Kilka słów od Devereaux
*chimera - krwiożercze i złośliwe stworzenie
Po ciężkiej rozmowie Huncwoci zeszli do Wielkiej Sali na lunch. Na sali nie było wiele osób, ponieważ większość uczniów jadła coś w swoich dormitoriach. Jednak gdy po wypowiedzeniu słów „koniec psot” nazwiska i kontury zaczęły znikać z pergaminu, James i Syriusz zdążyli zauważyć napisy „Cahan” i „Evans” kierujące się w stronę właśnie Wielkiej Sali. Black i Potter uparcie chcieli im potowarzyszyć. Przy stole Ślizgonów Syriusz spostrzegł swojego brata Regulusa, który nieśmiało mu pomachał, tak aby grupka jego zadufanych w sobie przyjaciół tego nie zauważyła. Regulus już dawno pogodził się z faktem, że jego starszy brat został przydzielony do Gryffindoru, a nie jak reszta rodziny, do Slytherinu. Ale jego tępi znajomi „dyskretnie” wyśmiewali Syriusza mówiąc, że jest „czarną owcą” rodu Black. Słyszał to niejednokrotnie, ale nie bardzo się tym przejmował.
Natomiast przy stole Gryfonów siedziało tak mało uczniów, że można by zliczyć obecnych na palcach dwóch rąk. Wśród nich była Lily i Ruby, zawzięcie o czymś rozmawiały. James zastanawiał się czy to dobry znak.
- Cześć Evans – przywitał się Potter i usiadł naprzeciw rudowłosej. Syriusz usiadł po prawej stronie swojego przyjaciela i równocześnie twarzą w twarz z Ruby. Uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Smacznego – powiedział powoli Syriusz patrząc na czekoladowy pudding, który jadła ciemnowłosa. Naszła go bardzo silna ochota na czekoladowe żaby. – Zjadłbym coś słodkiego... Kto idzie ze mną do Miodowego Królestwa? – zapytał nagle. Dziewczyny spojrzały na niego z nieukrywanym zdziwieniem.
- Syriuszu, do Hogsmeade jedziemy dopiero w weekend – powiedziała ostrożnie Lily.
- Cóż, kochana Lily, nie będę czekać do weekendu, żeby zjeść słodycze. To idzie ktoś ze mną? – przebiegł ciemnymi oczami po twarzach Jamesa i Lily, ale jego spojrzenie zatrzymało się na Ruby. Dostrzegła iskierkę nadziei w jego tęczówkach. Zastanawiała się, jak można dostać się do Hogsmeade i pozostać niezauważonym.
- Niech ci będzie – westchnęła. Do pojęcia decyzji popchnęła ją ciekawość, a nie chęć spędzenia czasu z Blackiem, broń Boże. W końcu to Huncwot! Wstała od stołu, a na nim zostawiła plastikowy kubeczek po puddingu. Syriusz uśmiechnął się mimo woli. – Prowadź – powiedziała i gestem dłoni wskazała, aby szedł przodem. Ten jednak nie miał zamiaru zostawiać jej w tyle. Podszedł do Ruby i odchylił swoje prawe ramię. Usłyszał jak brunetka mruknęła coś pod nosem, ale chwilę później chwyciła go pod ramię i razem wyszli z Wielkiej Sali. Na plecach czuli odprowadzające ich spojrzenia wszystkich obecnych.
- Chyba pierwszy raz widzę, żeby Syriusz tak się starał... – pomyślała Lily, a sekundę później uświadomiła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos.
- Taa, ja też – odpowiedział Potter. Szkoda tylko, że nie widzi jak ja się staram...
Syriusz ciągnął ją po różnych kątach i nim się obejrzała, już byli na trzecim piętrze. Stali w ciemnym korytarzu szerokim na zaledwie trzy metry przy innym wejściu do skrzydła szpitalnego. Ruby nie miała pojęcia skąd Black tak dobrze znał zamek. Tutaj uczniów było znacznie mniej niż zwykle na korytarzach.
- Musimy podejść do posągu jednookiej wiedźmy, ale nie może nas zauważyć woźny. – Poinstruował Black.
- W pojedynkę poszłoby ci szybciej – próbowała się wymigać. Była głupia. Po co w ogóle się zgodziła? Skoro woźny nie mógł ich zobaczyć, to oznaczało kłopoty. A Ruby nigdy jeszcze nie dostała szlabanu i chciała aby tak zostało.
- W dwójkę jest zabawniej – uśmiechnął się. – Cholera, mogłem wziąć mapę...
- Mapę? Jaką mapę? – dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Dowiesz się, kiedy nadejdzie czas – spojrzał na nią w taki sposób, aby podsycić jej ciekawość. Wychylił głowę zza rogu sprawdzając kto stoi przy posągu.
- Syriuszu Black, jesteś bardzo tajemniczym człowiekiem – powiedziała szeptem, a jego uśmiech się poszerzył. Po jego karku przeszedł przyjemny dreszcz, gdy wypowiedziała ściszonym głosem jego imię i nazwisko. Podobało mu się to. – Dlaczego nie możemy po prostu podejść? – wywróciła oczami.
- To nie takie proste, kochanie. Otóż w posągu jest tajne przejście do Hogsmeade. Nasz kochany woźny kiedyś przyłapał mnie i Jamesa i od tamtego czasu wie o przejściu. Zabronił nam zbliżać się do posągu – mówił cicho. Nagle chwycił mocno Ruby za łokieć i przyciągnął do siebie.
- Co ty...- chciała zapytać, ale Black zamknął jej usta dłonią. Za jej plecami przeszedł Apollion Pringle, szkolny woźny. Był sędziwego wieku, w korytarzu było ciemno, a oni mieli na sobie czarne szaty, więc pozostali niezauważeni. Pringle wszedł do skrzydła szpitalnego, choć nie wyglądał jakby mu coś dolegało. Tymczasem Ruby i Syriusz stali bardzo blisko siebie przyciśnięci do ściany. Jemu to się podobało, dziewczynie nie za bardzo. – Wiesz, że mogłeś po prostu odwrócić się plecami? – zaproponowała, gdy zdjął dłoń z jej ust, a w pobliżu nie było nikogo innego.
- A ty stałabyś i gadała do ściany jak idiotka? – uniósł brwi znów patrząc jej w oczy. Czuła się jakby chciał zaglądnąć do jej duszy.
- Możesz już mnie puścić – powiedziała, lecz Syriusz ani drgnął. Oblizał spierzchnięte wargi. Był tak blisko, że prawie musnął koniuszkiem języka usta Ruby.
- Mogę – szepnął. Poczuła jak poluźnił uścisk, ale jego ręka wciąż leżała na przedramieniu dziewczyny.
- To nie było pytanie – warknęła i strąciła jego dłoń. – Droga czysta.
Syriusz oderwał od niej oczy i wychylił się z ich kryjówki. Szczerze mógł przyznać, że odechciało mu się wszelkich słodyczy. Pomyślał, że głupio wyglądaliby wracając z pustymi rękami. Podeszli do posągu czarownicy i Syriusz wyjął z kieszeni różdżkę uprzednio rozglądając się za woźnym. Skierował ją w stronę garba, a Ruby zainteresowana przyglądała się jego czynnościom.
- Dissen... – zaczął.
- Expelliarmus! – za ich plecami rozległ się okrzyk i różdżka Blacka upadła z łoskotem na podłogę.
- A ten tu skąd? – zdziwił się Syriusz. Ruby także zaczęła się nad tym zastanawiać, bo przecież przed chwilą szukała go wzrokiem. Black nie okazywał jednak strachu, kiedy stanął przy nim woźny Pringle.
- Widzimy się wieczorem, Black! – oznajmił przygarbiony staruszek.
- Czy pan mi proponuje randkę? – Syriusz ściągnął brwi, a Pringle poczerwieniał na twarzy. Ruby pomyślała, że to niezbyt mądre, biorąc pod uwagę to, że woźny celował w bezbronnego chłopaka różdżką. Spostrzegła, że Syriusz zachodzi jej drogę, jakby chciał ją zasłonić własnym ciałem.
- Ty gówniarzu! Ja już się z tobą policzę! Bezczelny gnojek! McGonagall na pewno się o tym dowie. Precz mi z tego korytarza! – z ust Pringle’a wypełzło wiele przekleństw oraz polały się strumienie śliny. Syriusz stojący w odległości sześciu stóp od woźnego zarobił kilka kropli płynów ustrojowych Pringle’a na swojej twarzy.
- Zatem czekam z niecierpliwością na wieści od profesor McGonagall. Miłego dnia, panie Pringle – Syriusz uśmiechnął się i szybko podniósł swoją własność z podłogi. Jego ton był przesadnie miły. Woźny mruknął coś niezrozumiałego, ale oboje byli pewni, że to kolejne przekleństwa. Syriusz pociągnął Ruby za rękę w stronę schodów. Była zdziwiona z jaką łatwością Syriusz poradził sobie z woźnym. Nie okazał ani krzty skruchy. Dziewczyna pomyślała ile razy był już w tarapatach i ile razy uszło mu coś płazem. I jeszcze jak chciał ją zasłonić... Pringle zachowywał się, jakby nie zauważył Ruby. Woźny całą swoją uwagę skupił na Huncwocie.
Nim zdążyła zauważyć, znaleźli się z powrotem w Wielkiej Sali. Zdziwione spojrzenia przyjaciół uświadomiły jej, że wciąż trzyma Syriusza za rękę. Błąd. To on trzymał ją. Szybko rozplotła ich palce i zarumieniona usiadła na ławce obok Lily. Ruda uśmiechała się z dziwnym zadowoleniem.
- To gdzie macie te słodycze, gołąbeczki? – zapytał śpiewnie James.
- Pringle się czaił. Chyba czeka mnie szlaban wieczorem... – skrzywił się Black i zasiadł obok Remusa.
- Co?! Nie możesz! Pogadamy z McGonagall i musi cię puścić! – krzyknął James. – No przecież wieczorem jest trening Quidditcha! – wyjaśnił widząc pytający wzrok Syriusza.
- Ach, no tak. Dobrze, że mi przypominasz, Rogaczu – powiedział. Rogaczu? Skąd oni biorą te przypałowe ksywki?, zastanowiła się Ruby.
Do Wielkiej Sali weszła grupa rozchichotanych Gryfonek. Wśród nich znalazła się też jedna Krukonka, która wyraźnie była ich „przywódczynią”. Nazywała się Adrianna Villmington i od kilku lat starała się o względy Jamesa i Syriusza. Czasami zalecała się także do Remusa, ale nigdy nie robiła na nim dużego wrażenia. Każdy hogwartczyk ją znał i jej wredotę. Czasem była nawet gorsza od Huncwotów. Adrianna podeszła do stołu Gryfonów, a szczególniej rzecz ujmując, do miejsca gdzie siedzieli Huncwoci, Lily i Ruby.
- Zbliża się chimera – zażartował Syriusz, a grupka przyjaciół wybuchnęła na to śmiechem. Adrianna nieświadoma tego, że śmieją się z niej, podążyła dumnie jak paw w ich stronę, a za nią jej świta.
- Cześć Syriusz – przywitały się chórkiem. James spojrzał na niego współczująco, Lily zawiesiła spojrzenie na Ruby, która mimowolnie zacisnęła zęby. Black obdarzył Adriannę i resztę uprzejmym uśmiechem. – Co porabiacie? – zapytała radośnie Krukonka. Miała ponadprzeciętną urodę, a jej niebieskie oczy idealnie podkreślał krawat tego samego koloru. Była o rok młodsza od grupy przy stole, ale wyglądała na starszą nawet od Lily.
- Rozmawiamy – odparł krótko James nie siląc się na uprzejmość, bo tak naprawdę nawet on jej nie lubił. Nie bez powodu Huncwoci mówili na nią „chimera”.
- Nie szykujecie czegoś wielkiego na pierwszy dzień szkoły? – zapytała podekscytowana. – Smarkeus musi czuć się samotny – głową wskazała stół Ślizgonów, gdzie siedział Severus. Lily wzdrygnęła się słysząc to głupie przezwisko Seva.
- Może mu potowarzyszysz? – zaproponowała Evans złośliwie. Zaczynała zbierać się w niej złość. Krukonka od razu skierowała wzrok na rudowłosą.
- Z tego co wiem, to Smarek gustuje w szlamach – podjęła grę. – A ty co? Teraz zamieniłaś Snape’a na Obfitą Cahan? – jej słowom zawtórował chichot świty. Ruby zerwała się z miejsca i chciała ominąć rozbawione Gryfonki, ale niechcący trąciła barkiem jedną z nich. Opuściła Wielką Salę bez słowa. Syriusz odprowadził ją wzrokiem i zastanowił się, czy za nią pójść, a gdy podjął decyzję, zauważył, że Lupin już biegnie ku wyjściu. Adrianna skomentowała to pogardliwym spojrzeniem.
- Albo przeprosisz Lily albo zadbam, aby ten rok był twoim najgorszym – zagroził James szorstkim głosem. Lily stłumiła uśmiech. Po raz pierwszy nie mówił o niej per Evans, a przy tym jeszcze jej bronił. Nie wiedziała, czy miała uważać to za słodkie, czy za bezczelne, bo w końcu groził dziewczynie. Ale to Chimera, a Lily jej wręcz nie cierpiała, więc zignorowała pogróżki. Adrianna prychnęła i odeszła do stołu swojego domu. Odrzuciła do tyłu długie brązowe włosy, a ruda nie usłyszała słowa przeprosin. Villmington tylko mruknęła coś, co miłymi słowami na pewno nie było.
Ruby szła szybkimi i dużymi krokami. Szata Gryffindoru powiewała jej niczym peleryna superbohatera, choć jak superbohater się nie czuła. Była tchórzem. Nie potrafiła sprzeciwić się Villmington, więc po prostu uciekła. Za plecami słyszała znajomy głos, który raz po raz wykrzykiwał jej imię. Ale ona się nie odwracała. Słyszała przyspieszające, miarowe uderzanie butami o posadzkę. Biegł za nią Remus. Wkrótce położył dłoń na jej ramieniu zatrzymując jej bieg.
- Ruby! Dokąd idziesz? – zapytał zdyszany. Stali w Sali Wejściowej, a Ruby dążyła w stronę schodów.
- Nie wiem! Czy to ważne? Idę tam, gdzie nie ma tej dziewuchy! – odparła i znów zaczęła iść, ale chwilę później przystanęła i oparła się o zimną kamienną ścianę zamku. Ukryła twarz w dłoniach.
- Daj spokój, nie przejmuj się tym, co powiedziała – próbował ją uspokoić.
- Nazwała mnie Obfitą Cahan! – wybuchnęła, a jej słowa odbiły się echem po pustym korytarzu.
- I co z tego?
- W tym roku miało być inaczej! Nie miałam być Obfitą Cahan, Potężną Ruby, czy Masywną Cahan! W tym roku, chcę być tylko Ruby... – głos jej zadrżał.
- Ruby, pamiętasz co mi mówiłaś w wakacje? – spojrzał na nią, choć ta wpatrywała się w niewiadomy punkt na podłodze. Postanowił jej pomóc sobie przypomnieć. – Że nikt ani nic...
- ...nie zaburzy mojego spokoju, bez względu na to co o sobie usłyszę. – Dokończyła z Remusem. Oczywiście, że to pamiętała. Powtarzała sobie to każdego dnia, przez ubiegłe dwa lata.
- Dokładnie. Więc dlaczego ktoś tak pusty, jak Adrianna ma ci przeszkodzić w twoim postanowieniu? Skarbie, spójrz na mnie – rozkazał, ale Ruby nawet nie drgnęła. – Spójrz na mnie – chwycił jej podbródek i skierował jej spojrzenie na siebie. W zielonych oczach stanęły łzy. Czuła się dziwnie naga, kiedy miodowe tęczówki wpatrywały się w nią z taką intensywnością. Remus powoli odgarnął włosy z jej twarzy i ujął ją w dłonie.
- Jesteś piękna taka, jaka jesteś. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej, bo to kłamstwo. Żyj, aby walczyć jeszcze jeden dzień – ostatnie zdanie znów wypowiedzieli razem.
Remus mocno przytulił Ruby, a ona zatopiła się w jego objęciach. Uwielbiała go. Był najlepszym, co mogło jej się przytrafić. Był takim... przyjacielem na zawsze. W jego uścisku wyczuwała troskę i zmartwienie. Taki prosty gest, który wyrażał tak wiele.
Rozległ się dzwon, a na korytarze wybiegli uczniowie, którzy głodni pędzili do Wielkiej Sali na obiad. Ale Ruby i Remus trwali tak przy sobie jeszcze przez długą chwilę.
Ruby nie miała ochoty wracać do Wielkiej Sali na obiad, a Remus nalegał, że dotrzyma jej towarzystwa. Mimo to burczało im w brzuchach. Lupin szybko skoczył do lochów do kuchni i poprosił domowe skrzaty o nieco jedzenia, które ochoczo mu je dały. Chłopak przeszedł przez portret Grubej Damy z talerzem pełnym
różnego mięsa, ziemniakami i jakąś surówką. Siedzieli spokojnie w pokoju wspólnym Gryfonów na czerwonej kanapie naprzeciw kominka. Jedli z jednego talerza za pomocą tego samego widelca, ponieważ skrzaty nie chciały dać Remusowi więcej naczyń, ryzykując tym samym ich stratę. Oboje wiedzieli, że mogli zaklęciem zreplikować chociażby sztuciec, ale nikt tego nie zaproponował. Najedli się do syta, karmiąc siebie nawzajem w zależności, kto trzymał widelec. Wybuchali co jakiś czas gromkim śmiechem. Ostawili półpełny talerz na podłogę, ponieważ w pobliżu metra, nie było żadnego stolika.
- Jak tam twoja ciotka Maria? – zapytała z uśmiechem Ruby. Cahan poznała ciotkę Remusa w wakacje i wiedziała, że nie jest to dla niego najprzyjemniejszy temat. Była zrzędliwa i bardzo łatwo się ekscytowała. Szczególnie tym, jak Remus urósł przez ostatni czas, kiedy go widziała. Nawet jeśli ten czas wynosił jeden dzień.
- Łoo matko... Szkoda słów – ukrył twarz w dłoniach. – Widziałem się z nią kilka dni przed rozpoczęciem się roku... Wyściskała mnie i wymiętoliła mi twarz jak jakieś ciasto... – Ruby zaśmiała się głośno, a Lupin miał kwaśny wyraz twarzy na to wspomnienie. Do pokoju wspólnego wszedł Peter, a za nim Potter i Black.
- Gdzie wasze groupies? – zażartowała Ruby.
- Widzę, że humor powrócił – zauważył James.
- Nie chcę się przechwalać, ale to dzięki mnie i wiecie... Jestem wielki – uśmiechnął się szeroko Lunatyk.
O godzinie siedemnastej Potter ogłosił trening Quidditcha, który miał się odbyć za pół godziny. Syriusz przebrał się w jasne spodnie do gry i założył ochraniacze. Na zwykłą białą koszulkę założył sweter w barwach domu i czerwoną bluzę z kapturem, ponieważ nie chciało mu się ubierać całego stroju. Bo i po co? To tylko trening. W lewej dłoni trzymał swojego Nimbusa 1000, a w prawej pałkę, niewiele mniejszą od mugolskiego kija baseball’owego. Kiedy Syriusz wychodził, Ruby siedziała w fotelu w pokoju wspólnym i bazgrała coś w szkicowniku.
- Cahan, nie idziesz na boisko? – zapytał Syriusz, a Ruby wzdrygnęła się na dźwięk swojego nazwiska. Opierał się o miotłę i uśmiechał zalotnie. Był gotów ją przekonywać, już wymyślał milion powodów, dlaczego powinna tam iść, kiedy ona powiedziała:
- To już ta godzina? – zdziwiona zamknęła szkicownik. Nawet była mu wdzięczna, za to, że jej przypomniał. Black spojrzał na nią pytającym wzrokiem, ale także z satysfakcją.
- Jesteś fanką Quidditcha? – dopytywał. – Czy może tak bardzo chcesz mnie zobaczyć w akcji? – Syriusz w drużynie był dopiero od dwóch lat, ale zawsze przyciągał za sobą na trybuny piszczące fanki. Ruby skarciła go wzrokiem.
- Nie opuściłam żadnych mistrzostw odkąd się urodziłam – pochwaliła się ignorując drugą aluzję. Zawsze się tym chwaliła, gdy miała okazję. Ojciec Ruby był zawziętym kibicem Quidditcha, a że pieniędzy zwykle mu nie brakowało, ten za wszelką cenę starał się zdobyć bilety na mecze i mistrzostwa. Ojciec zabierał ją na różne rozgrywki, kiedy była jego kolej, aby opiekować się dzieckiem już od niemowlęcia i stało się to niemalże tradycją. Więc to oczywiste, że chciała obejrzeć trening Gryfonów. Spędziła dosyć „mugolskie” wakacje i tęskniła za magiczną grą. Syriusz z niedowierzaniem pokręcił głową i uśmiechnął się. Razem wyszli z zamku.
Pogoda była fatalna. Niebo było pochmurne i szare, chmury zwiastowały deszcz. Wiał silny, porywisty wiatr, który mroził kości, lecz czasem na niebie wyłaniało się słońce, aczkolwiek zdarzało się to bardzo rzadko. Syriusz wszedł do szatni, a Ruby powędrowała na trybuny. Oczywiście kilka miejsc z przodu zajmowała Adrianna i jej koleżanki oraz inne fanki Pottera i Blacka. Ruby szukała dobrego miejsca, aby widzieć całą grę, a nie członków drużyny, a jednocześnie aby być z dala od Chimery.
- Ruby! – zawołała Lily siedząca kilka metrów od miejsca, w którym stała ciemnowłosa. Ruda jej pomachała i gestem zaprosiła do siebie. Ruby zawahała się, ponieważ Lily nie siedziała sama. Miejsce obok zajmowała Destiny Bresanott, Puchonka, dobra koleżanka Evans i jedna z największych plotkar w Hogwarcie. Ruby powolnym krokiem podeszła do nich i usiadła po prawej stronie rudowłosej, choć nie była tym do końca zadowolona. Miejsca były dobre, ale wiedziała, że usłyszy o sobie kilka słów od Destiny. Nie myliła się. Ledwo usiadła, a usta Destiny zdążyły już wymówić milion słów na sekundę. Ruby nie zrozumiała ani słowa, bo dziewczyna mówiła tak szybko jak pistolet maszynowy.
- Ignoruj ją, to tylko plotki – szepnęła Lily. I tak Ruby zrobiła. Ignorowała ją, ale wyłapała kilka przypadkowych słów. O ile się nie myliła, cały czas nawijała o Syriuszu. Na boisko wyszła drużyna Gryfonów z Potterem na czele. James zerknął na trybuny, a gdy odnalazł na nich twarz Lily uśmiechnął się do niej promiennie. Kilka dziewczyn pomyślało, że to do nich uśmiecha się kapitan drużyny i niczego nieświadome odwzajemniły uśmiech.
- Nie wiem jak możesz tak odtrącać Pottera – powiedziała Destiny swoim słodkim, cienkim głosem i westchnęła. – Spójrz na niego. Jest przystojny, miły, nieustannie cię podrywa...
- I jest nadętym i zapatrzonym w siebie Potterem – stwierdziła twardo i wpatrywała się w unoszące się w powietrze miotły.
- Ruby, co jest między tobą a Syriuszem? – dopytywała. Czy ta dziewczyna nie ma hamulców moralnych?, pomyślała.
- A co ma być? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, choć mogła od razu rzec, że między nimi nic nie ma.
- Cała szkoła o was gada... A przynajmniej ta żeńska część. Wszyscy się zastanawiamy – wyszczerzyła się w tajemniczym uśmiechu.
- Wszyscy? – zdziwiła się. – Masz na myśli twoje kółko plotkarskie? – Ruby parsknęła śmiechem.
- Można to tak nazwać... Więc?
- Destiny, myślę, że to nie twoja sprawa i nie powinnaś wtykać nosa... Na brodę Merlina! – przerwała Ruby, gdy James omal nie spadł z miotły z wysokości trzydziestu pięciu metrów. Nie zrobił tego przypadkowo. James Potter wykonał zwis leniwca, aby uchronić się przed pędzącym w jego stronę tłuczkiem, który posłał na niego Black. Lily wybałuszyła oczy w przerażeniu, ale wtedy Potter wrócił na swoją miotłę cały i zdrowy.
- Czy temu całkiem już odbiło?! Black ma bronić przed tłuczkami, a nie nimi atakować! – wykrzyknęła Lily tak głośno, że chyba każdy na stadionie ją słyszał.
- Spokojnie, Evans – przed nimi znikąd pojawił się James na swojej miotle. – To tylko trening, a na treningach się ćwiczy. Powinnaś to zrozumieć, przecież to logiczne – uśmiechnął się. – Urocze, że tak się martwisz – puścił jej perskie oczko i odleciał do Syriusza.
- Wcale się nie martwię, Potter! – odkrzyknęła i chciała dodać coś jeszcze, ale kompletnie nie wiedziała co.
Ruby śledziła ruchy całej drużyny, raz nawet napotkała spojrzenie drugiego pałkarza, Doriana Duluth, który chwilę później obdarował ją uśmiechem. Syriusz niewątpliwie to zauważył i mocno odbił tłuczka prosto w chłopaka omal nie zwalając go z miotły. Kiedy wymierzony tłuczek trafił Doriana, Syriusz odwrócił się i udawał, że zrobił to ktoś inny, co było zdaniem Ruby bezsensu, ponieważ jeśli nie Syriusz odbił tłuczka, musiał to zrobić Dorian. A sam w siebie przecież nie mógł celować, więc Dorian od razu wiedział kto to zrobił.
- Teraz mi powiedz, że nic między wami nie ma... To dziwne. Wcześniej nikt nie zwracał na ciebie uwagi, a kiedy zaczęłaś spotykać się z Blackiem, nagle stałaś się pożądana... – znów skomentowała Destiny. Zupełnie jakby Ruby nie było w pobliżu... Ale przecież była i miała ochotę rozszarpać Puchonkę. Lily znacząco odchrząknęła.
- Nie spotykam się z Blackiem – oznajmiła Ruby i obserwowała dalszą grę.
- Ludzie mówią coś innego... – powiedziała śpiewnie.
- Ludzie się mylą – wciągnęła powietrze przez nos i wyprostowała się na krześle. Zamiast słuchać pogłosek można by zapytać źródła bądź milczeć. Ruby zaczynała się coraz bardziej złościć. Ciemne chmury zbliżały się do boiska, ale trening trwał. Zawiał silny wiatr, a Ruby zatrzęsła się z zimna, jakie przeszło przez jej ciało.
- Ja chyba odpadam – stwierdziła i wstała z siedzenia.
- Dlaczego? – zapytała Lily. Ruby spojrzała na rudowłosą. Evans miała na sobie ciepły sweter w barwach domu, a brunetkę okrywała zaledwie cienka koszulka z rękawem do łokci.
- Cahan! – usłyszała wołanie. Syriusz wisiał w powietrzu z ręką wyciągniętą w jej stronę. Trzymał swoją czerwoną bluzę. – Weź.
- Ale... – zaczęła chcąc odmówić, ale patrzył na nią takim naglącym spojrzeniem, że nie dodawała nic więcej i przyjęła bluzę. Chciała jeszcze dodać, że będzie mu za zimno bez niej, ale odleciał, a na jego czole zalśniły krople potu. Obejrzał się przez ramię i uśmiechnął się do niej, po czym pomknął do przodu jeszcze szybciej.
- Lepiej ją załóż, panno nie-spotykam-się-z-Syriuszem-Blackiem, albo tamte laski rozszarpią bluzę na strzępy – ostrzegła Destiny.
Ruby posłuchała i ubranie w ciągu kilku sekund znalazło się na jej plecach. Usiadła z powrotem na swoim miejscu. Bluza pachniała Syriuszem. Nie potem, czy perfumami, ale Syriuszem. Nie potrafiła dokładnie określić, czym pachniał Black. Zauważyła, że Adrianna posyła jej mordercze spojrzenie. W ogóle, dlaczego dał swoje ubranie Ruby? Mógł rzucić bluzę w trybuny i pozwolić, żeby dziewczyny walczyły. Bo który facet nie chciał zobaczyć bitwy kobiet? Ale czym Ruby różniła się od reszty dziewczyn? I jeszcze ten uśmiech na odchodne... co on miał znaczyć? Black bezkarnie z nią flirtował i to na oczach wszystkich.
- Powinnaś uważać, Ruby – powiedziała Destiny, gdy trening dobiegał ku końcowi. – Syriusz lubi bawić się czyimiś uczuciami – dodała i zniknęła w tłumie rozgadanych dziewczyn, które opuszczały trybuny. Ruby stała samotnie i zastanawiała się chwilę nad słowami Destiny. Wiedziała to z własnego doświadczenia, czy słyszała poprzez plotki? Zresztą, dlaczego Ruby miała się tym przejmować? Przecież nie zamierzała ulegać Blackowi i temu jego uśmiechowi... Powiedziała sobie już na początku roku, że nie będzie jego kolejną. I tego miała zamiar się trzymać.
Z zamyślenia wyrwały ją pierwsze krople deszczu, które już otulały jej sylwetkę, niczym czułe pocałunki. Zarzuciła kaptur na głowę i truchtem opuściła opustoszałe boisko.
Po treningu Ruby wybrała się do biblioteki. Chciała poczytać coś w dormitorium, ale panował tam za duży hałas. Jej współlokatorki – Mary Macdonald i Anastazja Leon – bardzo ekscytowały się zbliżającym się meczem Quidditcha. Za tydzień Gryffindor miał zmierzyć się z Ravenclaw. Anastazja była ich drugą ścigającą, a Mary wzdychała nad tym, jak to musi być cudownie być w jednej drużynie z Jamesem. Później zaczęły rozmawiać z Lily o Potterze, więc Ruby szybko ulotniła się niezauważona z sypialni. Normalnie, Ruby mogła rozmawiać o Quidditchu przez długie godziny, jednak z nimi każda rozmowa kończyła lub opierała się na Potterze.
Stała w dziale z poradnikami, choć sama nie wiedziała czego szukała. Zanim wyszła z sypialni, zauważyła, że nie ma żadnych dobrych książek, w które mogłaby się zatopić na kilka godzin. Trzy czwarte książek, które ze sobą przywiozła to podręczniki i inne naukowe pomoce. Można było znaleźć w jej kufrze jakieś mugolskie romansidła, ale nic nie równało się z powieściami czarodziejów. A takich w szkolnej bibliotece było niestety mało...
- Na galopujące gargulce, już się przestraszyłem, że Black zawitał w bibliotece – Ruby usłyszała za sobą znajomy głos i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Dlaczego tak pomyślałeś? – zapytała zdezorientowana.
- Nie mam pojęcia... Może to przez ten wielki napis na plecach z nazwiskiem Black, ale mogę się mylić... Włosy też macie podobne. – Remus uśmiechnął się złośliwie. Napis na plecach?, pomyślała zaskoczona. Już całkowicie zapomniała, że ma na sobie jego bluzę. Jak oparzona rozpięła zamek błyskawiczny, zdjęła ją i obejrzała jej tył. Rzeczywiście. Plecy czerwonej bluzy zdobiło nazwisko Syriusza napisane złotymi literami, a pod nim jego numer do gry w Quidditcha – dziewiętnaście.
- Nie zauważyłaś? – Lupin był szczerze zdumiony. Ruby zresztą też. Jak mogła to przeoczyć? Teraz rozumiała dlaczego, kiedy się odwracała, dziewczyny zaczynały o niej szeptać. Ciekawe czy jestem jego dziewiętnastą? To by była ironia losu... Zawiesiła bluzę na przedramieniu i już jej nie zakładała. Z wiedzą, co kryje się z tyłu bluzy czuła się napiętnowana.
- Ekhym – odchrząknęła. – Luniaczku, może ty mi pomożesz? – zapytała zmieniając temat.
- Jasne, o co chodzi?
- Szukam jakiejś dobrej książki. Jeśli chodzi o tematykę, to zdaję się na ciebie, byle byłaby ciekawa.
Remus podszedł bez słowa do następnego działu, a Ruby poszła za nim. Chłopak zdecydowanie był w swoim żywiole.
- Może „Życie z wilkołakiem”? – zapytał retorycznie i oboje wybuchnęli śmiechem, aby zaraz potem zamilknąć. W końcu to biblioteka. – Tak na serio, polecam ci książkę mugolki Anne Rice „Wywiad z wampirem”, bo jest świetna. Jej mąż był wampirem, wiec książka jest całkiem wiarygodna. – Mówił i podał jej egzemplarz. – „Sonety czarnoksiężnika”. Przyjemna, szybko się czyta i o dziwo, nie jest mdła jak inne poezje... Myślę, że ci się spodoba, w końcu tematyka medyczna, „Włochaty pysk, lecz dusza ludzka”. –Teraz Ruby trzymała trzy książki. Postanowiła, że wypożyczy je wszystkie i to nie dlatego, żeby nie robić przykrości Remusowi, ale ponieważ Remus miał naprawdę zbliżony gust do Ruby i interesowały ją te książki. Już wiedziała, co będzie robić późnymi wieczorami.
- Idę do sypialni... Może dziewczyny przestały się zachwycać Potterem – mruknęła z nadzieją.
- Ja zostaję. U mnie to Peter zachwyca się Potterem – jęknął, a Ruby zaśmiała się współczująco. – Zresztą muszę napisać wypracowanie na runy, a chłopaki mi tego nie ułatwiają.
- Pomóc ci?
- Nie, nie trzeba. Dam sobie radę – uśmiechnął się i wyjął okulary kontaktowe z torby, którą miał zawieszoną na ramieniu.
- Możesz to oddać Syriuszowi? – zapytała podając Remusowi bluzę Blacka.
- Jasne. W ogóle, jak ją zdobyłaś? – ściągnął brwi zainteresowany.
- Och... – usiadła przy biurku, choć miała zamiar wyjść z biblioteki. Lupin usiadł naprzeciwko. – Byłam na treningu i po prostu zrobiło mi się zimno. Black trafnie to zauważył i dał mi tę bluzę... Dziwiłabym się gdyby nie zauważył, bo przez cały trening czułam na sobie jego spojrzenie.
- I pewnie nie omieszkałaś mu powiedzieć, jaką to ty wielką fanką Quidditcha nie jesteś? – Remus skrzywił się, gdy Ruby przytaknęła ruchem głowy. – To może powinnaś wypożyczyć „Jak odpędzić od siebie upiory”, bo teraz już ci nie odpuści.
- Aż tak źle?
- Kogo jak kogo, ale żeby zdobyć serce Syriusza Blacka, trzeba lubić Quidditch.
- Ale ja nie chcę go zdobyć! – oburzyła się. Lupin mruknął coś w odpowiedzi, ale dziewczyna go nie zrozumiała. Była jednak pewna, że było to coś złośliwego. – Po prostu oddaj mu tę bluzę! – rozkazała, wstała od biurka i zabierając ze sobą wypożyczone książki powędrowała ku wyjściu z pomieszczenia.
- Prześlę mu całusy! – odkrzyknął rozbawiony tym, jak Gryfonka wypiera się Blacka.
- Ani mi się waż! – odwróciła się do niego i zagroziła mu palcem, po czym opuściła bibliotekę i w miarę szybko opamiętała się, żeby nie trzasnąć drzwiami. Pokręcił głową z uśmiechem i rozwinął przed sobą pergamin. Zdążył spostrzec, że wszyscy w pomieszczeniu na nich patrzyli. Nic dziwnego, w końcu w jedynym zacisznym miejscu dwójka uczniów zaczęła na siebie krzyczeć... Z torby wyjął pióro i podręcznik do starożytnych runów. Pisał ostanie zdanie, gdy zegar wybił godzinę dwudziestą drugą. Zerwał się z miejsca, pochował swoje rzeczy i wybiegł z biblioteki w kierunku wieży Gryffindoru.
- Powinnam dać ci szlaban, Remusie! Już po ciszy nocnej! – zagroziła mu Lily, która była prefektem. Mimo to puściła go, aby szedł dalej do pokoju wspólnego. Pokój był, ku jego zdziwieniu, pusty. Powędrował do dormitorium. Miał nadzieję, że przyjaciele już śpią, ale nawet jemu wydawało się to nierealne. Z reguły Huncwoci nie chodzili spać co najmniej do północy. I miał rację. Syriusz i James intensywnie o czymś rozmawiali, a Peter leżał na swoim łóżku i słuchał przyjaciół. Gdy Remus przekroczył próg pokoju, wszystkie oczy skierowały się na niego.
- Cześć Luniaczku. Właśnie zastanawialiśmy się gdzie się podziewasz – powiedział James bawiąc się złotym zniczem, który gwizdnął w piątej klasie.
- Byłem w bibliotece – odparł krótko i rzucił bluzę Syriusza na oparcie krzesła od biurka. – Ruby przesyła... podziękowania – powiedział nieszczerze. Przecież brunetka kazała tylko oddać jego własność, ale nie mówiła nic o podzięce.
- To już wiemy, co tyle godzin robiłeś w tej bibliotece – zażartował James, a Syriusz zacisnął usta, w cienką kreskę, co nie umknęło uwadze Remusa.
- Naprawdę cię wzięło, co Łapo? – Lupin zwrócił się do Syriusza uśmiechając się złośliwie.
- Nie. Nie prawda. – Oświadczył stanowczo, ale przyjaciele wiedzieli, że łże jak pies. – Och, zamknijcie się – jęknął Black i rzucił poduszką w blondyna. – Nie mówiła nic więcej? Nie masz nic mi przekazać? Na przykład buziaków? – zapytał z nadzieją. Remus przez chwilę zastanowił się, czy Syriusza naprawdę nie było w bibliotece.
- Nie.
- Żadnych uścisków? – dopytywał.
- Nic a nic. Ale jeśli tak bardzo chcesz, to mogę cię ucałować i przytulić, nie musisz mieć do tego Ruby jako pretekstu – zaśmiał się, a reszta przyjaciół mu zawtórowała. Oprócz Syriusza.
- Goń się. Tak się składa, moi drodzy, że randkę mam już gwarantowaną – wyszczerzył zęby. Widząc pytające miny Huncwotów, dodał: - No przecież wygrałem zakład!
chyba zapomniałam o jakiz akład chodzi przez ten czas. chociaż . . .chyba stwką była randka z Ruby czy tak? rozdizął zajebisty, warto było czakać!.
OdpowiedzUsuńA i czyżbym była pierwsza???
zobaczymy za chwilkę
pozdrawiam i zycz e Ci weny
gabi xD
i jeszcze jest jakies 3 razy dłuższy od poprzednich co jest wieeelkim +
UsuńZakład był o to, że Syriusz nie będzie dręczyć Severusa przez co najmniej jeden dzień, a jeżeli przetrwa w nagrodę ma dostać randkę/spotkanie z Ruby.
OdpowiedzUsuńPostaram się żeby następne rozdziały były mniej więcej takiej samej długości (lub dłuższe) :x
Dziękuję i też pozdrawiam <3
"- Widzimy się wieczorem, Black! – oznajmił przygarbiony staruszek.
OdpowiedzUsuń- Czy pan mi proponuje randkę?"
Rozwaliło mnie to.
Rozdział świetny. Remus jest idealnym przyjacielem <3 A Black jest taki czarujący, że na miejscu Ruby już dawno bym mu uległa xD
Czekam na kolejny rozdział :D
Bardzo wkręciłam się w tego bloga i tylko z przerażeniem zauważam, że kolejny rozdział juz za mną... np cóż, zakochałam się w Lupinie i Blacku, no i bardzo fajnie pokazujesz relacje Potter Evans :D niby na boku, ale są wyraźnie widoczni :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
znikłam na uno momento, ale i'm here. I wiesz. Cudo. Jak zwykle XDD no i ja bym nie oddała tak szybko tej bluzy, hehe :'))))))
OdpowiedzUsuń