23.08.2019

Rozdział 22 - Dokąd nocą tupta Huncwot?


 Kiedy Syriusz i Lena wyszli z ciasnego pomieszczenia, do którego wsadziła ich Destiny, chłopak czuł się nieco inaczej. Z jednej strony cieszył się, że tak się to wszystko potoczyło. Zwykła czułość bez zobowiązań. Z drugiej strony jednak czuł się winny. Niejednokrotnie powtarzał Huncwotom, co czuł do Ruby i był pewien, że było to prawdziwe uczucie. Gryfonka całkowicie go oczarowała, ale sama nie podejmowała inicjatywy. Nie byli razem, nie byli nawet blisko związku. Dlaczego więc Syriusz czuł, jakby właśnie ją zdradził? Był też prawie pewny, że Ruby nie miała nic przeciwko jego romansom. Bo czemu miałaby mieć? Flirciarski nastrój Syriusza minął szybko. Wzrokiem szukał Ruby, ale nie mógł jej znaleźć. Z tłumu wypatrzył burzę zielonych włosów.
 - Ej, Modliszko – zagadał do Heli. Puchonka spiorunowała go wzrokiem. Wyglądało na to, że było to już tradycyjnym elementem rozpoczęcia ich rozmów. Mimo że nawzajem sobie dokuczali i udawali, że się nie lubili, w głębi oboje wiedzieli, że jest inaczej.
 - Ruby wyszła kilka minut temu – odpowiedziała, wyprzedzając jego pytanie. – I nie, nie wyszła przez ciebie. Wylosowało ją i Doriana, więc tak jakby mu uciekła. – Syriusz zmrużył oczy. Był pod wrażeniem. Heliotropa upiła łyk drinka ze szklanki, którą trzymała w dłoni, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chciała wyjść na cwaną. Poniekąd się to udało.
 - Akurat o to drugie nie chciałem pytać, ale ta informacja poprawiła mi humor. – Rzucił szybkie spojrzenie na Doriana, rozmawiającego z kolegami i Black mimowolnie się uśmiechnął. Ruby nie chciała się całować z Dorianem. Nie wiedział, czy to ze względu na niego, czy po prostu ze względu na Doriana, ale Syriusz cieszył się z tego niezmiernie. – Dobra, też będę się zbierać.
 - Akurat nie chciałam o to pytać, ale ta informacja poprawiła mi humor – Heli powtórzyła słowa Blacka i złośliwie się uśmiechnęła. Syriusz parsknął śmiechem. Podziękował za przyjęcie i wyszedł z pokoju wspólnego Puchonów.
 Korytarz był ciemny w porównaniu z oświetlonym salonem. Wzrok Syriusza potrzebował chwili, żeby się przyzwyczaić. Nawet nie wiedział, która była godzina. Pokonując kilka pierwszych schodów w stronę wieży Gryffindoru, zaczął się zastanawiać, jak miał cicho wejść do pokoju, aby nie obudzić reszty Huncwotów. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę z tego, że Huncwotów przecież w swojej sypialni nie będzie. Tej nocy wypadała pełnia księżyca, a on całkiem o tym zapomniał. Nerwowo przeczesał palcami ciemną czuprynę.
 Co pełnię, razem przekradali się do Wrzeszczącej Chaty, żeby towarzyszyć Remusowi podczas jego przemian. Zawsze mieli przy sobie mapę i pelerynę niewidkę. Byli nieuchwytni, ale teraz nie miał przy sobie tych rzeczy. Syriusz stanął w miejscu, żeby zastanowić się, co zrobić. Rozejrzał się dookoła. Tylko kilka pięter wyżej widział wątłe światło lampy. Jaka była szansa, że ktoś by zauważył, jak wychodzi z zamku? Westchnął i zawrócił w stronę drzwi wyjściowych.
 Podszedł do nich szybkim krokiem i pchnął je lekko, aby otworzyć je tylko na tyle, żeby mógł się przez nie przecisnąć niezauważony.
 - Wybierasz się gdzieś, Black? – Syriusz niemal podskoczył na niespodziewany głos za jego plecami. Szybko przypisał go do osoby i zdenerwowany zacisnął usta. Huncwot nawet się nie odwrócił. Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz zamku. – Zadałem ci pytanie!
 - Nie twój interes, Snape – rzucił Syriusz przez ramię. Kierował się w stronę bijącej wierzby. Chciał pokazać Severusowi, jak bardzo lekceważył jego obecność. Snape pociągnął Syriusza za ramię, chcąc go zatrzymać. Black stanął w miejscu i głęboko wciągnął powietrze. Sam nie wiedział, dlaczego aż tak się zdenerwował. Spieszył się, aby dołączyć do przyjaciół. Nie wiedział jak spławić Snape’a, a jego złość jeszcze bardziej podsycił dotyk Ślizgona.
 - Zapytałem, czy się gdzieś wybierasz – powtórzył Snape bardziej szorstkim głosem. Stali na błoniach przed Hogwartem. Snape w swojej czarnej szacie był widoczny tylko dzięki księżycowi, który odbijał promienie słoneczne, oświetlając ich. W tym świetle przypominał wampira. Jego skóra wyglądała na jeszcze bledszą niż była, a czarne włosy, sięgające do ramion, kontrastowały z nią. Syriusz miał wrażenie, że księżyc go poganiał.
 - A ja powiedziałem, że to nie twój interes. Chcesz się w to bawić całą noc? Odejmij mi punkty, daj szlaban i zajmij się swoimi sprawami. I nie dotykaj mnie więcej.
 Severus wyglądał na zmieszanego. Tak naprawdę nieco się wystraszył tonu Blacka, choć to on sam chciał wywołać na Gryfonie taki efekt. Nie chciał dać tego po sobie poznać. Syriusz był lepiej zbudowany i wysportowany. Mógłby pokonać Snape’a nawet bez pomocy magii. Obaj byli tego świadomi.
 - Black, jesteś naiwny, jeśli myślisz, że tak to zostawię. Nie pierwszy raz widzę, jak któryś z was się wykrada z Hogwartu. Dokąd tak naprawdę nocą chodzą Huncwoci, co? Na pewno wszyscy by się chcieli dowiedzieć. A Dumbledore już w szczególności. – Severus uśmiechnął się półgębkiem. Był przekonany, że to ruszy Syriusza. Ten w odpowiedzi tylko uniósł brwi, udając zaskoczonego groźbami.
 - Nagle taki jesteś odważny, Smarkeusie? – Syriusz przechylił nieco głowę. Wpadł na szalony pomysł. Wiedział, jak przegonić Snape’a. – Sam się przekonaj. – Zachęcająco rozłożył ręce i zaczął iść tyłem do bijącej wierzby. – Tylko musisz nadążyć.
 Syriusz odwrócił się od Ślizgona, który był całkowicie zaskoczony reakcją Blacka. Stał i obserwował go chwilę. Biegiem zbliżał się do magicznego drzewa na błoniach Hogwartu. Severus myślał, że Syriusz oszalał. Wiedział, że wierzba odrzuci go z impetem i zrobi mu krzywdę. Myślał, że pewnie właśnie na to miał nadzieję Syriusz, zachęcając go do podążania za nim. Chciał, żeby Snape’owi stała się krzywda. Był bardzo nieufny. Black jednak podbiegł do wierzby bez zahamowania. Omijał sięgające ku niemu konary. Jego refleks zaimponował Snape’owi, ale nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą. W końcu wierzba znieruchomiała. Ślizgon nigdy nie widział jej w takim stanie. Był pod takim wrażeniem, że nawet nie zauważył, kiedy Black zniknął mu z oczu.

 Biegł tunelem, po drodze zmieniając się w dużego, czarnego psa. Co jakiś czas oglądał się za siebie. Sprawdzał, czy Snape ośmielił się iść za nim. Syriusz starał się robić to wszystko bardzo szybko. Nie wiedział też, na jak długo bijąca wierzba pozostanie nieruchoma. Miał nadzieję, że na tyle krótko, żeby Snape nie zdążył przedostać się do tunelu, którym właśnie biegł Syriusz. Kiedy dobiegł do końca korytarza, znalazł się w zabrudzonym pomieszczeniu. Tak jak przypuszczał, reszta Huncwotów już tam była.
 We Wrzeszczącej Chacie było ciemno. Okna były zabite deskami. Światło księżyca prześwitywało tylko przez niewielkie szpary między nimi. Oprócz tego w chacie były świeczki, ale rzadko kiedy mieli potrzebę ich używać. Pod postacią zwierząt mrok w ogóle nie przeszkadzał Huncwotom. Dom był umeblowany, lecz w trakcie kolejnych przemian Remusa mebli ubywało. Remus w przypływie frustracji, bólu lub złości niszczył je. Z tego samego powodu tapeta ze ścian w niektórych miejscach była rozdrapana. W innych miejscach już sama odchodziła ze starości. W chacie często działy się rzeczy rodem z horrorów.
 Na środku pomieszczenia, do którego od razu prowadził tunel, leżał Remus. Był już w formie wilkołaka. Tylko dlatego Syriusz trochę się cieszył, że się spóźnił. Nie musiał oglądać przemiany Remusa. Ba, sam widok nie był taki straszny. Szło się do niego przyzwyczaić. Najbardziej przerażał go towarzyszący przemianie krzyk bólu. Syriusz nie potrafił pojąć, jak wielkie musiało to być cierpienie. Remus musiał przez nie przechodzić co miesiąc. To dlatego mieszkańcy Hogsmeade myśleli, że chata jest nawiedzona. To dlatego nazywali ten budynek Wrzeszczącą Chatą. Wilkołak spojrzał na niego, badając sytuację. Nie przejął się nowym gościem. Wilkołaki z reguły były przyjazne dla zwierząt. Remus podszedł do zabitego deskami okna i obserwował dwór przez niewielką szparę.
 W rogu pomieszczenia leżał jeleń, a na obdartej kanapie pod ścianą wypoczywał szczur. Na niewtajemniczonych mogło to robić wrażenie. Syriusz sam był nieco zaskoczony, że Remus był taki spokojny. Wciąż był nerwowy, ale przynajmniej nie był w szale. Obecność innych zwierząt uspokajała go. Rogacz posłał Syriuszowi zimne spojrzenie. Zabawne jak dobrze rozumieli się nawet bez słów. Kiedy wszyscy byli pod postaciami zwierząt, ich język porozumiewawczy działał na podstawie instynktu. Łapa wiedział, że James był na niego zły. Glizdogon za to był zmieszany. Wyczuwał napiętą atmosferę i zbliżającą się kłótnię. Wrzeszcząca Chata miała to do siebie, że nie mieli więcej w niej do roboty, jak po prostu być tam dla Remusa. Syriusz powoli podszedł do wilkołaka i usiadł u jego boku.

 Remus wiedział, że czarny pies, który zjawił się w chacie, był jego przyjacielem. Nie wiedział, czemu nie było go tam od początku, ale też za bardzo go to nie ruszyło. Kiedy zmieniał się w wilkołaka, znikało też jego człowieczeństwo. Nie czuł nic innego poza zmęczeniem, złością i frustracją. Ściskało go w żołądku. Miał tę dziwną żądzę krwi, musiał się czymś posilić lub odwrócić swoją uwagę. Pragnienie jakby rozrywało go od środka, a on nie mógł nic z tym zrobić. Zazwyczaj ta katorga trwała około dwóch dni.
 Skupił się na dźwiękach. Zazwyczaj go to uspakajało. Jego wyostrzony zmysł był czasem przekleństwem, a czasem błogosławieństwem. Ciche rozmowy ludzi, granie świerszczy, oddechy. Osypujący się piasek. To była nowość. Kroki. Wilkołak nastawił uszu. To samo zrobił pies siedzący obok. Szepty, a raczej przekleństwa. Ktoś się zbliżał. Ktoś nieznany. Nowy zapach. Frustrację zastąpiło ożywienie i podekscytowanie.
 Pies posłał zaniepokojone spojrzenie jeleniowi. Badał każdy ruch Remusa. Ten powoli odwrócił się. Najpierw głowę, zaraz potem całe ciało. Ciałem również przypominał wilka, jednak jego kończyny były dłuższe i mniej owłosione, przez co bardziej wyglądał człowieczo, a zarazem bardziej przerażająco. Pies podbiegł do zaspanego Rogacza. Trącał go łapami, jakby chciał mu coś przekazać. Na to było jednak za późno. Rogacz nie wiedział, co się działo, bo działo się to tak szybko.
 Severus wszedł do ciemnego salonu, nie wiedząc czego się spodziewać. Kilka sekund zajęło mu dojrzenie czegokolwiek w tej ciemności. Sięgnął po różdżkę. Serce mu zamarło na widok świecących ślepi. Upuścił ją, gdy stwór skoczył na niego. Wtedy do Snape’a dotarło, z czym miał do czynienia. Tunel pod Bijącą Wierzbą prowadził do schronu dla wilkołaka. Był w tak ciężkim szoku, że nie potrafił opanować paniki. Zaczął się wierzgać. Wilkołak z rykiem podrapał go w brzuch. Nagle usłyszał szczekanie i warczenie, które nie pochodziło od potwora. Łzy stanęły mu w oczach. Zebrał w sobie całą siłę, aby zrzucić z siebie kopniakiem wilkołaka. Coś z innej strony pociągnęło go za szatę. Wiedział, że to już był jego koniec. Krwawił, ciągnięty po ziemi. Coś prowadziło go na zewnątrz tunelu. W myślach przeklinał siebie i Blacka. Dlaczego poszedł za tym szaleńcem, dlaczego on go to tego podpuścił? Dlaczego miał coś wspólnego z takim potworem?
 Wkrótce zrobiło się cicho i jedyne co słyszał to szum wiatru. Wszystko działo się tak szybko. Znów był niedaleko wierzby, ale na tyle daleko, że nie stanowiła zagrożenia. Leżał i trzymał się za brzuch. Myślał, że już miał halucynacje, kiedy zobaczył nad sobą Jamesa Pottera. Nie sądził, że to właśnie jego twarz zobaczy przed śmiercią. Jego nemezis. Severus zaśmiał się krótko z ironii sytuacji. Potter uklęknął przy nim. Na jego twarzy malowała się złość. Miał mocno zaciśniętą szczękę i głośno oddychał.
 - Do cholery, co ci odbiło, że wpadłeś na taki genialny pomysł, co?! – Zaczął odkrywać jego brzuch. Był wściekły, ale nie mógł tak zostawić Snape’a. Musiał się upewnić, że nic poważnego mu się nie stało. Snape’owi odebrało mowę.
 James spanikowany spojrzał na swoje dłonie. Były brudne od krwi Ślizgona, ale za nic nie mógł się dokopać do jego koszulki. Szatę miał rozerwaną, a pod nią kilka warstw innych ubrań. Przegryzł dolną wargę w zamyśleniu. Szarpnął Severusa w górę, zarzucił sobie jego ramię dookoła swojej szyi i objął go w pasie. Snape czuł się nieco zażenowany, że to właśnie przy Potterze był taki słaby i że to od niego uzyskał pomoc. Ze wszystkich ludzi na świecie to James Potter prawdopodobnie uratował mu życie.

 Syriusz zastanawiał się, co się właśnie stało. Czuł się niesamowicie winny i nie wiedział, czy mógłby sobie wybaczyć, gdyby coś poważnego stało się Snape’owi. Remus w przypływie wściekłości rozwalił fotel. Oderwał od niego nóżki, a obicie porwał. Syriusz właśnie siedział na nim z opuszczonymi uszami. Wilkołak wędrował niespokojnie po chacie. Oprócz tego, Lupin rozdrapał sobie skórę od szczęki po szyję z pragnienia. Na szczęście Syriuszowi i Peterowi udało się go nieco uspokoić.
 James zniknął i do tej pory się nie pojawiał. Blacka bardzo to martwiło. Myślał nad tym, jak wielkim śmieciem czyniło go to, że bardziej martwił się o psychikę Remusa, gdyby stało się coś strasznego Snape’owi, niż o samego Snape’a. Peter wspiął się na fotel i przysiadł obok czarnego psa. Syriusz posłał mu smutne spojrzenie, a Peter myślał nad tym, jak go pocieszyć. Przecież nie zrobił tego specjalnie. Nie pomyślał, że tak to się mogło skończyć.

 Na zewnątrz robiło się coraz jaśniej. Zegar w starej kuchni wskazywał na szóstą rano. Remus robił się coraz bardziej senny. Syriusz nie mógł spać z niepokoju, ale nie mogli też zostawić Remusa samego w nocy. Nie wiadomo, jaką krzywdę wtedy by sobie wyrządził. A na więcej krzywdy Łapa nie mógł pozwolić. Razem z Peterem czekali, aż wilkołak zaśnie. Standardowo. Kiedy to się wydarzyło, wbiegli w tunel, wychodząc tuż na błoniach Hogwartu. Już w swojej ludzkiej postaci weszli do zamku.

 Jednym z najlepszych uczuć jest napicie się wody, kiedy jest sucho w buzi po alkoholu. Tak przynajmniej uważała Ruby. Popijała łyk za łykiem wody ze szklanki, stojącej na jej etażerce.
 - Tak myślałam, że ci się przyda – powiedziała Lily. Czesała przy lustrze swoje rude włosy i przyjaźnie się uśmiechnęła. To ona postawiła tam wodę dla współlokatorki.
 Ruby była jeszcze zaspana i dopiero po fakcie doszło do niej to, co powiedziała Lily. Usiadła, ale wciąż była przykryta kołdrą. Świat jej zawirował na chwilę, żeby zaraz wrócić do normy. Patrzyła na wszystko zmrużonymi oczyma. Ciągle jeszcze jej wzrok przyzwyczajał się do światła.
 - Dziękuję – odparła w końcu, znajdując w sobie resztki sił. Podsumowując, czuła się dobrze, ale z chęcią pospałaby jeszcze kilka godzin. – Która godzina?
 - Po ósmej. Zaraz idę na śniadanie. Mogę na ciebie poczekać, jeśli chcesz. – Lily odłożyła szczotkę do włosów na komodę. Ruby zastanawiała się dłuższą chwilę, a koleżanka obserwowała jej ruchy. A w zasadzie ich brak. Ona tylko powoli mrugała. Jak już zdecydowała, jęknęła coś w odpowiedzi i runęła z powrotem do pozycji leżącej. Ruby zawinęła się w kołdrę i przewróciła się na drugi bok. – To chyba znaczy nie. – Lily zarzuciła na siebie rozpinany sweterek i wyszła z pokoju.
 Liczyła na to, że w Wielkiej Sali spotka Jamesa. Poprzedniego wieczoru tak szybko zniknął, że chciała się upewnić, czy wszystko było w porządku. Wiele miejsc przy stołach jednak było pustych. Zazwyczaj tak było w sobotnie poranki. Większość uczniów chciała się wyspać, kiedy miała taką możliwość. Lily była już przyzwyczajona do wczesnego wstawania, stąd również była przyzwyczajona do widoku prawie pustej sali. Jamesa nigdzie nie widziała, co też jej specjalnie nie dziwiło. Huncwoci obudzeni o tej porze w weekendy to rzadki widok. Dlatego zjadła w spokoju śniadanie, uprzednio pożyczając od kogoś najnowszy numer Proroka Codziennego. Nawet nie zauważyła, kiedy niedaleko niej usiadło dwóch chłopców. Przyciągnęli jej uwagę, ponieważ wielokrotnie wymawiali dwa imiona: James i Severus.
 - … jaki Snape musi być za to wściekły? – zapytał jeden z nich. Na oko byli młodsi od Lily o dwa lata. Wyglądali na podekscytowanych. Ich głosy były ożywione, dlatego Lily dobrze słyszała ich rozmowę, kiedy już się na niej skupiła.
 - Ciekawe, co się między nimi stało naprawdę. Ja słyszałem, że się bili i Snape użył niewybaczalnego zaklęcia. – Puls Lily gwałtownie przyspieszył. O czym oni mówią? Jeśli James znowu znęcał się nad Severusem, to przysięgam…
 - Ja słyszałem w sumie wiele plotek. Nie ma co na razie o tym mówić, póki nie wiadomo co się stało. – Nie mogła już dłużej wytrzymać. W końcu chodziło o dwie bliskie jej osoby. Przysunęła się bliżej chłopców.
 - A co się stało? – zapytała zmartwiona. Młodzi Gryfoni spojrzeli na siebie zdezorientowani. Wyglądali jakby telepatycznie razem obmyślali drogi ucieczki.
 - Yy, no… Ponoć Snape leży w skrzydle szpitalnym. Ale nikt nie wie dlaczego.
 - A co ma wspólnego z tym James?
 - On go tam zaniósł. A to ciekawe skąd tych dwóch znalazło się w nocy obok siebie, prawda? – odpowiedział drugi. On zdecydowanie lubił wymyślać historie spiskowe. Wcześniej Lily słyszała inne jego przypuszczenia, ale nie wsłuchiwała się aż tak, skoro nie wiedziała, że chodziło o jej chłopaka i dawnego przyjaciela.
 - Skąd o tym wiecie? – Chłopcy znów spojrzeli po sobie i jak jeden organizm wzruszyli ramionami. Lily wzięła głęboki oddech i zacisnęła usta. Nie wiedziała, czy miała być wściekła czy zmartwiona, więc buzowała w niej mieszanka tych dwóch emocji. Gwałtownie wstała od stołu i wyszła z sali, nie kończąc swojego śniadania.

 Kiedy James doczłapał w nocy ze Snapem do skrzydła szpitalnego, od razu powiedział pani Pomfrey o pochodzeniu jego rany. Szkolna pielęgniarka wiedziała, że Remus był wilkołakiem. Wiedziała też, że na pewno nie zrobił tego celowo, a ranę od wilkołaka należało opatrzyć szybko. Dawniej ona z Dumbledorem dawała Huncwotom cały wykład o tym, jakim zagrożeniem może być Remus i jak sobie z tym poradzić. Miał nadzieję, że nigdy nie musiałby korzystać z tej wiedzy. Ale oto stał on, James Potter przy pielęgniarce, kiedy ona nakładała na ranę Severusa specjalnie przygotowaną substancję ze srebra i lebiody. Miała ona sprawić, żeby rana zagoiła się bez większego problemu. Na szczęście zadrapanie nie było zbyt głębokie.
 - Wolałbym, żeby Potter tego nie oglądał. – Powiedział w końcu Severus. Leżał na łóżku szpitalnym bez koszulki i krępował się przy nim. James parsknął, ale odwrócił się i odszedł w głąb sali.
 Nie mógł uwierzyć w to, że uratował mu życie, a Ślizgon dalej traktował go podle. Na rękach wciąż miał jego krew. Całkiem o tym zapomniał w przypływie adrenaliny. Podszedł do umywalki na zapleczu skrzydła i dokładnie szorował dłonie, jakby krew Snape’a była skażona. W końcu mógł odetchnąć. Nie musiał się już martwić o niego. Miał zapewnioną opiekę. Taka huśtawka emocjonalna, jaka spotkała go tej nocy, wykończyła go psychicznie. Czuł się tak zmęczony, że mógłby się położyć na jednym z łóżek w skrzydle i zasnąłby natychmiastowo. Skórę miał już czystą, ale nie mógł przestać jej myć. W końcu pani Pomfrey zakręciła mu kran powolnym ruchem i wręczyła chusteczki.
 - Wiesz, że zachowałeś się bardzo porządnie? Znając waszą relację, można było się spodziewać czegoś innego. Ale nie dałeś się ponieść emocjom. To bardzo dobra postawa, James – powiedziała cicho. Położyła dłoń na jego ramieniu. Chłopak opierał się po obu stronach umywalki i nie patrzył na pielęgniarkę.
 - Miałem go zostawić na błoniach na śmierć? Nie było w tym nic bohaterskiego. Każdy by zrobił to samo.
 - Jak to się w ogóle stało?
 - Nie wiem. – Po raz pierwszy na nią spojrzał. Po takim wzroku wiedziała od razu, że nie kłamał. – Nie wiem, skąd on tam się znalazł. Po prostu wyszedł przesz tunel prosto do chaty i wtedy… Wyciągnąłem go szybko. Nie wiem, skąd się o nim dowiedział. Nie powiedział ani słowa odkąd stamtąd wyszliśmy. Pani Pomfrey, co teraz będzie z Remusem? Nie wyrzucą go ze szkoły, prawda?
 - Nie sądzę, ale nie ja o tym decyduję, James. Najpierw musimy powiedzieć dyrektorowi, a on porozmawia z Severusem. Może uda się go przekonać, aby zachował tajemnicę Remusa. Może powinieneś iść do pokoju i się przespać? – zaproponowała łagodnym tonem. James pokiwał powoli głową.
 Skierował się ku wyjściu ze skrzydła szpitalnego. Rzucił na Snape’a szybkie spojrzenie przez ramię i opuścił pomieszczenie.

 Wśród poduszek i kołdry ciężko było się domyślić, czy w tym łóżku leżał człowiek czy to tylko pościel. Syriusz przyglądał się uważnie posłaniu Jamesa. W pewnym momencie kołdra się ruszyła i chłopak odetchnął z ulgą. To oznaczało, że Rogacz był bezpieczny, a skoro mógł spokojnie zasnąć, to prawdopodobnie i Snape’owi nic się nie stało. To zdjęło nieco poczucia winy z jego ramion. Syriusz usiadł na brzegu swojego łóżka. Przebrał się w czystą koszulkę, ściągnął spodnie i w bieliźnie wślizgnął się pod kołdrę. Dopiero jak się wygodnie położył, poczuł, że jeszcze nie do końca wytrzeźwiał po przyjęciu Hufflepuffu. Miał wrażenie, jakby odbyło się ono wieki temu.
 - James? – wymamrotał Syriusz, leżąc w łóżku. Wpatrywał się w sufit i poniekąd nawet nie oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi.
 - Hm? – wydobył z siebie Potter. Syriusz odetchnął ciężko. Musiał wyrzucić to z siebie.
 - To ja podpuściłem Snape’a, żeby wszedł do tunelu.
 - Co? – Poprawił się do pozycji siedzącej i nagle wyglądał na całkowicie rozbudzonego. Syriusz wciąż leżał w tej samej pozycji. Spojrzał tylko na przyjaciela zaszklonymi oczami. Jego zbolały wzrok trochę zmusił Jamesa do uspokojenia się, ale nie mógł mu tego tak szybko wybaczyć. Black faktycznie przejął się tą sytuacją, za to James za nic nie mógł zrozumieć, jak w ogóle do niej doszło.
 - Wszystko z nim w porządku?
 - Kurwa, dlaczego? Po co to zrobiłeś? – zignorował pytanie Syriusza. Buzowała w nim złość. Miał nadzieję, że otrzyma od przyjaciela sensowne wytłumaczenie. – Co ty w ogóle sobie myślałeś?! Że to będzie zabawne czy co? Ja naprawdę nie rozumiem!
 - Na Merlina, nie wiem! Nic nie myślałem! – Syriusz też usiadł, chowając twarz w dłoniach. – Snape przyłapał mnie na wyjściu z zamku i nie chciał odpuścić. Wypytywał, gdzie idę, ale nie sądziłem, że za mną pójdzie. Myślałem, że się wystraszy wierzby albo, że ona go odtrąci. Do diabła, przecież po coś tam ona jest! Naprawdę, wszystko robiłem szybko i miałem nadzieję, że go zgubię…
 - Masz szczęście, że to się tak potoczyło, a nie inaczej. – James parsknął z wyczuwalną pogardą i pokręcił głową z niedowierzeniem. – Mogło być dużo gorzej. Naraziłeś nas wszystkich, już nie mówiąc o Remusie. Wiesz, jakby cię znienawidził, gdyby go zabił? I siebie zresztą też, nie od dziś wiadomo, ze czuje do siebie odrazę, a co dopiero by było, gdyby…
 - Czyli wszystko w porządku ze Snapem, tak?
 - Tak. Po prostu… Teraz wie o wszystkim. Wie o przejściu pod wierzbą. – James zaczął wyliczać na palcach. – Wie o tajemnicy Remusa, wie, że jestem animagiem i pewnie domyślił się, że wy też. – Spojrzał w końcu na Petera, który też był z nimi w pokoju i z zamyśleniem przysłuchiwał się kłótni. Czuł się jak dziecko, którego rodzice mają kryzys w małżeństwie. – Czy muszę przypominać, że jesteśmy nimi nielegalnie? Może nas zgłosić do Ministerstwa Magii i będziemy mieć poważne problemy. Może zgłosić Remusa. Dumbledore może nas wyrzucić ze szkoły. Jest tyle możliwości, że nie mam pojęcia, co się wydarzy. Nie mogę uwierzyć w to, jak nieodpowiedzialnie się zachowałeś, Łapo.
 - Przepraszam. Naprawdę jest mi przykro. Nienawidzę Snape’a, ale nie chciałem, żeby zginął. – Syriusz długo patrzył prosto w oczy Jamesa, chcąc go przekonać. Bolało go, że jego najlepszy przyjaciel, wydawał się mu nie wierzyć. I chyba nigdy wcześniej nie był na niego aż tak zły. Czy był takim złym człowiekiem, że nawet James nie chciał mu uwierzyć? Przez głowę przeszła mu myśl, że być może wcale nie różnił się wiele od pozostałych członków rodu Blacków. Całe życie starał się być inny niż jego rodzina. Tylko czy nie zgubił się gdzieś po drodze i nie pomylił kierunków? – Nie wierzysz mi? – jego głos mimowolnie się załamał.
 - Nie mogę teraz na ciebie patrzeć, Syriusz. – James zacisnął szczękę, mówiąc mu to prosto w oczy. Położył się i odwrócił się plecami do Blacka.
 W pokoju nastała cisza. Atmosfera była wroga i tak gęsta, że Syriusz nie mógł wytrzymać w sypialni dłużej, niż było to konieczne. Czuł się, jakby miał się w niej zaraz udusić. Poruszając się cicho niczym duch, wyszedł do łazienki. Miał wrażenie, że w sercu miał tysiące igieł, które powbijał mu James i kompletnie nie wiedział, jak miał to naprawić. Musiał zdać się na czas i liczyć, ze złość Pottera przejdzie sama.
 Po zimnym prysznicu czuł, że trochę ochłonął. Tak jakby zmywał z siebie wspomnienia tej nocy. Wytarł ręcznikiem mokre włosy, ale nawet gdy mył zęby, z czarnych kosmyków pojedyncze krople wody spadały mu na czoło. Delikatny zarost zawitał na jego twarzy. Syriusz spojrzał sobie w oczy w swoim odbiciu w lustrze. Nie był złym człowiekiem. Każdy przecież popełnia błędy. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że jest tylko jedno miejsce, w którym chciałby teraz być.
 Ze swojej skrzyni przy łóżku wyciągnął wygodne spodnie dresowe i białą koszulkę. Nie przejmował się mokrymi włosami. Wyszedł po cichu z dormitorium i przekradł się do damskiej części wieży. Gryfoni powoli wracali do życia, ale na szczęście nie było ich wielu. Dzięki temu mógł w miarę swobodnie zmierzać ku sypialni Ruby i był prawie pewny, że nikt go nie widział. Zapukał lekko dwa razy w drewniane drzwi i przez dłuższy czas nikt mu nie otwierał. Ponowił próbę, co przyniosło już lepsze skutki. W progu stanęła zaspana Ruby i miała bardzo zmieszany wyraz twarzy.
 - Czy ja śnię, czy do mojej sypialni przyszedł pan Syriusz Black? – zażartowała, a on uśmiechnął się delikatnie. Od razu czuł się lepiej.
 - Sen na jawie, moja droga. Mogę wejść? – Dziewczyna skinęła głową i wpuściła go do środka. W pokoju była jeszcze Anastazja Leon, ale leżała w swoim łóżku i czytała książkę. Syriusz przywitał się z nią, a ona nie wyglądała jakby miała coś przeciwko jego wizycie. Nawet nie wyglądała na zaskoczoną. Ruby usiadła na swoim łóżku i ziewnęła przeciągle. – Spałaś?
 - Próbowałam zasnąć od kilku minut. A coś się stało, że tak wcześnie przyszedłeś?
 - W sumie to tak, ale miałem nadzieję, że sobie pośpimy i nie będziemy o tym rozmawiać. Nie spałem całą noc. – Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. Światło wpadające do pokoju przez okna, odbijało się od jego ciemnych, niemal czarnych tęczówek. Nie potrafiła odmówić takiemu spojrzeniu. Westchnęła głośno i przesunęła się, aby zrobić Syriuszowi więcej miejsca.

1 komentarz:

  1. Super rozdzial i nie czekalam na niego tak dlugo jak ostatnio, pisz dalej niech potter wybaczy syriuszowi bo wszyscy wiemy ze nie moga zyc bez siebie, weny zycze 😁

    OdpowiedzUsuń