Ubranie przesiąkło mu do suchej nitki. Z chmur
ciemnych, jakby zaraz nastąpić miał koniec świata, padał deszcz. Czarny
garnitur przyległ Jamesowi do ciała, ale nie szukał schronienia. Nikt nie
szukał. Wokół niego stali ludzie, również ubrani na czarno. Rozpoznał Lily,
Syriusza, Remusa, Petera, Dumbledore’a i kilku innych uczniów Hogwartu. Wszyscy
mieli zrzedłe miny, niektórzy nawet zanosili się płaczem. Jednak kiedy spojrzał
na Syriusza, ten uśmiechnął się do Jamesa. Wydawało się to takie nieodpowiednie.
Całe miejsce było pozbawione jakiegokolwiek szczęścia. Otaczały ich szare,
kamienne nagrobki. To musiał być cmentarz. Dopiero wtedy zobaczył przed sobą
drewnianą trumnę, otoczoną kwiatami. Była otwarta, ale nie widział, kto w niej
leżał. Nic się nie działo, ludzie po prostu stali w miejscu i rozpaczali. Ciekawość
z nim wygrała. Coś popchnęło go do przodu. Deszcz nagle stał się bardziej
intensywny, jakby postawił przed nim ścianę. James powolnym krokiem zbliżył się
do trumny. Był przerażony, ale nachylił się nad nią. I oto leżał w niej on,
Severus Snape. Niemożliwe, przecież cię uratowałem…,
pomyślał. Zamarł w bezruchu. Trumna przybierała wody, ale nikt nie był ruszony
tym, że ciało Snape’a mokło. James wpatrywał się w bladą twarz Severusa. Czarne,
długie włosy przykleiły się do jego mokrej skóry. Potter dalej nie mógł w to
uwierzyć. Woda w trumnie zaczynała mieć czerwoną barwę. Snape dalej krwawił z
rozcięcia na brzuchu. Nie, nie, nie… Niemożliwe, powtarzał. Kręcił głową
z niedowierzeniem. Snape gwałtownie otworzył oczy. Ciemne tęczówki ze strachem
wpatrywały się w Jamesa, który aż odskoczył od ciała. Trumna zamknęła się z
trzaskiem, a z niej wydobywał się przeraźliwy krzyk. Severus uderzał pięściami
w wieko od środka, ale nikt mu nie pomógł. Huk, huk, huk.
Puk, puk, puk. James otworzył oczy prawie tak
samo gwałtownie jak Snape i głęboko wciągnął powietrze. Poprawił się do pozycji
siedzącej na łóżku i próbował uspokoić oddech. Puk, puk, puk. Zdenerwowany
spojrzał na drzwi. Rozejrzał się po pokoju. W sypialni był tylko on. Wiedział,
że Syriusz gdzieś poszedł, jeszcze zanim zasnął, ale nie wiedział, gdzie się
podział Glizdogon. Już miał wstawać i otworzyć temu, kto się dobijał, ale gość
sam poczuł się zaproszony. James nie wiedział, kogo się spodziewać, ale
odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że była to Lily. Spojrzała na niego
zatroskana. Podbiegła do łóżka i ujęła jego twarz w dłonie.
- Jeju, James, wszystko w porządku? – Niemal
natychmiastowo się uspokoił. Zlustrował wzrokiem jej twarz. Zmartwione zielone
oczy wyczekiwały na odpowiedź. Położył swoją dłoń na jej i cmoknął ją z
czułością. – Jesteś cały spocony, wiesz o tym? – James mimowolnie wybuchł
śmiechem.
- Wszystko w porządku, Evans. – Uśmiechnął
się. Nie chciał, żeby się martwiła, ale jednocześnie się z tego cieszył. Cieszył
się, że Lily na nim zależało i że w końcu dopiął swego. Było to takie wspaniałe
uczucie, że nie wiedział, czy kiedykolwiek do niego przywyknie. – Miałem tylko
koszmar. Co tu robisz?
- Przyszłam do swojego chłopaka, nie wolno mi?
– Odwróciła wzrok. Nie chciała od razu zasypywać go pytaniami o to, co
usłyszała w Wielkiej Sali. James zmrużył oczy.
- Wiesz, co mam na myśli. Wparowałaś tu, a
zazwyczaj tego nie robisz. Więc pewnie coś się stało. – Lily zagryzła dolną
wargę. Naprawdę nie wiedziała, czy udawał, że nie wiedział, dlaczego przyszła?
- Słyszałam, że coś się stało Severusowi. I że
byłeś w to zamieszany. Chciałam najpierw ciebie zapytać, co się stało. - James
westchnął ciężko. Milczał dłuższą chwilę, badając Lily spojrzeniem. Nie
wiedział, ile mógł jej powiedzieć. Nie wiedziała o sekrecie Remusa, a ten
odgrywał w całej sprawie dosyć istotną rolę. Przetarł twarz dłońmi i przeczesał
nimi włosy.
- Gdzie o tym słyszałaś? – zmarszczył brwi. Był
prawie pewien, że nikt ich nie widział w drodze do pani Pomfrey.
- W Wielkiej Sali jakieś dzieci o tym
rozmawiały. Czy to ważne skąd wiem? Wolałam zapytać u źródła.
- Znalazłem go rannego koło Bijącej Wierzby i
zaniosłem do skrzydła szpitalnego. Na chwilę obecną tylko tyle mogę ci
powiedzieć, Lily.
- Znalazłeś go? Tak po prostu sobie
przechodziłeś obok Bijącej Wierzby? Liczysz, że ci w to uwierzę?
- Dlaczego miałbym kłamać? Po prostu jeszcze
nie mogę powiedzieć ci wszystkiego. – Zauważył, że się zdenerwowała. Zaróżowiły
jej się policzki, chociaż według Jamesa wyglądało to co najmniej uroczo. Chciał
ją trochę uspokoić i chwycić za dłoń, która leżała na kołdrze. Kiedy tylko ją
dotknął, cofnęła się jak poparzona.
- Dlaczego byłeś koło Bijącej Wierzby o tej
porze? – naciskała. James patrzył na nią błagalnym wzrokiem, ale nie odzywał
się. W głowie kłębiło mu się mnóstwo myśli. – Wiedziałam, że jakoś dziwnie się
zachowywałeś wieczorem, kiedy Dumbledore nas nakrył. Co on wtedy powiedział… Pański
przyjaciel już czeka? Co to miało znaczyć? – Dalej milczał. Lily była
sfrustrowana tym, że nie uzyskiwała żadnych informacji.
- Może spiszę ci cały raport, co robiłem od
tamtej pory? – Chciał zażartować, aby rozładować atmosferę i natychmiastowo
tego pożałował.
- Przydałoby się, skoro ciągle coś przede mną
ukrywasz! – podniosła głos i zaczęła gwałtownie gestykulować. Nie mogła już
wytrzymać na siedząco, więc wstała. James zrobił to samo.
- Nie ukrywam, tylko…
- Nie mówisz całej prawdy, tak? – Parsknęła,
kiedy przytaknął. – Myślałam, że podstawą związku jest zaufanie, ale jak widać,
nawet nie stać cię na to, żeby mi zaufać. – James zauważył, że w jej oczach
pojawiły się łzy, a jej głos się załamał. Aż go to zabolało wewnątrz.
- To po prostu nie jest mój sekret… -
powiedział cicho. Lily przełknęła ślinę. Zrezygnowana odwróciła się na pięcie w
stronę wyjścia. James szybko jednak sobie przypomniał, za co kochał tę kobietę.
Zawsze dostrzegała w każdym dobro. Nie pozwalała, żeby stereotypy lub plotki o
kimś skreśliły go. A już na pewno nie
rozpowiadałaby ich dalej. Remus prawie nikomu nie mówił o swojej przypadłości,
ponieważ myślał, że ludzie zaczną się go bać. Myślał, że się od niego odwrócą
albo, że ktoś powie o tym swoim rodzicom, oni innym i dyrektor wyrzuci go ze
szkoły. To wszystko nie groziło mu ze strony Lily. Tylko nie bądź na mnie
zły, Remusie. Lily uniosła już dłoń, żeby otworzyć drzwi.
- Remus jest wilkołakiem. – Powiedział
dobitnie. Jej ręka zawisła w powietrzu. Lily powoli się odwróciła twarzą do
Jamesa. Stał zrezygnowany z ramionami zwisającymi wzdłuż ciała. – A my… -
Rozłożył ramiona, jakby chciał wskazać na cały pokój. – Ja, Syriusz i Peter zostaliśmy
animagami, żeby być przy nim przy przemianie. Chcesz zostać i posłuchać, co się
stało tej nocy? - Lily z entuzjazmem pokiwała głową i zamieniła się w słuch.
Syriusz dalej zanurzony był w głębokim śnie,
kiedy Ruby wstała, żeby się ubrać. Wyglądał na naprawdę zmęczonego, jak do niej
przyszedł, więc nie chciała go budzić. Czas jednak mijał, a ona nie zmierzała
przespać całego dnia. Na szybko pomalowała rzęsy i użyła delikatnego
błyszczyku. Rozczesując włosy, spojrzała na Huncwota. Ciekawiło ją, dlaczego
nie spał w nocy. Raczej nie wrócił tak późno z przyjęcia Puchonów, więc
domyśliła się, że robił coś jeszcze. Czyżby był z Leną?, pomyślała, ale
zaraz potem poczuła się z tego powodu źle. Mimo że to tylko myśli, to nie
chciała zagłębiać się w ten temat. Czuła się, jakby wtykała nos w nie swoje
sprawy. Swoją drogą, gdyby ktoś jej powiedział we wrześniu, że w jej łóżku
będzie spać Syriusz Black, to pomyślałaby, że ten ktoś oszalał. A jednak w jej
pościeli leżał na brzuchu ciemnowłosy Gryfon. Kto by pomyślał, że do tego
dojdzie. Obudził się, zupełnie jakby wyczuł jej spojrzenie.
- Możemy się już na stałe zamienić pokojami? –
wymamrotał z głową w poduszce. – Masz dużo wygodniejsze łóżko niż ja.
- Dlatego nie mogłeś spać u siebie i tu
przyszedłeś? – Uniosła jedną brew i skrzyżowała ramiona na piersi. Syriusz
przekręcił się na plecy i dalej leżał z rękami założonymi za głową. Wpatrywał
się w sufit sypialni.
- Pokłóciłem się z Jamesem.
- Oho, kłopoty w raju?
Chyba nigdy nie słyszała, żeby Potter i Black
się kłócili. Przekomarzania i złośliwości, które rzucali w swoją stronę, były
na porządku dziennym, ale żaden z nich się za to nie obrażał. Upewniwszy się,
że byli w pokoju sami, Syriusz jej wszystko opowiedział. Twierdził, że
dowiedziałaby się prędzej czy później. Wolał sam jej o tym powiedzieć, a potem
przekonać ją, żeby go nie znienawidziła. Na początku była trochę rozjuszona
tym, co zrobił, ale widziała, że tego żałował. I nawet wierzyła mu, że nie
chciał, aby tak to się potoczyło. Żałował, że nie poszło mu tak łatwo z
Jamesem.
- Może by się przekonał, gdybyś przeprosił
Snape’a, a nie Jamesa? – zasugerowała Ruby. Parsknął śmiechem i pokręcił głową.
Nie wiedział, czy potrafił się na to zdobyć. Szczerze, nawet nie potrafił sobie
tego wyobrazić. – Okej, może jakbyś chociaż z nim porozmawiał. Skoro Snape’owi
nie stało się nic poważnego, to mógłbyś zadbać o to, żeby i Remus nie
ucierpiał. Lepiej żeby Snape nikomu nic nie mówił.
- Na Merlina, faktycznie będę musiał z nim
porozmawiać, co? – Skrzywił się. Ruby pokiwała twierdząco głową. Syriusz nie
wyglądał na zadowolonego, ale też wiedział, że miała rację. Nie mógł naprawić
tego, co się stało. Jednak mógł zadbać o to, żeby nie stało się więcej już nic
złego. W głowie zaczął sobie planować całą rozmowę z Severusem. Spodziewał się,
że będzie trudno. Będzie musiał powstrzymywać się od złośliwości, a Ślizgon
pewnie nie będzie niczego ułatwiać. Westchnął ciężko i usiadł na brzegu łóżka,
gotowy by wstać i wykonać swoje zadanie bojowe. – Ładnie wyglądasz, Cahan. -
Ruby lekko się zarumieniła i zmierzyła go wzrokiem. Jego mokre włosy już
wyschły, kiedy spał, ale były powykręcane w każdą stronę. Powstrzymała śmiech.
- Dziękuję. Za to ty wyglądasz… zabawnie.
- Wow, mogłabyś spróbować być milsza. Tak troszeczkę,
tyci tyć. – Zbliżył do siebie kciuk i palca wskazującego, zostawiając między
nimi milimetry wolnej przestrzeni. Wzruszyła ramionami.
- Pozwoliłam ci tu spać, nie przeginaj. Poza
tym to tylko przyjacielskie złośliwości.
- O, ładne określenie. Powiem tak Snape’owi. Black,
czemu to zrobiłeś? Mogłem wtedy umrzeć – Syriusz przybrał ponury, ale nieco
wyższy ton niż jego własny, imitując Severusa, aby zaraz powrócić do swojego
normalnego głosu. – A daj spokój, Smarkeusie, to tylko przyjacielska
złośliwość.
Severus niewiele spał tej nocy. Doskwierał mu
ból nie tylko przez ranę, której nabawił go wilkołak, ale też nie mógł
przeboleć tego, że tak się to potoczyło. Chociaż pani Pomfrey dała mu leki i
mikstury znieczulające, fale bólu i tak napływały co jakiś czas ze zdwojoną
siłą. Martwił się też, że sam zarazi się likantropią. Już wyobrażał sobie swoje
życie z tą chorobą, a każdy kolejny scenariusz był jeszcze gorszy niż
poprzedni. Niestworzone sytuacje, które powstawały w jego głowie, budziły w nim
jeszcze więcej złości i nienawiści. Wiedział też, że był to irracjonalny
strach. Likantropią można było się zarazić tylko przez ugryzienie wilkołaka, a
więc dzięki ślinie. Severus był niemal pewien, że ze śliną tego potwora nie
miał styczności. Tak zresztą zapewniała go pani Pomfrey, uprzedzając go tylko o
bliźnie, którą mogła zostawić po sobie rana.
Przez noc miał wiele czasu na przemyślenia.
Odgrywał wszystko w swojej głowie w spowolnionym tempie i analizował, bo sam
nie do końca wiedział, czego się dowiedział. Nie zajęło mu dużo czasu dopasowanie
do siebie puzzli. Chwilę się zastanawiał, kto z ich czwórki był wilkołakiem. Wykluczał
Pottera, bo to on pod postacią jelenia wyprowadził go z tunelu. Wykluczał
Blacka, bo widział go w normalnej postaci, kiedy już trwała pełnia księżyca.
Pozostawał Lupin i Pettigrew. Ten ostatni miał sens tylko dlatego, że zawsze
trzymał się na uboczu i nigdy nie zwracał na siebie wiele uwagi. To jednak u
Lupina widział wielokrotnie zadrapania i czasem opuszczał lekcje. To musiał być
on. Jak tylko się tego domyślił, wołał panią Pomfrey i wypytywał ją o wszystko.
Domagał się spotkania z Dumbledorem, chciał mu wszystko powiedzieć. Pielęgniarka
tylko go uspakajała i kazała czekać, bo dyrektor miał inne sprawy na głowie.
Snape’owi chciało się śmiać z tego powodu. A ktoś by pomyślał, że uczeń chory
na likantropię to poważny problem w Hogwarcie. Nie mógł się doczekać, aż mu
wszystko powie. Już wyobrażał sobie wyrazy twarzy Pottera i Blacka, kiedy się dowiedzą,
że są wydaleni ze szkoły. Myślał, że sobie to wyobraził zbyt dokładnie, bo w
stronę jego szpitalnego łóżka właśnie wędrował Black z rękami schowanymi w
kieszeniach spodni dresowych. Wyglądał, jakby dopiero wstał z łóżka. Severus aż
zamrugał kilka razy z niedowierzenia. Szybko jednak uzmysłowił sobie, po co
odwiedził go Syriusz i parsknął pogardliwie.
- Jeśli przyszedłeś tutaj prosić mnie, żebym
nic nie mówił o tobie Dumbledore’owi to możesz sobie darować – oznajmił
szorstko. Syriusz uniósł jedną brew i pokręcił głową. Wyglądał na rozbawionego,
a to tylko bardziej rozzłościło Severusa. Problem w tym, że dla niego Huncwot
zawsze tak wyglądał. Zawsze miał tę iskierkę w oczach, przez którą Snape
myślał, że Black z niego kpi. Ten jednak chwycił drewniane krzesło i
przyciągnął je do łóżka Ślizgona. Rozsiadł się na nim wygodnie, niemal
arogancko. Przez chwilę tylko patrzyli na siebie przymrużonymi oczyma.
- Jak mniemam, to chyba należy do ciebie? – Syriusz
przerwał ciszę i zwinnym ruchem wyciągnął różdżkę Snape’a z rękawa bordowej
bluzy, którą miał na sobie. No tak, upuścił różdżkę, kiedy go zaatakowano.
Prawie całkiem o tym zapomniał. Bez słowa Snape wyciągnął po nią dłoń, a
Syriusz bez oporów oddał mu własność. Znowu żaden z nich nic nie mówił.
Atmosfera była gęsta od złości i niezręczności. Severus już miał go wyprosić,
kiedy Black zajął głos. – Nie przyszedłem prosić, żebyś nic nie mówił o mnie
Dumbledore’owi. Możesz mówić, droga wolna. – Rozłożył ramiona i westchnął. – Dużo
bardziej zależy mi na tym, żebyś nie mówił nic o Remusie. Nikomu. I wiem, że
być może proszę o sporo, biorąc pod uwagę co się stało…
- Serio? – Severus mu przerwał. Skrzyżował na
piersi ramiona w obronnym geście.
- Słuchaj, Snape. Możesz mi wierzyć lub nie,
nie chciałem, żeby tak to się potoczyło. Nawet jeśli nie wierzysz mi w tej
kwestii, to po prostu pomyśl o Remusie. Wiem, że mnie nie cierpisz. Wiem, że
nie cierpisz Jamesa… i vice-versa. Możesz mówić o nas różne rzeczy, nie
obchodzi mnie to już. Popełniłem błąd i zmierzę się z konsekwencjami jeśli
będzie trzeba. I może jestem naiwny, skoro myślę, że dasz się przekonać, ale
muszę spróbować. Remus jest niewinny i na pewno nie chciał ci tego zrobić. To
ja popełniłem błąd, mówiąc ci o tym miejscu i to na mnie powinna spaść
odpowiedzialność. Jeśli któryś z uczniów by się dowiedział, że Lupin jest
wilkołakiem, to by go zniszczyło. Rozeszłoby się to po całym Hogwarcie, pewnie
rodzice innych by się dowiedzieli i nie chcieliby, żeby ich dzieci uczyły się z
kimś takim. Ale sam wiesz, że to dobry chłopak. Jest nieszkodliwy, pomocny i
wszyscy go lubią. Do dziś nigdy nikogo nie skrzywdził. I uwierz mi, jest na tym
punkcie bardzo wrażliwy. Znienawidziłby się, gdyby coś ci zrobił.
- Ale zrobił. Myślisz, że leżę tu dla zabawy?
- Daj spokój, jesteś tylko zadrapany. Obaj
wiemy, że mogło to się skończyć dużo gorzej. Nie rób z siebie takiej ofiary.
- Jesteś po prostu bezczelny, Black. Przychodzisz
do mnie, bo się boisz. Wiesz, że mogę wam wszystkim zniszczyć życie, jeśli
tylko powiem komuś o was prawdę. Ale nawet w takiej sytuacji, nie możesz
przestać mnie obrażać. Mówisz, że zmierzysz się z konsekwencjami, ale to
właśnie to są te konsekwencje. To karma, która do was wraca. Tak bardzo
zajęliście się niszczeniem mojego życia, że teraz ja mogę się odpłacić. Nieprzyjemne
uczucie, prawda? – Syriusz zacisnął usta w złości. Na języku już miał całą
wiązankę przekleństw, ale starał się z całych sił opanować.
- Remus nigdy cię nawet nie dotknął. Złego
słowa o tobie nie powiedział – wycedził przez zęby. – Jeśli chcesz się zemścić,
zrób to na mnie i Jamesie. Chociaż to właśnie James uratował twoje życie, a ty
pozostajesz niewdzięcznym gnojkiem. – Nie zamierzał dłużej dyskutować. Wstał z
krzesła i już chciał odejść od łóżka Ślizgona.
- Śmieszny jesteś. Tak bardzo chcesz, żebym
wybaczył Lupinowi, a nawet nie usłyszałem od ciebie głupich przeprosin.
- A ty podziękowałeś Jamesowi? – Syriusz obejrzał
się na niego przez ramię. Odpowiedziało mu milczenie. Odwrócił się jeszcze na
chwilę do Snape’a i nachylił się nad jego łóżkiem. – Tak właśnie myślałem.
Gdybym to był ja, pozwoliłbym ci się wykrwawić – dodał cicho i opuścił
szpitalne skrzydło.
Black miał wrażenie, że jego serce chciało się
wydostać z piersi. Od złości szumiało mu w uszach. Był zły na Snape’a, ale w
większości na samego siebie. Nie chciał tego mówić, nie tak miał skończyć tę
rozmowę. Jeśli dało się pogorszyć sprawę, to tylko w taki sposób. Przez
korytarze szedł szybkim krokiem, nie zważając na ludzi dookoła. Miał łzy w
oczach i nie chciał tego okazywać przy wszystkich. Chciał zniknąć. Najbardziej zezłościło
go to, że było w tym ziarno prawdy. Bał się, że faktycznie pozostawił by Snape’a
na pastwę losu. Był prawie pewien, że po drodze minął gdzieś Lily, która go
wołała, ale zignorował ją. Znalazł pustą salę i wszedł do niej, aby się
uspokoić. Chyba nigdy wcześniej w niej nie był. Była zagracona… wszystkim.
Stały w niej stare meble, ozdoby, dziwne rzeźby, stare kotły, skrzynie i
książki. Dużo książek. Idealnie, pomyślał. Idealnie by zniknąć.
Tymczasem Snape tylko utwierdził się w
przekonaniu, że nie powinien ukrywać prawdy. Czuł się jeszcze bardziej
upokorzony. Ta cała rozmowa w ogóle nie powinna mieć miejsca. Black miał rację
w kilku kwestiach, ale cały czar prysł, kiedy dobitnie powiedział Severusowi,
że pozwoliłby mu umrzeć. Nienawidził go, och, jak bardzo go nienawidził. Wręcz
nie mógł się doczekać, aż prawda go pogrąży. Jego i Pottera, który zabrał mu
miłość jego życia.
- Severusie? – Z zamyślenia wyrwał go łagodny,
cichy głos. Bardzo znajomy głos, który niemal ukoił jego złość i ból. Od dawna
go nie słyszał. Piękna, rudowłosa Lily stała przed nim i nieśmiało zajęła
krzesło przy jego łóżku. Snape nie mógł się powstrzymać i mimowolnie uśmiechnął
się szeroko. Nie rozmawiali ze sobą odkąd zaczęła umawiać się z Potterem. –
Trzymasz się? Wszystko w porządku? – Położyła swoją dłoń na jego. Jej troska
rozczuliła go.
- Tak, wszystko dobrze. Cieszę się, że
przyszłaś. – Zaczął się zastanawiać, czy ujrzała, jaki Potter i jego znajomi
byli naprawdę. I czy to dlatego wróciła do niego? Znów mogliby się przyjaźnić,
mogłoby być jak dawniej. W głębi duszy marzył o tym.
- Właściwie, przyszłam cię o coś prosić… -
Uśmiech spełzł mu z twarzy. – Nie mów nikomu o Remusie. Proszę. – Poczuł, jakby
ktoś mu wbił nóż w serce.
W okno z impetem uderzały krople deszczu. Wiatr
był tak intensywny, że nawet Bijąca Wierzba ruszała się pod jego wpływem. Jesienne
liście hulały w tańcu na zewnątrz Hogwartu. Dla Gabriela był to kojący widok.
Dzięki wsłuchaniu się w deszcz, mógł się w pełni skupić na sprawdzaniu esejów
uczniów. Oparł głowę o lewą pięść i już nieco znużony poprawiał błędy na
pergaminie. Robiło się późno i ciemno, a biurko oświetlała mu tylko lampka stojąca
na nim. Ucieszył się, kiedy usłyszał pukanie do drzwi swojego gabinetu.
Potrzebował przerwy i trochę rozrywki. Drzwi powoli się rozchyliły, a zza nich
wyłoniła się jego ulubiona uczennica. Nieśmiało weszła do środka, a Gabriel
wyprostował się na krześle zdezorientowany.
- Dzień dobry – powiedział, chociaż zabrzmiało
to bardziej jak pytanie. Żadne z nich nie wiedziało, jak się zachować, chociaż
w gabinecie byli sami. Nie spodziewał się też jej wizyty.
- Właściwie dobry wieczór – poprawiła go Ruby
i zamknęła za sobą drzwi. – Miałam przyjść na szlaban, pamiętasz? – Podeszła do
krzesła, które stało naprzeciwko jego biurka. Położyła dłonie na oparciu.
- Ach, pamiętam! – Pokiwał głową i zaśmiał się
nerwowo. – Nie wiedziałem, że już tak późno. Szybko mi zleciało. Siadaj,
rozgość się. – Wskazał ręką krzesło, którego dotykała Gryfonka. Ona jednak
rozglądała się po gabinecie. Gabriel również wstał i podszedł do szafki w rogu
pomieszczenia. – Kawy, herbaty? – Spojrzał na nią przez ramię, gotów podgrzewać
czajnik z wodą.
- A masz coś mocniejszego? – zapytała
żartobliwie. Gabriel powoli się do niej odwrócił z ukrywanym uśmiechem i
podszedł bliżej.
- A dowodzik jest? – Skrzyżował ręce na
piersi, patrząc jej prosto w oczy. Ruby zaśmiała się i wywróciła oczami.
- Niech będzie herbata.
- Tak właśnie myślałem. – Usiadła w końcu przy
biurku i obserwowała ruchy Gabriela.
Wydawało jej się, że wszystko robił z taką
gracją. Może tylko jej się wydawało, ponieważ idealizowała jego postać, a może faktycznie
tak było. Nie potrafiła obiektywnie tego ocenić. Po prostu przyjemnie się jej
na niego patrzyło. Nosił czarny garnitur, czarną koszulę zapiętą pod szyję oraz
krawat w ciemnozieloną kratkę. Gdyby nie słabe światło lampki na biurku, jego
postać zniknęłaby na tle ciemnych mebli. Jego gabinet był niewielki. Na środku
stało duże biurko z ciemnego drewna do pary z resztą wyposażenia. Komody i
szafki, wypełnione książkami i dziwnymi przedmiotami, których Ruby nie była w
stanie nazwać, stały wzdłuż ścian. Gdzieniegdzie na szafkach stały zielone
rośliny w doniczkach, nadając wystrojowi trochę życia. Ze wszystkim
kontrastowały białe ściany, chociaż i tak mało było ich widać. Wszystko
wyglądało bardzo elokwentnie. Gabriel postawił na minimalizm lub po prostu nie
chciało mu się dekorować swojego gabinetu. Za biurkiem były drzwi, prowadzące
do jego prywatnego dormitorium. Postawił przed nią filiżankę z herbatą i usiadł
za biurkiem ze szklanką whisky w dłoni. Ruby spojrzała na niego oskarżycielsko.
- No co? Ja przynajmniej mogę i miałem męczący
dzień. – usprawiedliwił się.
- Mhm, a co robiłeś dzisiaj? – Nachyliła się bardziej
nad biurkiem w jego stronę. Zrobił to samo.
- Sprawdzałem od rana eseje o boginach, bo
najwyraźniej profesor Merrythought uwielbiała wam je zadawać i zostawiła mi ich
milion do sprawdzenia. – Bezradnie rozłożył ramiona. – Ale nie chcę cię tym
zanudzać.
- Już się bałam, że będziesz mi kazał to
sprawdzać za karę.
- Hm, może później. Wolę wykorzystać ten czas
nieco inaczej. – Uśmiechnął się zalotnie i upił łyk alkoholu ze szklanki. Ruby
nie wiedziała jak na to zareagować, ani co miał na myśli Gabriel, więc posłała
mu pytające spojrzenie. – Jak tam samopoczucie po wczoraj?
- Dobrze. Rano było trochę gorzej, ale już
jestem jak nowonarodzona. – Wypięła dumnie pierś. - Poza tym wcale nie wypiłam
tak dużo, żeby czuć się źle. – Przysunęła swoją dłoń bliżej jego i wyjęła mu z
niej szklankę wolnym ruchem. Badała wzrokiem reakcję Gabriela, kiedy sama upiła
z niej łyk. Pokręcił głową z dezaprobatą i widocznym rozbawieniem w oczach, ale
nie zabronił jej niczego.
- Merlinie, gdyby ktoś to zobaczył… Wyrzuciliby
mnie stąd jeszcze szybciej niż jak dostałem tę pracę. – Oparł się wygodnie o
krzesło i obserwował cierpliwie Ruby.
- Nagle się tym przejmujesz? – zaśmiała się.
Oczywiście, że nie chciała, aby Gabriel stracił pracę, ale wydawało jej się to
ironiczne, biorąc pod uwagę jak zachowywał się wobec niej. Pokręcił głową.
- Nie za bardzo.
- A więc, wiemy oboje, dlaczego byłam tak
późno w nocy poza domem. – Ruby wstała z miejsca i powoli zaczęła chodzić po
gabinecie. Oglądała różne przedmioty na półkach z zaciekawieniem. – A ty? Czemu
nie spałeś? – Gabriel również wstał i oparł się tyłem o szafkę, przy której
stała Ruby. Nerwowo podrapał się po karku.
- To trochę żenujące.
- Teraz chcę wiedzieć jeszcze bardziej. –
Spojrzała na niego z nadzieją, aż prawie z dłoni wypadła jej lupa, którą
znalazła na szafce. Obracała ją w palcach.
- Ostatnio w ogóle nie mogę spać. Więc
wymyśliłem, że ten bezsenny czas spożytkuję na poznawanie zamku. W ciągu dnia
to trochę śmieszne, jak się gubię w Hogwarcie na oczach uczniów, a w nocy jest
łatwiej jak jest pusto. A zamek jest naprawdę uroczy nocą. Nie spodziewałem
się, że spotkam w nim równie uroczą dziewczynę. – Uśmiechnął się.
- Dla mnie Hogwart nocą jest trochę
przerażający – odpowiedziała. Nie wiedząc, jak zareagować na komplement, jej
mózg zadziałał obronnie.
- No cóż, wszystko, co nieznane, jest nieco
przerażające.
- Może powinnam pozwiedzać Hogwart nocą z
tobą. – Przybliżyła lupę do swojego oka i spojrzała na niego przez
zniekształcone odbicie. Gabriel nachylił się, przykładając swoje oko z drugiej
strony lupy i puścił jej oczko. Serce przez chwilę zabiło jej szybciej.
Pospiesznym ruchem odłożyła ją na miejsce. – A to co? – Wyciągnęła dłoń po
kolejny przedmiot, ale Gabriel ją powstrzymał swoją ręką.
- Naprawdę nie powinnaś dotykać tu
wszystkiego, co zobaczysz. – Był szczerze rozbawiony jej dziecięcą ciekawością.
– Nie wszystkie rzeczy należą do mnie, a mogą być zaczarowane – wyjaśnił,
widząc jej zawiedzione spojrzenie. Po chwili jednak chwycił obiekt, którego
Ruby była ciekawa i trzymał go między nimi. – Z kolei to jest magiczne pudełko.
– Był to czerwony sześcian wielkości pięści. - Jeśli dotkniesz go różdżką,
zacznie grać muzykę odpowiednią do nastrojów osób przebywających w pobliżu, ale
kiedy zbliży się do niego inna osoba, udzieli jej się nastrój, panujący
dookoła. Rzadko jest to używane, szczególnie na spotkaniach grupowych. Łatwo
wywołać w ten sposób bójkę. Z drugiej strony, łatwo kogoś zmanipulować. Najbezpieczniej
chyba jest używać tego tylko w obecności dwóch osób. Zazwyczaj nastroje się wyrównują
i żaden nie przewyższa drugiego. Jeśli dwa samopoczucia są kompletnie różne,
muzyka nie zagra w ogóle. – Gabriel odłożył pudełko na miejsce.
- Serio, nawet go nie włączymy? – Spojrzała na
niego zdziwiona. Wydęła dolną wargę, chcąc go przekonać. Zadziałało. Gabriel
westchnął.
- Nigdy go nie używałem. Tylko wiem, jak
działa. – Wzruszył ramionami, ale ponownie wziął przedmiot do ręki i ustawił go
na biurku. Powoli i bardzo delikatnie dotknął go różdżką, jakby bał się coś
popsuć. Przez kilka sekund obserwowali pudełko. Rozległo się ciche klikanie i wkrótce
wydobyła się z niego melodia. Była spokojna, ale też wesoła momentami i najbardziej
przypominała R&B. Atmosfera zrobiła się nieco romantyczna i oboje się zawstydzili,
choć nikt tego nie przyznał na głos. Gabriel ściągnął swój krawat i powiesił go
na oparciu krzesła, na którym potem usiadł. Ruby podążyła za nim i tym razem usiadła
na jego miejscu. Na miejscu nauczyciela.
- A więc, panie Kingston… Dlaczego obrona
przed czarną magią? – zagaiła Ruby. Splotła dłonie na środku biurka, jakby
chciała wyglądać bardziej poważnie. Gabriel nieco się zgarbił. Ruby lustrowała
jego twarz i mimowolnie się uśmiechnęła. Rozpiął guzik przy kołnierzyku. Po chwili
również wyłożył ręce blisko jej własnych, ale nie dotykali się.
- Odpowiedź zależy od tego, jak dużo chcesz wiedzieć.
– Spojrzał jej w oczy z lekko przekrzywioną głową.
- Jak najwięcej. W końcu mamy czas, żeby się
lepiej poznać. – Uśmiechnęła się. Gabriel zastanawiał się, gdzie powinien
zacząć.
- To chyba miało początek odkąd byłem mały. Moi
rodzice od zawsze straszyli mnie złym czarownikiem, jeszcze zanim rozumiałem,
czym jest magia. Im bardziej nabroiłem, tym bardziej złowieszcze scenariusze
wymyślali. Jestem pewien, że chcieli dobrze i działało to do jakiegoś czasu. Czasem
działało aż za dobrze. Wiesz, jak to jest z dziecięcą wyobraźnią. Potrafiła
szaleć, a ja nie umiałem jej powstrzymać, więc sam siebie nakręcałem jeszcze
bardziej. Potem strach się wzmógł, kiedy zrozumiałem magię i jakie możliwości stwarza.
Zdałem sobie sprawę z tego, że taki czarownik może faktycznie istnieć i wtedy
zaczęły się koszmary. – Ruby odruchowo ścisnęła jego dłoń w geście pocieszenia.
Zaraz jednak chciała ją cofnąć, ale Gabriel odwzajemnił uścisk. Przejeżdżał powoli
kciukiem po jej knykciach, gdy kontynuował historię. – Trochę się tego
wstydziłem, więc przez długi czas nie mówiłem o tym rodzicom. Twierdziłem, że w
kilka dni mi przejdzie i po problemie. Nie przeszło i rodzice coraz częściej
budzili się przez moje krzyki w nocy i sami byli zaniepokojeni. Rozmawialiśmy i
ojciec zabrał mnie do biblioteki w Ministerstwie Magii. Jako dziecko
nienawidziłem czytać i poszedłem tam z bólem. Znaleźliśmy jednak książki o czarnej
magii i wtedy mi powiedział, że muszę się nauczyć przezwyciężyć strach. Że on
będzie przy mnie, żeby mnie obronić przed „strasznym panem”, ale czasem może go
zabraknąć, więc muszę nauczyć się bronić sam. I wtedy bardzo mnie to
zaciekawiło, ale przede wszystkim chciałem móc znowu spokojnie spać. Zacząłem
bardziej się wgłębiać w temat obrony i tak oto skończyłem tutaj.
- I koszmary się skończyły? – zapytała zatroskana.
Gabriel przegryzł dolną wargę i spuścił z niej wzrok. Nie chciał się użalać
przed kobietą, do której coś czuł, ale nie chciał jej też okłamywać. Ruby
zauważyła, że trochę posmutniał.
- Wtedy tak. Ostatnio jednak wolę nie
zasypiać. – Uśmiechnął się niemrawo. Połączyła fakty z tym, co mówił wcześniej
o zwiedzaniu zamku. Myślała, że nie mógł spać przez bezsenność. Nie podejrzewała,
że zwyczajnie bał się zasypiać. Zrobiło jej się go szkoda i od razu zaczęła się
zastanawiać nad sposobami, które pomogłyby z koszmarami. Nagle rozległo się
pukanie do drzwi. Oboje jak oparzeni oderwali od siebie swoje dłonie. Muzyka z
pudełka stała się bardziej chaotyczna odpowiednio do ich zachowania. Ruby spanikowała,
kiedy Gabriel pozwolił gościowi wejść, mimo że siedziała przy biurku na miejscu
nauczyciela. W jej głowie zaczęły się formować już przeróżne wymówki. Gabriel
jednak wyglądał na spokojnego. Do gabinetu weszła niewysoka postać, którą Ruby rozpoznała
prawie od razu. Regulus czarne włosy miał zaczesane do tyłu, a sweter w zielone
paski w pewien sposób łagodził jego rysy twarzy. Od razu rzucił Ruby
zdezorientowane spojrzenie, marszcząc brwi. Dłonie splecione miał za plecami. Wyglądał
bardzo dostojnie. Ku uldze Gryfonki nie zadawał pytań.
- Profesorze Kingston, w imieniu profesora
Slughorna chciałbym zaprosić pana na spotkanie Klubu Ślimaka, które już trwa w
jego gabinecie. Profesor bał się, że przeoczył pan jego zaproszenie i poprosił,
abym przyprowadził pana osobiście. – Na koniec jego usta wykrzywiły się w
przesadnie miłym uśmiechu, a w policzkach uformowały się dołeczki.
- Ach, tak. Pamiętałem, ale musiałem opuścić
spotkanie z powodu szlabanu, który nałożyłem na pannę Cahan. – Wskazał ją
dłonią, a Regulus pokiwał głową ze zrozumieniem. Ruby nie potrafiła rozczytać,
czy był to szczery gest. Gabriel spojrzał demonstracyjnie na zegarek. – Na
Merlina, ale już późno! Myślę, że mogę już cię zwolnić z tego przykrego obowiązku
– zwrócił się do Ruby. – Z chęcią dołączę do profesora Slughorna. – Oboje wstali
ze swoich miejsc i podeszli do drzwi, kolejno wychodząc z gabinetu. Ruby
pospiesznie pożegnała się, życząc miłej nocy i powędrowała w stronę swojego
dormitorium. Odwróciła się na odchodne, licząc, że spotka wzrok Gabriela, ale
to Regulus się odwrócił. Kolejny raz nie potrafiła rozszyfrować tego spojrzenia.