Kilka słów od Devereaux
Następny
dzień był o wiele bardziej słoneczny niż poprzedni. Słońce
świeciło tak mocno, jakby jego promienie chciały dostać się do
każdego zakamarku Hogwartu. Niby nadchodziła jesień, ale lato nie
chciało ich opuścić tak szybko. Pogoda bardzo sprzyjała lekcji
zielarstwa, z której właśnie wracała Ruby.
-
Cóż za piękny dzień, prawda Cahan? – usłyszała obok siebie
znajomy głos.
-
Był piękny, dopóki ty się nie zjawiłeś, Black – odparowała.
-
Tak działam na kobiety. Zamieniam ich piękne dni w najwspanialsze
na świecie – uśmiechnął się pewny siebie i zaszedł jej drogę,
aby ją zatrzymać.
-
Dobrze wiesz, że chodziło mi o coś całkiem przeciwnego.
-
Skąd w tobie tyle wrogości, dziewczyno?
-
W porządku... - westchnęła. - Co się stało, że nachodzisz mnie
o tak wczesnej godzinie, Syriuszku? – uśmiechnęła się
sztucznie.
-
Nachodzę? Ja to nazywam spędzaniem czasu. Nieważne. Jedziesz do
Hogsmeade w weekend?
-
Um, jeszcze nie wiem, a co?
-
Jak to co? Nasza randka, Cahan! Nie mów, że zapomniałaś.
Prawdą
było, że zapomniała. Ten zakład poszedł mu z taką łatwością!
To nieco niesprawiedliwe. Severus ostatnio rzadziej wychodził poza
pokój wspólny Ślizgonów, więc tylko ułatwił to Syriuszowi. Ona
sama widziała Snape’a dwa, czy trzy razy. Wtedy, kiedy pojawił
się przy schodach po eliksirach, dało się zobaczyć bijące się
myśli Blacka. Była pewna, że gdyby Severus zjawiał się częściej,
Black złamałby się. Cholera! Co ją naszło, żeby zakładać się
o takie rzeczy?
-
A jak tam twój szlaban? – próbowała zmienić temat z nadzieją,
że kiedy będzie go odkładać Syriusz wreszcie zapomni i da jej
spokój.
-
Pogadałem wczoraj z McGonagall wywijając się treningiem. Odpuściła
mi. Wiesz co? Ja wygrałem zakład, więc ja decyduję o miejscu.
Hogsmeade, kawiarnia Pani Puddifoot. – Nie odpuszczał.
-
Zastanowię się – zbyła go i odeszła szybkim, ale pełnym gracją
krokiem.
-
To nie była propozycja! – odkrzyknął. Ruby zignorowała to. Miał
zamiar ją zmusić, żeby przyszła? Może i przegrała zakład, ale
nie pozwoli, żeby ktoś mówił jej co ma robić. Zresztą,
Kawiarnia Pani Puddifoot? Przecież to najgorsze miejsce jakie mógł
sobie wymyślić! Tam ponad połowa klientów to zakochani, a ona z
Syriuszem poszłaby najdalej do Gospody pod Świńskim Łbem.
Dlaczego tak bardzo chciał, aby zobaczono ich razem? Oczywiście, że
tam nie pójdzie. Prawda, Black wygrał zakład o randkę, ale kto
powiedział, kiedy ta randka się odbędzie? Pójdzie wtedy, kiedy
będzie jej to odpowiadało... o ile randka z Syriuszem Blackiem
mogła jej kiedykolwiek odpowiadać...
Podręcznik
od zielarstwa i zeszyt z notatkami wypadł jej z rąk, gdy zderzyła
się ramieniem z innym uczniem.
-
Przepraszam – usłyszała niesamowicie niski męski głos. Chłopak
ukucnął i pozbierał jej rzeczy szybciej, niż ona się schyliła.
-
Nie szkodzi, to moja wina. – odgarnęła włosy z twarzy i wzięła
od niego swoje książki. – Zamyśliłam się i całkowicie
przestałam uważać... – mruknęła.
-
To tak jak ja – uśmiechnął się szeroko odsłaniając równe,
białe zęby. Gdzieś już taki uśmiech widziała... Jego niebieskie
tęczówki lustrowały twarz Ruby, a na pociągłej twarzy pojawiał
się zarost. – Dorian – wyciągnął w jej stronę rękę. No
tak! Dorian, który prawie nie spadł z miotły przez Syriusza.
-
Ruby – przedstawiła się, choć miała przeczucie, że chłopak
już znał jej imię wcześniej. Uścisnęła jego dłoń. – Jesteś
pałkarzem w drużynie Gryffindoru, prawda? – upewniła się.
-
Tak... I tak jak wczoraj, tak i dzisiaj twój chłopak chce mnie
zabić wzrokiem – bardzo dyskretnie wskazał głową lewą stronę.
Na błoniach, kilka metrów od nich, stała grupka Huncwotów. Kiedy
Ruby obejrzała się w tamtą stronę, Syriusz obdarował ją
szerokim uśmiechem i mrugnął do niej. – Dobrze, że teraz nie ma
tłuczka – zaśmiał się nerwowo, a Ruby wybuchnęła śmiechem.
Dorian zastanawiał się z czego brunetka się śmieje, bo przecież
nic aż tak zabawnego nie powiedział. Prawda?
-
Syriusz nie jest moim chłopakiem – zaprzeczyła, gdy już się
trochę uspokoiła. – Za żadne skarby świata! – znów się
zaśmiała.
-
Muszę przyznać, że nieco mi ulżyło – uniósł brwi, a potem
szybko je opuścił. – Muszę iść na lekcję, Ruby. Miło było
cię poznać – uśmiechnął się.
-
Przyjemność po mojej stronie – odparła, a Dorian przeszedł
obok.
-
Miłego dnia – mruknął jeszcze i odszedł. Ruby podążyła w
stronę zamku z uśmiechem na twarzy.
-
Dlaczego ona z nim rozmawia? – zapytał przyjaciół zaniepokojony
Syriusz.
-
Wyluzuj – uspokajał go Remus. – Przecież nic złego nie
robią...
-
Zobacz tylko jak się do niej ślini. I te znaczące uśmieszki... Ja
już wiem, co mu chodzi po głowie – mamrotał, jakby nie słyszał
przyjaciela.
-
A tobie nie chodzi to samo? – uśmiechnął się złośliwie James.
-
Nie! – zaprzeczył oburzony. – Zamknij się.
Nadeszła
sobota. Przez Syriusza tak bardzo oczekiwany dzień, a przez Ruby tak
bardzo niechciany. Biła się z myślami, czy powinna z nim iść, a
Syriusz bił się z myślami, co dzisiaj założyć. Lily zachęcała
Ruby, aby się z nim spotkała, a James doradzał Syriuszowi jaką
koszulkę ma włożyć na siebie.
-
Jak myślisz? Przyjdzie? – zapytał Syriusz przyjaciela i przełożył
przez głowę szarą koszulkę z czarnym napisem The Beatles.
-
Byłaby głupia, gdyby nie przyszła. Dlaczego tak się przejmujesz,
Black? Aż tak ci zależy? – James uniósł wysoko brwi, a Syriusz
spiorunował go wzrokiem. Czy mu zależało? Co za pytanie! Ba,
oczywiście, że tak. Sam nie wiedział dlaczego... Próbował sobie
powtarzać, że to nic wielkiego. Że serce, które mu przyspieszało
za każdym razem, gdy Ruby pojawiała się na horyzoncie, to nic
wielkiego. Że zazdrość, która pojawiała się za każdym razem,
gdy Ruby rozmawiała z kimś, kto nie był Syriuszem, to nic
wielkiego. Może się zauroczył, ale to przecież nic wielkiego.
Prawda? Dziś miał szansę pokazać jej tego drugiego Syriusza, nie
tego, który pomiatał ludźmi, ale tego, który był miły i uroczy.
I chciał się nieco dowiedzieć o Ruby. Ta dziewczyna była dla
niego tajemnicą. Nie wiedział o niej więcej niż wie o przeciętnym
uczniu, którego spotykał na korytarzu Hogwartu. A Remus wcale mu
nie pomagał. Black spojrzał na zegar na ścianie w ich sypialni, a
później ponownie spojrzał w lustro. Wyglądał idealnie. Nie był
narcyzem (czyżby?), ale mógł śmiało przyznać, że wyglądał po
prostu... idealnie. Na twarzy pojawił się już jednodniowy zarost,
ale nie dbał o to, ponieważ to sprawiało, że wyglądał...
jeszcze bardziej idealnie.
Wybiegł za
przyjaciółmi z dormitorium, prosto do zatłoczonego pokoju
wspólnego. Profesor McGonagall stała na środku i rozkazała
uczniom szóstej klasy ustawić się w kolumny. Syriusz rozejrzał
się po pokoju. Po Ruby nie było ani śladu, bynajmniej on jej nie
widział. Powoli tracił nadzieję.
-
Ruby! Pospiesz się! – Lily ponagliła współlokatorkę, z którą
była coraz bliżej. Pozostałe dwie już wyszły do pokoju
wspólnego.
-
Mówiłam ci, że nie idę – powiedziała spokojnym głosem i
usiadła na brzegu łóżka.
-
Nakopię ci zaraz w tyłek! Normalnie nie nalegałabym aż tak, ale
miej trochę godności! Przegrałaś zakład, teraz trzeba chociaż
dotrzymać obietnicy – powiedziała tonem tak rzeczowym, że Ruby
nieco się przeraziła. I miała taki poważny wzrok...
-
Jeśli ja pójdę na randkę z Syriuszem, czy ty pójdziesz na randkę
z Jamesem? – Ruby spojrzała na nią chytrze.
-
Nie! Stawiasz mi ultimatum? – zapytała, a Ruby pokiwała
twierdząco głową. – To nie fair. Wiesz, jakie mam stosunku z
Jamesem. To całkiem inna sprawa.
-
Cóż, moje stosunki z Syriuszem wcale nie są lepsze.
-
Uch, jak sobie chcesz. Zostań tutaj, czytaj książki, poucz się,
zamiast spędzić czas w świetnym towarzystwie – parsknęła
rudowłosa i wyszła z dormitorium.
Podpuszczała
ją. Ruby zdziwiły słowa Lily. Od kiedy tak bardzo nalega na
spotkanie z Huncwotami? Już dzień wcześniej zdziwiła się tym, że
zastała Lily na treningu Quidditcha (a Evans przecież nienawidzi
tej gry), a teraz to? Coś się w niej zmieniło.
Lily
specjalnie użyła takich słów. W duchu wierzyła, że Ruby pojawi
się w Hogsmeade, ale ciemnowłosa nie miała takiego zamiaru.
Chwyciła pierwszą lepszą książkę i pogrążyła się w
lekturze.
McGonagall
policzyła uczniów i ruszyli w kolumnie w stronę Hogsmeade. Syriusz
wciąż gorączkowo przeczesywał wzrokiem twarze Gryfonów idących
do wioski, ale w dalszym ciągu nie widział tam Ruby. Dojście do
Hogsmeade zajęło im około dziesięciu minut.
-
Przyjdzie – powiedział James i poklepał Syriusza po ramieniu. –
Nawet jeśli nie, to milion innych lasek z chęcią ci potowarzyszy –
uśmiechnął się. Poczochrał włosy w charakterystyczny dla siebie
sposób i odszedł z resztą Huncwotów. Syriusz podążył w stronę
Kawiarni Pani Puddifoot. Kilka dziewczyn się do niego doczepiło,
ale on je ignorował lub spławiał.
Wszedł
do pomieszczenia. Wnętrze kawiarni było utrzymywane w barwach
brązowo-różowych. Gdzieniegdzie można było ujrzeć kolor
czerwony. Pomieszczenie wypełniało dziesięć kwadratowych,
czarnych stolików, po dwa miejsca przy każdym. Były tam także dwa
prostokątne stoły, po cztery miejsca. Przy jednym z tych większych
stolików w kącie, siedział Syriusz. Sam. Do Hogsmeade przyjechali
już dobre dziesięć minut temu, jak długo może zająć dojście
do kawiarni? Da jej czas. Przecież nie ustalili dokładnej godziny,
więc miała prawo się spóźnić... O ile na nieustaloną godzinę
można się spóźnić. Gorzej jeżeli miał czekać godzinami, ale
przynajmniej poczekałby.
Podeszła
do niego kelnerka, Mathilda. Zauważył, że wszystkie stoliki w
obrębie Syriusza zostały zajęte przez jego rozchichotane fanki.
Westchnął. Dlaczego one nie mogą mu dać spokoju?
-
Życzysz sobie czegoś, kochaniutki? – zapytała Mathilda. Ta
przynajmniej go nie podrywała. Nie była brzydka, ale piękna też
nie. Na twarz wstąpiły już zmarszczki, krótkie blond włosy
związała w kucyk, a na sobie nosiła firmowy uniform. Biała
koszula, spódnica do połowy uda i fartuszek z logiem kawiarni.
-
Nie, jeszcze nie – uśmiechnął się uprzejmie.
-
Czekasz na kogoś? – dopytywała z czystej ciekawości. Bo co taki
przystojny chłopak mógł robić sam w „kawiarni dla zakochanych”?
Na oko Syriusza, miała około trzydziestu lat i męża, wnioskując
po obrączce na palcu.
-
Tak – odparł szczerze.
-
Więc przyjdę, kiedy ona przyjdzie... albo on – mrugnęła do
niego i odeszła za ladę. A on czekał. I czekał. Spławił kilka
chętnych dziewczyn. James miał rację, chociaż w tym jednym –
przynajmniej inne dziewczyny chciały mu towarzyszyć. Wciąż
odwracał się w stronę drzwi i wlepiał w nie swoje spojrzenie.
Pomyślał, że mógł usiąść twarzą do nich, bez ciągłego
odwracania głowy. Było już pół godziny po
trzynastej. Cholera, pomyślał.
Dlaczego ona zgrywa taką niedostępną? Uwaga, Syriusz Black został
wystawiony po raz pierwszy w życiu! Nie wiedział, że aż tak to
boli. Pomyślał, jak musiały czuć się te dziewczyny, z którymi
się kiedyś umówił i się nie zjawił. Czekał już godzinę, nie
widział Ruby gdy wychodzili z Hogwartu i nie widział jej nawet za
szybą. Jakie było prawdopodobieństwo, że przyjdzie? Tylko głupi
uwierzyłby w to, choć i on na początku wierzył... Czy to czyniło
go głupim?
Podniósł
się z miękkiej sofy, kanapy, czy jak to nazwać i poprawił
koszulkę, która nieco osunęła mu się i odsłaniała kawałek
brzucha. Zrobił krok z stronę drzwi i zawahał się. A co jeśli
wyjdzie, a ona przyjdzie i pomyśli, że to on wystawił ją? Wziął
głęboki oddech. Jego serce znów zabiło dwukrotnie szybciej, ciało
przeszedł nerwowy dreszcz, a do nozdrzy dotarł delikatny zapach
perfum. Uniósł wzrok. Ruby szła w jego stronę. Ciemne włosy
falowały jej nieco pod wpływem powiewu powietrza, usta były
pomalowane czerwoną szminką, zrobiła jeszcze cienką kreskę
eyelinerem na powiekach. Na sobie miała czerwoną, zapiętą pod
samą szyję koszulę i białe spodnie. Wyglądała idealnie. Idealny
chłopak z idealną dziewczyną.
-
Wybierasz się gdzieś? – zapytała, gdy zobaczyła, że Syriusz
wstał od stolika. Wszystkie spojrzenia przeniosły się na nich. A
Syriusz patrzył na nią z nieukrywanym zdziwieniem.
-
Nie – odparł krótko. Usiadł z powrotem do stolika, a naprzeciw
niego usiadła Ruby. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. –
Myślałem, że nie przyjdziesz.
-
Ja też tak myślałam... Sama jeszcze nie wiem, co ja tutaj robię –
powiedziała szczerze.
-
Nie widziałem cię, kiedy wychodziliśmy z zamku – zmarszczył
brwi.
-
Bo nie wychodziłam razem z wami – uśmiechnęła się tajemniczo.
-
Więc... jak? – zapytał, ale sekundę później do niego dotarło.
– Jednooka – powiedział zafascynowany. – Skąd wiedziałaś,
jakie użyć zaklęcie?
-
Wypowiedziałeś połowę formuły, łatwo było się domyślić –
odgarnęła włosy. Podeszła do nich Mathilda, dyskretnie
uśmiechając się do Syriusza. Jej uśmiech mówił
„wierzyłam-że-przyjdzie” i „warto-było-czekać”. Zebrała
od nich zamówienie na dwie kawy z karmelem, a po chwili kelnerka
wróciła z dwoma filiżankami i dwoma kawałkami ciasta. Na koszt
firmy.
-
Więc...? – zaczęła Ruby powoli mieszając swoją kawę. O czym
mieli rozmawiać? Ruby nie przychodził żaden temat na myśl, oprócz
pogody.
-
Ruby, szczerze ci powiem, że jesteś dla mnie tajemnicą. –
Powiedział bez owijania w bawełnę. Tą „randką” chciał się
czegoś więcej o niej dowiedzieć i nie skrywał tego.
-
Tajemnice trzeba odkrywać cierpliwie – rzekła. Syriusz się tego
nie spodziewał. Ale czego miał oczekiwać? Że zada jej pytania, a
ona posłusznie na nie wszystkie odpowie? Że opowie mu historię
swojego życia?
-
Po dniu spędzonym z tobą, zasypiam rozmyślając nad niektórymi
słowami, bo wiem że w jakiś sposób łączą się z twoją
przeszłością, ale... Tak niewiele o tobie wiem, Ruby.
-
A co chciałbyś wiedzieć? – zapytała. Małym widelczykiem
odkroiła kawałek jabłecznika, a ten zaraz powędrował do jej ust.
Syriusz upił łyk kawy.
-
Na przykład, dlaczego nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy?
-
Spotkaliśmy się, ale najwyraźniej tego nie pamiętasz.
-
Ale dlaczego?
-
Och, to proste. Bo jesteś dupkiem, Syriuszu Black – powiedziała
całkiem poważnie i szczerze. Oczekiwał od niej, że powie mu swoją
całą, bolesną historię życia? A więc niech tak będzie, o ile w
ten sposób się go pozbędzie. Syriusz otwierał usta, aby coś
powiedzieć, ale Ruby mu przerwała. – Nie rozumiesz? Więc ci
wytłumaczę. Twój umysł jest zaprogramowany tak, żeby zauważać
rzeczy piękne. Dlatego nigdy mnie nie zauważyłeś. Bo kiedyś nie
wyglądałam tak jak dzisiaj. Proste i logiczne.
Słońce
spowiło cały dziedziniec szkoły. Ruby ubrana w szkolny mundurek
wracała właśnie z biblioteki z sześcioma książkami. Chciała
usiąść na najbliższej ławce, kiedy usłyszała za swoimi plecami
głupi rechot. Przyzwyczaiła się. Szła dalej i była już
tak blisko celu, gdy ktoś powiedział:
-
Hej, Rogaczu. Może zapoznamy ze sobą tę dwójkę? – był to nie
kto inny jak Syriusz Black. Zwracał się do Pottera, a ten
najwyraźniej uznał propozycję przyjaciela za dobry pomysł i
wyciągnęli swoje różdżki. – Defodio – mruknęli,
ale różdżki mieli skierowane w różne strony. Spod nóg Ruby ubył
kawałek chodnika, a zamiast niego zrobiła się duża dziura. Chcąc
utrzymać równowagę zrobiła nieśmiały krok do przodu, ale
natrafiła na krawędź ubytku i upadła do tyłu. Książki
rozsypały się dookoła, a tuż na jej nogi opadł Severus Snape.
-
Cahan, nie masz już siły dźwigać swojego ciężaru? – zakpiła
jakaś dziewczyna, a w oczach Ruby zebrały się łzy.
Syriusz
nie rozumiał do końca, dlaczego Ruby o tym mówi, ale czasami jej
głos drżał, więc pomyślał, że to dla niej było naprawdę
ciężkie. Po chwili zrozumiał i przypomniał sobie ową sytuację.
Czy naprawdę był taki powierzchowny? Nie dostrzegał jej, ponieważ
była otyła?
-
Dziwne, że tego nie pamiętasz, bo to właśnie wtedy moje życie
zmieniło się w piekło. – Powiedziała, a Syriusz siedział bez
ruchu. Jak mógł jej coś takiego zrobić? Teraz mówiła o tym
spokojnie, a w jej zielonych oczach nawet nie zalśniła łza. Co się
stało, to się nie odstanie. Poradziła sobie już z mówieniem o
przeszłości... jakże bolesnej przeszłości...
-
Przepraszam – szepnął, ale teraz nie patrzył jej w oczy, ale
wpatrywał się w jeden punkt na podłodze. Zrozumiał, dlaczego miał
wrażenie, że kiedyś spotkał Ruby, ale jej nie pamiętał. Czuł
się jak dupek. Zrozumiał, co oznaczało przezwisko „Obfita
Cahan”. Chciał zapytać jak stała się... taka szczupła, ale
pomyślał, że to nieodpowiednie pytanie.Ruby znów zaczęła mówić.
Zniewalająco
piękna blondynka szła, wyznaczoną przez kamienną posadzkę,
ścieżką. Od domu dzieliło ją zaledwie kilkadziesiąt metrów,
gdy chłód ogarnął jej ciało. Naomi rozejrzała się nieco
spanikowana i przyspieszyła kroku. Był środek lata i zaledwie
kilka minut po północy, lecz ten chłód mógł zmrozić kości.
Skrzyżowała ręce na piersi i pochyliła głowę. Jej stopy
otoczyła ciemna chmura, jakby mgła. Uniosła wzrok i zatrzymała
się przerażona. Otaczało ją czterech śmierciożerców. Tego się
obawiała. Kilka miesięcy po ukończeniu Hogwartu bała się, że
taką mądrą i sprytną Ślizgonkę jak ona, będą chcieli mieć w
swoim gronie. No i była czystej krwi. Voldemort pragnął takich
ludzi przy sobie.
-
Witaj, śliczna – przemówił szorstkim głosem jeden z
nich. Miał długie, brązowe włosy, przerażająco zimne niebieskie
oczy i około dwudziestu pięciu lat.
-
Czego chcecie? – zapytała. Naomi Cahan zdecydowanie nie należała
do ludzi, którzy milczą w sytuacji zagrożenia. Zagra na czas, może
coś dobrego się stanie...
-
Och, co za głupie pytanie. Ciebie, kochaniutka – odezwała się
ciemnowłosa kobieta. Na twarzy miała wymalowany szaleńczy uśmiech.
Przed Naomi stała Bellatrix Black.
-
Czarny Pan nam zlecił zwerbowanie cię do naszej armii – odparł
twardo trzeci głos, ale tego mówcy twarzy nie widziała, bowiem
pogasły wszystkie latarnie, a stał on w pewnej odległości. –
Wiedz, że masz wybór. Dołączyć do nas lub zginąć. Wybierz
mądrze.
Nigdy
nie popierała Voldemorta. Jego przekonania były chore. Ale bała
się, że skrzywdzą jej rodzinę. A co z jej młodszą siostrą?
Zechcą zwerbować ją teraz, czy kiedy ukończy Hogwart? A jej
ojciec? Przecież on też był w Slytherinie! Na Merlina, a co z jej
matką? Przecież ona jest półkrwi! Co się stanie jeśli do nich
dołączy pod warunkiem, że zostawią jej rodzinę w spokoju? Czy
rzeczywiście tak będzie, czy przyjdą po nich w innym czasie?
-
Nigdy do was nie dołączę. Wiem, że przegracie w tej bitwie, o
cokolwiek tam walczycie. Nie rozumiem waszych idiotycznych przekonań
i nie mam zamiaru pomagać wam w czymkolwiek.
-
Zła odpowiedź – szepnęła jej do ucha Bellatrix, a przez ciało
Naomi przeszły dreszcze. Blondynka sięgnęła do kieszeni spodni po
różdżkę, ale śmierciożercy byli szybsi. Zielona strużka
światła pomknęła ku Naomi Cahan.
-
Rankiem przysłali sowę. Do jej nogi nie był przywiązany żaden
list, ale fiolka. Fiolka ze wspomnieniem jednego ze śmierciożerców.
To było ostrzeżenie, że nas też spotka kiedyś taki los –
dokończyła opowiadać. Interesowała go jeszcze jedna rzecz:
jak poznała Remusa? I o to także zapytał.
-
Nie wiem, czy Remus się nie urazi, że o tym powiem.
-
Nie pisnę mu ani słowa.
-
Niech więc to będzie twój test na zaufanie. Można się domyślić,
miałam depresję po śmierci siostry. Oddychałam, ale tak naprawdę
nie żyłam. Wy to tylko pogorszyliście. Nie jadłam, prawie nie
ruszałam się z łóżka. Rodzice wysłali mnie na jakiś obóz dla
czarodziei z problemami... Tam poznałam Remusa. Wiele mi pomógł,
nie wiem, czy gdyby nie on, siedziałbym tu dzisiaj – przyznała.
Nie miała zamiaru mówić mu swojej historii życia, a jednak nie
mogła powstrzymać od wyznania mu wszystkiego. Za długo trzymała
to w sobie. Nie miała z kim o tym wszystkim porozmawiać. No,
oczywiście był Remus, ale on i tak za dużo się o tym nasłuchał.
Nie wiedziała, czy mogła ufać Blackowi. Prawdopodobnie nie, a
jednak opowiedziała mu o swojej siostrze, o depresji i reszcie
przykrej przeszłości. Syriusz chciał usiąść obok niej i ją
przytulić, ale się rozmyślił. Wiedział, że Ruby nie
potrzebowała pocieszenia. Może kiedyś, ale nie dziś. Dziś była
twardą kobietą. Syriusz odchrząknął. Opowiedział jakiś żart i
skierował ich rozmowę na właściwy tor. Tor bez smutków i duchów
przeszłości. Nie obchodziło go, jaka była wcześniej. Chciał ją
tylko lepiej poznać.
James,
Remus i Peter siedzieli w pubie Pod Trzema Miotłami. Popijali
kremowe piwo i żartowali, jak na Huncwotów przystało. W końcu ich
rozmowa zeszła na temat Syriusza i Ruby.
-
Nie jesteś zazdrosny? – zapytał James kierując swoje pytanie do
Remusa.
-
O co? – Lupin zmarszczył brwi, ponieważ naprawdę nie wiedział,
o czym mówił jego przyjaciel. – O Ruby? Nie, oczywiście, że
nie. Tylko się przyjaźnimy.
-
Miałem raczej na myśli Syriusza – zarechotał złośliwie James,
a Peter mu zawtórował.
-
Zaraz ci przywalę w twarz – powiedział Lunatyk, ale on sam ledwo
powstrzymywał śmiech. Remus i Syriusz byli ze sobą blisko,
oczywiście, ale tylko jako przyjaciele. Syriusz zawsze był dla
niego wsparciem i często w takich momentach Remus potrzebował
uścisku. Więc przytulali się od czasu do czasu. Nawet na
niektórych zdjęciach Black całuje policzek Remusa, ale to tylko
przyjacielskie żarty. Niestety czasem byli oni obiektami żartów
przyjaciół, ale nie robili z tego afery. Kiedyś jakiś obcy
chłopak skomentował stosunki Syriusza i Remusa, ale wtedy Łapa
wstał i głośno oznajmił:
-
Tak! Kocham mojego Luniaczka!
Do
dziś się z tego śmieją.
-
Ciekawe co robią teraz... – zagadnął Peter znad kufla.
-
Pewnie już miziają się gdzieś w kącie kawiarni – wzruszył
ramionami James.
-
Nie, szczerze wątpię. Ruby taka nie jest – mruknął Lupin.
-
Luniaczku, nie wiesz co może zrobić magia Blacka – zaśmiał się
Rogacz.
-
Dlaczego nazywają cię Łapą? – zapytała po chwili ciszy Ruby.
Syriusz uniósł swoje ciemne oczy na jej twarz. Co miał
odpowiedzieć? Miał jej zdradzić ich największy sekret? Może
kiedyś, ale jeszcze nie dziś. – Och, no wiesz co? Opowiedziałam
ci tyle rzeczy z mojego życia, a ty nie możesz mi powiedzieć tej
jednej? – dopytywała, gdy ten milczał.
-
Ja... bardzo lubię psy. Mój patronus to pies – powiedział
szczerze. Jego patronus to naprawdę pies. Rzecz w tym, że nie
dlatego mówili na niego Łapa.
-
Naprawdę? Więc James bardzo lubi rogacze, a Peter... Glizdogony? Co
to w ogóle znaczy?
-
Spostrzegawcza jesteś – przyznał uśmiechając się. – Ale o
Lupina nie zapytałaś, a to chyba znaczy, że wiesz skąd wzięła
się jego ksywka...
-
Spostrzegawczy jesteś – mruknęła, ale nie uśmiechnęła się.
Wciąż żałowała, że wyznała mu całą prawdę o sobie, i nawet
nie zażądała nic w zamian. Jaka głupia była! – Wiem o jego...
problemie.
-
Powiedział ci? Nam powiedział dopiero po dwóch latach znajomości!
Ba, nawet nam nie powiedział, sami musieliśmy się domyślać! –
oburzył się. – O czym jeszcze wiesz?
-
Boisz się – podsumowała i uśmiechnęła się chytrze. – To
znaczy, że coś ukrywasz i boisz się, że ja znam twoją tajemnicę.
Ale czy to prawda, zachowam to dla siebie – stwierdziła. Syriusz
nachylił się nad stołem i oparł się o niego łokciami.
-
Nic nie wiesz – odparł patrząc jej w oczy, ale w jego głosie
dało się wyczuć nutkę niepewności. Ruby przybrała podobną pozę
do Blacka, tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
-
Czyżby? – przez długą chwilę patrzyli sobie w oczy i to Black
zmienił kierunek spojrzenia jako pierwszy. Ruby odchrząknęła i
spojrzała na zegarek na brązowej ścianie kawiarni. – Cóż,
koniec randki, Black. – Powiedziała i wstała z miejsca.
-
Czyli to jednak randka - uśmiechnął się, ale szybko jego uśmiech
zanikł, gdy Ruby posłała mu groźne spojrzenie. - Zresztą, to ja
cię zaprosiłem i chyba ja powinienem oznajmiać jej koniec –
zmarszczył brwi, ale Ruby już go nie słuchała. Musiała być w
Hogwarcie szybciej od McGonagall i grupy szóstoklasistów. Szybciej
od Lily i swoich współlokatorek.
Wybiegła
z kawiarni Pani Puddifoot i szybko powędrowała w stronę Miodowego
Królestwa. Pracował tam niemiły, starszy pan o siwej głowie i
nieco młodsza, miła kobieta, która ze zrozumieniem wpuściła Ruby
do piwnicy lokalu. Wydaje się, że wie dokąd prowadzi przejście z
piwnicy Królestwa i nie ma nic przeciwko, kiedy pojawiają się u
niej coraz to nowi uczniowie. Ruby przeszła przez dziurę w podłodze
Miodowego Królestwa, pożegnała się z pracownicą i skoczyła z
drabiny na ziemię. Tunel był ciemny i wilgotny. Musiała się
schylać, żeby nie uderzyć głową o sufit. Dalej korytarz
powiększał się, a dziewczyna mogła wyprostować plecy. Gdy doszła
do końca drogi, napotkała dwa małe schodki. Wyciągnęła różdżkę,
wypowiedziała zaklęcie Dissendium i
wyskoczyła z garbu posągu Wiedźmy na korytarz na trzecim piętrze.
Przejście zamknęło się samo.
Ruby
rozejrzała się po korytarzu, czy nikt jej nie widział, ale wszyscy
uczniowie byli teraz w Hogsmeade. Poprawiła koszulę i ruszyła
przed siebie do dormitorium dziewczyn.
-
Wnykopieńki – powiedziała hasło stojąc przed Grubą Damą.
Portret otworzył się, a ona przelazła przez dziurę w ścianie. W
pokoju wspólnym były tylko dwie nieznajome jej osoby... ale one na
pewno znały Ruby, bo już coś o niej szeptały. Zignorowała je i
poszła do sypialni. Położyła się na łóżku, tak jak leżała,
przed wyjściem do Hogsmeade. Usłyszała hałas dochodzący z pokoju
wspólnego, gwar. Wrócili. Ruby chwyciła jakąś książkę i
otworzyła ją na przypadkowej stronie. Na jej kolanach wylądował
kawałek pergaminu... List od rodziców! Dostała go cztery dni temu
i jeszcze im nie odpisała! Zerwała się z łóżka i chwyciła
czysty kawałek papieru i pióro.
Mamo
i tato,
u mnie
wszystko w jak najlepszym porządku.
Ale czy na
pewno?
Przepraszam,
że nie odpisywałam, ale...
Ale co? Ale
spędzała czas z Syriuszem Blackiem i nie mogła odpisać?
...mamy
teraz nawał pracy domowej. Wiecie, za rok egzaminy, a już teraz
trzeba powoli się uczyć. Pozdrówcie babcię i nie martwcie się.
Jeśli coś się będzie działo, dam Wam znać. Kocham Was.
Ruby
Wzięła
kartkę w dłoń i chciała wyjść z dormitorium, ale drzwi
otworzyły się pierwsze i przeszła przez nie Lily.
-
Co tam? Jakie przygody cię spotkały w tym szalonym dormitorium? –
zironizowała. Lily miała jej za złe, że rzekomo nie poszła na
spotkanie z Syriuszem? Ruby wzruszyła ramionami, odparła, że się
spieszy i pobiegła do sowiarni. Weszła do zachodniej wieży i
wstąpiła do pomieszczenia z ptakami.
Sowy
pohukiwały znudzone. Siedziały na swoich miejscach w
wyszczerbionych w ścianie „klatkach”, ale nie wszystkie sowy
były obecne. Podleciała do niej piękna płomykówka biało-brązowa.
Ruby chwyciła jeden ze sznurków na kamiennym parapecie i
przywiązała list do nóżki sowy. Płomykówka odleciała w dal z
wdziękiem. Ruby westchnęła i wyszła z wieży, a sowy odprowadziły
ją wzrokiem do samych drzwi.
-
Na Merlina! – krzyknęła, kiedy zobaczyła znajome zielone włosy.
Postać odwróciła się twarzą do Ruby i obie pobiegły do siebie z
uśmiechem.
-
Szukałam cię – powiedziała zielonowłosa, wciąż przytulając
mocno Ruby. Była to Puchonka, Heliotropa Everett. I przyjaciółka
Ruby.
-
Nie miałam pojęcia, że dzisiaj przyjeżdżasz! Dlaczego nic mi nie
powiedziałaś? – zapytała oburzona Ruby, gdy oderwały się od
siebie. Heli była ładną dziewczyną. Miała delikatne rysy twarzy,
pełne usta i brązowe oczy. No i zielone włosy, ale każdy się już
do nich przyzwyczaił.
-
Sama nie wiedziałam kiedy wrócę. Jejku, ale się zmieniłaś –
powiedziała zdziwiona i zmierzyła wzrokiem brunetkę. – A jak się
trzymasz? – jej ton złagodniał. Ruby tego nienawidziła. Nie
chciała litości, ani współczucia. To nie pomagało jej trzymać
się w kupie.
-
Dobrze... Całkiem dobrze. A jak tam w Paryżu? – zmieniła temat.
-
Och, muszę ci tyle opowiedzieć! – krzyknęła podekscytowana,
chwyciła Ruby pod ramię i ruszyły przed siebie, bez konkretnego
celu. – Musisz poznać Pietro! Jest taki cudowny!
-
Kim jest Pietro?
-
Jeśli przyjedziesz do mnie na święta, na pewno go poznasz!
Spotkaliśmy się w Paryżu... i myślę, że się w nim zakochałam
– wyznała. – Spójrz! – wystawiła rękę tuż przed twarz
Ruby. Na palcu u prawej dłoni lśnił srebrny pierścionek ze
szmaragdowym małym brylantem. Był piękny.
-
Oświadczył ci się? – zapytała Ruby z uśmiechem.
-
No cóż... Nie, ale to jego pamiątka rodzinna. Skoro mi ją dał,
to chyba coś znaczy, nie? Mówił mi, że mnie kocha, ale mówił
także, że ja nie muszę się spieszyć z mówieniem mu tego
samego... On jest taki idealny, Ruby! – pisnęła podekscytowana. –
Nie śpieszy się z naszym związkiem i nie jest taki jak inni
faceci... Jest rok starszy, niedawno skończył jakąś francuską
szkołę dla czarodziei, ale nie umiem wypowiedzieć jej nazwy.
Mieliśmy taką wspaniałą randkę... – zaczęła opowiadać. W
opisie tego jakże czarującego spotkania był aż nadmiar słów:
wspaniały, idealny, świetny, znakomity, doskonały i tym podobne.
Ruby ciszyła się, że jej najlepsza – i jedyna – przyjaciółka
jest szczęśliwa i życzyła tej parze powodzenia. W końcu
stwierdziły, że usiądą na błoniach, więc tam się skierowały.
– A wiesz co jest jeszcze lepsze? – zapytała Heli, ale nie
czekała na odpowiedź. – Że Pietro ma bardzo dobrego przyjaciela.
Dużo mi o nim opowiadał i mówił o nim tyle dobrych słów, że
sama nie mogłam uwierzyć! Ale poznałam go kilka tygodni temu i
wiesz co? Jest idealny dla ciebie! – krzyknęła. – Jest
przystojny, miły i totalnie mądry! – Ruby parsknęła śmiechem
na określenie „totalnie mądry”. Czy Heliotropa próbowała ją
zeswatać? Och, tak. Próbowała i to jeszcze jak. – Wygląda jak
anioł i nawet nazywa się Gabriel.
-
Czy to nie ten co zapładniał ludzi? – usłyszały trzeci
szyderczy głos.
-
Zwiastował narodziny, jeśli już... – mruknęła Heli, nie do
końca wiedząc do kogo mówi. A później uniosła wzrok na mówcę
i od razu go poznała. A raczej ich. Bo Ruby nawet nie musiała
patrzeć, żeby wiedzieć kto wtrącił się do rozmowy. Natknęły
się na Huncwotów. Nie wszystkich, trójkę z nich. Brakowało
Petera.
Potter
przeczesał włosy palcami, a na nosie miał prostokątne okulary
kontaktowe. Black stał oparty o ścianę w skórzanej kurtce
zapiętej do połowy, z rękoma w kieszeni. No i jeszcze był Lupin,
który siedział na murku, a na kolanach miał otwartą książkę.
Ale mówił do nich Syriusz. Wyglądał tak samo jak w Hosgmeade,
tylko teraz z kieszeni spodni wystawała mu różdżka, a włosy były
bardziej potargane. Ruby też się nie przebierała, nie miała na to
czasu.
-
Nie powinieneś podsłuchiwać ludzi – pouczyła go Ruby z
wyrzutem.
-
Podsłuchiwać? Ależ nie musiałem. Twoja koleżanka jest taka
podekscytowana, że chyba cały Hogwart słyszał o jej wspaniałej
randce z niejakim Pietro – powiedział bez zająknięcia się.
-
Słucham? – oburzyła się zielonowłosa.
-
Następnym razem tak nie krzycz, Modliszko – poradził Black. Ruby
nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem, ale później
chcąc to ukryć, zagryzła dolną wargę. Syriusz był bardzo pewny
siebie i z łatwością nadał Heliotropie nowe przezwisko.
Modliszka. Ruby zwykła na nią mówić „Heli”, ale „Modliszka”
też było dobre. I trafne. Nie tylko ze względu na włosy, ale ze
względu na charakter. Heliotropa lubiła wyzwania, lubiła zmieniać
chłopaków i potrafiła się zemścić. Chociażby odgryzając
głowę...
-
Zresztą, Gabriel? Serio? Brzmi... gejowsko – skomentował.
-
Syriusz też nie jest najlepszym imieniem – podjęła grę Ruby.
Skrzyżowała ramiona na piersi.
-
Egipskie bóstwo i gwiazda – skomplementował sam siebie.
-
Archanioł i władca raju – Ruby broniła Gabriela.
-
Jeżeli ktoś jest idealny dla ciebie, Cahan, jestem to tylko ja –
uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem i patrzył Ruby w
oczy. Znowu to robił. Znowu z nią flirtował. I znowu robił to
bardzo otwarcie i przy wszystkich.
-
Chyba jednak jesteś za bardzo... narcystyczny – powiedziała.
-
Nie jestem narcystyczny, po prostu szczery. Wiem, że w głębi
duszy, czy gdzieś tam przyznajesz mi rację – uniósł brwi
wyzywająco.
Ruby
parsknęła śmiechem.
-
Wow. Nie wierzę, że aż tak jesteś zapatrzony w siebie, Black –
pokręciła powoli głową.
-
Ekhym – odchrząknęła Modliszka. – Chyba musimy iść, prawda
Ruby? – i ponownie, nie czekając na odpowiedź, pociągnęła
brunetkę za łokieć i pospiesznym krokiem odeszły od Huncwotów.
Gdy
były w bezpiecznej odległości i kiedy miały pewność, że nikt
ich nie podsłucha, pierwsza rozmowę podjęła Heliotropa.
-
Dobra. Co się wydarzyło przez te kilka dni, kiedy mnie nie było?
Usiadły
na trawie pod drzewem przy jeziorze.
-
Nic – odpowiedziała Ruby.
-
Doprawdy? Bo to nie wyglądało mi na nic.
-
Co masz na myśli? – Ruby zmarszczyła brwi.
-
Och, na Merlina! Ewidentnie mu się podobasz. Patrzy na ciebie z
tym... zafascynowaniem w oczach. Nie zauważyłaś tego, bo byliście
zbyt zajęci wzajemnym dogryzaniem sobie. Między wami omal nie
wybuchnął pożar, Ruby!
-
Co? – zapytała zdezorientowana.
-
Uch... Iskrzyło między wami. Słyszałam, że Black ma nową
dziewczynę, ale nie miałam pojęcia, że to ty...
-
Nie! Nie jestem jego dziewczyną i nie będę, Heli. Koniec, kropka.
– Stwierdziła stanowczo.
-
Szkoda. Wydaje mi się, że bylibyście dobrą parą – mruknęła
niby od niechcenia, ale chciała zakorzenić w swojej przyjaciółce
iskierkę nadziei i przekazać jej opinię z drugiej strony.
-
Zapomnij. Wiem, jak Black traktuje dziewczyny, a ja nie zamierzam być
jedną z nich. Możemy powrócić do Gabriela? – zapytała
błagalnie Ruby.
-
Och, zapomnij o Gabrielu, skoro teraz masz Blacka w garści!
Ruby
zignorowała to. Nie rozmawiała o nim z Lily i nie zamierza
rozmawiać z Heliotropą. W ogóle nie chciała o nim rozmawiać. Co
on sobie myśli? Cześć, jestem Syriusz Black. Pan Idealny i Pan
Wiemżemniepragniesz. Ale Ruby go nie chciała. Przyczepił się jak
jakiś pies... Jeżeli
ktoś jest idealny dla ciebie, Cahan, jestem to tylko ja,
co miał na myśli mówiąc to zdanie? Ależ z niego dupek! Wiem,
że w głębi duszy, czy gdzieś tam przyznajesz mi rację...
Miała go serdecznie dość. Przecież nie każda dziewczyna marzy o
Syriuszu Black. Są takie, które uważają go za nadętego idiotę,
i do tego typu dziewczyn należała Ruby. Tak, czasami można było
porozmawiać z nim, jak z normalnym człowiekiem, ale nie kiedy był
z kolegami. Wtedy cwaniaczył i myślał, że jest najlepszy na
świecie i nikt mu się nie równa.
Heliotropa
nie wracała do tematu Blacka, ponieważ wiedziała, jak ten temat
drażni Ruby. Cahan wróciła do dormitorium. Zielonowłosa
zrozumiała. Ale czy Lily zrozumie? Miała taką nadzieję, bo nie
chciała powtarzać jak bardzo nie chce być z Syriuszem i jak bardzo
nie chce o nim rozmawiać. Czy to tak trudno pojąć?
Ale
w dormitorium nie było żywej duszy. Ruby się zdziwiła, aczkolwiek
nie narzekała. Na jej łóżku pochrapywała cicho Shadow, lecz
obudziła się, gdy Ruby usiadła na brzegu posłania. Była godzina
dwudziesta, a dziewczyna nie miała co robić. Lekcje miała
odrobione, książki nie chciało jej się czytać, a kot nie był
skory do zabawy, bo kilka sekund później znów zasnął. Otworzyła
szkicownik i zaczęła poprawiać przypadkowy rysunek. Wkrótce do
dormitorium weszła Mary i Anastazja. Rozmawiały o jakiejś
biżuterii, którą widziały w Hogsmeade i żałowały, że jej nie
kupiły. Co za problemy pierwszego świata... W końcu brunetka
stwierdziła, że pójdzie pod prysznic. Powiadomiła o tym
współlokatorki, żeby wiedziały, że w tym czasie łazienka będzie
zajęta. Wzięła szybki, zimny prysznic. Wytarła się ręcznikiem i
włożyła piżamę. Zwykła szara bluzka z długim rękawem i różowe
spodnie w białe kropki. Wróciła do sypialni i położyła się w
łóżku.
Dołączyła
do nich Lily, która wróciła z patrolu korytarzu i od razu zaczęły
rozmawiać o nikim innym, jak o Jamesie Potterze.
-
Podobno dzisiaj zaprosił cię na randkę aż trzy razy! –
zapiszczała Mary.
Ruby
wywróciła oczami i wychyliła się z łóżka i sięgnęła do
szafki nocnej. Otworzyła dolną szufladę i wyjęła z niej fiolkę
eliksiru Słodkiego Snu. Choć wszystkie dziewczyny leżały już w
swoich łóżkach, nie wyglądały jakby chciało im się spać. Ruby
też się nie chciało, ale nie miała ochoty słuchać tych
zachwyconych jęków nad Potterem i spółką. Otworzyła buteleczkę
i na grzbiet lewej ręki skapnęły trzy gęste krople eliksiru.
Zlizała je, odłożyła naczynie na miejsce i wygodnie ułożyła
się w łóżku, twarzą do ściany. Szybko odpłynęła w objęcia
Morfeusza.
Była
w bibliotece. W piżamie, w bibliotece. Było ciemno, światła były
zgaszone, więc nie mogła określić przy jakim dziale stała.
Czuła, że nie była tam sama. Rozejrzała się nerwowo. Z ciemności
wyłoniły się równie ciemne oczy. Z góry padało światło, jakby
ktoś kierował na niego reflektor teatralny.
On
też nie wyglądał jak na ucznia przystało. Miał na sobie czarny
podkoszulek i szare spodnie. Też był w piżamie i powoli zbliżał
się do Ruby.
-
Nawet w snach musisz mnie nękać? – zapytała niby żartobliwie.
-
No cóż, tak wyszło – uśmiechnął się delikatnie. Był coraz
bliżej, dzieliły ich od siebie zaledwie dwie stopy. Ruby bała się
tego, co on chciał zrobić. Chciała się cofnąć, ale nie mogła,
bo stała przy samym regale. Chciała go od siebie odsunąć, ale nie
mogła się ruszyć. Jakby wszystkie mięśnie jej zniknęły.
-
Dlaczego nie mogę się ruszyć? – zapytała osłupiała.
-
Bo to nie to, co chce twoje serce – odparł jak najbardziej
szczerze.
-
Syriusz, cofnij się, proszę – szepnęła, ale teraz opierał on
swoje czoło o jej.
-
Nie mogę – również szepnął. – Wiesz... Mój wujek zwykł
mawiać, że po... – przerwał na kilka sekund, jakby zbierał w
sobie odwagę. Tchórzący Syriusz? Nigdy. - ...po pierwszym
pocałunku będziesz wiedzieć wszystko.
Serce
Ruby przyspieszyło. Nie,
Syriusz. Nie rób tego,
błagała w duchu. Wydawało jej się, że obserwowała całą scenę
gdzieś z boku, bo dziewczyna ze snu, w duchu błagała aby jednak to
zrobił.
Uniosła
wzrok na jego twarz. Spojrzała w jego oczy. W jego ciemne,
diabelskie oczy. Ujął jej twarz w dłonie i musnął nieśmiało
jej wargi. Położyła ręce na jego torsie, ale go nie odepchnęła.
Och, jak bardzo chciała się w sobie zebrać i go odtrącić. Miała
ochotę uderzyć go w twarz... Przecież nie może tak po prostu do
niej podejść i ją pocałować! Ale nie. Bo na to miała ochotę
Ruby, ta która śniła. Nie ta, która była we śnie.
Ta,
która była we śnie zrobiła coś piekielnie głupiego.
Odwzajemniła pocałunek, a Syriusz wpoił się w jej usta z większą
pewnością i czułością. Och, jak dobrze smakowały jego usta...
Przeniósł dłonie na jej talię i przyciągnął do siebie. Czuła
jego mięśnie brzucha przez koszulkę. Wszystko było takie realne,
namacalne, ale przecież nic z tego nie działo się naprawdę...
Prawda?
Syriusz
przerwał pocałunek i ostatni raz zlustrował twarz Ruby. Cofnął
się o krok. Potem o drugi. Mogłaby przysiąc, że na jego twarzy
tkwił niewidoczny, skrywany, triumfalny uśmiech. Cofnął się o
jeszcze jeden krok. Powoli znikał w ciemności. A reflektor stanął
na osłupiałej Ruby.
Wkrótce
po Syriuszu nie było śladu. Rozpłynął się w ciemności.
-
Syriusz? Syriusz! Black, do cholery! – krzyknęła. Reflektor
zgasł.
Otworzyła
oczy. Serce biło jej znacznie szybciej niż powinno. W sypialni
światło zgasło, a dziewczyny spały. Usiadła. Przetarła zmęczoną
twarz dłońmi. Wciąż czuła na sobie jego dotyk. Jego wargi.
Odruchowo dotknęła koniuszkami palców ust. Zupełnie jakby była w
tej bibliotece. Jakby wszystko zdarzyło się naprawdę.
Wzięła
głęboki oddech. Na zewnątrz na niebo powoli wpełzało słońce.
To tylko głupi sen, uspokój się, kobieto.
Lily
poruszyła się na łóżku. Ruby położyła się z powrotem,
zamknęła oczy, ale już nie zasnęła.
TEN SEN BYŁ ZAJEBISTY!!! Jkon to zrobił??? pewnie jakieś aklęcie, myslałam o leglimencji.tak czy owak nie mog sie doczekać następnego xD
OdpowiedzUsuńPs. czyżbym była pierwsza?
Jaki ty masz talent *o*
OdpowiedzUsuńSyriusz jest czarujący. Na miejscu Cahan naprawdę już bym uległa xD
Ta ich randka <3 To strasznie smutne, że tak bardzo wyśmiewano się z Ruby... Ale ona im jeszcze wszystkim pokaże, coś mam takie przeczucie.
"- Tak! Kocham mojego Luniaczka!"- to było takie słodkie, że poziom insuliny mi skoczył <3
" - Luniaczku, nie wiesz co może zrobić magia Blacka – zaśmiał się Rogacz."- <3
W ogóle ten fragment z Huncwotami mi się spodobał :D
Heliotropa, haha xD Samo jej imię kojarzy się z modliszką xD
Albo z jakąś nieuleczalną chorobą xD
Kwestia Heli z tym pożarem była taka podniecająca <3
No i sen... dlaczego ja takich nie miewam? ;___________;
Ciekawe, czy Syriusz jakoś w to ingerował...
hyhyhy, coś czuję, że zacznie się dziać.
Czekam na kolejny rozdział <3
To było po prostu niesamowite, sen przebił wszystko, a to jak Huncwoci przeszkodzili Ruby w rozmowie z Modliszką było piękne :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Sen genialny ( mam nadzieje, że się spełni)❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńWszystko inne też cudowne, a najlepsze teksty Syriusza��
Pozdrawiam i życzę weny
BOŻE CZEMU TO JEST TAKIE ZAJEBISTE. A nie mogę iść dalej czytać :CCCC dopiero potem :C jesteś genialna, pamiętaj <3
OdpowiedzUsuń