22.08.2013

Rozdział 5 - Sen na jawie


Kilka słów od Devereaux


Jestem baaardzo zadowolona z tego rozdziału, macie okazję lepiej poznać Ruby, choć najbardziej podoba mi się końcówka :x Ach, i możecie dodać mnie do swoich kręgów na google+, aby być na bieżąco ze... wszystkim. Jeśli przeczytasz, zostaw komentarz. To motywuje!

 Następny dzień był o wiele bardziej słoneczny niż poprzedni. Słońce świeciło tak mocno, jakby jego promienie chciały dostać się do każdego zakamarku Hogwartu. Niby nadchodziła jesień, ale lato nie chciało ich opuścić tak szybko. Pogoda bardzo sprzyjała lekcji zielarstwa, z której właśnie wracała Ruby.
 - Cóż za piękny dzień, prawda Cahan? – usłyszała obok siebie znajomy głos.
 - Był piękny, dopóki ty się nie zjawiłeś, Black – odparowała.
 - Tak działam na kobiety. Zamieniam ich piękne dni w najwspanialsze na świecie – uśmiechnął się pewny siebie i zaszedł jej drogę, aby ją zatrzymać.
 - Dobrze wiesz, że chodziło mi o coś całkiem przeciwnego.
 - Skąd w tobie tyle wrogości, dziewczyno?
 - W porządku... - westchnęła. - Co się stało, że nachodzisz mnie o tak wczesnej godzinie, Syriuszku? – uśmiechnęła się sztucznie.
 - Nachodzę? Ja to nazywam spędzaniem czasu. Nieważne. Jedziesz do Hogsmeade w weekend?
 - Um, jeszcze nie wiem, a co?
 - Jak to co? Nasza randka, Cahan! Nie mów, że zapomniałaś.
 Prawdą było, że zapomniała. Ten zakład poszedł mu z taką łatwością! To nieco niesprawiedliwe. Severus ostatnio rzadziej wychodził poza pokój wspólny Ślizgonów, więc tylko ułatwił to Syriuszowi. Ona sama widziała Snape’a dwa, czy trzy razy. Wtedy, kiedy pojawił się przy schodach po eliksirach, dało się zobaczyć bijące się myśli Blacka. Była pewna, że gdyby Severus zjawiał się częściej, Black złamałby się. Cholera! Co ją naszło, żeby zakładać się o takie rzeczy?
 - A jak tam twój szlaban? – próbowała zmienić temat z nadzieją, że kiedy będzie go odkładać Syriusz wreszcie zapomni i da jej spokój.
 - Pogadałem wczoraj z McGonagall wywijając się treningiem. Odpuściła mi. Wiesz co? Ja wygrałem zakład, więc ja decyduję o miejscu. Hogsmeade, kawiarnia Pani Puddifoot. – Nie odpuszczał.
 - Zastanowię się – zbyła go i odeszła szybkim, ale pełnym gracją krokiem.
 - To nie była propozycja! – odkrzyknął. Ruby zignorowała to. Miał zamiar ją zmusić, żeby przyszła? Może i przegrała zakład, ale nie pozwoli, żeby ktoś mówił jej co ma robić. Zresztą, Kawiarnia Pani Puddifoot? Przecież to najgorsze miejsce jakie mógł sobie wymyślić! Tam ponad połowa klientów to zakochani, a ona z Syriuszem poszłaby najdalej do Gospody pod Świńskim Łbem. Dlaczego tak bardzo chciał, aby zobaczono ich razem? Oczywiście, że tam nie pójdzie. Prawda, Black wygrał zakład o randkę, ale kto powiedział, kiedy ta randka się odbędzie? Pójdzie wtedy, kiedy będzie jej to odpowiadało... o ile randka z Syriuszem Blackiem mogła jej kiedykolwiek odpowiadać...
 Podręcznik od zielarstwa i zeszyt z notatkami wypadł jej z rąk, gdy zderzyła się ramieniem z innym uczniem.
 - Przepraszam – usłyszała niesamowicie niski męski głos. Chłopak ukucnął i pozbierał jej rzeczy szybciej, niż ona się schyliła.
 - Nie szkodzi, to moja wina. – odgarnęła włosy z twarzy i wzięła od niego swoje książki. – Zamyśliłam się i całkowicie przestałam uważać... – mruknęła.
 - To tak jak ja – uśmiechnął się szeroko odsłaniając równe, białe zęby. Gdzieś już taki uśmiech widziała... Jego niebieskie tęczówki lustrowały twarz Ruby, a na pociągłej twarzy pojawiał się zarost. – Dorian – wyciągnął w jej stronę rękę. No tak! Dorian, który prawie nie spadł z miotły przez Syriusza.
 - Ruby – przedstawiła się, choć miała przeczucie, że chłopak już znał jej imię wcześniej. Uścisnęła jego dłoń. – Jesteś pałkarzem w drużynie Gryffindoru, prawda? – upewniła się.
 - Tak... I tak jak wczoraj, tak i dzisiaj twój chłopak chce mnie zabić wzrokiem – bardzo dyskretnie wskazał głową lewą stronę. Na błoniach, kilka metrów od nich, stała grupka Huncwotów. Kiedy Ruby obejrzała się w tamtą stronę, Syriusz obdarował ją szerokim uśmiechem i mrugnął do niej. – Dobrze, że teraz nie ma tłuczka – zaśmiał się nerwowo, a Ruby wybuchnęła śmiechem. Dorian zastanawiał się z czego brunetka się śmieje, bo przecież nic aż tak zabawnego nie powiedział. Prawda?
 - Syriusz nie jest moim chłopakiem – zaprzeczyła, gdy już się trochę uspokoiła. – Za żadne skarby świata! – znów się zaśmiała.
 - Muszę przyznać, że nieco mi ulżyło – uniósł brwi, a potem szybko je opuścił. – Muszę iść na lekcję, Ruby. Miło było cię poznać – uśmiechnął się.
 - Przyjemność po mojej stronie – odparła, a Dorian przeszedł obok.
 - Miłego dnia – mruknął jeszcze i odszedł. Ruby podążyła w stronę zamku z uśmiechem na twarzy.
           
 - Dlaczego ona z nim rozmawia? – zapytał przyjaciół zaniepokojony Syriusz.
 - Wyluzuj – uspokajał go Remus. – Przecież nic złego nie robią...
 - Zobacz tylko jak się do niej ślini. I te znaczące uśmieszki... Ja już wiem, co mu chodzi po głowie – mamrotał, jakby nie słyszał przyjaciela.
 - A tobie nie chodzi to samo? – uśmiechnął się złośliwie James.
 - Nie! – zaprzeczył oburzony. – Zamknij się.

 Nadeszła sobota. Przez Syriusza tak bardzo oczekiwany dzień, a przez Ruby tak bardzo niechciany. Biła się z myślami, czy powinna z nim iść, a Syriusz bił się z myślami, co dzisiaj założyć. Lily zachęcała Ruby, aby się z nim spotkała, a James doradzał Syriuszowi jaką koszulkę ma włożyć na siebie.
 - Jak myślisz? Przyjdzie? – zapytał Syriusz przyjaciela i przełożył przez głowę szarą koszulkę z czarnym napisem The Beatles.
 - Byłaby głupia, gdyby nie przyszła. Dlaczego tak się przejmujesz, Black? Aż tak ci zależy? – James uniósł wysoko brwi, a Syriusz spiorunował go wzrokiem. Czy mu zależało? Co za pytanie! Ba, oczywiście, że tak. Sam nie wiedział dlaczego... Próbował sobie powtarzać, że to nic wielkiego. Że serce, które mu przyspieszało za każdym razem, gdy Ruby pojawiała się na horyzoncie, to nic wielkiego. Że zazdrość, która pojawiała się za każdym razem, gdy Ruby rozmawiała z kimś, kto nie był Syriuszem, to nic wielkiego. Może się zauroczył, ale to przecież nic wielkiego. Prawda? Dziś miał szansę pokazać jej tego drugiego Syriusza, nie tego, który pomiatał ludźmi, ale tego, który był miły i uroczy. I chciał się nieco dowiedzieć o Ruby. Ta dziewczyna była dla niego tajemnicą. Nie wiedział o niej więcej niż wie o przeciętnym uczniu, którego spotykał na korytarzu Hogwartu. A Remus wcale mu nie pomagał. Black spojrzał na zegar na ścianie w ich sypialni, a później ponownie spojrzał w lustro. Wyglądał idealnie. Nie był narcyzem (czyżby?), ale mógł śmiało przyznać, że wyglądał po prostu... idealnie. Na twarzy pojawił się już jednodniowy zarost, ale nie dbał o to, ponieważ to sprawiało, że wyglądał... jeszcze bardziej idealnie.
Wybiegł za przyjaciółmi z dormitorium, prosto do zatłoczonego pokoju wspólnego. Profesor McGonagall stała na środku i rozkazała uczniom szóstej klasy ustawić się w kolumny. Syriusz rozejrzał się po pokoju. Po Ruby nie było ani śladu, bynajmniej on jej nie widział. Powoli tracił nadzieję.


 - Ruby! Pospiesz się! – Lily ponagliła współlokatorkę, z którą była coraz bliżej. Pozostałe dwie już wyszły do pokoju wspólnego.
 - Mówiłam ci, że nie idę – powiedziała spokojnym głosem i usiadła na brzegu łóżka.
 - Nakopię ci zaraz w tyłek! Normalnie nie nalegałabym aż tak, ale miej trochę godności! Przegrałaś zakład, teraz trzeba chociaż dotrzymać obietnicy – powiedziała tonem tak rzeczowym, że Ruby nieco się przeraziła. I miała taki poważny wzrok...
 - Jeśli ja pójdę na randkę z Syriuszem, czy ty pójdziesz na randkę z Jamesem? – Ruby spojrzała na nią chytrze.
 - Nie! Stawiasz mi ultimatum? – zapytała, a Ruby pokiwała twierdząco głową. – To nie fair. Wiesz, jakie mam stosunku z Jamesem. To całkiem inna sprawa.
 - Cóż, moje stosunki z Syriuszem wcale nie są lepsze.
 - Uch, jak sobie chcesz. Zostań tutaj, czytaj książki, poucz się, zamiast spędzić czas w świetnym towarzystwie – parsknęła rudowłosa i wyszła z dormitorium.
 Podpuszczała ją. Ruby zdziwiły słowa Lily. Od kiedy tak bardzo nalega na spotkanie z Huncwotami? Już dzień wcześniej zdziwiła się tym, że zastała Lily na treningu Quidditcha (a Evans przecież nienawidzi tej gry), a teraz to? Coś się w niej zmieniło.
 Lily specjalnie użyła takich słów. W duchu wierzyła, że Ruby pojawi się w Hogsmeade, ale ciemnowłosa nie miała takiego zamiaru. Chwyciła pierwszą lepszą książkę i pogrążyła się w lekturze.


 McGonagall policzyła uczniów i ruszyli w kolumnie w stronę Hogsmeade. Syriusz wciąż gorączkowo przeczesywał wzrokiem twarze Gryfonów idących do wioski, ale w dalszym ciągu nie widział tam Ruby. Dojście do Hogsmeade zajęło im około dziesięciu minut.
 - Przyjdzie – powiedział James i poklepał Syriusza po ramieniu. – Nawet jeśli nie, to milion innych lasek z chęcią ci potowarzyszy – uśmiechnął się. Poczochrał włosy w charakterystyczny dla siebie sposób i odszedł z resztą Huncwotów. Syriusz podążył w stronę Kawiarni Pani Puddifoot. Kilka dziewczyn się do niego doczepiło, ale on je ignorował lub spławiał.
 Wszedł do pomieszczenia. Wnętrze kawiarni było utrzymywane w barwach brązowo-różowych. Gdzieniegdzie można było ujrzeć kolor czerwony. Pomieszczenie wypełniało dziesięć kwadratowych, czarnych stolików, po dwa miejsca przy każdym. Były tam także dwa prostokątne stoły, po cztery miejsca. Przy jednym z tych większych stolików w kącie, siedział Syriusz. Sam. Do Hogsmeade przyjechali już dobre dziesięć minut temu, jak długo może zająć dojście do kawiarni? Da jej czas. Przecież nie ustalili dokładnej godziny, więc miała prawo się spóźnić... O ile na nieustaloną godzinę można się spóźnić. Gorzej jeżeli miał czekać godzinami, ale przynajmniej poczekałby.
 Podeszła do niego kelnerka, Mathilda. Zauważył, że wszystkie stoliki w obrębie Syriusza zostały zajęte przez jego rozchichotane fanki. Westchnął. Dlaczego one nie mogą mu dać spokoju?
 - Życzysz sobie czegoś, kochaniutki? – zapytała Mathilda. Ta przynajmniej go nie podrywała. Nie była brzydka, ale piękna też nie. Na twarz wstąpiły już zmarszczki, krótkie blond włosy związała w kucyk, a na sobie nosiła firmowy uniform. Biała  koszula, spódnica do połowy uda i fartuszek z logiem kawiarni.
 - Nie, jeszcze nie – uśmiechnął się uprzejmie.
 - Czekasz na kogoś? – dopytywała z czystej ciekawości. Bo co taki przystojny chłopak mógł robić sam w „kawiarni dla zakochanych”? Na oko Syriusza, miała około trzydziestu lat i męża, wnioskując po obrączce na palcu.
 - Tak – odparł szczerze.
 - Więc przyjdę, kiedy ona przyjdzie... albo on – mrugnęła do niego i odeszła za ladę. A on czekał. I czekał. Spławił kilka chętnych dziewczyn. James miał rację, chociaż w tym jednym – przynajmniej inne dziewczyny chciały mu towarzyszyć. Wciąż odwracał się w stronę drzwi i wlepiał w nie swoje spojrzenie. Pomyślał, że mógł usiąść twarzą do nich, bez ciągłego odwracania głowy. Było już pół godziny po trzynastej. Cholera, pomyślał. Dlaczego ona zgrywa taką niedostępną? Uwaga, Syriusz Black został wystawiony po raz pierwszy w życiu! Nie wiedział, że aż tak to boli. Pomyślał, jak musiały czuć się te dziewczyny, z którymi się kiedyś umówił i się nie zjawił. Czekał już godzinę, nie widział Ruby gdy wychodzili z Hogwartu i nie widział jej nawet za szybą. Jakie było prawdopodobieństwo, że przyjdzie? Tylko głupi uwierzyłby w to, choć i on na początku wierzył... Czy to czyniło go głupim?
 Podniósł się z miękkiej sofy, kanapy, czy jak to nazwać i poprawił koszulkę, która nieco osunęła mu się i odsłaniała kawałek brzucha. Zrobił krok z stronę drzwi i zawahał się. A co jeśli wyjdzie, a ona przyjdzie i pomyśli, że to on wystawił ją? Wziął głęboki oddech. Jego serce znów zabiło dwukrotnie szybciej, ciało przeszedł nerwowy dreszcz, a do nozdrzy dotarł delikatny zapach perfum. Uniósł wzrok. Ruby szła w jego stronę. Ciemne włosy falowały jej nieco pod wpływem powiewu powietrza, usta były pomalowane czerwoną szminką, zrobiła jeszcze cienką kreskę eyelinerem na powiekach. Na sobie miała czerwoną, zapiętą pod samą szyję koszulę i białe spodnie. Wyglądała idealnie. Idealny chłopak z idealną dziewczyną.
 - Wybierasz się gdzieś? – zapytała, gdy zobaczyła, że Syriusz wstał od stolika. Wszystkie spojrzenia przeniosły się na nich. A Syriusz patrzył na nią z nieukrywanym zdziwieniem.
 - Nie – odparł krótko. Usiadł z powrotem do stolika, a naprzeciw niego usiadła Ruby. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. – Myślałem, że nie przyjdziesz.
 - Ja też tak myślałam... Sama jeszcze nie wiem, co ja tutaj robię – powiedziała szczerze.
 - Nie widziałem cię, kiedy wychodziliśmy z zamku – zmarszczył brwi.
 - Bo nie wychodziłam razem z wami – uśmiechnęła się tajemniczo.
 - Więc... jak? – zapytał, ale sekundę później do niego dotarło. – Jednooka – powiedział zafascynowany. – Skąd wiedziałaś, jakie użyć zaklęcie?
 - Wypowiedziałeś połowę formuły, łatwo było się domyślić – odgarnęła włosy. Podeszła do nich Mathilda, dyskretnie uśmiechając się do Syriusza. Jej uśmiech mówił „wierzyłam-że-przyjdzie” i „warto-było-czekać”. Zebrała od nich zamówienie na dwie kawy z karmelem, a po chwili kelnerka wróciła z dwoma filiżankami i dwoma kawałkami ciasta. Na koszt firmy.
 - Więc...? – zaczęła Ruby powoli mieszając swoją kawę. O czym mieli rozmawiać? Ruby nie przychodził żaden temat na myśl, oprócz pogody.
 - Ruby, szczerze ci powiem, że jesteś dla mnie tajemnicą. – Powiedział bez owijania w bawełnę. Tą „randką” chciał się czegoś więcej o niej dowiedzieć i nie skrywał tego.
 - Tajemnice trzeba odkrywać cierpliwie – rzekła. Syriusz się tego nie spodziewał. Ale czego miał oczekiwać? Że zada jej pytania, a ona posłusznie na nie wszystkie odpowie? Że opowie mu historię swojego życia?
 - Po dniu spędzonym z tobą, zasypiam rozmyślając nad niektórymi słowami, bo wiem że w jakiś sposób łączą się z twoją przeszłością, ale... Tak niewiele o tobie wiem, Ruby.
 - A co chciałbyś wiedzieć? – zapytała. Małym widelczykiem odkroiła kawałek jabłecznika, a ten zaraz powędrował do jej ust. Syriusz upił łyk kawy.
 - Na przykład, dlaczego nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy?
 - Spotkaliśmy się, ale najwyraźniej tego nie pamiętasz.
 - Ale dlaczego?
 - Och, to proste. Bo jesteś dupkiem, Syriuszu Black – powiedziała całkiem poważnie i szczerze. Oczekiwał od niej, że powie mu swoją całą, bolesną historię życia? A więc niech tak będzie, o ile w ten sposób się go pozbędzie. Syriusz otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale Ruby mu przerwała. – Nie rozumiesz? Więc ci wytłumaczę. Twój umysł jest zaprogramowany tak, żeby zauważać rzeczy piękne. Dlatego nigdy mnie nie zauważyłeś. Bo kiedyś nie wyglądałam tak jak dzisiaj. Proste i logiczne.

 Słońce spowiło cały dziedziniec szkoły. Ruby ubrana w szkolny mundurek wracała właśnie z biblioteki z sześcioma książkami. Chciała usiąść na najbliższej ławce, kiedy usłyszała za swoimi plecami głupi rechot. Przyzwyczaiła się. Szła dalej i była już tak blisko celu, gdy ktoś powiedział:
 - Hej, Rogaczu. Może zapoznamy ze sobą tę dwójkę? – był to nie kto inny jak Syriusz Black. Zwracał się do Pottera, a ten najwyraźniej uznał propozycję przyjaciela za dobry pomysł i wyciągnęli swoje różdżki. – Defodio – mruknęli, ale różdżki mieli skierowane w różne strony. Spod nóg Ruby ubył kawałek chodnika, a zamiast niego zrobiła się duża dziura. Chcąc utrzymać równowagę zrobiła nieśmiały krok do przodu, ale natrafiła na krawędź ubytku i upadła do tyłu. Książki rozsypały się dookoła, a tuż na jej nogi opadł Severus Snape.
 - Cahan, nie masz już siły dźwigać swojego ciężaru? – zakpiła jakaś dziewczyna, a w oczach Ruby zebrały się łzy.


 Syriusz nie rozumiał do końca, dlaczego Ruby o tym mówi, ale czasami jej głos drżał, więc pomyślał, że to dla niej było naprawdę ciężkie. Po chwili zrozumiał i przypomniał sobie ową sytuację. Czy naprawdę był taki powierzchowny? Nie dostrzegał jej, ponieważ była otyła? 
 - Dziwne, że tego nie pamiętasz, bo to właśnie wtedy moje życie zmieniło się w piekło. – Powiedziała, a Syriusz siedział bez ruchu. Jak mógł jej coś takiego zrobić? Teraz mówiła o tym spokojnie, a w jej zielonych oczach nawet nie zalśniła łza. Co się stało, to się nie odstanie. Poradziła sobie już z mówieniem o przeszłości... jakże bolesnej przeszłości...
 - Przepraszam – szepnął, ale teraz nie patrzył jej w oczy, ale wpatrywał się w jeden punkt na podłodze. Zrozumiał, dlaczego miał wrażenie, że kiedyś spotkał Ruby, ale jej nie pamiętał. Czuł się jak dupek. Zrozumiał, co oznaczało przezwisko „Obfita Cahan”. Chciał zapytać jak stała się... taka szczupła, ale pomyślał, że to nieodpowiednie pytanie.Ruby znów zaczęła mówić.

 Zniewalająco piękna blondynka szła, wyznaczoną przez kamienną posadzkę, ścieżką. Od domu dzieliło ją zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy chłód ogarnął jej ciało. Naomi rozejrzała się nieco spanikowana i przyspieszyła kroku. Był środek lata i zaledwie kilka minut po północy, lecz ten chłód mógł zmrozić kości. Skrzyżowała ręce na piersi i pochyliła głowę. Jej stopy otoczyła ciemna chmura, jakby mgła. Uniosła wzrok i zatrzymała się przerażona. Otaczało ją czterech śmierciożerców. Tego się obawiała. Kilka miesięcy po ukończeniu Hogwartu bała się, że taką mądrą i sprytną Ślizgonkę jak ona, będą chcieli mieć w swoim gronie. No i była czystej krwi. Voldemort pragnął takich ludzi przy sobie.
 - Witaj, śliczna – przemówił szorstkim głosem jeden z nich. Miał długie, brązowe włosy, przerażająco zimne niebieskie oczy i około dwudziestu pięciu lat.
 - Czego chcecie? – zapytała. Naomi Cahan zdecydowanie nie należała do ludzi, którzy milczą w sytuacji zagrożenia. Zagra na czas, może coś dobrego się stanie...
 - Och, co za głupie pytanie. Ciebie, kochaniutka – odezwała się ciemnowłosa kobieta. Na twarzy miała wymalowany szaleńczy uśmiech. Przed Naomi stała Bellatrix Black.
 - Czarny Pan nam zlecił zwerbowanie cię do naszej armii – odparł twardo trzeci głos, ale tego mówcy twarzy nie widziała, bowiem pogasły wszystkie latarnie, a stał on w pewnej odległości. – Wiedz, że masz wybór. Dołączyć do nas lub zginąć. Wybierz mądrze.
 Nigdy nie popierała Voldemorta. Jego przekonania były chore. Ale bała się, że skrzywdzą jej rodzinę. A co z jej młodszą siostrą? Zechcą zwerbować ją teraz, czy kiedy ukończy Hogwart? A jej ojciec? Przecież on też był w Slytherinie! Na Merlina, a co z jej matką? Przecież ona jest półkrwi! Co się stanie jeśli do nich dołączy pod warunkiem, że zostawią jej rodzinę w spokoju? Czy rzeczywiście tak będzie, czy przyjdą po nich w innym czasie? 
 - Nigdy do was nie dołączę. Wiem, że przegracie w tej bitwie, o cokolwiek tam walczycie. Nie rozumiem waszych idiotycznych przekonań i nie mam zamiaru pomagać wam w czymkolwiek.
 - Zła odpowiedź – szepnęła jej do ucha Bellatrix, a przez ciało Naomi przeszły dreszcze. Blondynka sięgnęła do kieszeni spodni po różdżkę, ale śmierciożercy byli szybsi. Zielona strużka światła pomknęła ku Naomi Cahan.

 - Rankiem przysłali sowę. Do jej nogi nie był przywiązany żaden list, ale fiolka. Fiolka ze wspomnieniem jednego ze śmierciożerców. To było ostrzeżenie, że nas też spotka kiedyś taki los – dokończyła opowiadać. Interesowała go jeszcze jedna rzecz: jak poznała Remusa? I o to także zapytał.
 - Nie wiem, czy Remus się nie urazi, że o tym powiem.
 - Nie pisnę mu ani słowa.
 - Niech więc to będzie twój test na zaufanie. Można się domyślić, miałam depresję po śmierci siostry. Oddychałam, ale tak naprawdę nie żyłam. Wy to tylko pogorszyliście. Nie jadłam, prawie nie ruszałam się z łóżka. Rodzice wysłali mnie na jakiś obóz dla czarodziei z problemami... Tam poznałam Remusa. Wiele mi pomógł, nie wiem, czy gdyby nie on, siedziałbym tu dzisiaj – przyznała. Nie miała zamiaru mówić mu swojej historii życia, a jednak nie mogła powstrzymać od wyznania mu wszystkiego. Za długo trzymała to w sobie. Nie miała z kim o tym wszystkim porozmawiać. No, oczywiście był Remus, ale on i tak za dużo się o tym nasłuchał. Nie wiedziała, czy mogła ufać Blackowi. Prawdopodobnie nie, a jednak opowiedziała mu o swojej siostrze, o depresji i reszcie przykrej przeszłości. Syriusz chciał usiąść obok niej i ją przytulić, ale się rozmyślił. Wiedział, że Ruby nie potrzebowała pocieszenia. Może kiedyś, ale nie dziś. Dziś była twardą kobietą. Syriusz odchrząknął. Opowiedział jakiś żart i skierował ich rozmowę na właściwy tor. Tor bez smutków i duchów przeszłości. Nie obchodziło go, jaka była wcześniej. Chciał ją tylko lepiej poznać.


 James, Remus i Peter siedzieli w pubie Pod Trzema Miotłami. Popijali kremowe piwo i żartowali, jak na Huncwotów przystało. W końcu ich rozmowa zeszła na temat Syriusza i Ruby.
 - Nie jesteś zazdrosny? – zapytał James kierując swoje pytanie do Remusa.
 - O co? – Lupin zmarszczył brwi, ponieważ naprawdę nie wiedział, o czym mówił jego przyjaciel. – O Ruby? Nie, oczywiście, że nie. Tylko się przyjaźnimy.
 - Miałem raczej na myśli Syriusza – zarechotał złośliwie James, a Peter mu zawtórował.
 - Zaraz ci przywalę w twarz – powiedział Lunatyk, ale on sam ledwo powstrzymywał śmiech. Remus i Syriusz byli ze sobą blisko, oczywiście, ale tylko jako przyjaciele. Syriusz zawsze był dla niego wsparciem i często w takich momentach Remus potrzebował uścisku. Więc przytulali się od czasu do czasu. Nawet na  niektórych zdjęciach Black całuje policzek Remusa, ale to tylko przyjacielskie żarty. Niestety czasem byli oni obiektami żartów przyjaciół, ale nie robili z tego afery. Kiedyś jakiś obcy chłopak skomentował stosunki Syriusza i Remusa, ale wtedy Łapa wstał i głośno oznajmił:
 - Tak! Kocham mojego Luniaczka!
 Do dziś się z tego śmieją.
 - Ciekawe co robią teraz... – zagadnął Peter znad kufla.
 - Pewnie już miziają się gdzieś w kącie kawiarni – wzruszył ramionami James.
 - Nie, szczerze wątpię. Ruby taka nie jest – mruknął Lupin.
 - Luniaczku, nie wiesz co może zrobić magia Blacka – zaśmiał się Rogacz.

 - Dlaczego nazywają cię Łapą? – zapytała po chwili ciszy Ruby. Syriusz uniósł swoje ciemne oczy na jej twarz. Co miał odpowiedzieć? Miał jej zdradzić ich największy sekret? Może kiedyś, ale jeszcze nie dziś. – Och, no wiesz co? Opowiedziałam ci tyle rzeczy z mojego życia, a ty nie możesz mi powiedzieć tej jednej? – dopytywała, gdy ten milczał.
 - Ja... bardzo lubię psy. Mój patronus to pies – powiedział szczerze. Jego patronus to naprawdę pies. Rzecz w tym, że nie dlatego mówili na niego Łapa.
 - Naprawdę? Więc James bardzo lubi rogacze, a Peter... Glizdogony? Co to w ogóle znaczy?
 - Spostrzegawcza jesteś – przyznał uśmiechając się. – Ale o Lupina nie zapytałaś, a to chyba znaczy, że wiesz skąd wzięła się jego ksywka...
 - Spostrzegawczy jesteś – mruknęła, ale nie uśmiechnęła się. Wciąż żałowała, że wyznała mu całą prawdę o sobie, i nawet nie zażądała nic w zamian. Jaka głupia była! – Wiem o jego... problemie.
 - Powiedział ci? Nam powiedział dopiero po dwóch latach znajomości! Ba, nawet nam nie powiedział, sami musieliśmy się domyślać! – oburzył się. – O czym jeszcze wiesz?
 - Boisz się – podsumowała i uśmiechnęła się chytrze. – To znaczy, że coś ukrywasz i boisz się, że ja znam twoją tajemnicę. Ale czy to prawda, zachowam to dla siebie – stwierdziła. Syriusz nachylił się nad stołem i oparł się o niego łokciami.
 - Nic nie wiesz – odparł patrząc jej w oczy, ale w jego głosie dało się wyczuć nutkę niepewności. Ruby przybrała podobną pozę do Blacka, tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
 - Czyżby? – przez długą chwilę patrzyli sobie w oczy i to Black zmienił kierunek spojrzenia jako pierwszy. Ruby odchrząknęła i spojrzała na zegarek na brązowej ścianie kawiarni. – Cóż, koniec randki, Black. – Powiedziała i wstała z miejsca.
 - Czyli to jednak randka - uśmiechnął się, ale szybko jego uśmiech zanikł, gdy Ruby posłała mu groźne spojrzenie. - Zresztą, to ja cię zaprosiłem i chyba ja powinienem oznajmiać jej koniec – zmarszczył brwi, ale Ruby już go nie słuchała. Musiała być w Hogwarcie szybciej od McGonagall i grupy szóstoklasistów. Szybciej od Lily i swoich współlokatorek.
 Wybiegła z kawiarni Pani Puddifoot i szybko powędrowała w stronę Miodowego Królestwa. Pracował tam niemiły, starszy pan o siwej głowie i nieco młodsza, miła kobieta, która ze zrozumieniem wpuściła Ruby do piwnicy lokalu. Wydaje się, że wie dokąd prowadzi przejście z piwnicy Królestwa i nie ma nic przeciwko, kiedy pojawiają się u niej coraz to nowi uczniowie. Ruby przeszła przez dziurę w podłodze Miodowego Królestwa, pożegnała się z pracownicą i skoczyła z drabiny na ziemię. Tunel był ciemny i wilgotny. Musiała się schylać, żeby nie uderzyć głową o sufit. Dalej korytarz powiększał się, a dziewczyna mogła wyprostować plecy. Gdy doszła do końca drogi, napotkała dwa małe schodki. Wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała zaklęcie Dissendium i wyskoczyła z garbu posągu Wiedźmy na korytarz na trzecim piętrze. Przejście zamknęło się samo.
 Ruby rozejrzała się po korytarzu, czy nikt jej nie widział, ale wszyscy uczniowie byli teraz w Hogsmeade. Poprawiła koszulę i ruszyła przed siebie do dormitorium dziewczyn.
 - Wnykopieńki – powiedziała hasło stojąc przed Grubą Damą. Portret otworzył się, a ona przelazła przez dziurę w ścianie. W pokoju wspólnym były tylko dwie nieznajome jej osoby... ale one na pewno znały Ruby, bo już coś o niej szeptały. Zignorowała je i poszła do sypialni. Położyła się na łóżku, tak jak leżała, przed wyjściem do Hogsmeade. Usłyszała hałas dochodzący z pokoju wspólnego, gwar. Wrócili. Ruby chwyciła jakąś książkę i otworzyła ją na przypadkowej stronie. Na jej kolanach wylądował kawałek pergaminu... List od rodziców! Dostała go cztery dni temu i jeszcze im nie odpisała! Zerwała się z łóżka i chwyciła czysty kawałek papieru i pióro.

Mamo i tato,
u mnie wszystko w jak najlepszym porządku.

Ale czy na pewno?

Przepraszam, że nie odpisywałam, ale...

Ale co? Ale spędzała czas z Syriuszem Blackiem i nie mogła odpisać?

...mamy teraz nawał pracy domowej. Wiecie, za rok egzaminy, a już teraz trzeba powoli się uczyć. Pozdrówcie babcię i nie martwcie się. Jeśli coś się będzie działo, dam Wam znać. Kocham Was.
Ruby

 Wzięła kartkę w dłoń i chciała wyjść z dormitorium, ale drzwi otworzyły się pierwsze i przeszła przez nie Lily.
 - Co tam? Jakie przygody cię spotkały w tym szalonym dormitorium? – zironizowała. Lily miała jej za złe, że rzekomo nie poszła na spotkanie z Syriuszem? Ruby wzruszyła ramionami, odparła, że się spieszy i pobiegła do sowiarni. Weszła do zachodniej wieży i wstąpiła do pomieszczenia z ptakami.
 Sowy pohukiwały znudzone. Siedziały na swoich miejscach w wyszczerbionych w ścianie „klatkach”, ale nie wszystkie sowy były obecne. Podleciała do niej piękna płomykówka biało-brązowa. Ruby chwyciła jeden ze sznurków na kamiennym parapecie i przywiązała list do nóżki sowy. Płomykówka odleciała w dal z wdziękiem. Ruby westchnęła i wyszła z wieży, a sowy odprowadziły ją wzrokiem do samych drzwi.
 - Na Merlina! – krzyknęła, kiedy zobaczyła znajome zielone włosy. Postać odwróciła się twarzą do Ruby i obie pobiegły do siebie z uśmiechem.
 - Szukałam cię – powiedziała zielonowłosa, wciąż przytulając mocno Ruby. Była to Puchonka, Heliotropa Everett. I przyjaciółka Ruby.
 - Nie miałam pojęcia, że dzisiaj przyjeżdżasz! Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytała oburzona Ruby, gdy oderwały się od siebie. Heli była ładną dziewczyną. Miała delikatne rysy twarzy, pełne usta i brązowe oczy. No i zielone włosy, ale każdy się już do nich przyzwyczaił.
 - Sama nie wiedziałam kiedy wrócę. Jejku, ale się zmieniłaś – powiedziała zdziwiona i zmierzyła wzrokiem brunetkę. – A jak się trzymasz? – jej ton złagodniał. Ruby tego nienawidziła. Nie chciała litości, ani współczucia. To nie pomagało jej trzymać się w kupie.
 - Dobrze... Całkiem dobrze. A jak tam w Paryżu? – zmieniła temat.
 - Och, muszę ci tyle opowiedzieć! – krzyknęła podekscytowana, chwyciła Ruby pod ramię i ruszyły przed siebie, bez konkretnego celu. – Musisz poznać Pietro! Jest taki cudowny!
 - Kim jest Pietro?
 - Jeśli przyjedziesz do mnie na święta, na pewno go poznasz! Spotkaliśmy się w Paryżu... i myślę, że się w nim zakochałam – wyznała. – Spójrz! – wystawiła rękę tuż przed twarz Ruby. Na palcu u prawej dłoni lśnił srebrny pierścionek ze szmaragdowym małym brylantem. Był piękny.
 - Oświadczył ci się? – zapytała Ruby z uśmiechem.
 - No cóż... Nie, ale to jego pamiątka rodzinna. Skoro mi ją dał, to chyba coś znaczy, nie? Mówił mi, że mnie kocha, ale mówił także, że ja nie muszę się spieszyć z mówieniem mu tego samego... On jest taki idealny, Ruby! – pisnęła podekscytowana. – Nie śpieszy się z naszym związkiem i nie jest taki jak inni faceci... Jest rok starszy, niedawno skończył jakąś francuską szkołę dla czarodziei, ale nie umiem wypowiedzieć jej nazwy. Mieliśmy taką wspaniałą randkę... – zaczęła opowiadać. W opisie tego jakże czarującego spotkania był aż nadmiar słów: wspaniały, idealny, świetny, znakomity, doskonały i tym podobne. Ruby ciszyła się, że jej najlepsza – i jedyna – przyjaciółka jest szczęśliwa i życzyła tej parze powodzenia. W końcu stwierdziły, że usiądą na błoniach, więc tam się skierowały. – A wiesz co jest jeszcze lepsze? – zapytała Heli, ale nie czekała na odpowiedź. – Że Pietro ma bardzo dobrego przyjaciela. Dużo mi o nim opowiadał i mówił o nim tyle dobrych słów, że sama nie mogłam uwierzyć! Ale poznałam go kilka tygodni temu i wiesz co? Jest idealny dla ciebie! – krzyknęła. – Jest przystojny, miły i totalnie mądry! – Ruby parsknęła śmiechem na określenie „totalnie mądry”. Czy Heliotropa próbowała ją zeswatać? Och, tak. Próbowała i to jeszcze jak. – Wygląda jak anioł i nawet nazywa się Gabriel.
 - Czy to nie ten co zapładniał ludzi? – usłyszały trzeci szyderczy głos.
 - Zwiastował narodziny, jeśli już... – mruknęła Heli, nie do końca wiedząc do kogo mówi. A później uniosła wzrok na mówcę i od razu go poznała. A raczej ich. Bo Ruby nawet nie musiała patrzeć, żeby wiedzieć kto wtrącił się do rozmowy. Natknęły się na Huncwotów. Nie wszystkich, trójkę z nich. Brakowało Petera.
 Potter przeczesał włosy palcami, a na nosie miał prostokątne okulary kontaktowe. Black stał oparty o ścianę w skórzanej kurtce zapiętej do połowy, z rękoma w kieszeni. No i jeszcze był Lupin, który siedział na murku, a na kolanach miał otwartą książkę. Ale mówił do nich Syriusz. Wyglądał tak samo jak w Hosgmeade, tylko teraz z kieszeni spodni wystawała mu różdżka, a włosy były bardziej potargane. Ruby też się nie przebierała, nie miała na to czasu.
 - Nie powinieneś podsłuchiwać ludzi – pouczyła go Ruby z wyrzutem.
 - Podsłuchiwać? Ależ nie musiałem. Twoja koleżanka jest taka podekscytowana, że chyba cały Hogwart słyszał o jej wspaniałej randce z niejakim Pietro – powiedział bez zająknięcia się.
 - Słucham? – oburzyła się zielonowłosa.
 - Następnym razem tak nie krzycz, Modliszko – poradził Black. Ruby nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem, ale później chcąc to ukryć, zagryzła dolną wargę. Syriusz był bardzo pewny siebie i z łatwością nadał Heliotropie nowe przezwisko. Modliszka. Ruby zwykła na nią mówić „Heli”, ale „Modliszka” też było dobre. I trafne. Nie tylko ze względu na włosy, ale ze względu na charakter. Heliotropa lubiła wyzwania, lubiła zmieniać chłopaków i potrafiła się zemścić. Chociażby odgryzając głowę...
 - Zresztą, Gabriel? Serio? Brzmi... gejowsko – skomentował.
 - Syriusz też nie jest najlepszym imieniem – podjęła grę Ruby. Skrzyżowała ramiona na piersi.
 - Egipskie bóstwo i gwiazda – skomplementował sam siebie.
 - Archanioł i władca raju – Ruby broniła Gabriela.
 - Jeżeli ktoś jest idealny dla ciebie, Cahan, jestem to tylko ja – uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem i patrzył Ruby w oczy. Znowu to robił. Znowu z nią flirtował. I znowu robił to bardzo otwarcie i przy wszystkich.
 - Chyba jednak jesteś za bardzo... narcystyczny – powiedziała.
 - Nie jestem narcystyczny, po prostu szczery. Wiem, że w głębi duszy, czy gdzieś tam przyznajesz mi rację – uniósł brwi wyzywająco.
 Ruby parsknęła śmiechem.
 - Wow. Nie wierzę, że aż tak jesteś zapatrzony w siebie, Black – pokręciła powoli głową.
 - Ekhym – odchrząknęła Modliszka. – Chyba musimy iść, prawda Ruby? – i ponownie, nie czekając na odpowiedź, pociągnęła brunetkę za łokieć i pospiesznym krokiem odeszły od Huncwotów.
 Gdy były w bezpiecznej odległości i kiedy miały pewność, że nikt ich nie podsłucha, pierwsza rozmowę podjęła Heliotropa.
 - Dobra. Co się wydarzyło przez te kilka dni, kiedy mnie nie było?
 Usiadły na trawie pod drzewem przy jeziorze.
 - Nic – odpowiedziała Ruby.
 - Doprawdy? Bo to nie wyglądało mi na nic.
 - Co masz na myśli? – Ruby zmarszczyła brwi.
 - Och, na Merlina! Ewidentnie mu się podobasz. Patrzy na ciebie z tym... zafascynowaniem w oczach. Nie zauważyłaś tego, bo byliście zbyt zajęci wzajemnym dogryzaniem sobie. Między wami omal nie wybuchnął pożar, Ruby!
 - Co? – zapytała zdezorientowana.
 - Uch... Iskrzyło między wami. Słyszałam, że Black ma nową dziewczynę, ale nie miałam pojęcia, że to ty...
 - Nie! Nie jestem jego dziewczyną i nie będę, Heli. Koniec, kropka. – Stwierdziła stanowczo.
 - Szkoda. Wydaje mi się, że bylibyście dobrą parą – mruknęła niby od niechcenia, ale chciała zakorzenić w swojej przyjaciółce iskierkę nadziei i przekazać jej opinię z drugiej strony.
 - Zapomnij. Wiem, jak Black traktuje dziewczyny, a ja nie zamierzam być jedną z nich. Możemy powrócić do Gabriela? – zapytała błagalnie Ruby.
 - Och, zapomnij o Gabrielu, skoro teraz masz Blacka w garści!
 Ruby zignorowała to. Nie rozmawiała o nim z Lily i nie zamierza rozmawiać z Heliotropą. W ogóle nie chciała o nim rozmawiać. Co on sobie myśli? Cześć, jestem Syriusz Black. Pan Idealny i Pan Wiemżemniepragniesz. Ale Ruby go nie chciała. Przyczepił się jak jakiś pies... Jeżeli ktoś jest idealny dla ciebie, Cahan, jestem to tylko ja, co miał na myśli mówiąc to zdanie? Ależ z niego dupek! Wiem, że w głębi duszy, czy gdzieś tam przyznajesz mi rację... Miała go serdecznie dość. Przecież nie każda dziewczyna marzy o Syriuszu Black. Są takie, które uważają go za nadętego idiotę, i do tego typu dziewczyn należała Ruby. Tak, czasami można było porozmawiać z nim, jak z normalnym człowiekiem, ale nie kiedy był z kolegami. Wtedy cwaniaczył i myślał, że jest najlepszy na świecie i nikt mu się nie równa.


 Heliotropa nie wracała do tematu Blacka, ponieważ wiedziała, jak ten temat drażni Ruby. Cahan wróciła do dormitorium. Zielonowłosa zrozumiała. Ale czy Lily zrozumie? Miała taką nadzieję, bo nie chciała powtarzać jak bardzo nie chce być z Syriuszem i jak bardzo nie chce o nim rozmawiać. Czy to tak trudno pojąć?
 Ale w dormitorium nie było żywej duszy. Ruby się zdziwiła, aczkolwiek nie narzekała. Na jej łóżku pochrapywała cicho Shadow, lecz obudziła się, gdy Ruby usiadła na brzegu posłania. Była godzina dwudziesta, a dziewczyna nie miała co robić. Lekcje miała odrobione, książki nie chciało jej się czytać, a kot nie był skory do zabawy, bo kilka sekund później znów zasnął. Otworzyła szkicownik i zaczęła poprawiać przypadkowy rysunek. Wkrótce do dormitorium weszła Mary i Anastazja. Rozmawiały o jakiejś biżuterii, którą widziały w Hogsmeade i żałowały, że jej nie kupiły. Co za problemy pierwszego świata... W końcu brunetka stwierdziła, że pójdzie pod prysznic. Powiadomiła o tym współlokatorki, żeby wiedziały, że w tym czasie łazienka będzie zajęta. Wzięła szybki, zimny prysznic. Wytarła się ręcznikiem i włożyła piżamę. Zwykła szara bluzka z długim rękawem i różowe spodnie w białe kropki. Wróciła do sypialni i położyła się w łóżku.
 Dołączyła do nich Lily, która wróciła z patrolu korytarzu i od razu zaczęły rozmawiać o nikim innym, jak o Jamesie Potterze.
 - Podobno dzisiaj zaprosił cię na randkę aż trzy razy! – zapiszczała Mary.
 Ruby wywróciła oczami i wychyliła się z łóżka i sięgnęła do szafki nocnej. Otworzyła dolną szufladę i wyjęła z niej fiolkę eliksiru Słodkiego Snu. Choć wszystkie dziewczyny leżały już w swoich łóżkach, nie wyglądały jakby chciało im się spać. Ruby też się nie chciało, ale nie miała ochoty słuchać tych zachwyconych jęków nad Potterem i spółką. Otworzyła buteleczkę i na grzbiet lewej ręki skapnęły trzy gęste krople eliksiru. Zlizała je, odłożyła naczynie na miejsce i wygodnie ułożyła się w łóżku, twarzą do ściany. Szybko odpłynęła w objęcia Morfeusza.

 Była w bibliotece. W piżamie, w bibliotece. Było ciemno, światła były zgaszone, więc nie mogła określić przy jakim dziale stała. Czuła, że nie była tam sama. Rozejrzała się nerwowo. Z ciemności wyłoniły się równie ciemne oczy. Z góry padało światło, jakby ktoś kierował na niego reflektor teatralny.
 On też nie wyglądał jak na ucznia przystało. Miał na sobie czarny podkoszulek i szare spodnie. Też był w piżamie i powoli zbliżał się do Ruby.
 - Nawet w snach musisz mnie nękać? – zapytała niby żartobliwie.
 - No cóż, tak wyszło – uśmiechnął się delikatnie. Był coraz bliżej, dzieliły ich od siebie zaledwie dwie stopy. Ruby bała się tego, co on chciał zrobić. Chciała się cofnąć, ale nie mogła, bo stała przy samym regale. Chciała go od siebie odsunąć, ale nie mogła się ruszyć. Jakby wszystkie mięśnie jej zniknęły.
 - Dlaczego nie mogę się ruszyć? – zapytała osłupiała.
 - Bo to nie to, co chce twoje serce – odparł jak najbardziej szczerze.
 - Syriusz, cofnij się, proszę – szepnęła, ale teraz opierał on swoje czoło o jej.
 - Nie mogę – również szepnął. – Wiesz... Mój wujek zwykł mawiać, że po... – przerwał na kilka sekund, jakby zbierał w sobie odwagę. Tchórzący Syriusz? Nigdy. - ...po pierwszym pocałunku będziesz wiedzieć wszystko.
 Serce Ruby przyspieszyło. Nie, Syriusz. Nie rób tego, błagała w duchu. Wydawało jej się, że obserwowała całą scenę gdzieś z boku, bo dziewczyna ze snu, w duchu błagała aby jednak to zrobił.
 Uniosła wzrok na jego twarz. Spojrzała w jego oczy. W jego ciemne, diabelskie oczy. Ujął jej twarz w dłonie i musnął nieśmiało jej wargi. Położyła ręce na jego torsie, ale go nie odepchnęła. Och, jak bardzo chciała się w sobie zebrać i go odtrącić. Miała ochotę uderzyć go w twarz... Przecież nie może tak po prostu do niej podejść i ją pocałować! Ale nie. Bo na to miała ochotę Ruby, ta która śniła. Nie ta, która była we śnie.
 Ta, która była we śnie zrobiła coś piekielnie głupiego. Odwzajemniła pocałunek, a Syriusz wpoił się w jej usta z większą pewnością i czułością. Och, jak dobrze smakowały jego usta... Przeniósł dłonie na jej talię i przyciągnął do siebie. Czuła jego mięśnie brzucha przez koszulkę. Wszystko było takie realne, namacalne, ale przecież nic z tego nie działo się naprawdę... Prawda?
 Syriusz przerwał pocałunek i ostatni raz zlustrował twarz Ruby. Cofnął się o krok. Potem o drugi. Mogłaby przysiąc, że na jego twarzy tkwił niewidoczny, skrywany, triumfalny uśmiech. Cofnął się o jeszcze jeden krok. Powoli znikał w ciemności. A reflektor stanął na osłupiałej Ruby.
Wkrótce po Syriuszu nie było śladu. Rozpłynął się w ciemności.
 - Syriusz? Syriusz! Black, do cholery! – krzyknęła. Reflektor zgasł.

 Otworzyła oczy. Serce biło jej znacznie szybciej niż powinno. W sypialni światło zgasło, a dziewczyny spały. Usiadła. Przetarła zmęczoną twarz dłońmi. Wciąż czuła na sobie jego dotyk. Jego wargi. Odruchowo dotknęła koniuszkami palców ust. Zupełnie jakby była w tej bibliotece. Jakby wszystko zdarzyło się naprawdę.
 Wzięła głęboki oddech. Na zewnątrz na niebo powoli wpełzało słońce. To tylko głupi sen, uspokój się, kobieto.
 Lily poruszyła się na łóżku. Ruby położyła się z powrotem, zamknęła oczy, ale już nie zasnęła.

5 komentarzy:

  1. TEN SEN BYŁ ZAJEBISTY!!! Jkon to zrobił??? pewnie jakieś aklęcie, myslałam o leglimencji.tak czy owak nie mog sie doczekać następnego xD
    Ps. czyżbym była pierwsza?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki ty masz talent *o*
    Syriusz jest czarujący. Na miejscu Cahan naprawdę już bym uległa xD
    Ta ich randka <3 To strasznie smutne, że tak bardzo wyśmiewano się z Ruby... Ale ona im jeszcze wszystkim pokaże, coś mam takie przeczucie.
    "- Tak! Kocham mojego Luniaczka!"- to było takie słodkie, że poziom insuliny mi skoczył <3
    " - Luniaczku, nie wiesz co może zrobić magia Blacka – zaśmiał się Rogacz."- <3
    W ogóle ten fragment z Huncwotami mi się spodobał :D
    Heliotropa, haha xD Samo jej imię kojarzy się z modliszką xD
    Albo z jakąś nieuleczalną chorobą xD
    Kwestia Heli z tym pożarem była taka podniecająca <3
    No i sen... dlaczego ja takich nie miewam? ;___________;
    Ciekawe, czy Syriusz jakoś w to ingerował...
    hyhyhy, coś czuję, że zacznie się dziać.
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To było po prostu niesamowite, sen przebił wszystko, a to jak Huncwoci przeszkodzili Ruby w rozmowie z Modliszką było piękne :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Sen genialny ( mam nadzieje, że się spełni)❤️❤️❤️
    Wszystko inne też cudowne, a najlepsze teksty Syriusza��
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. BOŻE CZEMU TO JEST TAKIE ZAJEBISTE. A nie mogę iść dalej czytać :CCCC dopiero potem :C jesteś genialna, pamiętaj <3

    OdpowiedzUsuń