Kiedy Syriusz i Lena wyszli z ciasnego
pomieszczenia, do którego wsadziła ich Destiny, chłopak czuł się nieco inaczej.
Z jednej strony cieszył się, że tak się to wszystko potoczyło. Zwykła czułość
bez zobowiązań. Z drugiej strony jednak czuł się winny. Niejednokrotnie powtarzał
Huncwotom, co czuł do Ruby i był pewien, że było to prawdziwe uczucie. Gryfonka
całkowicie go oczarowała, ale sama nie podejmowała inicjatywy. Nie byli razem,
nie byli nawet blisko związku. Dlaczego więc Syriusz czuł, jakby właśnie ją
zdradził? Był też prawie pewny, że Ruby nie miała nic przeciwko jego romansom.
Bo czemu miałaby mieć? Flirciarski nastrój Syriusza minął szybko. Wzrokiem
szukał Ruby, ale nie mógł jej znaleźć. Z tłumu wypatrzył burzę zielonych włosów.
- Ej, Modliszko – zagadał do Heli. Puchonka
spiorunowała go wzrokiem. Wyglądało na to, że było to już tradycyjnym elementem
rozpoczęcia ich rozmów. Mimo że nawzajem sobie dokuczali i udawali, że się nie
lubili, w głębi oboje wiedzieli, że jest inaczej.
- Ruby wyszła kilka minut temu –
odpowiedziała, wyprzedzając jego pytanie. – I nie, nie wyszła przez ciebie.
Wylosowało ją i Doriana, więc tak jakby mu uciekła. – Syriusz zmrużył oczy. Był
pod wrażeniem. Heliotropa upiła łyk drinka ze szklanki, którą trzymała w dłoni,
nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chciała wyjść na cwaną. Poniekąd się to
udało.
- Akurat o to drugie nie chciałem pytać, ale
ta informacja poprawiła mi humor. – Rzucił szybkie spojrzenie na Doriana,
rozmawiającego z kolegami i Black mimowolnie się uśmiechnął. Ruby nie chciała
się całować z Dorianem. Nie wiedział, czy to ze względu na niego, czy po prostu
ze względu na Doriana, ale Syriusz cieszył się z tego niezmiernie. – Dobra, też
będę się zbierać.
- Akurat nie chciałam o to pytać, ale ta
informacja poprawiła mi humor – Heli powtórzyła słowa Blacka i złośliwie się
uśmiechnęła. Syriusz parsknął śmiechem. Podziękował za przyjęcie i wyszedł z
pokoju wspólnego Puchonów.
Korytarz był ciemny w porównaniu z oświetlonym
salonem. Wzrok Syriusza potrzebował chwili, żeby się przyzwyczaić. Nawet nie
wiedział, która była godzina. Pokonując kilka pierwszych schodów w stronę wieży
Gryffindoru, zaczął się zastanawiać, jak miał cicho wejść do pokoju, aby nie
obudzić reszty Huncwotów. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę z tego, że Huncwotów
przecież w swojej sypialni nie będzie. Tej nocy wypadała pełnia księżyca, a on
całkiem o tym zapomniał. Nerwowo przeczesał palcami ciemną czuprynę.
Co pełnię, razem przekradali się do
Wrzeszczącej Chaty, żeby towarzyszyć Remusowi podczas jego przemian. Zawsze
mieli przy sobie mapę i pelerynę niewidkę. Byli nieuchwytni, ale teraz nie miał
przy sobie tych rzeczy. Syriusz stanął w miejscu, żeby zastanowić się, co
zrobić. Rozejrzał się dookoła. Tylko kilka pięter wyżej widział wątłe światło
lampy. Jaka była szansa, że ktoś by zauważył, jak wychodzi z zamku? Westchnął i
zawrócił w stronę drzwi wyjściowych.
Podszedł do nich szybkim krokiem i pchnął je
lekko, aby otworzyć je tylko na tyle, żeby mógł się przez nie przecisnąć
niezauważony.
- Wybierasz się gdzieś, Black? – Syriusz
niemal podskoczył na niespodziewany głos za jego plecami. Szybko przypisał go
do osoby i zdenerwowany zacisnął usta. Huncwot nawet się nie odwrócił. Otworzył
drzwi i wyszedł na zewnątrz zamku. – Zadałem ci pytanie!
- Nie twój interes, Snape – rzucił Syriusz
przez ramię. Kierował się w stronę bijącej wierzby. Chciał pokazać Severusowi,
jak bardzo lekceważył jego obecność. Snape pociągnął Syriusza za ramię, chcąc
go zatrzymać. Black stanął w miejscu i głęboko wciągnął powietrze. Sam nie
wiedział, dlaczego aż tak się zdenerwował. Spieszył się, aby dołączyć do
przyjaciół. Nie wiedział jak spławić Snape’a, a jego złość jeszcze bardziej
podsycił dotyk Ślizgona.
- Zapytałem, czy się gdzieś wybierasz –
powtórzył Snape bardziej szorstkim głosem. Stali na błoniach przed Hogwartem. Snape
w swojej czarnej szacie był widoczny tylko dzięki księżycowi, który odbijał
promienie słoneczne, oświetlając ich. W tym świetle przypominał wampira. Jego skóra
wyglądała na jeszcze bledszą niż była, a czarne włosy, sięgające do ramion,
kontrastowały z nią. Syriusz miał wrażenie, że księżyc go poganiał.
- A ja powiedziałem, że to nie twój interes.
Chcesz się w to bawić całą noc? Odejmij mi punkty, daj szlaban i zajmij się
swoimi sprawami. I nie dotykaj mnie więcej.
Severus wyglądał na zmieszanego. Tak naprawdę
nieco się wystraszył tonu Blacka, choć to on sam chciał wywołać na Gryfonie
taki efekt. Nie chciał dać tego po sobie poznać. Syriusz był lepiej zbudowany i
wysportowany. Mógłby pokonać Snape’a nawet bez pomocy magii. Obaj byli tego
świadomi.
- Black, jesteś naiwny, jeśli myślisz, że tak
to zostawię. Nie pierwszy raz widzę, jak któryś z was się wykrada z Hogwartu. Dokąd tak naprawdę nocą chodzą Huncwoci, co? Na pewno wszyscy by się chcieli
dowiedzieć. A Dumbledore już w szczególności. – Severus uśmiechnął się
półgębkiem. Był przekonany, że to ruszy Syriusza. Ten w odpowiedzi tylko uniósł
brwi, udając zaskoczonego groźbami.
- Nagle taki jesteś odważny, Smarkeusie? –
Syriusz przechylił nieco głowę. Wpadł na szalony pomysł. Wiedział, jak
przegonić Snape’a. – Sam się przekonaj. – Zachęcająco rozłożył ręce i zaczął
iść tyłem do bijącej wierzby. – Tylko musisz nadążyć.
Syriusz odwrócił się od Ślizgona, który był
całkowicie zaskoczony reakcją Blacka. Stał i obserwował go chwilę. Biegiem
zbliżał się do magicznego drzewa na błoniach Hogwartu. Severus myślał, że Syriusz
oszalał. Wiedział, że wierzba odrzuci go z impetem i zrobi mu krzywdę. Myślał,
że pewnie właśnie na to miał nadzieję Syriusz, zachęcając go do podążania za
nim. Chciał, żeby Snape’owi stała się krzywda. Był bardzo nieufny. Black jednak
podbiegł do wierzby bez zahamowania. Omijał sięgające ku niemu konary. Jego
refleks zaimponował Snape’owi, ale nie chciał tego przyznać nawet przed samym
sobą. W końcu wierzba znieruchomiała. Ślizgon nigdy nie widział jej w takim
stanie. Był pod takim wrażeniem, że nawet nie zauważył, kiedy Black zniknął mu
z oczu.
Biegł tunelem, po drodze zmieniając się w
dużego, czarnego psa. Co jakiś czas oglądał się za siebie. Sprawdzał, czy Snape
ośmielił się iść za nim. Syriusz starał się robić to wszystko bardzo szybko.
Nie wiedział też, na jak długo bijąca wierzba pozostanie nieruchoma. Miał
nadzieję, że na tyle krótko, żeby Snape nie zdążył przedostać się do tunelu,
którym właśnie biegł Syriusz. Kiedy dobiegł do końca korytarza, znalazł się w
zabrudzonym pomieszczeniu. Tak jak przypuszczał, reszta Huncwotów już tam była.
We Wrzeszczącej Chacie było ciemno. Okna były
zabite deskami. Światło księżyca prześwitywało tylko przez niewielkie szpary
między nimi. Oprócz tego w chacie były świeczki, ale rzadko kiedy mieli
potrzebę ich używać. Pod postacią zwierząt mrok w ogóle nie przeszkadzał
Huncwotom. Dom był umeblowany, lecz w trakcie kolejnych przemian Remusa mebli ubywało.
Remus w przypływie frustracji, bólu lub złości niszczył je. Z tego samego
powodu tapeta ze ścian w niektórych miejscach była rozdrapana. W innych miejscach
już sama odchodziła ze starości. W chacie często działy się rzeczy rodem z
horrorów.
Na środku pomieszczenia, do którego od razu
prowadził tunel, leżał Remus. Był już w formie wilkołaka. Tylko dlatego Syriusz
trochę się cieszył, że się spóźnił. Nie musiał oglądać przemiany Remusa. Ba,
sam widok nie był taki straszny. Szło się do niego przyzwyczaić. Najbardziej
przerażał go towarzyszący przemianie krzyk bólu. Syriusz nie potrafił pojąć,
jak wielkie musiało to być cierpienie. Remus musiał przez nie przechodzić co
miesiąc. To dlatego mieszkańcy Hogsmeade myśleli, że chata jest nawiedzona. To
dlatego nazywali ten budynek Wrzeszczącą Chatą. Wilkołak spojrzał na niego,
badając sytuację. Nie przejął się nowym gościem. Wilkołaki z reguły były
przyjazne dla zwierząt. Remus podszedł do zabitego deskami okna i obserwował
dwór przez niewielką szparę.
W rogu pomieszczenia leżał jeleń, a na
obdartej kanapie pod ścianą wypoczywał szczur. Na niewtajemniczonych mogło to
robić wrażenie. Syriusz sam był nieco zaskoczony, że Remus był taki spokojny.
Wciąż był nerwowy, ale przynajmniej nie był w szale. Obecność innych zwierząt
uspokajała go. Rogacz posłał Syriuszowi zimne spojrzenie. Zabawne jak dobrze
rozumieli się nawet bez słów. Kiedy wszyscy byli pod postaciami zwierząt, ich
język porozumiewawczy działał na podstawie instynktu. Łapa wiedział, że James
był na niego zły. Glizdogon za to był zmieszany. Wyczuwał napiętą atmosferę i
zbliżającą się kłótnię. Wrzeszcząca Chata miała to do siebie, że nie mieli
więcej w niej do roboty, jak po prostu być tam dla Remusa. Syriusz powoli
podszedł do wilkołaka i usiadł u jego boku.
Remus wiedział, że czarny pies, który zjawił
się w chacie, był jego przyjacielem. Nie wiedział, czemu nie było go tam od
początku, ale też za bardzo go to nie ruszyło. Kiedy zmieniał się w wilkołaka,
znikało też jego człowieczeństwo. Nie czuł nic innego poza zmęczeniem, złością
i frustracją. Ściskało go w żołądku. Miał tę dziwną żądzę krwi, musiał się
czymś posilić lub odwrócić swoją uwagę. Pragnienie jakby rozrywało go od
środka, a on nie mógł nic z tym zrobić. Zazwyczaj ta katorga trwała około dwóch
dni.
Skupił się na dźwiękach. Zazwyczaj go to
uspakajało. Jego wyostrzony zmysł był czasem przekleństwem, a czasem
błogosławieństwem. Ciche rozmowy ludzi, granie świerszczy, oddechy. Osypujący
się piasek. To była nowość. Kroki. Wilkołak nastawił uszu. To samo zrobił pies
siedzący obok. Szepty, a raczej przekleństwa. Ktoś się zbliżał. Ktoś nieznany.
Nowy zapach. Frustrację zastąpiło ożywienie i podekscytowanie.
Pies posłał zaniepokojone spojrzenie
jeleniowi. Badał każdy ruch Remusa. Ten powoli odwrócił się. Najpierw głowę,
zaraz potem całe ciało. Ciałem również przypominał wilka, jednak jego kończyny
były dłuższe i mniej owłosione, przez co bardziej wyglądał człowieczo, a
zarazem bardziej przerażająco. Pies podbiegł do zaspanego Rogacza. Trącał go
łapami, jakby chciał mu coś przekazać. Na to było jednak za późno. Rogacz nie
wiedział, co się działo, bo działo się to tak szybko.
Severus wszedł do ciemnego salonu, nie wiedząc
czego się spodziewać. Kilka sekund zajęło mu dojrzenie czegokolwiek w tej
ciemności. Sięgnął po różdżkę. Serce mu zamarło na widok świecących ślepi.
Upuścił ją, gdy stwór skoczył na niego. Wtedy do Snape’a dotarło, z czym miał
do czynienia. Tunel pod Bijącą Wierzbą prowadził do schronu dla wilkołaka. Był
w tak ciężkim szoku, że nie potrafił opanować paniki. Zaczął się wierzgać.
Wilkołak z rykiem podrapał go w brzuch. Nagle usłyszał szczekanie i warczenie,
które nie pochodziło od potwora. Łzy stanęły mu w oczach. Zebrał w sobie całą
siłę, aby zrzucić z siebie kopniakiem wilkołaka. Coś z innej strony pociągnęło
go za szatę. Wiedział, że to już był jego koniec. Krwawił, ciągnięty po ziemi.
Coś prowadziło go na zewnątrz tunelu. W myślach przeklinał siebie i Blacka. Dlaczego
poszedł za tym szaleńcem, dlaczego on go to tego podpuścił? Dlaczego miał coś
wspólnego z takim potworem?
Wkrótce zrobiło się cicho i jedyne co słyszał
to szum wiatru. Wszystko działo się tak szybko. Znów był niedaleko wierzby, ale
na tyle daleko, że nie stanowiła zagrożenia. Leżał i trzymał się za brzuch.
Myślał, że już miał halucynacje, kiedy zobaczył nad sobą Jamesa Pottera. Nie
sądził, że to właśnie jego twarz zobaczy przed śmiercią. Jego nemezis. Severus
zaśmiał się krótko z ironii sytuacji. Potter uklęknął przy nim. Na jego twarzy
malowała się złość. Miał mocno zaciśniętą szczękę i głośno oddychał.
- Do cholery, co ci odbiło, że wpadłeś na taki
genialny pomysł, co?! – Zaczął odkrywać jego brzuch. Był wściekły, ale nie mógł
tak zostawić Snape’a. Musiał się upewnić, że nic poważnego mu się nie stało.
Snape’owi odebrało mowę.
James spanikowany spojrzał na swoje dłonie.
Były brudne od krwi Ślizgona, ale za nic nie mógł się dokopać do jego koszulki.
Szatę miał rozerwaną, a pod nią kilka warstw innych ubrań. Przegryzł dolną
wargę w zamyśleniu. Szarpnął Severusa w górę, zarzucił sobie jego ramię dookoła
swojej szyi i objął go w pasie. Snape czuł się nieco zażenowany, że to właśnie
przy Potterze był taki słaby i że to od niego uzyskał pomoc. Ze wszystkich
ludzi na świecie to James Potter prawdopodobnie uratował mu życie.
Syriusz zastanawiał się, co się właśnie stało.
Czuł się niesamowicie winny i nie wiedział, czy mógłby sobie wybaczyć, gdyby
coś poważnego stało się Snape’owi. Remus w przypływie wściekłości rozwalił
fotel. Oderwał od niego nóżki, a obicie porwał. Syriusz właśnie siedział na nim
z opuszczonymi uszami. Wilkołak wędrował niespokojnie po chacie. Oprócz tego,
Lupin rozdrapał sobie skórę od szczęki po szyję z pragnienia. Na szczęście
Syriuszowi i Peterowi udało się go nieco uspokoić.
James zniknął i do tej pory się nie pojawiał.
Blacka bardzo to martwiło. Myślał nad tym, jak wielkim śmieciem czyniło go to,
że bardziej martwił się o psychikę Remusa, gdyby stało się coś strasznego
Snape’owi, niż o samego Snape’a. Peter wspiął się na fotel i przysiadł obok
czarnego psa. Syriusz posłał mu smutne spojrzenie, a Peter myślał nad tym, jak
go pocieszyć. Przecież nie zrobił tego specjalnie. Nie pomyślał, że tak to się
mogło skończyć.
Na zewnątrz robiło się coraz jaśniej. Zegar w
starej kuchni wskazywał na szóstą rano. Remus robił się coraz bardziej senny.
Syriusz nie mógł spać z niepokoju, ale nie mogli też zostawić Remusa samego w
nocy. Nie wiadomo, jaką krzywdę wtedy by sobie wyrządził. A na więcej krzywdy
Łapa nie mógł pozwolić. Razem z Peterem czekali, aż wilkołak zaśnie.
Standardowo. Kiedy to się wydarzyło, wbiegli w tunel, wychodząc tuż na błoniach
Hogwartu. Już w swojej ludzkiej postaci weszli do zamku.
Jednym z najlepszych uczuć jest napicie się
wody, kiedy jest sucho w buzi po alkoholu. Tak przynajmniej uważała Ruby.
Popijała łyk za łykiem wody ze szklanki, stojącej na jej etażerce.
- Tak myślałam, że ci się przyda – powiedziała
Lily. Czesała przy lustrze swoje rude włosy i przyjaźnie się uśmiechnęła. To
ona postawiła tam wodę dla współlokatorki.
Ruby była jeszcze zaspana i dopiero po fakcie
doszło do niej to, co powiedziała Lily. Usiadła, ale wciąż była przykryta
kołdrą. Świat jej zawirował na chwilę, żeby zaraz wrócić do normy. Patrzyła na
wszystko zmrużonymi oczyma. Ciągle jeszcze jej wzrok przyzwyczajał się do
światła.
- Dziękuję – odparła w końcu, znajdując w
sobie resztki sił. Podsumowując, czuła się dobrze, ale z chęcią pospałaby
jeszcze kilka godzin. – Która godzina?
- Po ósmej. Zaraz idę na śniadanie. Mogę na
ciebie poczekać, jeśli chcesz. – Lily odłożyła szczotkę do włosów na komodę.
Ruby zastanawiała się dłuższą chwilę, a koleżanka obserwowała jej ruchy. A w
zasadzie ich brak. Ona tylko powoli mrugała. Jak już zdecydowała, jęknęła coś w
odpowiedzi i runęła z powrotem do pozycji leżącej. Ruby zawinęła się w kołdrę i
przewróciła się na drugi bok. – To chyba znaczy nie. – Lily zarzuciła na siebie
rozpinany sweterek i wyszła z pokoju.
Liczyła na to, że w Wielkiej Sali spotka
Jamesa. Poprzedniego wieczoru tak szybko zniknął, że chciała się upewnić, czy
wszystko było w porządku. Wiele miejsc przy stołach jednak było pustych.
Zazwyczaj tak było w sobotnie poranki. Większość uczniów chciała się wyspać,
kiedy miała taką możliwość. Lily była już przyzwyczajona do wczesnego wstawania,
stąd również była przyzwyczajona do widoku prawie pustej sali. Jamesa nigdzie
nie widziała, co też jej specjalnie nie dziwiło. Huncwoci obudzeni o tej porze
w weekendy to rzadki widok. Dlatego zjadła w spokoju śniadanie, uprzednio
pożyczając od kogoś najnowszy numer Proroka Codziennego. Nawet nie zauważyła,
kiedy niedaleko niej usiadło dwóch chłopców. Przyciągnęli jej uwagę, ponieważ
wielokrotnie wymawiali dwa imiona: James i Severus.
- … jaki Snape musi być za to wściekły? –
zapytał jeden z nich. Na oko byli młodsi od Lily o dwa lata. Wyglądali na
podekscytowanych. Ich głosy były ożywione, dlatego Lily dobrze słyszała ich
rozmowę, kiedy już się na niej skupiła.
- Ciekawe, co się między nimi stało naprawdę.
Ja słyszałem, że się bili i Snape użył niewybaczalnego zaklęcia. – Puls Lily
gwałtownie przyspieszył. O czym oni mówią? Jeśli James znowu znęcał się nad
Severusem, to przysięgam…
- Ja słyszałem w sumie wiele plotek. Nie ma co
na razie o tym mówić, póki nie wiadomo co się stało. – Nie mogła już dłużej
wytrzymać. W końcu chodziło o dwie bliskie jej osoby. Przysunęła się bliżej
chłopców.
- A co się stało? – zapytała zmartwiona.
Młodzi Gryfoni spojrzeli na siebie zdezorientowani. Wyglądali jakby
telepatycznie razem obmyślali drogi ucieczki.
- Yy, no… Ponoć Snape leży w skrzydle
szpitalnym. Ale nikt nie wie dlaczego.
- A co ma wspólnego z tym James?
- On go tam zaniósł. A to ciekawe skąd tych
dwóch znalazło się w nocy obok siebie, prawda? – odpowiedział drugi. On
zdecydowanie lubił wymyślać historie spiskowe. Wcześniej Lily słyszała inne
jego przypuszczenia, ale nie wsłuchiwała się aż tak, skoro nie wiedziała, że
chodziło o jej chłopaka i dawnego przyjaciela.
- Skąd o tym wiecie? – Chłopcy znów spojrzeli
po sobie i jak jeden organizm wzruszyli ramionami. Lily wzięła głęboki oddech i
zacisnęła usta. Nie wiedziała, czy miała być wściekła czy zmartwiona, więc
buzowała w niej mieszanka tych dwóch emocji. Gwałtownie wstała od stołu i
wyszła z sali, nie kończąc swojego śniadania.
Kiedy James doczłapał w nocy ze Snapem do
skrzydła szpitalnego, od razu powiedział pani Pomfrey o pochodzeniu jego rany.
Szkolna pielęgniarka wiedziała, że Remus był wilkołakiem. Wiedziała też, że na
pewno nie zrobił tego celowo, a ranę od wilkołaka należało opatrzyć szybko.
Dawniej ona z Dumbledorem dawała Huncwotom cały wykład o tym, jakim zagrożeniem
może być Remus i jak sobie z tym poradzić. Miał nadzieję, że nigdy nie musiałby
korzystać z tej wiedzy. Ale oto stał on, James Potter przy pielęgniarce, kiedy
ona nakładała na ranę Severusa specjalnie przygotowaną substancję ze srebra i lebiody.
Miała ona sprawić, żeby rana zagoiła się bez większego problemu. Na szczęście
zadrapanie nie było zbyt głębokie.
- Wolałbym, żeby Potter tego nie oglądał. –
Powiedział w końcu Severus. Leżał na łóżku szpitalnym bez koszulki i krępował
się przy nim. James parsknął, ale odwrócił się i odszedł w głąb sali.
Nie mógł uwierzyć w to, że uratował mu życie,
a Ślizgon dalej traktował go podle. Na rękach wciąż miał jego krew. Całkiem o
tym zapomniał w przypływie adrenaliny. Podszedł do umywalki na zapleczu
skrzydła i dokładnie szorował dłonie, jakby krew Snape’a była skażona. W końcu
mógł odetchnąć. Nie musiał się już martwić o niego. Miał zapewnioną opiekę.
Taka huśtawka emocjonalna, jaka spotkała go tej nocy, wykończyła go
psychicznie. Czuł się tak zmęczony, że mógłby się położyć na jednym z łóżek w
skrzydle i zasnąłby natychmiastowo. Skórę miał już czystą, ale nie mógł przestać
jej myć. W końcu pani Pomfrey zakręciła mu kran powolnym ruchem i wręczyła
chusteczki.
- Wiesz, że zachowałeś się bardzo porządnie?
Znając waszą relację, można było się spodziewać czegoś innego. Ale nie dałeś
się ponieść emocjom. To bardzo dobra postawa, James – powiedziała cicho.
Położyła dłoń na jego ramieniu. Chłopak opierał się po obu stronach umywalki i
nie patrzył na pielęgniarkę.
- Miałem go zostawić na błoniach na śmierć?
Nie było w tym nic bohaterskiego. Każdy by zrobił to samo.
- Jak to się w ogóle stało?
- Nie wiem. – Po raz pierwszy na nią spojrzał.
Po takim wzroku wiedziała od razu, że nie kłamał. – Nie wiem, skąd on tam się
znalazł. Po prostu wyszedł przesz tunel prosto do chaty i wtedy… Wyciągnąłem go
szybko. Nie wiem, skąd się o nim dowiedział. Nie powiedział ani słowa odkąd
stamtąd wyszliśmy. Pani Pomfrey, co teraz będzie z Remusem? Nie wyrzucą go ze
szkoły, prawda?
- Nie sądzę, ale nie ja o tym decyduję, James.
Najpierw musimy powiedzieć dyrektorowi, a on porozmawia z Severusem. Może uda
się go przekonać, aby zachował tajemnicę Remusa. Może powinieneś iść do pokoju
i się przespać? – zaproponowała łagodnym tonem. James pokiwał powoli głową.
Skierował się ku wyjściu ze skrzydła
szpitalnego. Rzucił na Snape’a szybkie spojrzenie przez ramię i opuścił
pomieszczenie.
Wśród poduszek i kołdry ciężko było się
domyślić, czy w tym łóżku leżał człowiek czy to tylko pościel. Syriusz
przyglądał się uważnie posłaniu Jamesa. W pewnym momencie kołdra się ruszyła i
chłopak odetchnął z ulgą. To oznaczało, że Rogacz był bezpieczny, a skoro mógł
spokojnie zasnąć, to prawdopodobnie i Snape’owi nic się nie stało. To zdjęło
nieco poczucia winy z jego ramion. Syriusz usiadł na brzegu swojego łóżka.
Przebrał się w czystą koszulkę, ściągnął spodnie i w bieliźnie wślizgnął się
pod kołdrę. Dopiero jak się wygodnie położył, poczuł, że jeszcze nie do końca
wytrzeźwiał po przyjęciu Hufflepuffu. Miał wrażenie, jakby odbyło się ono wieki
temu.
- James? – wymamrotał Syriusz, leżąc w łóżku.
Wpatrywał się w sufit i poniekąd nawet nie oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Hm? – wydobył z siebie Potter. Syriusz
odetchnął ciężko. Musiał wyrzucić to z siebie.
- To ja podpuściłem Snape’a, żeby wszedł do
tunelu.
- Co? – Poprawił się do pozycji siedzącej i
nagle wyglądał na całkowicie rozbudzonego. Syriusz wciąż leżał w tej samej
pozycji. Spojrzał tylko na przyjaciela zaszklonymi oczami. Jego zbolały wzrok trochę
zmusił Jamesa do uspokojenia się, ale nie mógł mu tego tak szybko wybaczyć. Black
faktycznie przejął się tą sytuacją, za to James za nic nie mógł zrozumieć, jak
w ogóle do niej doszło.
- Wszystko z nim w porządku?
- Kurwa, dlaczego? Po co to zrobiłeś? –
zignorował pytanie Syriusza. Buzowała w nim złość. Miał nadzieję, że otrzyma od
przyjaciela sensowne wytłumaczenie. – Co ty w ogóle sobie myślałeś?! Że to
będzie zabawne czy co? Ja naprawdę nie rozumiem!
- Na Merlina, nie wiem! Nic nie myślałem! –
Syriusz też usiadł, chowając twarz w dłoniach. – Snape przyłapał mnie na
wyjściu z zamku i nie chciał odpuścić. Wypytywał, gdzie idę, ale nie sądziłem,
że za mną pójdzie. Myślałem, że się wystraszy wierzby albo, że ona go odtrąci. Do
diabła, przecież po coś tam ona jest! Naprawdę, wszystko robiłem szybko i
miałem nadzieję, że go zgubię…
- Masz szczęście, że to się tak potoczyło, a
nie inaczej. – James parsknął z wyczuwalną pogardą i pokręcił głową z
niedowierzeniem. – Mogło być dużo gorzej. Naraziłeś nas wszystkich, już nie
mówiąc o Remusie. Wiesz, jakby cię znienawidził, gdyby go zabił? I siebie
zresztą też, nie od dziś wiadomo, ze czuje do siebie odrazę, a co dopiero by
było, gdyby…
- Czyli wszystko w porządku ze Snapem, tak?
- Tak. Po prostu… Teraz wie o wszystkim. Wie o
przejściu pod wierzbą. – James zaczął wyliczać na palcach. – Wie o tajemnicy
Remusa, wie, że jestem animagiem i pewnie domyślił się, że wy też. – Spojrzał w
końcu na Petera, który też był z nimi w pokoju i z zamyśleniem przysłuchiwał
się kłótni. Czuł się jak dziecko, którego rodzice mają kryzys w małżeństwie. –
Czy muszę przypominać, że jesteśmy nimi nielegalnie? Może nas zgłosić do
Ministerstwa Magii i będziemy mieć poważne problemy. Może zgłosić Remusa.
Dumbledore może nas wyrzucić ze szkoły. Jest tyle możliwości, że nie mam
pojęcia, co się wydarzy. Nie mogę uwierzyć w to, jak nieodpowiedzialnie się
zachowałeś, Łapo.
- Przepraszam. Naprawdę jest mi przykro. Nienawidzę
Snape’a, ale nie chciałem, żeby zginął. – Syriusz długo patrzył prosto w oczy
Jamesa, chcąc go przekonać. Bolało go, że jego najlepszy przyjaciel, wydawał
się mu nie wierzyć. I chyba nigdy wcześniej nie był na niego aż tak zły. Czy
był takim złym człowiekiem, że nawet James nie chciał mu uwierzyć? Przez głowę
przeszła mu myśl, że być może wcale nie różnił się wiele od pozostałych
członków rodu Blacków. Całe życie starał się być inny niż jego rodzina. Tylko
czy nie zgubił się gdzieś po drodze i nie pomylił kierunków? – Nie wierzysz mi?
– jego głos mimowolnie się załamał.
- Nie mogę teraz na ciebie patrzeć, Syriusz. –
James zacisnął szczękę, mówiąc mu to prosto w oczy. Położył się i odwrócił się
plecami do Blacka.
W pokoju nastała cisza. Atmosfera była wroga i
tak gęsta, że Syriusz nie mógł wytrzymać w sypialni dłużej, niż było to
konieczne. Czuł się, jakby miał się w niej zaraz udusić. Poruszając się cicho
niczym duch, wyszedł do łazienki. Miał wrażenie, że w sercu miał tysiące igieł,
które powbijał mu James i kompletnie nie wiedział, jak miał to naprawić. Musiał
zdać się na czas i liczyć, ze złość Pottera przejdzie sama.
Po zimnym prysznicu czuł, że trochę ochłonął. Tak
jakby zmywał z siebie wspomnienia tej nocy. Wytarł ręcznikiem mokre włosy, ale
nawet gdy mył zęby, z czarnych kosmyków pojedyncze krople wody spadały mu na
czoło. Delikatny zarost zawitał na jego twarzy. Syriusz spojrzał sobie w oczy w
swoim odbiciu w lustrze. Nie był złym człowiekiem. Każdy przecież popełnia
błędy. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że jest tylko jedno miejsce, w którym chciałby
teraz być.
Ze swojej skrzyni przy łóżku wyciągnął wygodne
spodnie dresowe i białą koszulkę. Nie przejmował się mokrymi włosami. Wyszedł
po cichu z dormitorium i przekradł się do damskiej części wieży. Gryfoni powoli
wracali do życia, ale na szczęście nie było ich wielu. Dzięki temu mógł w miarę
swobodnie zmierzać ku sypialni Ruby i był prawie pewny, że nikt go nie widział.
Zapukał lekko dwa razy w drewniane drzwi i przez dłuższy czas nikt mu nie
otwierał. Ponowił próbę, co przyniosło już lepsze skutki. W progu stanęła
zaspana Ruby i miała bardzo zmieszany wyraz twarzy.
- Czy ja śnię, czy do mojej sypialni przyszedł
pan Syriusz Black? – zażartowała, a on uśmiechnął się delikatnie. Od razu czuł
się lepiej.
- Sen na jawie, moja droga. Mogę wejść? –
Dziewczyna skinęła głową i wpuściła go do środka. W pokoju była jeszcze
Anastazja Leon, ale leżała w swoim łóżku i czytała książkę. Syriusz przywitał
się z nią, a ona nie wyglądała jakby miała coś przeciwko jego wizycie. Nawet
nie wyglądała na zaskoczoną. Ruby usiadła na swoim łóżku i ziewnęła przeciągle.
– Spałaś?
- Próbowałam zasnąć od kilku minut. A coś się
stało, że tak wcześnie przyszedłeś?
- W sumie to tak, ale miałem nadzieję, że
sobie pośpimy i nie będziemy o tym rozmawiać. Nie spałem całą noc. – Spojrzał na
nią błagalnym wzrokiem. Światło wpadające do pokoju przez okna, odbijało się od
jego ciemnych, niemal czarnych tęczówek. Nie potrafiła odmówić takiemu
spojrzeniu. Westchnęła głośno i przesunęła się, aby zrobić Syriuszowi więcej
miejsca.
Super rozdzial i nie czekalam na niego tak dlugo jak ostatnio, pisz dalej niech potter wybaczy syriuszowi bo wszyscy wiemy ze nie moga zyc bez siebie, weny zycze 😁
OdpowiedzUsuń