27.10.2013

Rozdział 8 - O tym, co się odpycha, a powinno się przyciągać


Kilka słów od Devereaux


Więc, przepraszam, że musieliście aż tyle czekać, ale rozdział ma aż 14 stron, więc myślę, że odpokutowałam? Nie? Okej... :c Miałam taki problem, że gdzieś na początku rozdziału utknęłam i nie mogłam się z niego wygrzebać, aż wreszcie natchnęło mnie na wf'ie. No i nie miałam pojęcia jak nazwać ten rozdział. Jeśli jakieś momenty/zdania/cokolwiek się powtarzają, proszę o zwrócenie mi uwagi, bo pisałam ten rozdział w dość dużym odstępie czasowym i nie do końca pamiętam o czym już pisałam, a o czym nie, chociaż mam nadzieję, że nic takiego się nie pojawiło. Dobra, kończę marudzić, zapraszam do czytania, wyrażenia swojej opinii i wytykania mi błędów.

 Ruby siedziała samotnie na błoniach przy jeziorze nieopodal Hogwartu. Niebo było zasiane gwiazdami, a Księżyc nie skąpił światła. Była pewna, że w wodzie coś się ruszało, ale kto by się przejmował? 
 Za sobą usłyszała wolne, ostrożne kroki. Dziewczyna odwróciła się i jęknęła mimo woli. 
 - Wiem, że nie jesteś zachwycona moim widokiem, ale... nie mogłem zasnąć - powiedział i usiadł  na trawie obok Gryfonki.
 - Możesz się chociaż przymknąć? - zapytała nieuprzejmie. 
 - Chciałbym - mruknął i wziął do ręki jakiś kamień. Z opuszczoną głową przyglądał się mu. Obracał go w palcach, aż w końcu wrzucił do jeziora i westchnął. Znów oboje byli ubrani w piżamy. - Przepraszam. Za to, że cię okłamałem, że pojawiłem się w twojej głowie, za moje zachowanie na meczu... za bycie dupkiem. Za wszystko - spojrzał na Ruby, a ta dopiero po minucie spojrzała także na niego. 
 - Ale ja wciąż nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego przyczepiłeś się akurat do mnie. Nie rozumiem, dlaczego, pomimo tego, iż cały czas cię odtrącam, ty wciąż tutaj jesteś i się nie poddajesz. Nie rozumiem, dlaczego odwzajemniłam ten głupi pocałunek, nawet jeśli był nieprawdziwy. Nie rozumiem, dlaczego się przejęłam kiedy spadłeś z miotły. Nie rozumiem, dlaczego mnie obchodzisz. I nie rozumiem, dlaczego ci to mówię, ale nie mogę tego powstrzymać - powiedziała utrzymując z Syriuszem kontakt wzrokowy. 
 Był taki przystojny. I to jeszcze w białym świetle księżyca. Patrzył na nią z pewną satysfakcją. Nareszcie mu to powiedziała, czego tak długo mógł się tylko domyślać. W jego ciemnych oczach odbijał się Księżyc. Czuł, że to byłaby idealna sytuacja, aby znów pocałować brunetkę, aczkolwiek nie zrobił tego. Chciał, ale nie mógł. Jedynie przysunął się nieznacznie bliżej.  
 - To znaczy, że przeprosiny przyjęte? - dopytywał.
 - Powiedz mi to twarzą w twarz, a zastanowię się - odpowiedziała. 
 Siedzieli i obserwowali jezioro w ciszy. 

 Ruby obudziła się o szóstej rano. Miała dokładnie półtorej godziny do śniadania. Wzięła szybki poranny prysznic i, na gorące jeszcze od wody ciało, ubrała mundurek szkolny. Biała koszulka z krótkim rękawem wsadzona w czarną spódniczkę sięgającą jej nieco poza połowę uda. Zawiązała pod szyją czerwono-złoty krawat, a na stopy włożyła zwykłe czarne trampki. Chwilę później zeszła powoli do Wielkiej Sali. Tuż w Sali Wejściowej spotkała Heliotropę.
 - Hejooo - przywitała się radośnie. - Jak ci się spało? Jakieś gorące nowości z Blackiem? - dopytywała z figlarnym uśmieszkiem. 
 - Nie - parsknęła Ruby urażona. Z tego co pamiętała, nie śniło jej się nic a nic i z tego powodu była szczęśliwa. Nie zniosłaby kolejnej nocki z Blackiem. 
 - No weź, mi możesz powiedzieć - namawiała ją przyjaciółka, zachęcająco ruszając brwiami.
 - Heli, nie mam co ci mówić, bo nikt ani nic mi się nie śniło - powiedziała powoli, tak aby zielonowłosa zrozumiała. Gryfonka zauważyła, że Heliotropa nie zawiązała krawata, tylko zwisał swobodnie na jej szyi. To nie było do niej podobne. Zawsze nosiła mundurek, tak jak każdy poprawny uczeń.
 - No dobra, skoro tak twierdzisz... Ach, no i gratuluję zwycięstwa - dodała. - Idzie twój lowelas - szepnęła podekscytowana, ale Ruby się nie odwróciła, nie okazała zainteresowania. Nie wiedziała nawet, o którym "lowelasie" Heliotropa mówiła. Kiedy ten ktoś się odezwał, Ruby rozpoznała po głosie Syriusza. - Właśnie! Pietro do mnie napisał i powiedział, że Gabriel z chęcią cię pozna. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki on jest przystojny!
 - Pietro nie ma nic przeciwko, że lecisz na jego kolegę? - zapytała żartobliwie brunetka.
 - Pff! Nie lecę na niego! Po prostu mówię, że jest przystojny. Mam Pietro, po co mi jakiś Gabriel... - wydawała się urażona żartem brunetki, jakby dotknęła czułego punktu.
 - Możemy już wejść na salę, czy jeszcze chcesz pogadać? Bo nie wiem jak ty, ale ja jestem bardzo głodna - przerwała jej Ruby ignorując reakcję koleżanki.
 Z Modliszką weszła do Wielkiej Sali, która w połowie była już zapełniona uczniami. Wyglądała dziś dosyć ponuro.  Puchonka podeszła do swojego stołu, a Ruby do stołu Gryfonów. Znalazła gdzieś wolne miejsce na końcu stołu i usiadła przy nim. Chwilę później przed sobą zauważyła znajomego blondyna. Peter.
 - Och, Peter, cześć - przywitała się z nim promiennym uśmiechem. Kiwnął jej w odpowiedzi nieśmiało głową, przeżuwając pośpiesznie kawałek kanapki po czym odwzajemnił uśmiech. - Czemu nie siedzisz z resztą? - zaciekawiła się. Oczywiście miała na myśli resztę Huncwotów. Gdy tylko znalazła się w sali usłyszała radosny śmiech Pottera, no i właśnie przy nim i Blacku znajdowało się najwięcej ludzi i dlatego ich zauważyła.
 - Ja... No wiesz... - zaczął się jąkać. - Czuję się tam zbędny - wyznał.
 - Tak cię traktują? Nie zwracają na ciebie uwagi, czy co? - zmarszczyła brwi.
 - Nie... To znaczy... t-trochę. Lepiej bawię się we własnym towarzystwie, niż mam być piątym kołem u wozu - znów uśmiechnął się, jakby chciał ukryć zakłopotanie.
 Ruby nalała sobie do miseczki ciepłego mleka i wsypała do niego płatki. Zjadła śniadanie gawędząc z Peterem o różnych rzeczach. Naprawdę był miłym i całkiem zabawnym chłopcem, aczkolwiek nieśmiałym i niepewnym. Miała wrażenie, że się polubili. Chwilę później dosiadł się do nich Dorian i jego przyjaciel, Gerard Gryffin.
 - Dzień dobry - przywitał się Duluth, również z uśmiechem, a Gerard mu zawtórował i usiadł obok Petera i Doriana. Ruby również się przywitała.
 - Gratuluję zwycięstwa - powiedział Pettigrew do Doriana.
 - Dzięki, ale mało się do niego przyczyniłem. Wywalili mnie z boiska w środku meczu... - mruknął chwytając kromkę chleba i smarując ją masłem. - Za jeden przypadkowy faul...
 - Należało mu się - powiedział niewyraźnie Huncwot, aż cała trójka na niego spojrzała ze zdziwieniem. Blondyn zaczerwienił się. - Syriuszowi. Moim zdaniem, nie powinien cię zaczepiać - wytłumaczył cicho opuszczając głowę.
 - Chyba zaczynam cię lubić, Pettigrew - zaśmiał się Dorian.
 - Glizdek, znalazłeś sobie nowych przyjaciół? - usłyszeli nowy głos, jakże znajomy.
 - J-ja... - wybełkotał onieśmielony.
 - Jeżeli starzy przyjaciele traktują go jak powietrze, to chyba ma prawo czasem poznać kogoś, kto przynajmniej się do niego odezwie - obroniła go Cahan, czując za swoimi plecami Blacka. Stał tam opierając dłonie na biodrach. Poczuła jak się zbliżył i usłyszała jego głos tuż przy swoim uchu.
 - Cóż, widzę że nasz Peter to całkiem niezły uwodziciel skoro nawet ty go bronisz - powiedział, tak, że pewnie tylko Ruby to usłyszała.
 Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na Syriusza. Wyglądał zadziwiająco dobrze, jak zawsze zresztą. Na sobie miał białą koszulę, która chyba po raz pierwszy była zapięta na wszystkie guziki i poprawnie zawiązany krawat, może nieco poluzowany. Oczywiście, nie mógł choć raz wyglądać jak przykładowy uczeń i koszula nie była włożona do ciemnych spodni. Jego włosy natomiast wyglądały majestatycznie. Jak zawsze. Perfekcyjny w każdym calu.
 Ruby wstała i była gotowa do wyjścia z sali, ale jeszcze raz spojrzała na Blacka.
 - Myślę, że nawet lepszy niż ty - powiedziała i odwróciła się na pięcie ku wyjściu, zarzucając efektownie ciemnymi włosami. Nie miała tego w planach, ale wyszło jak wyszło. I była z tego zadowolona.
 Co on sobie myślał? To że go obroniła, od razu oznacza, że ją uwiódł? Nonsens.
 A mimo wszystko tak powiedziała. Przyznała, że Peter jest niezłym uwodzicielem. Nie miała wątpliwości, że jeśli blondyn to usłyszał, to na pewno się zarumienił. Tylko dlaczego to powiedziała? Dlaczego? Po dłuższym zastanowieniu, stwierdziła, iż sama nie wiedziała. Może po prostu lubiła ten wyraz twarzy Syriusza, kiedy nie wiedział co powiedzieć; kiedy ktoś był od niego lepszy. Wówczas zaciskał szczękę i mrużył oczy, przekazując niemą wiadomość "okej, tym razem wygrałeś, tym razem". I teraz tak się stało. Wpatrywał się w Ruby swoimi czekoladowymi oczyma. Bardzo czekoladowymi...
 Czy ona już zawsze taka będzie? Taka niedostępna, taka zimna i twarda? Nigdy mi już nie wybaczy tego małego, malutkiego kłamstewka?, zastanowił się Syriusz, odprowadzając Ruby spojrzeniem. Gdy przeszła przez drzwi i zniknęła z jego zasięgu wzroku, wciąż wpatrywał się w miejsce, gdzie widział ją po raz ostatni.
 Przecież spędzili ze sobą trochę czasu i było miło. Co prawda we śnie, ale to już coś. Czyżby już tego nie pamiętała? Nie pamiętała tego, co mu wyznała i co on wyznał jej?
 - Łapo, co tak dumasz? - poczuł ciężar na swoich plecach, a także towarzyszący temu ból obojczyka promieniujący aż po palce dłoni. Zrzucił z siebie przyjaciela, nieco zbyt gniewnie, a ten zmierzwił na dodatek Blackowi idealnie ułożone włosy.
 - Nie interesuj się, Rogaczu - uśmiechnął się do niego, ale wyglądało to bardziej na grymas niż miły gest. Ale kto by się przejmował? Tak czy inaczej, zdecydowanej większości dziewczyn ugięły się kolana, nawet jeśli tylko siedziały i praktycznie były już zgięte. No cóż, tak działa Black. Machnął lekko głową, aby odgarnąć kosmyk ciemnych włosów z twarzy.
 - Rany, źle się czujesz, stary? - zaniepokoił się Potter, którego nawet uśmiech Blacka nie może zmylić. W końcu znali się tyle lat, że bez problemu mogli określić, kiedy któryś z nich kłamał, czy coś w ten deseń.
 - Umm, nie, tylko boli mnie ramię, chyba źle spałem - oznajmił najzwyczajniej, jakby już przygotował sobie i ćwiczył tą odpowiedź. A dla jasności - wcale tak nie było. Powiedział to, co przyszło mu pierwsze na myśl. Kłamstwa miał już opanowane do perfekcji, choć nie był pewien czy James mu uwierzył. - Lecę na zajęcia. Zobaczymy się tam? - Syriusz klepnął koleżeńsko Pottera w ramię i szybkim, niepozbawionym dumy krokiem, powędrował do wyjścia z Wielkiej Sali.

 Ruby po godzinie próbowania przetransmutowania kawałka drewna w gęś, przy użyciu zaklęcia Pullus, była wykończona. Nie mogła się skupić z nieznanego powodu i dopiero pod koniec lekcji na drewnie pojawiło się pierze.
 Na następnej lekcji, którą były Zaklęcia, siedziała z Remusem, a tuż za nią znajdował się Black i Potter. Nie wybierała tego miejsca. Wcześniej umówiła się z Lunatykiem, że to on będzie jej towarzyszyć na Zaklęciach, ale tak bardzo nie chciała mieć w pobliżu Syriusza. Oddałaby wszystko, byleby nie siedzieć blisko niego. Zapytała nawet Doriana czy nie chciałby się zamienić z nią miejscem, ale odpowiedź oczywiście brzmiała nie. Kto by się spodziewał...
 Nauczyciel, Filius Flitwick, bardzo mały czarodziej z korzeniami goblińskimi, musiał stanąć na stercie książek, aby Hogwartczycy byli w stanie go zauważyć. Machnął różdżką, a wszyscy uczniowie momentalnie zamilkli. Choć był niskim nauczycielem z cienkim głosem, wzbudzał w uczniach respekt i nikt już się nie odzywał, nie chcąc przeszkadzać profesorowi w pracy.
 - Witam was serdecznie - przywitał się, na co klasa słabo mruknęła "dzień dobry". - Przed każdym z was leży pewien przedmiot, jeśli jeszcze nie zauważyliście. U jednych jest to drewno, kawałek cegły czy inne ciało stałe. Dziś nauczymy się używać zaklęcia Reducto, które powinno przedmiot zetrzeć na proch, a zaraz po tym Reparo, aby przywrócić przedmiotowi poprzedni stan. Wiem, że już uczyliśmy się tych dwóch zaklęć, aczkolwiek nigdy dwóch jednocześnie. Opanowanie tego nie powinno wam zająć zbyt długo, ale zobaczymy - uśmiechnął się promiennie. - Zademonstruję.
 Profesor najpierw użył zaklęcia lewitującego na porcelanowej filiżance, po czym z zadziwiającą prędkością wymówił zaklęcie Reducto i naczynie zmieniło się w proch.
 - Teraz należy po prostu przypomnieć sobie jak wyglądał przedmiot pierwotnie, dlatego najpierw powinniśmy się jemu przyjrzeć.
 Zmrużył oczy i wymierzył różdżkę w książki, a dokładniej w proch leżący na książkach, i wyraźnie wymówił zaklęcie naprawiające. Okruszki uniosły się nieco w powietrzu i skleiły w całość. Przed nauczycielem znów stała ta sama filiżanka w swojej pierwotnej postaci. Zachęcił uczniów do pracy i zeskoczył z książek i podszedł do swojego biurka zajmując się swoimi sprawami. Prawdopodobnie sprawdzał jakieś wypracowania.
 Młodzież prawie natychmiast zajęła się swoim zadaniem. Ruby chwyciła z pewnością siebie swoją różdżkę. Wingardium Leviosa nie było wymagane w tym poleceniu, ale tak było nieco wygodniej zniszczyć przedmiot. Uniosła więc widelec, bo to leżało na jej ławce, i przyjrzała się mu. No cóż, widelec jak widelec. Srebrny, z metalu.
 Była gotowa rzucić już Reducto, ale za sobą usłyszała gromki, perlisty śmiech Jamesa i Syriusza. Niby nic wielkiego, ale to ją rozkojarzyło i widelec spadł zębiskami w dól, wbijając się w pergamin Remusa.
 - O Merlinie! Przepraszam, Remusie - spojrzała na niego przepraszająco.
 - Spokojnie, to tylko kawałek pergaminu - odpowiedział i uśmiechnął się. Chwycił za rękojeść widelca i wyjął go z drewnianej ławki.
 Wokół nich panował hałas uczniów usiłujących zniszczyć przedmioty, więc Remus stwierdził, że mogą swobodnie rozmawiać.
 - Dalej nie rozmawiasz z... Czarnym? - zapytał nieco ciszej, dla pewności.
 - Z Cz...? Ach. Nie. Chyba nie. Remusie, czy my kiedykolwiek rozmawialiśmy? Zwykle to tylko kłótnie i dogryzanie sobie nawzajem.
 - Wiesz o co chodzi, Ruby. Nie żebym trzymał jego stronę, ale być może przesadzasz trochę. W końcu skłamał w jednej rzeczy i to tylko dlatego, żeby się z tobą spotkać. Czyli raczej z dobrych powodów. A to, co zrobił Severusowi, to było tak naprawdę nic wielkiego, uwierz mi Ruby - uniósł brwi i spojrzał na brunetkę. - I wydaję mi się, że lubisz go i nie chcesz tego przyznać, dlatego szukasz powodów, żeby tylko trzymać go od siebie z daleka.
 - Dlaczego mi to mówisz? - zapytała oburzona.
 - Bo ktoś musi. Poza tym nie mogę patrzeć, jak dwójka moich przyjaciół wciąż się odpycha od siebie, choć tak naprawdę powinni się przyciągać. Tak tylko mówię - wzruszył ramionami. Jego miodowe oczy przenikały przez jej ciało. Wydawało jej się, że tylko Remus tak naprawdę potrafi do niej dotrzeć.
 Uhh, teraz to już w ogóle nie będę mogła się skupić, dodała w myślach. Nie powiedziała, że Lupin się mylił, ale nie powiedziała też, że miał rację. W zasadzie to ona sama nie wiedziała o co jej chodziło. Miała w głowie jego twarz, jego uśmiech, jego oczy. I kiedy zamykała swoje, wciąż go widziała. Widziała roześmianego Huncwota, nawet jeśli go nie było w pobliżu. Kiedyś już tak miała i myślała, że się zakochała. Ale była wtedy inna i nikt nie chciał na nią nawet spojrzeć. Okrutny świat. Ale to minęło. Jej sympatia zniknęła jej sprzed oczu, sprzed myśli i tak po prostu przestała ją nękać. Wszystko minęło, więc i dlaczego teraz nie miałoby tak być?
 - Och, tak! Kto jest mistrzem w rozwalaniu rzeczy?! - z zamyślenia wyrwał ją triumfalny okrzyk Syriusza. Odwróciła się mimo woli i spojrzała na proch na jego ławce. - A tobie jak idzie, słoneczko? - mrugnął do Ruby i (oczywiście, bo jakżeby inaczej) obdarzył ją tym swoim błyszczącym uśmiechem. Przez sekundę spojrzała w jego ciemne tęczówki, a później speszona odwróciła się z powrotem.
 Głupia, głupia! Po co się w ogóle odwracała?
 W przypływie... sama nie wiedziała czego, złości czy determinacji, chwyciła różdżkę i z zapałem starła ten widelec na proch. Chwilę później w mgnieniu oka, przywróciła go do poprzedniej formy.
 - Och, widzę że kilka osób już dogania w umiejętnościach pannę Evans, brawo, brawo! - zaśmiał się radośnie Flitwick i powrócił do swoich papierków.
 - Brawo, Cahan, wspaniale - naśladował nauczyciela Syriusz. Zaczął jeszcze złośliwie klaskać.
 - Zajmij się sobą, Black - mruknęła gniewnie na niego zerkając.
 - Mógłbym, ale wolę tobą - na jego twarz wpełznął szeroki uśmiech.
 - Wolałabym jednak, żebyś skupił uwagę na czymś innym - odgryzła się.
 - Kogo ty oszukujesz, Ruby? - spojrzał na nią z udawaną powagą i uniósł brwi, jakby oczekiwał odpowiedzi. Ruby już miała odpowiedzieć ripostą, ale Remus chwycił ją za ramię i przyciągnął bardziej do siebie.
 - Spokojnie, bo zaraz się pobijecie - powiedział, a brunetka parsknęła lekceważąco.
 - On nie jest tego warty, Remusie - wywróciła oczami. - On nie jest warty jakiejkolwiek uwagi - dodała jeszcze i odwróciła się na pięcie, ponieważ profesor chciał zwrócić na siebie uwagę.
 Syriusz zacisnął szczękę.
 Skoro nie jest warty uwagi, dlaczego wciąż jest w mojej głowie?, zastanowiła się żałośnie.
 - Myślę i mam nadzieję, że już opanowaliście te dwa zaklęcia. Teraz pozwólcie na ocenienie waszych zdolności.
 Malutki profesor zwracał się do każdego ucznia osobno i kazał im wykonać polecenie. Na ławce Syriusza wciąż leżał proch, a ten zbyt zajęty dowcipkowaniem, nawet nie spróbował przywrócić mu formy pierwotnej. Lepiej, Potter nawet nie użył Reducto. Black daremnie próbował rzucić poprawnie zaklęcie, a Potter zagadywał do jakiejś blondynki za nim, aby mu pomogła. Gdy ona odmówiła, James spanikował i chwycił różdżkę w dłoń.

 Po lekcji Zaklęć, z której Ruby dostała Wybitny, wybrała się na błonia. Za godzinę ma Eliksiry. To będzie okropna lekcja, pomyślała. Siedziała tam tuż obok Syriusza, a to nie pomagało w unikaniu go.
 Przy jeziorze dostrzegła zielone włosy, więc tam się skierowała. Usiadła na trawie obok przyjaciółki i przywitała się. Położyła książki na wolnym miejscu obok.
 - Cześć, Ruby - uśmiechnęła się Heliotropa.
 - Co tam słychać? - zapytała Cahan. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
 W jeziorze coś zabulgotało i przez sekundę Ruby myślała, że widziała kawałek macki ośmiornicy. Cóż, wszystko możliwe, w końcu to Hogwart.
 Przed jej oczami znów pojawiły się oczy Syriusza, takie żywe, takie smutne i piękne zarazem. Chwilowo wydawało jej się, że jest wieczór, a jedynym źródłem światła był Księżyc. ...że cię okłamałem, że pojawiłem się w twojej głowie, za moje zachowanie na meczu... za bycie dupkiem, usłyszała jakby szept.
 Potrząsnęła głową, aby dojść do siebie. Co to było? Black tak jej namieszał w głowie, że już widzi sceny z nim w roli głównej? Choć wyglądało to znajomo, jakby deja vu lub wspomnienie...
 - To co zwykle. Masz może książkę od Zaklęć? Nie mam pojęcia gdzie zapodziałam swoją - odpowiedziała zielonowłosa, wyrywając brunetkę z zamyślenia.
 - Jasne - odparła i podała jej zieloną książkę ze skóry, leżącą po prawej stronie Ruby.
 - Co dzisiaj przerabialiście? - zapytała i otworzyła podręcznik na losowej stronie. - Pewnie będę miała to samo... Och, co to? - między strony włożona była kartka zgięta w połowie.
 Heli chciała ją rozłożyć, ale gdy tylko Ruby rozpoznała pismo na niej, od razu wyrwała dziewczynie kartkę z rąk. 


Przepraszam. 
S.B.

 Rozłożyła kartkę, a w środku był niezdarny rysunek kwiatu. Jego płatki były fioletowe, wyglądał nieco na fiołka, ale pewności nie miała. Kiedy wiał wiatr, obrazek ruszał się, jakby w "jego świecie" także wiał. 
 I to wszystko? Tym chciał ją przeprosić? Co prawda gest był miły, ale...
 - Merlinie, jakie to romantyczne! - pisnęła podekscytowana Modliszka. - To fiołek wonny! Wiesz co symbolizuje fiołek? Że myśli o tobie i jest smutny bez ciebie - przeżywała.
 - Nieco banalne... - mruknęła Ruby.
 - Och, litości, dziewczyno! Czego ty oczekujesz? Rydwanu zaprzężonego w jednorożce? To tylko facet, który skłamał tylko po to, żeby się z tobą spotkać! Nawet sięgnął do książki, żeby być z tobą w głupim śnie. Black sięgnął do książki, rozumiesz? 
 - Wielkie mi poświęcenie... Ja go o to nie prosiłam. 
 - Nie chodzi o poświęcenia, ale o to, że się stara. Każda dziewczyna chciałaby, aby jej chłopak tak się starał. To tylko kłamstwo, mogłabyś mu już odpuścić. 
 Ruby głośno westchnęła i zmieniła swoją pozycję na leżącą. Nie dbała już o to, że koszula może się jej wybrudzić, ale była już tym wszystkim zmęczona. 
 - Heli, ja już sama nie wiem - jęknęła zdesperowana Ruby. - Prawie cały czas o nim myślę, nie mogę się przez niego skupić, ale... ale to Black! Przy nim czuję się taka bezradna. Wiem jak on traktuje kobiety i wiem, że ze mną nie byłoby inaczej, dlatego nie chcę się z nim wiązać. Nie chcę później cierpieć - wyznała przyjaciółce. 
 Ukryła twarz w dłoniach i znów usiadła. Podciągnęła kolana i objęła je ramionami. Nie chciała patrzeć na zielonowłosą, więc odwróciła głowę w przeciwną stronę, czyli w prawo, co również nie było dobrym wyborem. Kilkanaście metrów od nich, pod drzewem leżeli wypoczywający Huncwoci. Niemal natychmiast natknęła się na wzrok Syriusza. 
 Namiętnie rozmawiał z przyjaciółmi, ale kiedy zobaczył, że Ruby się na niego patrzy i ten zatrzymał na niej swoje spojrzenie. Mówił coraz wolniej, aż przestał poruszać ustami i uśmiechnął się nerwowo do Ruby drapiąc się po karku. Mimowolnie odwzajemniła uśmiech i gdy zdała sobie sprawę z tego co robi, gwałtownie obróciła głowię do Heliotropy. 
 - Matko, Ruby... Skoro tak go lubisz, dlaczego ciągle na siebie warczycie? - Puchonka wywróciła oczami.
 - Nie lubię go! - zaprotestowała, choć obie wiedziały, że kłamie. - Warczymy, bo z nim inaczej nie da się rozmawiać...
 - Dlaczego po prostu tego nie przyznasz? Co ci szkodzi powiedzieć, że Syriusz ci się podoba? Nie ma się czego wstydzić, Ruby. Odpuść mu i żyjcie długo i szczęśliwie.
 - Odpuszczę, jak mnie przeprosi twarzą w twarz. I koniec - odparła, po czym wstała, wzięła swoją książkę od transmutacji i powędrowała do Wieży Gryffindoru.

 - Widzieliście to? Chyba zadziałało - ucieszył się Syriusz.
 - Kartka z nabazgranym kwiatkiem? To takie kreatywne, Łapo - skomentował Potter, złośliwie się uśmiechając. - Wypróbuję na Lily, może w końcu się ze mną umówi. A nie, chwila, już się ze mną umówiła - jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Przeczesał palcami swoje kruczoczarne włosy.
 - Pieprz się, Potter - odpowiedział Syriusz.
 - No co? Jaram się. Jeszcze nie wiem co, gdzie i kiedy, ale ważne że się zgodziła.
 - Może była pod wpływem czegoś? - zaproponował Remus. - Bo ja dalej nie mogę w to uwierzyć - zaśmiał się i włożył zakładkę między strony książki, którą właśnie czytał.
 - Wątpcie dalej, ale to ja stanę przy ołtarzu najwcześniej od was wszystkich - palnął James. - Bo ja już mam wybrankę. - Dumnie wypiął pierś.
 - Łudź się dalej, James - parsknął Syriusz.
 Docinali sobie jeszcze kilka minut, jak to Huncwoci, i wybrali się na zajęcia. Eliksiry. To będzie moja szansa, pomyślał Syriusz.
 Dzień był dzisiaj taki piękny. Słońce świeciło wysoko nad ich głowami, a Black wciąż był podekscytowany tym uśmiechem, którym obdarzyła go dziś Ruby. Dalej nie rozumiał, dlaczego aż tak się na niego złościła za to małe kłamstwo, ale to chyba już minęło. Przynajmniej miał taką nadzieję. Na Eliksirach mógł z nią spokojnie porozmawiać, albo chociaż o coś zapytać. O tak, miał zamiar zadać jej wiele pytań, po to, aby chociaż usłyszeć jej głos.
 Powrócił na ziemię, gdy ktoś go trącił niechcący w bark. Znów poczuł nasilający się ból, ale starał się go ignorować. Robił to już cały dzień i po części się sprawdzało.
 We czwórkę weszli do zamku non stop robiąc sobie żarty. Gdy zobaczyli zaczytanego Smarkeusa, James od razu posłał każdemu figlarne spojrzenie. Wystarczyło, że Potter machnął różdżką i z książki Snape'a wypełzły najróżniejsze owady. Od motyli po dżdżownice. Zaskoczony Ślizgon odrzucił książkę na ziemię i rozejrzał się, wiedząc już, że to sprawka Huncwotów. Spojrzał na nich nienawistnie, machnął swoją różdżką cofając zaklęcie rzucone na lekturę, podniósł ją i ruszył pędem przed siebie.
 Następnie, jakby nigdy nic, wybrali się do lochów na lekcje Eliksirów.
 Gdy Huncwoci weszli do klasy, Ruby siedziała już na swoim miejscu, tak jak Lily. James uśmiechnął się do niej promiennie, a ona skromnie się odwdzięczyła. Syriusz usiadł do swojej ławki, obok Ruby. Ona nie odezwała się do niego słowem.
 - Witam panią - powiedział żwawo. - Jak tam pani mija dzień?
 Mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi i kontynuowała przeglądnie stron podręcznika.
 - Znowu się gniewamy, tak? - zapytał, ale nie usłyszał odpowiedzi. Zresztą milczenie było nią samo w sobie. - Przecież przeprosiłem! - oburzył się. - Przeprosiłem cię wcześniej, przeprosiłem cię pisemnie, przeprosiłem cię we śnie! Co jeszcze muszę zrobić, żebyś zaszczyciła mnie swoją, chociażby, przyjaźnią? - dopytywał. Ruby wreszcie odwróciła się do niego twarzą.
 - Jakim śnie, Black? - zmarszczyła brwi.
 Syriusz otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale w tej chwili do klasy wszedł Slughorn. Był nieźle wkurzony.
 Szybko oznajmił, że dziś ci zdolniejsi uczniowie pomogą tym słabszym. Syriusz miał wielką nadzieję, na to, że jemu pomoże Ruby, ale zawiódł się, gdy profesor dobrał ją z Peterem. Jemu trafiła się Lily, na co James zareagował z wielką zazdrością. Tak czy inaczej, James nie mógłby być w parze z Evans, ponieważ nauczyciel uznał go za tego mocniejszego ucznia i on także pomagał innym. Potter pomagał Anastazji Leon, z którą dzień wcześniej się umówił po czym całkowicie o spotkaniu zapomniał. Slughorn zdecydowanie źle ich dobrał.
 Dziś mieli zająć się Eliksirem Energii. Bardzo prosty, zdaniem Ruby. Powiedziała Peterowi jakie składniki ma przynieść, ponieważ profesor zabronił pomocnikom czegokolwiek dotykać. Glizdogon wrócił i położył składniki na ławce.
 Syriusz obserwował ławkę przed sobą, obserwując Petera i Ruby. Jeszcze skończy się tak, że to Pettigrew odbierze mu Cahan! To by było dopiero zabawne! Histeryzując w myślach, Syriusz nie bardzo skupiał się na eliksirze. Tak naprawdę, to w ogóle się nie skupiał.
 - Syriusz! - krzyknęła na niego Lily. Rozkojarzony spojrzał na nią pytająco. - Mógłbyś się choć trochę zainteresować lekcją, a nie Ruby i Peterem?
 - Co? A, tak. To Eliksir Energii, tak? - chciał otworzyć w podręczniku stronę z przepisem, ale ten był już otwarty. Nawet nie pamiętał, kiedy to zrobił. Może Lily zrobiła to za niego?
 - Musisz sproszkować ogon jaszczurki - mruknęła, wiedząc, że ten sam szybko by się nie połapał.
 - Evans, nie jestem idiotą, umiem czytać - parsknął i ostrożnie chwycił palcami niebieskawą wić. Próbował nie okazywać na twarzy, iż jest tym zdegustowany. Wrzucił ogon do moździerzu i zaczął go ugniatać trzonkiem. 
 - Ponoć nie jesteś idiotą, a nawet nie dałeś kociołka na ogień - oznajmiła rudowłosa.
 Syriusz spojrzał na nią kątem oka i podpalił kociołek.
 - Wiedziałem, tylko cię sprawdzam - wyjaśnił i wrócił do proszkowania ogona.
 - Mhm - choć to nie przekonało Lily, postanowiła się o to nie burzyć, ponieważ nie widziała w tym sensu. - Jak już sproszkujesz ogon, urwij trzy listki mandragory i podgrzewaj przez siedem minut na średnim ogniu - pouczyła go.
 Syriusz wkładał zdecydowanie za dużo siły w miażdżenie ogona, bo ból w barku znów dawał o sobie znać. Co prawda, ciągle go czuł, ale nie taki silny. Zresztą przekupił jakiegoś pierwszaka, aby skombinował mu jakiekolwiek leki przeciwbólowe, które w zasadzie nie dały większych efektów.
 - Chyba już, nie? - pokazał Lily zawartość moździerzu, a ta kiwnęła twierdząco głową.
 Syriusz już był gotowy wsypać proch do kociołka, ale Gryfonka zatrzymała go w porę.
 - Black, woda musi wrzeć zanim wsypiesz do niej sproszkowany ogon! Przecież to logiczne!
 - Gdzie to jest napisane?! - miał już dość przemądrzałej się panny Evans.
 - W podręczniku z pierwszej klasy!
 - Naprawdę? - spojrzał na nią niedowierzająco, a ona patrzyła na niego swoimi zielonymi oczyma jak na debila. - Niedorzeczne - mruknął i wyjął ze słoika dwie sztuki oczu nietoperza.
 - Nie możesz ich teraz wyjąć, bo wyschną i zepsują cały wywar - znów wytknęła mu pomyłkę.
 - W przepisie tego nie napisali - wytłumaczył się niezdarne.
 - Wystarczy pomyśleć...
 - Cóż, nie jestem geniuszem, wybacz! - nakrzyczał na nią.
 - Właśnie widzę! I, uwierz, nigdy bym nie pomyślała, że nim jesteś - powiedziała mierząc go wzrokiem od stóp do głów.
 - Wiesz co, Evans? Działasz mi na nerwy - celował w nią palcem wskazującym, jakby ostrzegając Rudą, że długo taki spokojny nie będzie. - Nie wiem co ten Potter w tobie widzi - dodał, niewiele przed tym myśląc.
 - Jak widać, więcej niż Ruby w tobie - odparła nieco urażona.
 - Posłuchaj, skarbeńku. Za mną jest pewna rzecz, pięknie wykonana z dębu, z taką gałką i w ogóle. Tą rzeczą są drzwi. Weź się odwróć i wyjdź, dobra? - pokazał palcem, którym przed chwilą w nią celował, drzwi za swoimi plecami.
 Lily skrzyżowała ramiona na piersi i przymrużyła wrogo oczy. Obrażona usiadła na krzesło i nie odzywała się, nawet gdy Syriusz robił coś źle.
 Woda wrzała, więc wsypał do niej sproszkowany ogon jaszczurki i wrzucił liście mandragory. Według przepisu (a nie według Lily), miał czekać siedem minut i wtedy wrzucić oczy nietoperza. Odmierzał już czas.
 Ruby pomagała Peterowi, jednocześnie słuchając krzyków za swoimi plecami; kilkukrotnie usłyszała swoje imię. Lily była wredna dla Syriusza, ale i on nie był jej dłużny.
 Peter zmagał się jeszcze z miażdżeniem, ale już kończył tę czynność. Woda już się gotowała, więc Peter pospiesznie zerwał trzy liście z mandragory i wrzucił je jednocześnie z prochem.
 - Bardzo dobrze, Peter - pochwaliła go, aby dodać mu nieco pewności siebie. Nawet poklepała go koleżeńsko po ramieniu. Wydawało jej się, że przez całą lekcję blondyn był jakiś taki nieśmiały. To znaczy, Pettigrew zawsze był nieśmiały, ale teraz był jeszcze bardziej. Można powiedzieć, że spięty.
 - Dzięki za pomoc - te trzy słowa, to chyba najwięcej co do niej powiedział do tej pory podczas całej lekcji. - Wiesz... że nie masz tego gdzieś i nie każesz mi robić tego samemu - dodał i uśmiechnął się.
 - Nie ma sprawy. Wiesz, powinieneś się częściej uśmiechać - powiedziała i sama odwzajemniła gest.
 Peter powrócił do eliksiru i zaczął wyciągać ze słoika oczy nietoperza.
 Syriusz poczuł ukłucie zazdrości, kiedy zobaczył, że Ruby dotyka Petera. Bogowie, przecież to Peter! On nawet nie jest dla Syriusza potencjalnym zagrożeniem.
 Po lekcji będzie musiał z nią porozmawiać. Nie mógł znieść tego, że się do niego nie odzywała, a jeśli już to z zamiarem obrażenia go. Najwyraźniej nie pamiętała ostatniego snu, a szkoda...
 Kiedy minęło siedem minut, Syriusz wrzucił do kotła oczy nietoperza i wlał ostrożnie jedną kroplę krwi jednorożca. Odczekał minutę i wlał eliksir do fiolek. Wywar miał odcień turkusowy, ale w podręczniku nie było napisane czy taki powinien mieć, więc przyjął, że wykonał go dobrze i obijał się przez resztę lekcji.
 Większość uczniów opuściła już lochy i skierowała się do Wielkiej Sali lub na błonia Hogwartu, na lunch. Syriusz jak najszybciej chciał znaleźć Ruby i z nią na spokojnie porozmawiać. Przeprosić ją. Ponownie.
 Zauważył ją dopiero jak wchodziła do Wieży Gryffindoru. Podbiegł do niej i złapał ją za nadgarstek. Ruby chcąc sprawdzić kto ją zaczepia, odwróciła się.
 - Możemy porozmawiać? - zapytał i posłał jej błagające spojrzenie.
 - Syriusz, nasze rozmowy zwykle nie kończą się za dobrze - odparła wymijająco.
 - Dlatego chyba trzeba to zmienić, nie? - zacisnął szczękę. - Chcę cię przeprosić. Twarzą w twarz, szczerze. Tak jak pragnęłaś - wciąż utrzymywał kontakt wzrokowy.
 - Skąd wiesz, że...
 - Bo mi to powiedziałaś! We śnie! Przeprosiłem cię, za bycie dupkiem, za okłamanie ciebie, za ten cały eliksir... za wszystko. A ty powiedziałaś, że mnie lubisz i że cię obchodzę. I żebym powiedział ci to wszystko w twarz, a przyjmiesz przeprosiny...
 - Powiedz mi, dlaczego ja tego nie pamiętam? - zmarszczyła brwi. Co prawda, teraz ten przebłysk, którego doznała na błoniach będąc z Heliotropą nabierał sensu, ale wciąż nie była przekonana.
 - Skąd mam wiedzieć, Ruby? Przepraszam cię za wszystko i żałuję, że cię okłamałem, ale z pewnością nie żałuję spędzonego z tobą czasu.
 - Black, śpieszę się... - próbowała wyrwać z jego uchwytu swoją dłoń.
 - Ruby, do cholery! - krzyknął już poddenerwowany.
 Gruba Dama spojrzała na nich nieco przestraszona, ale nie odzywała się. Także kilkoro uczniów zwróciło na nich uwagę.
 - Słuchaj... Bo ja nie bardzo widzę sensu tej... znajomości - wyznała nieśmiało, ponieważ już chciała spławić Syriusza. Miała dość tej bliskości.
 - Merlinie, Ruby... Czy ty... Wiesz, co? Mówisz, że to ja jestem taki nie wiadomo jak dumny, ale tak naprawdę to ty boisz się przyznać, że mnie lubisz - powiedział pewny swojej racji. Cahan wielce się zdziwiła. - Tak i wiesz, że mam rację. Jesteś zbyt dumna do przyznania się, że lubisz Syriusza Blacka. Jesteś taka dumna, że wypierasz się i mówisz wszystkim, że ty jesteś inna i że ty nie padniesz pod "moim urokiem", jak to mawiają wszyscy. Myślisz że chociażby rozmawianie ze mną to wstyd czy co? - dopytywał wściekle.
 Ruby otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, ale nie potrafiła. Zwyczajnie nie wiedziała jak się wytłumaczyć. Czy Syriusz miał rację? Nie, oczywiście, że nie. Przynajmniej ona tego tak nie widziała.
 - Możesz przestać na mnie krzyczeć? - zapytała, aby zyskać na czasie. - Ja... to nie jest tak, że wstydzę się z tobą rozmawiać. To jest tak, że wiem, że cię polubię, że może do czegoś dojść, a później mnie zranisz. Ja to po prostu wiem, Black. A ja nie chcę być zraniona.
 - I nie będziesz, Ruby. Mogę ci to obiecać. Po prostu przyjmij te przeprosiny i zacznijmy od nowa. Proszę - przegryzł dolną wargę. - Chociaż pomyśl o tym, okej? - jego uścisk zelżał i Ruby mogła wydostać z niego swój nadgarstek.
 Kiwnęła tylko głową i odeszła do dziewczęcego dormitorium. Miała teraz mętlik w głowie. Mogliby zacząć od nowa, ale czy warto?
 Odłożyła podręczniki na swoje łóżko. Zdjęła szkolny mundurek i założyła jeansy, czerwoną bokserkę i szarą, rozpinaną bluzę z kapturem. Rozczesała włosy i spojrzała na zegarek. Było kilkanaście minut po czternastej. W poniedziałki zawsze o tej godzinie pomagała pani Pomfrey w skrzydle szpitalnym. Miała ze szkolną pielęgniarką dobre stosunki, więc ta pozwalała jej pomagać, przygotowując ją tym samym do zawodu Uzdrowicielki, którą Ruby chciała zostać. Gdy była gotowa, wyszła z dormitorium wędrując prosto do skrzydła szpitalnego.

 Remus szedł do Wieży Gryffindoru razem z Peterem, który jeszcze się cieszył ze swojego, prawdopodobnie pierwszego w życiu, Powyżej Oczekiwań z Eliksirów. Ekscytował się tym, jak bardzo Ruby mu pomogła i że dzięki niej zrozumiał wiele rzeczy, które zapamięta na długi czas. 
 Remus słuchał każdego słowa Petera i bał się nieco, że Glizdogon mógłby się w Ruby zakochać. Oczywiście, cieszyłby się i wspierałby przyjaciela, ale i tak wiedział, że nic by z tego nie wyszło. Każdy wiedział, że nic by z tego nie wyszło. Więc niech bogowie mają go w swojej opiece, gdyby Peter rzeczywiście zadurzył się w Cahan i Syriusz by się o tym dowiedział. Nie chciałby tego widzieć. 
 Może Lupin wyolbrzymiał sprawę z Peterem, ale to, że blondyn wciąż mówił o dziewczynie dawało mu do myślenia. Nie tylko o tym, jak by sobie z Ruby poradził, ale też o tym, że każdy z jego przyjaciół jest zakochany, a on jedyny szlaja się samotnie z książkami pod pachą. 
 Przecież był przystojny, tak? Ależ tak, jak najbardziej, nawet on sam zdawał sobie z tego sprawę. Był miły, inteligentny, przyjacielski... No i był wilkołakiem. Znalazł powód swojej niedoli. Tacy ludzie nie mieli prawa się zakochiwać, tak twierdził i nikt nie mógł go przekonać, że jest inaczej. Nikt. Na dodatek, pełnia miała nastąpić za nieco ponad tydzień. Nienawidził tego okresu czasu. Czuł się wtedy źle, często wzbierały nim mdłości i miał gorączkę. A kiedy kontrolę przejmował wilkołak i broń Boże, nie podchodźcie bez kija. W zasadzie w ogóle nie podchodźcie, bo wtedy nawet kij wam nic nie da. 
 - Tentakula - powiedział Remus przed portretem Grubej Damy, ponieważ Peter zapomniał nowego hasła. 
 Lupin wymienił kilka zdań z Damą na temat dzisiejszego samopoczucia oraz pogody i wszedł do pokoju wspólnego. 
 Zderzył się barkiem z Ruby, która już spieszyła się do pani Pomfrey. Obserwował reakcję Petera na to spotkanie, ale ten nawet nie podniósł na nią wzroku. Może to i dobrze. 
 Skierowali się do swojej sypialni. Remus poszedł przodem i otworzył drzwi podpisane ich własnymi pseudonimami. Ledwo przekroczył próg i błyskawicznie zakrył sobie oczy dłońmi.
 - Syriusz, jesteś ubrany? - zawołał, aby się upewnić, ponieważ wcześniej mógł zobaczyć tylko jego nagie plecy i odbicie w lustrze. Widok od pasa w dół szczęśliwie zasłonił mu baldachim łóżka. 
 - Spokojnie, mam ręcznik - odpowiedział i Lupin spokojnie już opuścił dłonie. 
 Kiedy Lunatyk wszedł wgłąb pokoju Syriusz nakładał już bokserki i pośpiesznie biały T-Shirt z jakimś nadrukiem. Lupin zmarszczył brwi i zmrużył oczy, mając nadzieję, że wzrok go myli, ale miał wrażenie, że widział ogromnego siniaka zanim Black nałożył koszulkę. 
 - Co się tak krzywisz, Lunatyku? - Syriusz uśmiechnął się półgębkiem. 
 - Syriusz, czy ty... - chciał zapytać, ale stwierdził, że lepiej będzie gdy ten sam do niego podejdzie i się upewni. Tak więc zrobił. Remus podszedł do przyjaciela i odchylił nieco koszulkę przy jego szyi i zerknął pod materiał. Black zauważył co robi Lupin i delikatnie, uważając aby nie było za agresywnie, odepchnął go od siebie. - Merlinie! Co jest z tobą nie tak, Black?! Dlaczego nie poszedłeś z tym do pielęgniarki? 
 - Aj tam, zagoi się - mruknął. 
 - Zagoi się? - parsknął Lupin z pogardą. - Syriusz, przecież najprawdopodobniej masz złamany obojczyk! 
 - Wywnioskowałeś to z tych dwóch sekund, przez które mi się przyglądałeś? Serio? To tylko siniak, daj spokój. - Syriusz nałożył na siebie jeansy i wsunął pasek między ich szlufki. 
 - Przestań zachowywać się jak twardziel, Łapo. To przez ten tłuczek na meczu, nie? Na płonącego hipogryfa, grałeś z takimi obrażeniami?! - histeryzował Remus. 
 Syriusz posłał pytające spojrzenie Peterowi, chcąc wiedzieć, czy może wie dlaczego Remus tak bardzo się gorączkuje, ale w odpowiedzi dostał tylko wzruszenie ramionami. 
 Lupin złapał przyjaciela za nieuszkodzone ramię i pociągnął go w stronę drzwi.
 - Co ty robisz? - zbuntował się Syriusz.
 - Idziemy do pani Pomfrey - oznajmił najzwyczajniej. 
 - Zwariowałeś! Nie matkuj mi tutaj, dam sobie radę. Zresztą jeśli McGonagall się dowie, nie wpuści mnie na boisko przez minimum miesiąc! Nie ma mowy, nie idę!
 - Jeżeli kość zrośnie ci się nieprawidłowo, możesz dostać zakażenia, a nawet może ci zagrozić amputacja - powiedział Remus. Nie miał pojęcia czy tak mogłoby być rzeczywiście, ale wiedział, że Syriusz także się na tym nie znał i miał nadzieję, że to go przekona. - To jak? Idziemy? - Lupin uniósł brwi oczekując odpowiedzi. Syriusz głośno westchnął i poszedł przodem.
 Weszli na trzecie piętro i skierowali się do skrzydła szpitalnego. Remus był już trochę zdyszany, ponieważ schody zrobiły im psikusa i obróciły się w całkiem inną stronę i musieli się troszeczkę nachodzić, a Lupin miał słabą kondycję. Natomiast Black był już trochę znudzony. 
 - Nie sądzę, żeby to był dobry... - Syriusz zaczął się wykręcać przed wejściem do skrzydła, ale przerwał słysząc perlisty śmiech, który poznał niemal od razu. - A nie. Jednak to był wspaniały pomysł - Black uśmiechnął się od ucha do ucha i wszedł do pomieszczenia.
 Rozejrzał się. Nie lubił w nim przebywać. Wszystko było w nim takie... smutne. Takie szare i nudne. Ze wszystkich dwunastu łóżek, tylko dwa były zajęte. W gruncie rzeczy to chyba dobrze, że niewielu uczniów chorowało, ale to przyczyniało się do ponurości tego miejsca. Zero życia na tej sali.
 Po lewej i po prawej było po sześć łóżek, każde "oddzielone" od siebie seledynową zasłonką. Po lewej stronie w łóżku leżał jakiś przeziębiony pierwszak, a po prawej jego rówieśniczka - Dorcas Meadowes, która padła ofiarą żartu marnych naśladowców Huncwotów. 
 Na lewo od wejścia stało także duże biurko należące do szkolnej pielęgniarki, Poppy Pomfrey i regał z lekami. A o biurko opierała się dłońmi Ruby Cahan. 
 Syriusz nie wiedział, co ona tutaj robiła, ale był tym faktem niezmiernie ucieszony. Jeszcze ich nie zauważyła, ale pani Pomfrey przywitała ich szczerym uśmiechem.
 - A cóż to wam dolega, chłopcy? - zapytała. 
 Pani Pomfrey to bardzo życzliwa i zdolna kobieta. Jej brązowe włosy były spięte w elegancki kok. Na sobie nosiła biały fartuch, a pod nim czerwoną sukienkę, sięgającą połowy łydek z długim rękawem. Syriuszowi zawsze wydawało się, że ma ponad czterdzieści lat, choć w rzeczywistości skończyła dwadzieścia sześć.
 - Mój najmądrzejszy na świecie kolega - zaczął Remus z nutką sarkazmu. Kiedy Ruby usłyszała jego głos, odwróciła się zainteresowana. Natychmiast tego pożałowała. - Wczoraj złamał sobie obojczyk i nie miał zamiaru iść do pielęgniarki, ponieważ jest idiotą - kontynuował Remus, a Black wywrócił oczami. 
 - Och, to było bardzo nieodpowiedzialne z twojej strony, Syriuszu - pani Pomfrey pokręciła głową z dezaprobatą. Jej spojrzenie wywołało w Syriuszu delikatne ukłucie poczucia winy. - Ruby, skarbie. Wiesz co robić, prawda? - zwróciła się do brunetki, a ta stanęła osłupiała. 
 - A-ale, dlaczego ja? To chyba zbyt ważne, mogłabym coś zepsuć i... - zaczęła się wykręcać, ale kobieta jej przerwała.
 - Dasz sobie radę, Ruby. Ja otrzymałam wezwanie od dyrektora Dumbledore'a, więc zostawiam chłopców w twoich zdolnych rękach - uśmiechnęła się i opuściła skrzydło szpitalne. 
 - Super - mruknęła niezadowolona Gryfonka. - Usiądź, Black - powiedziała chłodno i wskazała pierwsze lepsze łóżko z prawej strony. Syriusz wykonał polecenie. - Zdejmij koszulkę - rozkazała. 
 - Liczę na rewanż - uśmiechnął się zalotnie, a Ruby spiorunowała go wzrokiem. Remus pokręcił głową z niedowierzaniem. W końcu jednak spróbował zdjąć koszulkę, ale sprawiło mu to trudności. - Wiesz, mogę potrzebować nieco pomocy... - zasugerował. 
 - Chodziłeś cały dzień ze złamanym obojczykiem, grałeś na pozycji pałkarza ze złamanym obojczykiem, ubierałeś się dzisiaj, jak mniemam sam, ze złamanym obojczykiem, a teraz potrzebujesz pomocy w ściągnięciu ubrania? - zdziwiła się. 
 Syriusz westchnął i spojrzał błagająco na Remusa. Lupin pomógł przyjacielowi przełożyć koszulkę przez głowę, a później wyjął ramiona Syriusza przez rękawy. 
 Ruby przez chwilę mimowolnie zawiesiła wzrok na jego muskułach, mięśniach brzucha, ale była to dosłownie tylko chwila. Ułamek sekundy, ponieważ później jej uwagę przykuł ogromy siniak na prawym barku. To miejsce było aż tak sine, że niemal... czarne. Brunetka skrzywiła się, kiedy wyobraziła sobie jak to musiało boleć. 
 - Zwykle nie tak reagują kobiety, kiedy widzą mnie topless - zażartował. Ruby odchrząknęła.
 - Połóż się. 
 - Po co? 
 - Będzie mi łatwiej nastawić obojczyk - wyjaśniła. 
 Syriusz spojrzał na nią nieufnie, ale wykonał polecenie. Chyba nie miał innego wyjścia. Przeszły go ciarki, gdy Ruby położyła na jego ramieniu zimne dłonie. 
 - Chyba wolałbym, żeby zrobiła to pani Pomfrey... - zaczął panikować. - Będzie bolało? - spojrzał na nią wzrokiem zbitego psa.
 - Nie, skądże - skłamała. - To na trzy. Raz. Dw... - i każdy mógł usłyszeć, jak kości Blacka ustawiają się na swoje miejsce.
 - Aaaaaaaach! Miało być na trzy! Ty psychopatko! 
 Ruby nie wysilała się, żeby ukryć uśmiech satysfakcji. Chyba już wyrównali rachunki.

9 komentarzy:

  1. ąż mnie zaczęło boleć. ej boli mnie ramie teraz. tylke, że lewe. to vhyba potwierdza jaki ogramnie dobry jest ten tekst. szkoda mi Syriusza i tego, ze Ruby nie pamięta snu.
    "- Mój najmądrzejszy na świecie kolega - zaczął Remus z nutką sarkazmu. Kiedy Ruby usłyszała jego głos, odwróciła się zainteresowana. Natychmiast tego pożałowała. - Wczoraj złamał sobie obojczyk i nie miał zamiaru iść do pielęgniarki, ponieważ jest idiotą - kontynuował Remus, a Black wywrócił oczami. " ten fragment powalił mnie na łopatki . . . to może dlatego nie boli??
    nieważne.
    no ta a nie będę wytykać błędów(no może tylko to, ze Pani P. jakoś dziwnie się zachowywała-troszeczke inaczej niż w ksiazce, ale nwm dlaczego-takie mam warażenie)

    życzę weny
    gabi xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam jak się pozbyć p. Pomfrey, ale wyszło jak wyszło xd trzeba też wziąć pod uwagę, że jest ona tutaj o co najmniej 20 lat młodsza niż w książkach HP ;x
      dziękuję za szczerą opinię, a wena na pewno się przyda ;x

      Usuń
  2. Ha! Nareszcie sie doczekałam! Rozdział bardzo mi sie podobał, a błędy jesli jakies były to nie razily zanadto, bo jakoś nie widziałam a jestem cięta na takie rzeczy. Lubie twoją Ruby (Chociarz jest strasznie uparta!) ale przypomina mi trochę typowe wyobrażenie Lily. Opiera sie Syriuszowi, mowi mi ze nie jest pepkiem swiata... Chyba rozumiesz!!!! Pomysł z "modliszka" tez jest fajny a teksty Syriusza i Ruby świetne! Mam nadzieje ze kolejny rozdział szybciej bo nie moge sie juz doczekać!
    Pozdrawiam i weny życzę
    PS. Zapraszam do mnie, ale jesli nie chcesz to nie musisz wchodzić na "szmaragdowe spojrzenie"

    OdpowiedzUsuń
  3. Booooskie,uwielbiam twoje opowiadania ;3
    Podoba mi się wątek z Peterem,w innych blogach nie ma za wiele,a tutaj opisałaś przynajmniej większy fragment z nim.
    uuu zazdrosny Syri..boskie.

    Mam nadzieję,że szybko pojawi się kolejny tak wspaniały rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na następny !! ;> S.B. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaniedbałam pisanie komentarzy, więc teraz to odpracuję. Syriusz taki biedny :c
    dwie ostatnie linijki najlepsze. Jejciu kocham Ciebie i Twoje opowiadanie xd och te tekstu Syriusza ;> Fajnie, że wprowadziłaś wątek z Peterem, niewiele osób to robi, to wyobrażenie, że on cały czas był zdrajcą i tchórzem to trochę oklepane.
    Jednak nie mam co się dziwić, przyzwyczaiłam się do Twoich oryginalnych i miejscami zaskakujących pomysłów. Niewiele osób potrafi mnie zainteresować ale Tobie się to udało xd z niecierpliwością czekam na następny rozdział i oczywiście życzę dużo weny.
    Pozdrawiam
    Olga Hopkins :)

    OdpowiedzUsuń
  6. końcówka najlepsza :D nie ma co, to moje ulubione opowiadanie o huncwotach, jednak jest 2:42, jutro tu wracam i kończę :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hehehehehehe, czytając ten rozdział mam ochotę po prostu wyć ze śmiechu XD kocham Huncwotów <3 teraz nawet spojrzałam nieco przychylniej na Petera (zawsze był mi obojętny xD). Mówię Ci, będzie tak, że James im będzie krzyczał: "Gorzko! Gorzko!" na ślubie, heheh ;D
    jak zwykle świetne ^^ <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Au!!! Piszesz tak dobrze, że aż ramię mnie rozbolało. Prawie się poryczałam ze śmiechu. Świetny rozdział. Zapraszam do mnie: www.lilypoter.blogspot.com
    Zgadzam się z przedmówczynią!!! Pozdrawiam,
    Lunatyczka (lilypotter)

    OdpowiedzUsuń