spojrzała na smoczycę.
- Dlaczego mi to robisz? - wyszeptała. Gad mrugnął do niej.
Ruby dopiero teraz dostrzegła piękno stworzenia. Z daleka wyglądało zwyczajnie, lecz z bliska można było zauważyć niesamowity połysk łusek w blasku słońca i dwa małe rogi wyrastające z głowy Ignis. Była piękna. Chwilę później rozłożyła skrzydła i powróciła na ramię profesora, który oznajmił koniec lekcji i po odłożeniu Ignis do klatki, odprowadził uczniów na błonia Hogwartu.
- Ty to masz szczęście! - zachwycała się Lily, gdy wracały razem do dormitorium. - Nie dziwię się, że wybrała ciebie - wyznała.
- Co masz na myśli?
- Och, no wiesz... Smoki zieją ogniem, a ty masz Salvora robiącego dokładnie to samo - wyjaśniła.
- Lily, proszę cię! Jeszcze ty? Przecież to nie jest coś niezwykłego, żeby wszyscy uważali mnie za drugiego Sama-Wiesz-Kogo. Wielkie mi rzeczy, naprawdę - Ruby wywróciła zirytowana oczami.
- Ruby, to jest coś niezwykłego. Tylko ty, Dumbledore i Tom Riddle potrafią coś takiego.
- A skąd ty to wiesz? Dumbledore powiedział tylko mi. - Brunetka zmarszczyła brwi zaciekawiona.
- Um... Czytałam o tym - skłamała, a Cahan doskonale o tym wiedziała. - No i może powiedziałaś Jamesowi, a on mi. - Dodała cicho.
- A to menda - skomentowała Ruby.
- Przecież możesz mi zaufać, a James to wie i dlatego mi powiedział.
- Ech - westchnęła zrezygnowana. Odgarnęła włosy z twarzy i zmieniła temat: - A co tam u ciebie i Pottera?
- Ile razy mam powtarzać, że nie ma mnie i Pottera - jęknęła niezadowolona.
- Słyszałam, że zgodziłaś się na randkę? - dopytywała. Może to nieco fałszywe z jej strony, ale Ruby wcale nie obchodził temat "Jily". Chciała tylko podtrzymać dyskusję o czymś, co nie było na temat jej niezwykłości.
- No niby tak, ale zrobiłam to tylko, żeby się odczepił. A teraz mam wyrzuty sumienia, bo tamtego wieczoru umówił się z Mary, po czym ją kompletnie olał i płakała w pokoju. Czuję się okropnie, bo ona wie, że to przeze mnie. - Przyznała ze smutną miną.
Kiedy znalazły się przed obliczem Grubej Damy, Lily podała hasło i przekroczyły dziurę w ścianie do pokoju wspólnego. Był prawie pusty, ponieważ większość uczniów ciągle miała lekcje. Na kanapie z książką leżał tylko Dorian, który uśmiechnął się na widok Ruby, a ona odwzajemniła gest. Powędrowały w stronę dormitorium dziewczyn.
- Dlaczego myślisz, że to twoja wina? - kontynuowała Ruby, kiedy wchodziły po schodach.
- Bo Potter później był wielce zadowolony z siebie i stwierdził, że trzeba to oblać. A co się z tym wiąże, zapomniał o spotkaniu z Mary. - Dziewczyny odnalazły drzwi do swojej sypialni i weszły do niej.
- Przecież to nie twoja wina, że... - zaczęła brunetka, ale zauważyła obecność Mary w pokoju, więc uznała za stosowne nie mówić o tym więcej. Jednak czuła, że musi oczyścić sumienie Lily, bo ta będzie się tym zadręczać do końca życia. - ...że Jelonek nie przybiegł do chatki leśniczego - dokończyła jąkając się i szukając odpowiednich słów, których mogłaby użyć jako "kodu". Ruda i Cahan spojrzały na siebie i po kilku sekundach wybuchnęły śmiechem.
- O co mogło jej chodzić? - zastanawiał się Syriusz, męcząc Huncwotów w swojej sypialni. Powtórzył im dokładnie słowo w słowo, sytuację sprzed kilkunastu minut. - No bo chyba nie chciała, żebym się przestał o nią starać, nie? - popatrzył na Remusa.
- Chyba właśnie o to jej chodziło, Łapo - stwierdził Lupin. - Bardziej dosadnie chyba nie mogła tego powiedzieć.
- Na Merlina, Luniaczku, nic nie wiesz o kobietach - westchnął James. - One non stop mówią, że czegoś nie chcą, a tak naprawdę chcą. Zaprzeczają same sobie.
- Możliwe, ale wy nie wiecie nic o Ruby. A ona nie jest zwykłą kobietą. Nie owija w bawełnę, tylko mówi prosto z mostu. I jeżeli coś ci powiedziała, to znaczy, że tego chce. I na twoim miejscu przyjąłbym propozycję przyjaźni - zamknął czytaną książkę i odłożył ją na etażerkę przy swoim łóżku, po czym położył się wygodnie, ponieważ wiedział, że tłumaczenie tego Syriuszowi zajmie trochę czasu.
- Tobie łatwo mówić, bo z tobą już się przyjaźni - mruknął Black.
- No właśnie - Remus wywrócił oczyma, zaskoczony, że przyjaciele jeszcze tego nie pojęli. Zajęło im to jeszcze kilka sekund, zanim wyszczerzyli na niego gałki oczne.
- Ty i Ruby?! - krzyknęli chórem.
- Nigdy nie było mnie i Ruby. Jak się poznaliśmy, troszczyła się o mnie i była dla mnie miła, a ja głupi nieco się zadurzyłem. Ona o tym wie, ale ja wiedziałem, że to chwilowe i tylko się przyjaźnimy. Teraz to ona jest dla mnie jak młodsza siostra. Puenta jest taka, że jeżeli proponuje ci przyjaźń, to powinieneś to zaakceptować, ponieważ jeżeli dalej się będziesz starać, to możesz nie dostać nic, a przyjaźń jest chyba lepsza niż brak kontaktu, tak?
- Lunio ma w sumie rację - przyznał Peter. - Zrób sobie listę za i przeciw.
- Zgłupiałeś, Peter - parsknął Syriusz. - Bądźmy szczerzy. Tak poza moim egoizmem i narcyzmem i wszystkim innym. Ilu z was nie wierzy, że ja ją zdobędę? - rozejrzał się po ich twarzach. Nikt nie uniósł ręki, ani nawet nie przyznał się do powątpiewania. - No właśnie. I tutaj chyba kończymy rozmowę - uśmiechnął się.
- Syriusz, może powinieneś przestać patrzeć na to, czego ty chcesz i popatrzyć na to, czego chcą inni? Jeżeli Ruby nie chce z tobą być, nie powinieneś jej uwodzić. A i tak wiemy, że gdyby to się stało, to wasz związek potrwałby nie więcej niż trzy miesiące. Syriusza Blacka nie da się usidlić na długo.
Czarnowłosy zacisnął szczękę.
- Ale gdyby było inaczej? Wiem, że myślicie, że jestem głupi. Może jestem. Może znam Ruby od niespełna dwóch tygodni, ale coś w niej jest. Coś innego; coś czego nie widziałem u innych dziewczyn. I może ona akurat usidli mnie na długo. Dlaczego od razu zakładacie, że nic tego nie wyjdzie?
- Syriusz, nie myślimy, że jesteś głupi i z pewnością nie jesteś - zapewnił go James. - I cokolwiek będziesz robić, będę cię wspierać i pomagać. Ale nie możesz kontrolować wszystkiego, a nie wszystko idzie według twojego planu. Bądź dla niej miły, rozmawiaj z nią tak jak rozmawiasz z nami, jak przyjaciel z przyjacielem i pozwól temu być. Zobacz co się wydarzy. I przeczekaj trochę, może to zwykłe zauroczenie.
Wszyscy obserwowali Rogacza. Nikt nie spodziewał się po nim takich słów.
- James, to ty? - zdziwił się Remus.
- Dojrzewam, koledzy! - przechwalał się z uśmiechem na twarzy.
- Tylko ci się wydaje, Rogaty - mruknął Syriusz, a ten spojrzał na niego gniewnie i parsknął lekceważąco, udając obrażonego.
Jak radzili mu przyjaciele - czekał. Czekał, aż to cholerne uczucie do Ruby minie. Ba, nawet jej unikał, co nie wpłynęło dobrze na jego psychikę, ponieważ kiedy z nią nie był, to o niej myślał. Non stop. I po tygodniu nie mógł wytrzymać takiej rozłąki. Czasem nawet gdy leżał w łóżku, czuł jej zapach. Wiedział, że to niemożliwe, ponieważ Cahan nigdy w ich sypialni nie była, a tym bardziej wiedział, że nie przeniosła na nic swojego zapachu. Wyobraźnia robiła sobie z niego żarty. Tęsknił za nią. Tęsknił za tym, jak odwracała wzrok, kiedy ją komplementował. Tęsknił za tym, jak mówił jakiś żart, a ta udawała zażenowanie i starała się nie śmiać. Tęsknił za jej perlistym śmiechem...
Nienawidził, gdy przyłapywała go, jak się w nią wpatrywał. Czuł się taki... zawstydzony, choć sam nie znał powodu tego uczucia. Nienawidził tego, że to zauroczenie nie przeminęło ani trochę. Oczywiście nie spodziewał się, że tak będzie po zaledwie tygodniu, ale nie spodziewał się także pogłębienia się tych emocji. A najbardziej nienawidził McGonagall, jej głupiego sprawdzianu i Remusa.
- Kto normalny robi sprawdziany w środku semestru? - marudził Syriusz.
- Niech zgadnę... Wymagający nauczyciel? Zresztą w mugolskich szkołach mają tak nieustannie - odparł Remus.
- Będziesz się uczyć? - skrzywił się Black. Nie chciał przesiedzieć całego dnia w książkach, ponieważ McGonagall sobie tak zażyczyła. Sprawdzian z teorii transmutacji! I z czego oni dokładnie mieli się uczyć? Bezsens, twierdził Syriusz.
- Takie mam plany. Umówiłem się z Lily w pokoju wspólnym wieczorem. Mamy zamiar zerwać nockę nad tym. Możesz się przyłączyć, jeśli chcesz - zaproponował szatyn i poprawił kwadratowe okulary na nosie.
- Dwoje największych kujonów Hogwartu uczących się po nocach? - zdziwił się. - Myślałem, że to wszystko umiecie.
- Teoria jest trudna, Łapo. Trzeba nauczyć się zmiany tkanek i tak dalej. Wydaje mi się, że twoi rodzice nie chcieliby zobaczyć u ciebie złych ocen, prawda?
Syriusz zastanowił się przez chwilę. Nie chciał wyobrażać sobie jak powyzywałaby go ta stara wiedźma, jego matka, gdyby dostał Trolla. Może nawet wysłałaby wyjca. Ba, pięćdziesiąt takich. Westchnął.
- Przyjdę - powiedział zrezygnowany.
Ach, no i warto wspomnieć, że przez ten tydzień unikania Ruby, bardzo zbliżył się do Dorcas. Bardziej ona do niego, ale to szczegóły. Miło im się rozmawiało w skrzydle szpitalnym i polubili się podczas gry w czarodziejskie szachy, dlatego nie dziwiło go, kiedy ta już zdrowa niemal ciągle z nim rozmawiała. Tak, to ona zwykle podchodziła do niego, nie na odwrót.
Plotki o Cahan i Blacku powoli ulegały wyciszeniu i na tapecie był Black i Meadowes. Można by powiedzieć, że nieoficjalnie byli parą, odkąd Syriusz pocałował ją w Hogsmeade. Nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, po prostu się stało. Może chciał zastąpić nią Ruby, a może tylko ruszyć dalej... Sam nie wiedział.
Dlatego był wściekły, kiedy przyszedł do pokoju wspólnego, we wtorkowy wieczór, z książką od transmutacji pod pachą i zastał tam niemalże każdego. Remus siedział na fotelu z nosem w lekturze, tak, że prawdopodobnie nie zauważył przybycia przyjaciela. Na marginesie - wyglądał coraz gorzej, ponieważ pełnia była tuż tuż. Jedno miejsce na kanapie zajmowała Lily, a na podłodze przy niej leżał Potter. Naprzeciw niego słodyczami zajadał się Peter, całkowicie nieskupiony na nauce. To mógł jeszcze znieść. No cóż, jakoś nie trawił Lily, ale nic mu do tego.
Natomiast obok niej po turecku siedziała Ruby, również skupiona na treści książki. Przez chwilę myślał, że szlag go trafi.
- Łapek przybył! - zawył radośnie James, który jako pierwszy zauważył Syriusza. Teraz nie było mowy o odwrocie, kiedy wszystkie spojrzenia zostały skierowane na Blacka. Kiwnął do przyjaciół powitalnie głową i spojrzał na wolne miejsce na kanapie, a potem na Ruby.
Rozważał położenie się na podłodze, jak reszta, ale spojrzenie jego i brunetki skrzyżowały się i trudno było odmówić wygodnej kanapy. Wyszedłby na totalnego dupka. Zastanawiał się dlaczego inni nie usiedli obok dziewczyny, skoro zmieściłaby się tam jeszcze jedna osoba, a oni i tak wypoczywali na podłodze. Dwie, gdyby się uprzeć. Przez myśl przemknęło mu, że być może był to spisek Huncwotów, ale nie miał na to racjonalnego powodu. Więc usiadł obok Ruby.
- Witaj, nieznajomy - mruknęła. - Pamiętasz mnie jeszcze? - zapytała niby żartem, niby serio i nie wiedział jak odpowiedzieć.
- Daj spokój, oczywiście, że cię pamiętam. - Uśmiechnął się łagodnie, patrząc w jej zielone oczy, za którymi tak tęsknił. Lecz teraz te oczy wpatrywały się w niego z nutą zawiedzenia, ale też nieco łagodniały. Pomyślał, że to przez jego uśmiech.
Mruknęła pod nosem coś jeszcze, ale nie zrozumiał ani słowa.
- Wiem, że ostatnio nie widzieliśmy się za często, mogłaś pomyśleć, że cię unikam, ale tak nie jest - skłamał. - Po prostu teraz mam więcej znajomości i nie potrafię wszystkiego rozłożyć w czasie - wytłumaczył się, a ta parsknęła lekceważąco.
- Takie kity to ja, ale nie mi, Black - odparła nie chcąc się kłócić.
Zaproponowała mu przyjaźń, a on się spłoszył. Rozumiała to. Ba, nawet spodziewała się tego. Wcześniej chciała, aby Syriusz się od niej odczepił, a teraz tak się stało. I mogła z tym żyć. Choć prawda, zamiast tandetnych wymówek, niczemu by nie zaszkodziła.
Chciał jej już powiedzieć wszystko, wydusić to z siebie, ale obecność pozostałych mu w tym przeszkadzała. Nie chciał, aby rozniosło się to na cały Hogwart.
Zaraz potem, na poważnie zajęli się transmutacją. Pytali siebie nawzajem i tłumaczyli sobie nawzajem. No, może oprócz Pettigrew i Pottera. Oni byli wyraźnie znudzeni i nie starali się tego ukryć. James był tutaj z powodu Lily, a Peter z powodu Huncwotów (i może kogoś jeszcze). Rogacz przerwał innym w nauce, aby zademonstrować wszystkim niezbyt imponującą sztuczkę. Polegała ona na tym, że rzucał w stronę Petera fasolki wszystkich smaków, a ten łapał je wprost do ust. Przypadkowo (a może nie?) Potter rzucił Glizdogonowi Musy-Świstusy. Gdy blondyn uniósł się nad ziemię rozszerzył przerażony oczy, aż uniósł się pod sam sufit. Wszelkie obrazy były wielce tym zdziwione i po pokoju wspólnym słychać było szepty i westchnienia.
- Co ten chłopiec wyprawia?! Pomóżcie mu! - krzyknęła jakaś kobieta z portretu wiszącym na ścianie.
Ale przyjaciele nie reagowali na prośby nieznajomej i śmiali się wniebogłosy. Nawet Peter. W końcu słodycze przestały działać i gdyby nie szybka interwencja Lily, Gryfon spadłby ciężko na podłogę, prawdopodobnie łamiąc coś sobie lub powodując szkody. Rzuciła jakieś zaklęcie i opuściła chłopaka powoli na ziemię.
Ta sytuacja przełamała to napięcie między nimi i zamiast skupić się na nauce, ciągle żartowali i rozmawiali całkiem nie na temat.
Syriuszowi wydawało się, że Ruby była na niego zła, ale po kilkunastu minutach śmiała się z jego żartów i rozmawiała z nim jakby nic się nie stało. Cieszył się, że pomimo tego miał z nią dobre stosunki i znów mógł zobaczyć jej uśmiech.
- Mam pomysł. Nie idźmy wszyscy jutro na Transmutację i zaliczymy to kiedy indziej - zaproponował Peter.
- Nie sądzę, żeby McGonagall wam to pozwoliła zaliczyć. Pewnie wstawi wam trolla i to wszystko. Zresztą, jaki problem jest w nauczeniu się tego teraz? - Lily uniosła brwi, jakby oczekiwała racjonalnej odpowiedzi, ale takiej nie dostała. Jedyne co było można usłyszeć, to zawiedzione westchnienia. Ruda uśmiechnęła się triumfująco.
Tym razem tylko część uczniów powróciła do nauki. W zasadzie to tylko Lily i Potter, który chciał jej się przypodobać. Ruby bardzo starała się skupić na podręczniku, ale rozmowy Syriusza i Remusa rozpraszały ją. Czytała po raz setny jedno zdanie i wciąż go nie rozumiała. Trąciła łokciem Blacka, ale ten myślał, że to zaczepka i także ją trącił kontynuując rozmowę z Lupinem. Powtórzyła czynność nieco mocniej, a ten zrobił to samo nawet na nią nie spojrzał. W końcu Ruby sprzedała mu mocnego kuksańca, a ten odwrócił się do niej zamachując włosami. Parsknęła śmiechem, ale szybko to zatuszowała chrząknięciem.
- O co ci chodzi? - Władował jej palca między żebra, a ta zgięła się lekko.
- Możesz się zamknąć? - zapytała i uderzyła go pięścią w ramię. Wydawało jej się, że nawet tego nie poczuł, ale za to świetnie się bawił. Wnioskowała po jego szerokim uśmiechu.
- Nie możesz od razu tak powiedzieć, tylko musisz mnie bić? I nie, nie zamknę się, kochana. - Wyzywająco uniósł jedną brew.
Usłyszała szept z podłogi, prawdopodobnie od Petera lub Jamesa, brzmiący jak "spróbuj z włosami". Nie bardzo wiedziała o co chodziło, ale postanowiła zdać się na intuicję i szybkim ruchem zmierzwiła Syriuszowi włosy. Uśmiech zszedł mu z twarzy błyskawicznie. Black patrzył się przed siebie, jakby liczył do dziesięciu aby się uspokoić. Ruby zagryzła dolną wargę, zastanawiając się, czy ponownie zepsuć mu fryzurę. To było takie kuszące... I chciała to zrobić nie po to, aby siedział cicho, ale zwyczajnie po to, żeby go wkurzyć. W końcu nie wytrzymała i tym razem użyła dwóch rąk do czochrania jego włosów.
Syriusz teraz nie siedział i nie odliczał, ale odwrócił się w stronę Ruby i zaczął ją łaskotać.
- Ruby, lubię kiedy mnie dotykasz - zaczął mówić i z każdym słowem łaskotał dziewczynę intensywniej oraz w innych miejscach. - Ale... od moich włosów... precz! - Jedną ręką podtrzymywał ją od spodu, aby nie spadła na ziemię, a drugą łaskotał i dźgał palcem w boki na przemian.
Syriusz mógłby przysiąc, że włosy Cahan zrobiły się nieco jaśniejsze niż normalnie. Teraz ich kolor przypominał bardziej ciemny blond niż ciemny brąz. Ruby leżała głową na kolanach Lily, a raczej na książce, którą Ruda na nich trzymała, i próbowała złapać oddech. Evans zwróciła uwagę na siebie, przypominając Syriuszowi i Ruby, że nie są sami na kanapie i nie powinni się tak walać po niej całej. Ale wydawało jej się, że nie bardzo się tym przejmowali. Po policzkach Ruby spływały łzy, które spowodował śmiech.
- Zrozumiano? - uniósł brwi patrząc na chwilową szatynkę, oczekując odpowiedzi. Starał się zabrzmieć stanowczo. Stykali się brzuchami i teraz zdał sobie sprawę, że leżał pomiędzy jej nogami. Prawą dłoń opierał po prawej stronie dziewczyny, nachylając się nad nią. Bark delikatnie promieniował bólem, ale Huncwot nie przejmował się tym. Wracając, była to niezbyt fortunna sytuacja, zwłaszcza dla jego relacji z Dorcas, która właśnie weszła do pokoju wspólnego i zerkała na nich kątem oka. Oficjalnie rzecz biorąc, nie byli parą. Oboje to wiedzieli. Nie miała prawa robić awantury.
Oddech Ruby nabrał normalnego tempa, łzy przestały lecieć. Spojrzała na jego fryzurę i zacisnęła wargi starając się opanować. Nie wyszło.
- Śmiesznie wyglądasz - skomentowała i ponownie wybuchnęła śmiechem.
Syriusz na początku chciał się wściec. Chciał, ale nie mógł. Dlaczego? Bo to Ruby. Pomieszczenie wypełnił jej perlisty śmiech, a jego serce jakby zadrżało. Chciał też udawać złego, ale mimowolnie uśmiechnął się i zszedł z Gryfonki, wciąż śmiejąc się pod nosem. Nie dbał o swoją fryzurę. Nie dbał o Dorcas w pokoju. Do diabła, nie dbał o kogokolwiek w pokoju. Przez te kilka sekund, może minut, był tylko on i Ruby. I spodobało mu się to. Oddałby wszystko, żeby to powtórzyć, ale wiedział, że szybko taka okazja nie nadejdzie.
A Ruby idealnie zdawała sobie sprawę z obecności innych Gryfonów. No może, nie wtedy, gdy nie mogła złapać oddechu przez śmiech, ale uświadomiła to sobie kiedy uderzyła głową w twardą książkę Lily.
- Wiesz co? Masz szczęście, że ty to ty - powiedział grożąc jej palcem. Doskonale wiedziała o co mu chodzi mówiąc "ty to ty". Prawdopodobnie Huncwoci też wiedzieli. - Gdyby zrobił to taki James albo Peter, już dostałby w twarz. Albo gdzie indziej - ostrzegł ich.
Tylko przeczesał włosy palcami i już wyglądał jakby ruszył go zaledwie delikatny wiaterek. Wygląd arystokraty nigdy go nie opuszczał.
Przez kilka najbliższych godzin nikt nie zajmował się nauką. Kiedy już chcieli się za to zabrać, do pokoju weszło kilkoro fajnych uczniów i gawędzili jakiś czas. W pomieszczeniu znajdowało się coraz mniej ludzi, aż zostali tylko oni. Później siedzieli w ciszy, ponieważ wyczerpały im się tematy, ale nikt (nawet Lily!) nie miał ochoty się uczyć.
Wreszcie Remus zmotywował ich kilkoma słowami i wzięli się do pracy. Już na poważnie. Najbardziej zdziwił ich Peter, pytający o znaczenie poszczególnych zdań. Niestety, ten najszybciej odpłynął i smacznie spał na dywanie przy kominku. Syriusz zaczął już coś rozumieć, kiedy enty raz przeczytał pierwszy akapit. James intensywnie przypatrywał się swojej różdżce, nikt nie wiedział dlaczego. Lily notowała najważniejsze informacje na kartce. Ruby niemal opanowała już cały dział Zrozumienie materii, a Remus przysypiał co chwilę i budził się po minucie. Każdemu oczy same się zamykały, a płonący w kominku ogień w ogóle nie pomagał.
Syriusz pożyczył od Lily pióro, chcąc narysować na książce Ruby coś nieprzyzwoitego, ale zaniechał tych planów. Głowę miała odchyloną do tyłu, która spoczywała na oparciu kanapy. Spała. Zamoczył pióro w atramencie i zbliżył dłoń do jej twarzy.
- Syriusz! - syknęła Lily, ale ten ją uciszył.
Płynnym ruchem pod nosem dorysował jej zawinięte na końcu wąsy. Dalej spała jak zabita, a Black świetnie się bawił. Jako iż miała na sobie sweter odsłaniający ramiona zaczął bazgrać jej na odsłoniętej skórze. Pod obojczykiem narysował małego siebie w masce i pelerynie Batmana, a obok Ruby również w pelerynie. Podpisał swoje dzieło Blackman i Robin. Zerknął na Cahan, ale ta nie reagowała. Na szyi napisał jej Syriusz jest superfajny, hiperprzystojny, kocham go (miał mało miejsca, więc wyglądało to jak jedno długie słowo). Najwyraźniej poczuła coś, ponieważ drgnęła i chcąc zasłonić szyję przed dalszymi łaskotkami, nieświadomie oparła głowę o ramię Syriusza.
- Rozkazuję ci oddać moje pióro albo dostaniesz szlaban u woźnego - ostrzegła go szeptem Evans. Ten wywrócił oczami i oddał rudowłosej jej własność.
Po jakimś czasie tylko on i Lily pozostali przytomni. Ramię Syriusza zdrętwiało, więc objął Ruby, a ta ani drgnęła. Dziewczyna ma twardy sen, pomyślał. Swoją drogą jej włosy nadal były jasne.
Nie miał pojęcia, która była godzina i o której zasnął, ale spało mu się bardzo dobrze.
uuu widizałm rozdizał wczoraj, ale pk 23 jak wyłaaząłm kompa xd dzisiaj czytałam cały dzien bo tu porzadki a tu tamto
OdpowiedzUsuńrizdział super, i nie wychwyciłąm pomyłek. sądze że zmiana koloru włśoów znaczy że ona jet happy!
nie chce misie pisac więc życze tyko weny
~gumisiek98
Jejciu, bardzo dziękuję za dedykację.masz dar i nie zaprzepaścić tego tylko z powodu braku komentarzy lub innych mało istotnych rzeczy, szkoda by było, musisz pamiętać, że nie wszyscy którzy czytają komentują.Wena jest czasem kapryśna(jak każda kobieta) czasem przynosi wspaniałe pomysły, zaczynam podejrzewać,że masz z nią układ.Wkurza mnie Villmington... bardzo -_- Kurcze, kolejny niesamowity rozdział i również niesamowite zakończenie. Czekam na numer 10 i dalszy rozwój fabuły. I pamiętaj energia, którą przekazujesz swoim czytelnikom poprzez swoje opowiadanie wraca zawsze z zwielokrotnioną siłą. Tak więc życzę ci wszystkiego najlepszego. Muszę Ci się przyznać, że z tego rozdziału cieszę się tak bardzo jakbym dostała kilogram żelków. :) A teraz czekaj tu człowieku z niecierpliwością na kolejny odcinek. :( Ale wierzę w Ciebie i mam nadzieję, że się pośpieszysz xd Przesyłam pozytywną energię, która na pewno przerodzi się w wiele wspaniałych pomysłów :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Olga Hopkins :3
Witam. Trafiłam tu dopiero dzisiaj, ale muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak świetnego opowiadania. Masz wielki talent i , proszę, nie zmarnuj go. Szczerze zazdroszcze Ci stylu pisania i pomysłów. Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i daleko zajdziesz w tym kierunku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiem, Twoja nowa fanka :)
O, jak miło. Dziękuję za opinię i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej i będziesz dawać o sobie znać ;x
UsuńMogłabym tylko uprzejmie zapytać skąd dowiedziałaś się o blogu? (; Ostatnio staram się nieco zareklamować i chciałabym wiedzieć, które sposoby są bardziej skuteczne.
Opowiadanie jest po prostu swietne. Gratuluje wyobrazni i na prawde milo sie czyta, a co najwazniejsze zaciekawily mnie dalsze losy bohaterow ;)
OdpowiedzUsuńWystarczylo krotkie opowiadanie zebym zaczął kibicowac Syriuszowi i Ruby.
Moze pamietasz chlopaka poznanego na czacie ktory obiecal ze przeczyta Twoje opowiadania ;) Miałem to zrobic nastepnego dnia po naszej rozmowie ale nie miałem dostepu do komputera i ostatecznie o wszystkim zapomniałem aż do dzisiaj.
na szlafroku pojawiła się ocena Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńzapraszam i pozdrawiam,
kić
wiesz szukałam na posegregowanych dzisiaj jakiegoś fajnego bloga i powiem ci że się nie zawiodłam :D wszystko przeczytałam w jeden dzień co oznacz że jesteś bosem bo nawet 10 - stronową książke czytam miesiąc *
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życze duuużo weny
PS : Ja chcieć 10 rozdział
Cudny rozdział :) ich wspólna nauka była czadowa :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
aaaaaaa, wiedziałam, że tak będzie XDDDDDDD
OdpowiedzUsuńjak zwykle rozdział świetny *-*
i taka super paczka powstała, aż mi ciepło na sercu <3