2.07.2019

Rozdział 21 - Siedem minut


Syriuszowi bardzo podobało się to, że Ruby pozwalała mu na coraz odważniejsze ruchy. Kiedy się poznali, nawet nie przypuszczałby, że pozwoliłaby mu obejmować się ramieniem i mówić prosto do ucha, kiedy odwracał głowę i chciał jej coś powiedzieć. Nie musiałby tego robić, gdyby trybuny nie były tak głośne. I w zasadzie nie były, musiał tylko znacząco podnieść głos, żeby ktokolwiek go usłyszał, ale po co miał krzyczeć, jeśli były lepsze sposoby komunikacji? Więc Syriusz bardzo dużo rozmawiał z Ruby, ciesząc się jej bliskością w tamtym momencie. W dodatku miał wrażenie, że uzależnił się od zapachu jej perfum.
Ruby natomiast przechodziły dreszcze za każdym razem, kiedy Syriusz mówił jej coś do ucha. Nadal nie wiedziała, dlaczego tak działała na nią głębia i bliskość jego głosu, nie potrafiła tego wytłumaczyć.
Patrzyła na, uśmiechającego się od ucha do ucha, Syriusza, kiedy Regulus złapał złoty znicz, zapewniając Ślizgonom zwycięstwo z dosyć sporą przewagą punktową nad rywalami. Ciemne oczy starszego Blacka przepełniała duma. Ze śmiechem radości na chwilę przytulił Ruby i odłączył się do reszty Huncwotów, aby podzielić się z nimi swoją radością. Ruby patrzyła na nich. Przybijali sobie
piątki, mimo że połowa z nich kibicowała drużynie Ravenclaw. Nie słyszała, co mówili, ale zobaczyła, że Peter i James wyciągali z kieszeni spodni galeony i położyli je na dłoniach Remusa i Syriusza.
Oczywiście, że się założyli, jakżeby inaczej… Ruby parsknęła pod nosem i wywróciła oczami. Odwróciła się i wzrokiem szukała Heli, która najwidoczniej miała ten sam pomysł i znikąd znalazła się tuż przy Gryfonce. Heli chwyciła ją pod ramię i pociągnęła w kierunku zejścia z trybunów, dokąd kierował się duży tłum uczniów i nauczycieli.
Puchonka oczywiście zaczęła od tony niezręcznych pytań, na które Ruby niekoniecznie chciała odpowiadać w tym tłumie ludzi.
- Wiesz, Gabriel Gabrielem, ale kiedy Syriusz cię objął to myślałam, że dziewczyny za mną wybuchną. - Heli zaśmiała się, gdy wchodziły do zamku. – Swoją drogą zdziwiłam się, że mu na to pozwoliłaś. Co się stało z „nie chcę być jego kolejną dziewczyną”? – Zadziornie szturchnęła Ruby łokciem.
- Heli, jesteśmy tylko przyjaciółmi, zresztą… Uch, nieważne, nie rozmawiajmy o tym. – Ruby spojrzała na przyjaciółkę błagalnym wzrokiem.
- Dobra… Idziesz do mnie? Możemy zrobić zadanie na zielarstwo razem. – Heli znów nie czekała na odpowiedź i pociągnęła Ruby w stronę pokoju wspólnego Hufflepuffu. Ruby wywróciła oczami, bo wiedziała, że zadania pewnie nawet nie ruszą, dlatego bardzo rzadko umawiały się na wspólną naukę. Po prostu nigdy nie wychodziło im to na dobre. Zawsze znalazły się lepsze zajęcia, lepsze tematy do omówienia niż to, co akurat miały robić.
- O, skoro już mowa o zielarstwie to przypomniało mi się, że obrazy mi powiedziały, że Sprout i Slughorna ciągnie coś do siebie. W nocy wychodzili razem z zamku.
- Czekaj… co? Fuj. A po drugie… Obrazy ci powiedziały? – Ruby zmarszczyła brwi. Obrazy w Hogwarcie faktycznie żyły własnym życiem. Postacie, które one przedstawiały, ruszały się, mówiły, nawet mogły przechodzić do sąsiednich ram. Większość uczniów raczej nie przywiązywała dużej wagi do ich obecności, co mogło okazać się sporym błędem. Ruby dopiero teraz naszła ta refleksja.
- Właśnie nikt nie zwraca na nie uwagi, a one wiedzą o rzeczach, o których nawet byś nie pomyślała. Ściany mają uszy, więc radzę uważać. Szczególnie ty i nasz Kingston… albo Black – szepnęła wymownie, a Ruby uderzyła ją w ramię.

Następnego dnia rano Huncwoci obudzili się przez huk, jaki spowodował spadający z łóżka Peter. Mruknął coś cicho, kiedy spotkał się z podłogą, ale to nie zakłóciło jego snu. Tak czy inaczej, była już pora, kiedy nie było sensu próbować ponownie zasnąć. Za godzinę miało być śniadanie, lecz nikomu się nie śpieszyło. Remus przewrócił się na drugi bok, Syriusz przykrył sobie głowę poduszką, a James powoli usiadł na brzegu łóżka. Gdyby zamknął oczy na dłuższą chwilę, mógłby zasnąć na siedząco.
- Czy wam też się tak nie chce jak mi? – zapytał Syriusz zaspanym głosem, uprzednio ściągając poduszkę z twarzy. Pogoda również nie była zachęcająca, całą noc padał deszcz i nie zapowiadało się, aby w najbliższej chwili miał przestać. Jedyna motywująca ich myśl to to, że dziś był piątek. Dziś Hufflepuff organizowało imprezę, na którą Syriusz został zaproszony przez Ruby. Uśmiechnął się delikatnie na to wspomnienie.
Potter wziął okulary z szafki nocnej, nasunął je na nos i wstał w materaca. Poczłapał do Petera i szturchnął go stopą w plecy.
- Wstawaj, Glizdek. – Peter otworzył oczy i po kilku sekundach usiadł na łóżku, podnosząc z podłogi kołdrę, która spadła razem z nim. Tak wyglądały ich typowe poranki. Nikt z nich nie wstawał chętnie na lekcje, co przez ich lata nauki było stałym elementem. Szczególnie w piątki, które każdy traktował jakby to już był dzień wolny. Coś jednak było nie tak. To zawsze Remus wstawał pierwszy i skłaniał do tego innych.
Syriusz odrzucił poduszkę z głowy i spojrzał na Lupina. Leżał w pozycji embrionalnej, miał zamknięte oczy i zmarszczone brwi. Wyglądał jak zwinięta w kulkę kołdra.
- Hej, Lunio, wszystko w porządku? – zapytał zatroskany Syriusz.
- Mhm – mruknął. – Tylko źle się czuję – powiedział cicho, otwierając oczy. – Nie wiem, czy dam radę iść dzisiaj na lekcje. – Dzisiejszej nocy wypadała pełnia księżyca, więc Remus jako wilkołak naturalnie odczuwał symptomy zbliżającej się przemiany. Tak było każdego miesiąca, więc Lupin zdążył się już w tyle lat do tego przyzwyczaić. Nawet kolegom znudziły się już żarty porównujące likantropię do comiesięcznej menstruacji.
Huncwoci wkrótce zebrali w sobie siły i oblegali umywalkę w łazience, myjąc zęby. Nawet Remus już zapinał guziki pogniecionej, białej koszuli, która była częścią mundurka szkolnego. Ręce mu się trzęsły i nie mógł nad tym zapanować. Sfrustrowany, zacisnął je w pięści i po chwili kontynuował poprzednią czynność. Byli już właściwie gotowi do wyjścia na śniadanie, kiedy James przenikliwie obserwował ruchy Lunatyka.
- Lunio, nie wyglądasz najlepiej – przyznał James, krzyżując ramiona na piersi.
- Nadal wyglądam lepiej od ciebie, Rogaczu – odgryzł się Remus, zmierzając w stronę drzwi. Czuł się jak gówno i wszyscy o tym wiedzieli, mimo że on zawsze udawał, że nic mu nie było. Lupin nie lubił robić z siebie ofiary, nie potrzebował litościwych spojrzeń znajomych. Był słaby i pękała mu głowa. Co kilka minut dzwoniło mu w uszach, a czasem wyostrzały mu się losowe zmysły. Najmniejszy hałas był dla niego głośnym hukiem. Nawet czasem mógł słyszeć rozmowy Gryfonów mieszkających piętro wyżej. Dla wielu osób brzmiało to jakby było to czymś rewelacyjnym, super mocą, ale miało się to nijak do rzeczywistości. Wszystkie te dźwięki mieszały się, powodując głośny szum.

- Ha, ha. – James wywrócił oczami. – Ale poważnie, chyba nie powinieneś iść na lekcje.
Remus westchnął ciężko, ale musiał przyznać przyjacielowi rację. Bezradnie opuścił ramiona wzdłuż ciała i usiadł na brzegu łóżka Syriusza, bo to było najbliżej.
- Dobra, zostanę. Nie czuję się najlepiej – przyznał. Nawet nie miał ochoty na śniadanie. Huncwoci kiwnęli do niego głowami i wyszli z pokoju. Remus ponownie westchnął i opadł plecami na materac, leżąc na nim i  trzymając nogi na podłodze.
Zakrył dłońmi twarz, z chęcią by znów poszedł spać. Poluzował krawat i przymknął oczy. Nie wiedział, ile minut minęło, kiedy usłyszał otwierające się drzwi do sypialni. Powoli spojrzał w ich kierunku.
- Pomyślałem, że może nie chciałbyś być sam. – Syriusz uśmiechnął się i usiadł obok niego. Również zdjął krawat i odpiął pierwszy guzik koszuli. – Przyniosłem ci żarcie. – Łapa położył Remusowi na brzuchu talerz pełen różnego jedzenia. Lunatyk ostrożnie podparł się na łokciach i spojrzał na śniadanie. Zaburczało mu w brzuchu. Okej, jednak miał na nie ochotę.
- Po prostu nie chciało ci się iść na lekcje, prawda?

Ruby zerwała się z łóżka, tak szybko jak tylko spostrzegła, że nie było to jej łóżko. Zajęło to kilka sekund zanim jej mózg zanotował, że był to pokój jej przyjaciółki. Heli nadal spała zwinięta w kłębek, a na niej leżały kawałki pergaminu i książki. Ruby posprzątała swoje rzeczy i wzięła swoje zadanie domowe. Była zaskoczona, ale nawet zdołały je zrobić. Nie sądziła, że w ogóle się za nie zabiorą. Z łazienki wyszła Destiny – wysoka dziewczyna w bardzo ciemnych włosach. Uśmiechnęła się do Ruby, jednak ona nie potrafiła określić czy był to szczery uśmiech, czy też nie. Niestety Destiny nie była osobą, do której Ruby pałała sympatią. Mogły ze sobą rozmawiać, ale przy dłuższej konwersacji Puchonka działała jej na nerwy. Poza tym przy Destiny trzeba uważać na słowa, jeśli nie chcesz, aby rozniosły się po całym Hogwarcie.
- Obudź Heli, zaraz śniadanie – Destiny oznajmiła cicho, zapinając naszyjnik na szyi. To uprzedzało pytanie Ruby o godzinę. Cahan szturchnęła Heliotropę, która powoli otworzyła oczy.
- Wstawaj, spóźnisz się – rzuciła Ruby, przyciskając książkę do piersi. Ona sama musiała wrócić do wieży Gryffindoru i się przebrać, wykonać wszystkie poranne czynności, a nie miała wiele czasu. Heli mruknęła tylko coś nieprzytomnie.
Pospiesznie pożegnała się z Heli i szybkim krokiem opuściła jej sypialnię, a następnie pokój wspólny Puchonów.
Ich dom znajdował się w piwnicy, więc kiedy z niej wyszła, była od razu na korytarzu przy głównych schodach.
- Ktoś tu spędził noc poza swoim domem. – Usłyszała za plecami sugestywny ton Syriusza. Wywróciła oczami, a on dorównał jej kroku.
- Skąd wiesz? – Zmarszczyła brwi.
- Masz na sobie wczorajsze ubrania, Cahan. Poza tym twój chłopak zaczął tutaj pracować, więc…
- To nie jest mój chłopak. – Ruby spiorunowała go wzrokiem, a Black uśmiechnął się złośliwie. – Byłam u Heli, jeśli musisz wiedzieć. Robiłyśmy wieczorem lekcje i zasnęłyśmy.
- Spokojnie, dyniuszko, tylko sobie żartuję. – Uśmiech nie znikał mu z twarzy, kiedy wspinali się po schodach. Prawdę mówiąc, na samą myśl, że Gabriel pracował teraz w Hogwarcie, Syriusz gotował się w środku. Z drugiej strony ulżyło mu, ponieważ wiedział, że Ruby nie posunęłaby się do czegoś takiego, jak romans z nauczycielem. Poniekąd stracił konkurencję, co go cieszyło. Syriusz jeden, Gabriel zero. I tak nie mógł znieść widoku tego najbardziej brytyjskiego Brytyjczyka.
- Zawsze rano jesteś taki denerwujący? – zapytała retorycznie, patrząc mu w oczy. Dopiero wtedy zauważyła, że niósł w dłoniach talerz z jedzeniem. – Co robisz?
- Niosę Luniowi jedzenie. Wiesz, źle się czuje, więc chociaż mu umilę ten czas.
- To nawet miłe z twojej strony. – Syriusz przepuścił ją przez portret Grubej Damy. Nie podobało mu się to, że Ruby brzmiała na zaskoczoną.
- Widzisz, nie taki Black straszny jak go malują. – Puścił jej perskie oczko i po tych słowach rozeszli się w różne strony do swoich dormitoriów. Ruby głośno westchnęła i pokręciła głową z niedowierzeniem.

Syriusz nawet lubił chodzić na lekcje, ale jeszcze bardziej lubił je opuszczać. Przesiedział w pokoju z Remusem wszystkie godziny lekcyjne i niczego nie żałował. Lupin czuł się beznadziejnie, ale cieszył się z obecności Łapy. Próbował go wysłać na lekcje, ale ten uparcie mu towarzyszył, za co był wdzięczny. Może i nie chciał litości przyjaciół, ale przynajmniej nie nudził się tak, gdy wszyscy byli na lekcjach, a długa rozmowa odciągnęła jego uwagę od złego samopoczucia. Syriusz zawsze chciał być dla kogoś tym, kim był dla niego James i chyba mu się udało.
Wieczorem wszyscy Huncwoci byli w swojej sypialni, kiedy Syriusz wyszukiwał w kufrze ubrań, które chciał założyć. Problem polegał na tym, że sam nie był pewien, czego szukać. Bezradny przeczesał palcami swoje ciemne włosy i złożył dłonie na karku. Przez ten gest jego fryzura straciła swój kształt i wyglądała chaotycznie.
- Mówiłem wam, że Ruby mnie zaprosiła na imprezę? – rzucił niby obojętnym tonem. James westchnął ciężko, ale w głębi duszy cieszył się z radości przyjaciela.
- Tylko jakieś trzy razy każdego dnia. Stary, czego ty w ogóle szukasz? – Potter podszedł do niego. Spojrzał na rzucone na podłogę ubrania. Śmieszyła go ta sytuacja, bo on zachowywał się dokładnie tak samo, kiedy to Lily okazywała jakiekolwiek zainteresowanie jego osobą. Syriusz wyjął z kufra czarny T-shirt i ciemne jeansy.
- Już niczego.
Szybko się przebrał i przy lustrze jeszcze raz przeczesał palcami włosy, próbując je jakoś znośnie ułożyć. – I jak? – Zaprezentował się Jamesowi, rozkładając przed nim ramiona.
- Jeśli Ruby na ciebie nie poleci, to zrobią to wszyscy inni. – James próbował zachować powagę, a Peter parsknął śmiechem i pokręcił głową. Syriusz trochę się stresował, chociaż sam nie znał dokładnie powodu. Miał zamiar spędzić dużo czasu z Ruby, chciał jeszcze bardziej polepszyć ich relację i chyba martwił się, że niechcący ją popsuje. Zachowywał się, jakby szedł na randkę, mimo tego, że wiedział, że było to zwykłe przyjęcie, na które zaprosiła go Ruby. Nic więcej. Odpędził od siebie negatywne myśli, pożegnał się z Huncwotami i wyszedł z pokoju.
Przeszedł przez długi korytarz, mijając sypialnie innych Gryfonów. Zszedł schodami do pokoju wspólnego. Ruby już tam na niego czekała. Stała oparta o fotel i rozmawiała z jakąś dziewczyną, której Syriusz nie znał. Nie zauważyła go, więc poświęcił chwilę na przyjrzenie się jej. Ubrała prostą jasnoróżową bluzkę, przylegającą do jej ciała oraz białe spodnie z wysokim stanem. Z włosami nie robiła nic, były naturalnie pofalowane. Według Syriusza Ruby wyglądała bardzo uroczo, ale nie była to też żadna nowość. Podszedł do niej z boku i objął ją ramieniem.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział, przerywając rozmowę dziewczyn. Nawet nie spojrzał na jej rozmówczyni. Sprzedał przyjaciółce swój najlepszy uśmiech. Ruby niemal natychmiast się zaczerwieniła. Nieznajoma przywitała się z Syriuszem i dopiero wtedy zwrócił na nią uwagę. Zmierzyła go od stóp do głów i już miała to spojrzenie, które Black widział setki razy. Nie chciał brzmieć jak buc, ale musiał. Była to kolejna dziewczyna, która się w nim „zakochała”. Nie dało się tego inaczej określić.
Tymczasem Ruby nie wiedziała, czy miała strącić jego rękę, czy też nie, jednak zrobiła to. Heli ostatnio uświadomiła ją, że zbyt często z Syriuszem wyglądali jak para, a to jest coś, czego chciała uniknąć.
- Dziękuję. Możemy już iść? – zapytała z nadzieją w głosie. Gryfonka obok jeszcze niedawno wypytywała ją o Syriusza. Ruby czuła się wyjątkowo niezręcznie, szczególnie odkąd zjawił się on sam.
- Jasne. Panie przodem.

James tego dnia prawie nie widział się z Lily, więc postanowił potowarzyszyć jej przy wieczornym patrolu korytarzy. Lily mówiła mu, że nie było to coś pasjonującego. Miał zamiar się o tym przekonać lub sprawić, aby stało się to co najmniej ciekawe.
Spacerowali wzdłuż korytarzu na parterze, gdzie mimo dosyć późnej godziny, wciąż krzątało się sporo ludzi. Za pół godziny miała wybić cisza nocna, a znajdowanie się poza swoim domem groziło utratą punktów lub szlabanem. James zawsze chciał być prefektem właśnie ze względu na możliwość rozdawania szlabanów. Szczególnie uczniom, których nie lubił.
- Wiesz, że musisz sobie pójść po ciszy nocnej, nie? – uświadomiła go Lily.
- Och, daj spokój. Moja dziewczyna jest prefektem, powinienem mieć jakieś korzyści z tego. Zresztą Hufflepuff urządza dziś imprezę, dużo ludzi będzie poza domem. Chyba przymkniesz na nich oko?
- Wiesz, to nie jest tak, że jeśli znasz się z prefektem to nagle jesteś nietykalny. Poza tym oni wszyscy wiedzą, co im grozi, jeśli nie będą dyskretni i…
- Och, Evans. – James przerwał jej i przyciągnął do siebie ramieniem, po czym pocałował ją w skroń. – Wyluzuj trochę.
- Właśnie dlatego to ja jestem prefektem, a ty nie. – Dźgnęła go palcem w bok, a James zaśmiał się, chociaż trochę go to zabolało.
Szybkim krokiem zza ich pleców wyszła ciemna postać. Snape minął ich tak szybko, że gdyby niczego nie powiedział, James pomyślałby, że to tylko przeciąg.
- Żałosne – mruknął, kiedy przeszedł obok nich. Czarna peleryna powiewała za nim. Przypominał Jamesowi dementora. Severus nawet na nich nie spojrzał. Wzrok miał wbity przed siebie.
- Przestań się mazać, Smarku – skomentował James. Nie mógł się powstrzymać. Gość zwyczajnie grał mu na nerwach. Mógł się założyć, że Śligon miał łzy w oczach i chciał to przekazać Lily, ale ta spojrzała na niego spod byka. Zrzuciła jego rękę z ramienia. – To on zaczął – dodał cicho. Czasem miał wrażenie, że rudowłosa nie zauważała wszystkiego, co robił Snape, ale zauważała wszystkie docinki Jamesa, które zresztą ostatnio zdarzały się coraz rzadziej. A uwaga Snape’a była jak najbardziej zbędna.
Severus niemal nigdy nie odpuszczał sobie złośliwej uwagi, widząc Pottera, a ten nie był mu dłużny. Nie chciał być, lecz zwykle powstrzymywał się przy Lily, aby później mu się odpłacić. Taka była ich relacja i choć jedna strona chciała ją złagodzić, druga na to nie pozwalała. Po prostu inaczej się nie dało.

Przyjęcie trwało już od dwóch godzin. Syriusz musiał przyznać, że imprezy u Puchonów były najbardziej godne zapamiętania. Sam nie wiedział dlaczego. Zawsze mu się wydawało, że to Hufflepuff miał najbardziej wyluzowanych uczniów i to oni stwarzali świetną atmosferę. Nie działy się niezwykłe rzeczy, poza grą, która w Hufflepuffie była już tradycją. Tylko u nich w salonie było specjalne pomieszczenie, do którego wchodziło dwoje ludzi i nie wychodzili, dopóki się w nim nie pocałowali. Teoretycznie powinni całować się przez siedem minut. Dopiero po upływie tego czasu drzwi się otwierały, ale wystarczył jeden całus i resztę czasu można było przesiedzieć w niezręcznej ciszy. Syriuszowi podobał się ten pomysł. Destiny przedstawiła go wszystkim kilka minut temu, a pierwsza para już była w środku. Osoby były losowane, na tym polegała zabawa. Nie każdy brał w niej udział, nikt nie był zmuszany.
Syriusz siedział obok Ruby na żółtej sofie. Ruby trzymała nogi na nogach Syriusza i to było dla niego jak najbardziej w porządku. Oboje obserwowali uczniów wchodzących do tego pomieszczenia i dyskutowali na ich temat. Zresztą nie tylko oni, robili to wszyscy siedzący nieopodal nich przy stole. Można było to uznać już za stały element gry. Bierzesz w niej udział – jesteś tematem rozmowy.
- Nawet pasują do siebie – skomentowała Ruby, patrząc na nich. Przechyliła głowę na bok, jakby wyobrażała sobie już ich wspólną przyszłość.
- No nie wiem, Susan jest strasznie nieśmiała, nie zdziwię się, jeśli nie wyjdą stamtąd przez dziesięć minut, bo będzie się bała go pocałować – zachichotała Heli, popijając piwo z butelki. Ruby również się zaśmiała. Ogólnie dużo się śmiała, kiedy była pod wpływem alkoholu. Nic nie potrafiła na to poradzić, tak się po prostu działo.
- Było kiedyś tak, że ktoś tam wszedł i zostali parą? – zapytał Syriusz, na co odpowiedziała mu Destiny.
- Jasne, Jane i Chester.
Ruby spojrzała na nią z zaskoczeniem. O Jane i Chesterze było całkiem głośno jakiś rok temu. Byli uroczą parą, każdy kto ich widział, mógł zazdrościć im związku. Chester, zapraszając ją na bal ostatniej klasy, zachęcił kilkadziesiąt portretów do zaśpiewania Jane piosenki. Ruby widziała to na własne oczy, a brzmiało to wręcz cudownie. Nie wiedziała, że tak się zaczął ich związek.
- Chcesz tam wejść? – Syriusz uśmiechnął się zalotnie do Ruby, a ona parsknęła śmiechem.
- Z tobą?
- Tak. Bawi cię to?
Ruby wybuchła śmiechem i kiwnęła twierdząco głową.
- Musiałabym wypić o wiele więcej niż do tej pory, żeby to zrobić. – Wzięła kolejny łyk whisky. – Poza tym nie chciałabym robić twojej adoratorce przykrości. – Złośliwie się do niego uśmiechnęła. Tak, na imprezie była także Lena. Co jakiś czas spoglądała w ich kierunku, raz nawet próbowała zagaić do Syriusza, ale kiedy wykończyli temat, nastała niezręczna cisza. Nawet kiedy próbował pociągnąć rozmowę, Lena zamykała się w sobie, jakby wyuczyła się scenariusza, którego Syriusz nie przestrzegał.
- Cóż, noc jest jeszcze młoda. – Wziął ze stołu butelkę whisky. Dolał jej sobie i Ruby. Ruby nie mogła się nadziwić temu, co robił Syriusz. Czasem desperacko próbował ją poderwać, co kończyło się tylko śmiechem dziewczyny. Nie wiedziała nigdy jak ma zareagować. Poza tym wcale nie wypiła dużo i nie zamierzała się upijać. Odrobinę bała się, że mogłaby zrobić z Syriuszem coś, czego później by żałowała. I nie chodziło jej tylko o pocałunki czy nawet seks. Bała się, że namówiłby ją do czegoś szalonego, przez co miałaby poważne kłopoty. Jednak gdyby coś takiego miało miejsce, Ruby poprosiła Heliotropę, aby ta ją za wszelką cenę powstrzymała. Tak na wszelki wypadek. Ciągle miała też z tyłu głowy Gabriela. Czasem ogarniało ją poczucie winy, gdy Syriusz z nią flirtował, a ona się nie opierała.
Przyjęcie trwało w najlepsze, z każdej strony rozbrzmiewały śmiechy i rozmowy. Grała muzyka, a wszystko się ze sobą w pewien sposób komponowało i nie tworzyło razem nieznośnego hałasu. Syriusz właśnie opowiadał kawał jakiejś grupce dziewczyn, na co one wybuchły gromkim śmiechem.
Wiedział, że żart nie musiał być nawet zabawny, aby tak zareagowały, bo większość z nich chciała mu się tylko przypodobać. Był tego świadomy, ale i tak pieściło to jego ego. Właśnie zaczęła grać jedna z jego ulubionych piosenek The Beatles. Ożywiło go to. Uciekł od wielbicielek, mimo że jedna z nich coś do niego mówiła. Ucięła w połowie zdania. Podbiegł do Ruby, która rozmawiała z jakąś Puchonką. Miał nieodpartą ochotę z nią zatańczyć. Już zaczynał odczuwać efekty alkoholu. Bez słowa chwycił ją za rękę i pociągnął na środek pokoju wspólnego. Ruby na początku nie wiedziała, co się dzieje. Black okręcił nią wokół jej własnej osi kilka razy, a wszyscy patrzyli się na nich jak na wariatów. Chyba byli równie zaskoczeni co dziewczyna. Wkrótce do ich tańca dołączyło więcej osób. Gdy piosenka na końcu zwolniła, Syriusz przyciągnął Ruby do siebie. Trzymał jedną rękę na jej talii, a drugą w powietrzu, ściskając jej dłoń. Spojrzał na jej rozpromienioną twarz. Uśmiechała się szeroko, a jej włosy nieco pojaśniały. Podziwiał każdy szczegół jej twarzy, a piosenka ucichła.
- Jesteś niemożliwy – powiedziała nieco zdyszana, zmęczona tańcem. Black wzruszył ramionami.
- Zdarza mi się.

- Evans, zróbmy coś szalonego. – James nie mógł zliczyć, ile razy już ziewnął, podczas patrolowania korytarzy. Nudził się, a także powoli łapało go zmęczenie. Chodzenie po całym Hogwarcie w jedną i drugą stronę nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, mimo że chodził po nim z Lily. Co jakiś czas spotykali też Severusa, który także pełnił rolę prefekta. Na szczęście trzymał się tylko okolic swojego domu, tak jak powinna to robić Lily, ale na wcześniejszą prośbę Jamesa zmieniła trasę. W duchu przyznał jej rację. Faktycznie nie było to coś pasjonującego.
- Uspokój się, James. Nikt ci nie każe tu być, wiesz o tym?
- Wiem, ale chcę tu być. Tylko wyobrażałem sobie to nieco inaczej... – Potter złapał Lily za rękę i nieco przyciągnął ją do siebie. Na korytarzach panował półmrok, a dźwięk ich kroków odbijał się od ścian zamku i rozchodził się po nim echem.
- Niech zagadnę. Myślałeś, że pójdziemy do Działu Ksiąg Zakazanych albo nie wiem, wymkniemy się z zamku?
- O, skoro już proponujesz! – Chłopak podekscytował się, ale Lily nie podzielała jego entuzjazmu.
James rozejrzał się dookoła. Byli tam tylko oni, nie zdarzało się to często. Chciał zobaczyć, co kryła biblioteka Hogwartu. Miał też nadzieję, że Lily pokaże mu jakieś tajne przejścia, o których nie miał pojęcia. Z chęcią dodałby je do mapy Huncwotów. Ale oni tylko spacerowali w tę i z powrotem. Znalazł jednak dogodne miejsce i moment, na który czekał od dłuższego czasu.
Objął Lily w pasie i pocałował ją długo i namiętnie. Zrobił krok w jej stronę, zmuszając ją, aby sama się cofnęła. Cicho pisnęła mu w usta, gdy jej plecy spotkały się ze ścianą. Wystraszyła się, że wpadła na osobę trzecią. W jej głowie już się pojawiły obrazy tego, że ktoś ich obserwuje i zaczęła panikować w środku. Chciała odepchnąć Jamesa od siebie, ale nie mogła znaleźć na to odpowiednio dużo silnej woli. W końcu on sam przerwał pocałunek i oparł swoje czoło o czoło Lily.
- Mniej więcej tak to sobie wyobrażałem. – Cmoknął ją jeszcze w czoło i uśmiechnął się.
Nagle całkiem blisko nich rozległ się dźwięk kroków. Lily szybko oderwała się od ściany i poprawiła ubrania. James obejrzał się za siebie.
- Panno Evans, myślę, że patrol na dziś można zakończyć. Miłej nocy – powiedział Dumbledore i życzliwie skinął głową do pary. – Panie Potter, pański przyjaciel już czeka – szepnął i odszedł nucąc pod nosem jakąś melodię, która także roznosiła się po całym korytarzu. Jego długa, siwa broda falowała z gracją przy każdym jego kroku.
Nie wiedzieli, skąd wziął się tam nagle dyrektor szkoły. Czy byli tak zajęci sobą, że w ogóle nie słyszeli, jak się zbliżał? James czuł się natomiast bardzo niezręcznie, a rudowłosa Gryfonka zarumieniła się na policzkach.
- Myślisz, że wszystko widział? – zapytała szeptem, wpatrując się w oddalającą się sylwetkę Dumbledore’a. James nie odpowiedział. Zastanawiał się, co miał na myśli starzec. Pański przyjaciel już czeka. Powtórzył sobie to zdanie kilka razy w myślach, starając się zrozumieć. Sens tych słów dotarł do niego tak nagle, że aż wciągnął gwałtownie powietrze. Nie wierzył, jak mógł o tym zapomnieć.
- Miał rację, musimy już się zbierać. Jestem strasznie zmęczony.

Wszyscy w pokoju wspólnym Puchonów ucichli, kiedy Destiny zabrała głos. Roześmiana podrzuciła swoją różdżkę, a ta obróciła się kilka razy w powietrzu. Złapała ją i natychmiast wystrzeliły z niej dwa promyczki światła. Wszyscy wiedzieli, co to oznaczało. Nastąpiło losowanie kolejnych osób do 7 minut w niebie. Przez chwilę po pokoju wspólnym rozbrzmiewała tylko muzyka. Zebrani czekali, aż światełka zatrzymają się, ponieważ póki co, latały chaotycznie po pomieszczeniu.
Ruby w głowie modliła się, żeby jej nie wybrały. Co prawda w obecnym stanie miała do tego mieszane uczucia. Z jednej strony, nigdy nikogo nie zmuszano do uczestnictwa. Z drugiej strony, co gdyby wylosowało ją i Syriusza? Obawiała się, że mogłaby się zgodzić, a wtedy ich relacja nigdy nie byłaby już taka sama. Alkohol jednak dodawał jej odwagi, a jej organizm zaczął go odczuwać bardziej.
Jedno ze światełek krążyło nad nią i Syriuszem, a serce Ruby zamarło. Nie, nie, nie, pomyślała panicznie. Już zaczęła myśleć nad milionem wymówek, których mogła użyć. Promyk zatrzymał się. Nad głową Syriusza. Jego ciemne oczy szybko wyszukały, gdzie zatrzymało się światło, które wyznaczało jego parę. Ku jego niezadowoleniu, nie była to Ruby Cahan. Los wybrał równie ciekawą kandydatkę. Lena zarumieniła się i podbiegła do Huncwota. Chwyciła go za dłoń i niemal zaciągnęła do niewielkiego pomieszczenia. Drzwi się za nimi zamknęły i miały się otworzyć dopiero wtedy, kiedy para się pocałuje. Black nawet nie miał kiedy zaprotestować.
Ruby zagryzła wargę. Stała za kanapą i opierała się o nią. Na chwilę wbiła wzrok w dywan. Kiedy Syriusz wszedł do „nieba” z Leną, coś ją ukłuło w środku. Szybko jednak wróciła do normy. Przecież Syriusz nie był jej chłopakiem, nic do niego nie czuła. Tak szybko jak zdała sobie z tego sprawę, zazdrość minęła. Zwaliła winę na alkohol we krwi. Pomyślała, że Syriusz pewnie się ucieszył. Od dawna miał reputację uwodziciela. Nie raz bywał też na imprezach Puchonów i zawsze brał udział w tej zabawie. Może to sprawi, że w końcu przeniesie swoją uwagę z Ruby i obierze na cel Lenę? Poniekąd taką miała nadzieję. Właściwie Ruby miała wiele nadziei w tamtym momencie. Wiele z nich było sprzecznych ze sobą. Jej myśli wędrowały wszędzie. Ach, ile by dała, żeby to los sparował ją i Gabriela i żeby mogli ze sobą spędzić te siedem cennych minut.
- Wszystko okej? – Z zamyślenia wyrwał ją znajomy głos. Tuż obok niej stał Dorian. Ten sam Dorian Duluth, któremu pomagała w zielarstwie. Jakkolwiek chamsko by to brzmiało, to jednak Ruby trochę zapomniała o jego istnieniu. Zniknął z jej życia tak samo gwałtownie, jak się w nim pojawił. Poza tym miała na głowie Gabriela i Syriusza. Swoją drogą to chyba Syriusz „wypłoszył” Doriana z jej życia, odkąd prowadzili swoją wewnętrzną rywalizację. Możliwe, że skoro Syriusz poszedł całować się z Leną, Dorian uznał to za znak, że między Ruby a Syriuszem niczego nie ma.
- Tak, tak. – Zapewniła go i uśmiechnęła się delikatnie. – Chyba tylko trochę alkohol uderza mi do głowy. Jak się bawisz? – Ruby nie do końca wiedziała, o czym rozmawiać z Dorianem. Nigdy nie spędzali razem dużo czasu, rozmawiali zaledwie kilka razy. On westchnął ciężko. Chyba odpowiedź też przychodziła mu z trudem.
- Całkiem okej. Trochę już mnie męczy bycie skrzydłowym moich kumpli. I tak większość tych dziewczyn jest tu ze względu na Blacka – parsknął śmiechem.
- To chyba moja wina, bo sama go zaprosiłam.
- O nie! – Zrobił zdziwioną minę. – To zdrada stanu i gatunku męskiego.
- Może jakbyście trochę uwierzyli w siebie, zamiast uważać się za gorszych od Syriusza, to by wam pomogło? – Ruby uniosła jedną brew. – On naprawdę nie jest jakimś bogiem. To całkiem normalny chłopak jak wy wszyscy. – Gryfonka przez chwilę sama nie mogła uwierzyć w to, co mówiła. To znaczy naprawdę tak uważała, ale nie sądziła, że kiedykolwiek będzie bronić Syriusza Blacka. Patrząc na to, jak podchodziła do ich znajomości na samym początku, teraz widziała jak bardzo zmienił się jej stosunek do niego, odkąd poznała go bardziej. Aż czuła lekkie poczucie winy, że wcześniej tak szybko go oceniła.

Dopiero gdy drzwi zamknęły się za Syriuszem, dotarło do niego, co miało się wydarzyć. On i Lena nie wyjdą stąd, jeśli się nie pocałują. Sam nie wiedział, czy chciał to robić. Z jednej strony chciał być z Ruby w drugim pokoju. Jednak od długiego czasu nie był z inną dziewczyną. No cóż, długiego dla niego. Przecież był niedawno z Dorcas, która w zasadzie była dla niego zabawą. Ruby nie miała nic przeciwko… chyba? Syriusz pokręcił głową, chcąc odpędzić te myśli. Nie chciał drugi raz pomylić imion, całując się z kimś innym.
Lena wyglądała na zestresowaną. Huncwot wiedział, że blondynka była nim zauroczona i kilka razy próbowała z nim flirtować. Wszystkie te spotkania kończyły się niezręcznie. Rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu. Przypominało schowek na miotły. Było ciemno, ale jego wzrok już się przyzwyczaił do ciemności i zauważył nad ich głowami półki z różnymi pudełkami. Był już w tym miejscu kilka razy, ale pierwszy raz czuł się w nim dziwnie.
- Czy to nie zabawne, że wybrało akurat nas? – zaczęła rozmowę Lena. Syriusz powstrzymał się od odetchnięcia z ulgą, bo on sam nie miał pojęcia co zrobić i co powiedzieć.
Dobra, stary. Musisz przybrać strategię, zaczął mówić do siebie w myślach Black. Jeden cmok i wychodzimy, czy iść na całość? Ruby jest na zewnątrz. Ale Ruby nie jest twoją dziewczyną, masz prawo tu być. Ten pocałunek i tak nic nie znaczy. A Lena będzie się bardzo z tego cieszyć. Spraw trochę radości dziewczynie. Spostrzegł w ciemności jej oczy i nagle zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna stała bardzo blisko niego. Wybrał strategię. Uśmiechnął się do niej czarująco, choć nie wiedział, czy Lena w ogóle to widziała.
- Przypadek czy maczałaś w tym palce? – zapytał cicho. Lena wzruszyła ramionami i jeszcze się do niego przybliżyła.
- Hm, możliwe, że miałam z tym coś wspólnego – odpowiedziała zalotnie.
- Musisz mnie nauczyć tej sztuczki. Moglibyśmy się tu spotykać częściej. – Syriusz nachylił się, a Lena oparła dłonie o jego klatkę piersiową. Ich usta jeszcze się nie zetknęły, więc pozwoliła sobie przyspieszyć ten proces. Zacisnęła dłonie na jego koszulce i przyciągnęła do siebie. Serce jej załomotało, gdy poczuła jego usta, a Black zaczął delikatnie. Wkrótce jednak zatracił się w pocałunku. Brakowało mu tego, zdecydowanie. Uniósł ją i posadził na stoliku w rogu pokoju, nie przerywając pocałunku.

Ruby już trochę nudziła rozmowa z Dorianem. Posyłała kilka spojrzeń Heli, które miały przywołać przyjaciółkę i rozładować atmosferę. Zielonowłosa chyba jednak myślała, że Ruby jest podekscytowana i zadowolona uniosła jej dwa kciuki w górę, jakby życzyła powodzenia.
Cahan spojrzała na zegarek. Jak długo może trwać siedem minut? Nie powinni już stamtąd wyjść? Może jednak się nie pocałowali, dlatego drzwi się nie otwierają. Jednak w tym samym momencie usłyszała skrzypienie zawiasów. Drzwi już były uchylone, ale nikt nie wychodził z pomieszczenia. Destiny zaczynała kolejne losowanie. Cały proces wyglądał tak samo. Ruby tylko wpatrywała się w drzwi. Dlaczego nie wychodzą?
Dorian trącił ją łokciem, znów wyrywając ją z zamyślenia. Drzwi otworzyły się szerzej i z pomieszczenia wyszedł w końcu Syriusz z Leną. Dziewczyna wyglądała na zadowoloną. Syriusz zresztą też. W oczy rzuciła się malinka na szyi Huncwota. Dorian trącił ją ponownie.
- Ruby, chyba nas wybrało. – Wskazał nad ich głowy. Uniosła wzrok i ujrzała dwa światełka obok siebie. Spanikowała. Nie chciała brać w tym udziału, ale głupio jej było odmówić koledze. Nie chciała, żeby było mu przykro, ale nie potrafiła się do tego zmusić.
- Przepraszam, ale chyba źle się czuję – skłamała. Przynajmniej trzymało się to kupy. – Naprawdę – zapewniała. – Będzie lepiej jak już pójdę do siebie. – Dorian przybrał zatroskaną minę. Udało się, kupił to.
- Odprowadzić cię?
- Nie! – Zaprzeczyła zdecydowanie za szybko. – Nie… Dam sobie radę. Miłej zabawy! – Uśmiechnęła się jeszcze niemrawo i uścisnęła jego dłoń. Potem szybkim tempem wyszła z pokoju wspólnego Puchonów.
Cisza jaka panowała na korytarzu była nieziemska w porównaniu z hałasem, panującym na imprezie. Ruby delektowała się chwile tym momentem. Ruszyła przed siebie. Szczególnie uważała na schodach, ponieważ było ciemno, a nieruchome schody nagle były ruchome. Nie chciała być zauważona przez prefektów lub woźnego Filcha, ale w końcu musiała wyciągnąć różdżkę i oświetlić sobie drogę. Szła bardzo uważnie, powoli i cicho. Bała się konsekwencji, gdyby ktoś ją przyłapał. Był środek nocy, a ona była nieletnia i nieco pijana.
- Na Merlina, zgaś to światło, dziewucho! – Serce Ruby załomotało, kiedy usłyszała skrzeczący głos kobiety. Przyłożyła dłoń do ust, aby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, choć omal pisnęła ze strachu.
Chwilę rozglądała się, kto mógłby to powiedzieć. W końcu zauważyła obok siebie na ścianie jakiś portret staruszki. 
- Jejciu przepraszam najmocniej! – szepnęła Ruby. 
- Głucha jesteś? – Namalowana postać zasłaniała sobie oczy przed rażącym ją światłem. – Ludzie chcą tu spać! 
- Och, litości! Masz, starucho, jeszcze dużo czasu, żeby się wyspać! – Ruby zmieniła swoje nastawienie momentalnie. Niby co miała do roboty ta stara baba? I tak nie ma gdzie się wybrać. Gryfonka ruszyła dalej. Nie zgasiła światła, ale trzymała różdżkę w dole. Miała nadzieję, że to poniekąd załatwi problem narzekających obrazów. Stanęła na ruchomych schodach. Miała wrażenie, że zgrzytały głośniej niż zawsze i zaczęła je uciszać, zupełnie jakby wierzyła, że się posłuchają. Nagle usłyszała kroki. Nie wiedziała, co zrobić. Rozejrzała się za miejscem do schowania się, ale wtedy wypadła jej z rąk różdżka. Przeklęła szeptem. Schyliła się, żeby ją podnieść. Szybko, Ruby myśl, co robić… Wyprostowała się i napotkała przed sobą oczy. Cicho pisnęła, a różdżka znów jej upadła. 
- Ruby? 
- O matko, Gabriel… - Odetchnęła z ulgą. – Wystraszyłeś mnie. – Oparła czoło o jego ramię, na chwilę zapominając, że nie powinna tego robić. 
- Przepraszam, nie chciałem. Co ty tu robisz o tej porze? – Objął ją, chcąc ją uspokoić. Profesor też na chwilę się zapomniał i cmoknął Ruby w skroń. Choć był środek nocy, spotkanie kogokolwiek o tej porze na korytarzu było mało prawdopodobne, a jedyne źródło światła leżało na kamiennej podłodze kawałek od nich – oderwali się od siebie błyskawicznie, gdy zdali sobie sprawę, że tkwią w tej pozycji za długo. 
- A wiesz… Spaceruję sobie – odpowiedziała, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie. 
- O tej porze? I czy ty jesteś pijana? – zaśmiał się melodyjnie. Ruby przez chwilę zatraciła się w jego uśmiechu. Panujący półmrok dodawał mu uroku. 
- A powiesz komuś, jeśli powiem, że tak? – wyszeptała mu do ucha. Gabriel pokręcił głową trochę z dezaprobatą, a trochę ze śmiechem.
- To zostanie między nami. Chodź, odprowadzę cię do Grubej Damy. – Nadstawił swoje ramię, a Ruby nie protestowała i podjęła je. Gabriel dodatkowo podniósł jej różdżkę i zgasił ją. Dopiero wtedy uczennica dostrzegła, że profesor Kingston miał ze sobą lampę naftową. Byli bardziej widoczni, ale światło nie było tak oślepiające. Ku pocieszeniu obrazów. 
- A więc? Impreza? – zagaił. Ruby chwilę zastanawiała się, o czym mówił. Już zdążyła o niej zapomnieć. O wielu rzeczach zapominała, kiedy była z Gabrielem. 
- Aaa, tak. Puchoni organizowali. Wiesz co, jeszcze trwa, może się załapiesz! – zażartowała, kiedy wchodzili po kolejnych schodach. Nie chciała, żeby kiedykolwiek się one kończyły.
- Ruby, chyba trochę mi nie wypada imprezować z uczniami. – Spojrzał jej w oczy. Gabriel miał brązowe tęczówki. Od razu pomyślała o tym, że Syriusz ma ciemniejsze. 
- Dużo rzeczy ci teraz nie wypada… panie profesorze Kingston – przybrała poważny ton. 
- Tak, ale zakazy sprawiają, że życie jest nieco ciekawsze, bo można je złamać. Wtedy pojawia się dreszczyk emocji… - Oboje wiedzieli do czego dążył Gabriel, a Ruby tylko się uśmiechała. – W każdym razie… Czemu wyszłaś z przyjęcia? I to sama? Coś mogło ci się stać. 
- Spanikowałam, bo zostałam wylosowana do „siedmiu minut w niebie”. Więc udałam, że źle się czuję i wyszłam. Trochę potrzebowałam pobyć sama. 
- I wtedy napatoczyłem się ja. Normalnie mam świetne wyczucie czasu – odparł sarkastycznie, a Ruby znów się zaśmiała. Najchętniej by ciągle chichotała. 
- Takie towarzystwo mi odpowiada. – Uśmiechnęła się do niego. Zauważyła, że przestali iść. 
- Jesteśmy na miejscu. 
Faktycznie, gdy zamilkli, można było usłyszeć ciche pochrapywanie Grubej Damy. Ruby cieszyła się, że akurat spała. Gabriel powoli odłożył lampę na podłogę, starając się nie wywołać żadnego hałasu. 
- Dziękuję, że mnie pan profesor odprowadził – wyszeptała. Gabriel również ściszył głos. 
- Taki mój obowiązek, panno Cahan. – Położył dłonie na jej biodrach i się nachylił do jej ucha. – I przyjemność po mojej stronie. – Ruby przełknęła ślinę i sama nie wiedziała, co miała zrobić z rękoma. Stali przez chwilę w ciszy, wpatrując się w siebie. 
- Powinnam już iść. – Przerwała milczenie, ale sama nie brzmiała przekonująco. Gabriel odsunął się od niej i kiwnął głową. 
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru. I proszę przyjść do mnie w celu odrobienia szlabanu. Bycie poza domem o tej godzinie i spożywanie alkoholu jest wielce niewskazane. – Ruby patrzyła na niego zdziwiona. – Taki mój obowiązek, panno Cahan. – Kingston puścił jej oczko, a ona pokręciła głową z niedowierzaniem. 
Na pożegnanie przytuliła go, być może trochę za długo. Poczuła jego lekki zarost na swoim policzku, kiedy się od siebie oddalali. Gabriel odszedł. Kiedy zniknęła jego sylwetka, Ruby obudziła Grubą Damę i powędrowała do swojej sypialni. Opadła na łóżko i zasnęła błyskawicznie. Z uśmiechem na ustach.

3 komentarze:

  1. Wow,...po prostu nie moge w to uwierzyc...nie wiem czy odczytasz ten komentwrz kiedykolwiek, mam jednak cichą nadzieje ze tak i to w najblizszym czasie. Opowiadanie czytalam trzy lata temu jak bylam w 6 klasie teraz ide do liceum,czas zleciał nieubłaganie ale przez te trzy lata nie zapomnialam o Ruby i Syriuszu, kochalam to opowiadanie chcoc nigdy nie skomentowalam zadnego rozdzialu, chyba troche sie balam...i nagle jestem sobie na 17 rozdziale i czytwm stare dobre komentqrze i tak mi sie przykro zrobilo kiedy pomyslalam ze to juz koniec naprawde lzy stanely mi w oczach, wchodze na archiwum i widze...nie 20 rozdzialow a...21, szybko weszlam na niego myslac ze moze cos przeoczylam jako mlodzik bo zapamieyalam dokladnie 20 rozdzialow +prolog wiec popatrzylam na date aktualizacji i ...po prostu sie popłakałam z radości kiedy zobaczylam date, naprawde. Mam teraz po prostu taka cicha nadzieje ze...jakos to jeszcze pociagniesz, ze nie wyszlas z wprawy bo naprawde kocham czytac twoje wypociny tylko blagam cie, jesli zamietzasz cos jeszcze napisac a mam wielkie marzenie ze tak, z to prosze niech to nie bedzie za trzy lata wstawiony rozdzial, prosze.
    Licze na ciebie , nie poddawaj sie, masz wielki talent

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam tez za bledy w pisowni, chcialam po prostu jak nakszybciej opublikowac jakikolwiek komentarz bo balam sie ze lada moment a blog zniknie, blagam cie , na kolanach , odczytaj go, moze nie jest za pozno

    OdpowiedzUsuń